Od czwartku, po rzeszowskich ulicach jeździ 10 autobusów zasilanych energią elektryczną. Miasto zapłaciło za nie ponad 25 mln zł. Aby elektryki mogły kursować bez zarzutu, ich akumulatory muszą być regularnie ładowane w 2 specjalnie przystosowanych do tego stacjach wolnego i szybkiego ładowania. Szybkie „tankowanie” jak na razie możliwe jest tylko na jednym przystanku przy ul. Grottgera obok dworca głównego PKP. W planach ma się też pojawić na kolejnych pięciu przystankach.
Od czwartku do komunikacji miejskiej w Rzeszowie dojechało 10 nowoczesnych autobusów zasilanych energią elektryczną. Między kursami pojazdy będą korzystać ze stacji szybkiego ładowania akumulatorów, która mieści się przy ul. Grottgera i posiada 2 stanowiska do tzw. szybkiego „tankowania”. Na jej budowę miasto wydało blisko 3 mln zł.
Na dachu każdego z elektrycznych autobusów zamieszczone są relingi, czyli odbiorniki mocy. Przy ich użyciu przekazywana jest energia z pantografu (platformy ładującej) do akumulatorów pojazdu. W ten sposób przez urządzenie może przepłynąć nawet 550A. Szybkie „tankowanie” elektryków zajmuje od kilku do kilkunastu minut. Podczas ładowania pasażerowie mogą siedzieć w pojazdach.
Fot. Natalia Chrapek
Nocami każdy z autobusów będzie ładowany na zajezdni autobusowej przy ul. Lubelskiej. Budowa stacji kosztowała ponad 2 mln zł i składa się z 10 stanowisk do tzw. wolnego ładowania, które minimalnie może potrwać około 180 minut. Wtedy maksymalny prąd, jaki może płynąć przez urządzenie to 125 A.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie złącza do ładowania akumulatorów typu plug-in, w które każdy z autobusów jest wyposażony. Elektryki mogą też odzyskiwać energię w trakcie hamowania lub podczas jazdy po pochyłościach.
Miasto ma w planach budowę 5 kolejnych stacji szybkiego ładowania. Nowe inwestycje mają pojawić się przy ul. Łukasiewicza, Obrońców Poczty Gdańskiej, Ofiar Katynia, Błogosławionej Karoliny oraz na Dworcu Lokalnym.
