Reklama

Biznes

Jak czynić świat lepszym i robić pieniądze? Kruszyć szkło!

Z Pawłem Ciesielskim i Szczepanem Wantusiakiem, założycielami Maas Loop, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 11.07.2022
65006_maasloop
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Na Rynku w Rzeszowie, przy stoliku w pubie, w trakcie przyjacielskiego spotkania trzech 30-latków narodził się pomysł na biznes – produkcję kruszarek do szklanych butelek, który już wyszedł poza Rzeszów, Polskę i Europę. Często się razem spotykacie?
 
Paweł Ciesielski: Prywatnie coraz rzadziej, niestety. (śmiech) Firmowo jesteśmy w nieustającym kontakcie, a sama przyjaźń została już zweryfikowana przez czas.  Ze Szczepanem (Wantusiak – przyp. red.) znamy się 12 lat, z Łukaszem (Święch – przyp. red.) ponad 18. Wszyscy związani jesteśmy z Rzeszowem. Ja urodziłem się w Bydgoszczy, Łukasz pochodzi z Wojnicza pod Tarnowem, ale w stolicy Podkarpacia kończyliśmy studia. W moim przypadku był to biznes międzynarodowy. Po studiach zależało mi, by pracować na własny rachunek i od kilkunastu lat jestem współwłaścicielem agencji brandingowej. Łukasz jest absolwentem lotnictwa na Politechnice Rzeszowskiej. Pracuje na uczelni, jest po doktoracie, bierze udział w wielu projektach naukowo-badawczych – chociażby przy projektowaniu motoszybowca i na pewno myśli o habilitacji.
 
Szczepan Wantusiak: Rzeszów jest moim miastem, ale zarządzanie hotelarstwem studiowałem w Szwajcarii. Od  ponad 10 lat odpowiadam za innowacje w Grupie Browarów Van Pur S.A. Z Pawłem poznałem się w pracy, kiedy współpracował z Van Purem przy tworzeniu nowych marek. Za jego pośrednictwem poznałem także Łukasza.
 
Przypadkowa znajomość w pracy przerodziła się w przyjaźń na lata?
 
Sz.W.: Szybko dostrzegliśmy, że mamy wspólne poglądy, wartości i aspiracje. Cała nasza trójka. Tę filozofię życia można najkrócej podsumować – Nie robić krzywdy, szeroko pojętej! Bardzo ważny jest dla nas rozwój. W biznesie zarówno po stronie klientów jak i kontrahentów. Tylko to ma sens w pojmowaniu biznesu jako działania długofalowego. A że zawsze chcieliśmy zrobić coś wspólnie, najlepiej produkt, który pozwoliłoby zostawić ten świat lepszym dla kolejnych pokoleń, w 2020 roku odważyliśmy się i założyliśmy startup Maas Loop.
 
P.C.: Rozpoczynając każdy biznes, także startup, od początku trzeba o nim myśleć w perspektywie co najmniej 5, a najlepiej 10 lat. Konieczny jest horyzont czasowy. W trakcie rozmów z przedstawicielami funduszy inwestycyjnych i partnerami biznesowymi ten temat nieustannie powraca – na ile innowacyjny pomysł przekalkulowany jest także pod względem trwałej obecności na rynku. Jest to w pełni zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach nie brakowało startup-ów, które tworzone były od grantu do grantu, bez trwałego i długofalowego osadzenia produktu na rynku. A biznes musi być skalowalny i z szansami na sukces nie tylko na rynku polskim, ale też europejskim i światowym. 
 
Wydaje się, że na rzeszowskim rynku wzorem takiego działania może być firma ML System z Zaczernia, która wyrosła z Inkubatora Technologicznego w „Aeropolis” w Jasionce, a dziś jest dużą, innowacyjną firmą produkcyjną ze sprzedażą poza granicami Polski.
 
P.C.: Wiele polskich startup-ów jest „ofiarą” myślenia w kategoriach lokalnej sprzedaży. Polska to 38-milionowy rynek, czyli na tyle duży, że można się koncentrować tylko na lokalnym podwórku. Bywa to ślepą uliczką, której nie znają startup-y, chociażby z Estonii i Izraela, które wywodząc się ze stosunkowo niewielkich krajów, od początku działalności mocno koncentrują się na ekspansji na rynki światowe. My też od początku zakładaliśmy, że chcemy tworzyć produkt globalny.
 
Trzech przyjaciół spotyka się systematycznie od ponad 10 lat. Co w 2020 roku przesądziło o powstaniu Maas Loop?
 
Sz.W.: Uznaliśmy, że fajnie byłoby połączyć naszą relację w spółkę, bo wówczas spotkania prywatne moglibyśmy przekształcić w firmowe. Bardzo lubimy wspólne dyskusje, a w ostatnich latach bywały okresy, kiedy zajęci życiem zawodowym i prywatnym – zakładaliśmy rodziny, rodziły się nam dzieci, coraz mniej czasu mieliśmy na kontakty towarzyskie w trzyosobowym składzie. Dwa lata temu skrystalizowała się nam też wizja biznesu, jaki chcielibyśmy robić.
 
P.C.: W 2020 roku przyjęło to realne kształty i przystąpiliśmy do platformy startowej Start in Podkarpackie.

Pamiętacie okoliczności, w jakich narodził się pomysł na kruszarkę do szklanych butelek?
 
Sz.W.: Przy kawiarnianym stoliku, w pubie, w którym spotykamy się od lat. Zazwyczaj dyskutujemy o problemach, które uważamy za ważne, a wtedy naszą rozmowę zdominował temat śmieci, które wręcz  nas zalewają, wszędzie. Uznaliśmy, że musimy wymyślić produkt, którego kupnem zainteresowani byliby klienci mający największy problem ze śmieciami. Wydedukowaliśmy, że na pewno są to właściciele lokali gastronomicznych, gdzie opakowań szklanych jest bardzo dużo, a na pewno każdemu zależy na ograniczeniu kosztów stałych. 
 
P.C.: Zaczęliśmy przeliczać, jak duże jest zużycie butelek w średniej wielkości lokalu na około 50 miejsc. I wyszło nam, że jest to około 500 butelek po piwie, które nie są w systemie kaucyjnym. Do tego trzeba doliczyć około 250 butelek wódki, 150 butelek wina i 200 butelek po innych alkoholach. Wychodzi ponad 1000 butelek i ponad pół tony szkła miesięcznie.
 
 
Fot. Archiwum Maas Loop
 
Tak w Waszych głowach narodziła się kruszarka do szkła, czyli konkretnie co?
 
P.C.: Urządzenie o wielkości lodówki albo pralki, które w swojej technologii wykorzystuje rozwiązania znane już w górnictwie, ale na mniejszą skalę. Nasza kruszarka do szkła to pojemnik o wymiarach 60 x 60 x 90 cm, gdzie mieści się 30-40 butelek. Po zapełnieniu lejowatego wsypu, zamknięciu klapy i włączeniu przycisku, umocowane na specjalnym wale młotki uderzają w szkło krusząc je na piasek. Głośność pracy urządzenia porównywalna jest do przemysłowego odkurzacza. W zależności od wymagań klienta butelki mogą być skruszone na niewielkie kawałki, nawet do frakcji zbliżonej do piasku. Piasek jest w kolorze skruszonych butelek. W kruszarce stosujemy elektroniczne zabezpieczenia, które nie pozwolą włączyć urządzenia, jeśli klapa nie jest zamknięta. Czujniki mierzą masę kruszywa w szufladzie, która może się wypełnić maksymalnie do 20 kg. Według prawa pracy w Polsce tyle może unieść pracownica lokalu gastronomicznego.
 
Co możemy robić z tak pozyskanym piaskiem?

Sz.W.: Można go wysypać w ogródku przy roślinach ozdobnych, zasilić plażę przy lokalu albo oddać do recyklingu. Nadaje się  też do powtórnej produkcji butelek, ma zastosowanie w przemyśle budowlanym, przy budowie dróg, produkcji farb odblaskowych, czyszczeniu metali, czy produkcji zabawek. 
 
Jakie są ekonomiczne korzyści z zastosowania Waszej kruszarki w lokalu gastronomicznym albo hotelu?
 
P.C.: Redukujemy pięciokrotnie koszt opłacanych kubłów na wywóz szklanych opakowań. W różnych miastach w Polsce, te opłaty różnie są naliczane. W przeciętnym polskim pubie liczącym ok. 50 miejsc, oszczędność wyniesie od 6 do 8 tys. zł rocznie. Przy urządzeniu, które kosztuje 3,5 tys. EUR (ok. 14 tys. zł), koszt zwróci się po 1,5 roku, przy założeniu, że ceny za wywóz śmieci nie wzrosną, a bywa, że rosną średnio 100 proc. rocznie. W Londynie czy Berlinie, ta oszczędność już jest na poziomie 6-8 tys. GBP lub EUR rocznie, a to oznacza, że koszt urządzenia zwraca się po 3-5 miesiącach. Im większy pub, tym oszczędności większe. Naszym targetem są kraje europejskie i inne rynki, ale na razie popyt jest większy niż podaż i musimy przygotować się technologicznie i produkcyjnie, aby móc sprostać zamówieniom. 
 
W tym biznesie chodzi o coś więcej niż tylko zarabianie pieniędzy?

Sz.W.: Prywatnie spędzam dużo czasu z dziećmi w lesie, który uwielbiam. Doskonale pamiętam, jak było w nim czysto, gdy sam byłem kilkulatkiem, a jak bardzo zaśmiecony jest dzisiaj. Chciałabym przekazać moim dzieciom choć trochę lepszą wizję świata. Pewnie zabrzmi to odrobinę patetycznie, ale tu nie chodzi tylko o zarabianie pieniędzy, choć te też są ważne. Uważamy, że warto podjąć wyzwanie, jeżeli możemy pozostawić po sobie coś, co przysłuży się ochronie świata, w którym żyjemy. A już dawno doszliśmy do wniosku, że problem śmieci najlepiej rozwiązywać w sposób, który pozwala tym, którzy najwięcej ich wytwarzają, jednocześnie zarobić na ich ekologicznej utylizacji.

P.C.: W tym biznesie poznajemy też siebie nawzajem, bo dotychczas znaliśmy się tylko od strony towarzyskiej. Ciągle współdziałamy, a to oznacza, że dobrze się dogadujemy. Zależy nam na stworzeniu solidnych podwalin pod projekt, który chcielibyśmy, by rozwijał się przez długie lata. Pierwsze półtora roku to był okres przygotowawczy, aż do września 2021 roku, kiedy podpisaliśmy umowę z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości i otrzymaliśmy milion złotych dotacji. W tym czasie zrobiliśmy badania zapotrzebowania rynku, stworzyliśmy prototyp kruszarki, dopracowaliśmy biznes i plan działania. Rozpoczęliśmy też prace nad opcją abonamentowego odbioru szkła, stworzeniem koszy miejskich i kilku jeszcze innych pomysłów na przyszłość. 
 
Wasza kruszarka jest prostym urządzeniem, które wykorzystuje znaną od dawana technikę zamiany szkła w piasek, a jednak odzew rynku był ogromny.

P.C.: W Polsce ciągle dziwnie pojmujemy słowo innowacja. A innowacja – w moimi przekonaniu – polega na lepszym zaspokajaniu potrzeb, niż robią to inni. Tylko tyle i aż tyle. Największym sukcesem jest trafne zdefiniowanie potrzeby rynku.
 
W jaki sposób milion złotych, który rok temu we wrześniu otrzymaliście od Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, odmienił Waszą firmę?

P.C.: To pozwoliło przygotować finalny projekt kruszarki, od prototypu do produkcji. Dzisiaj jesteśmy na etapie przygotowań do produkcji seryjnej, którą planujemy uruchomić na początku lipca 2022 roku w Jasionce k. Rzeszowa.

Obecnie, ile jest już wyprodukowanych kruszarek?
 
P.C.: Gotowe są 4 sztuki urządzenia, które wykorzystujemy do prezentacji.  W ciągu ostatniego roku zajmowaliśmy się promocją produktu, pozyskiwaniem klientów oraz przygotowaniem aplikacji odbioru skruszonego surowca, w której klient będzie mógł wybrać godzinę, podać ilość worków i opłacić usługę. Zakładamy bowiem, że już wkrótce oprócz produkcji i sprzedaży kruszarek, będziemy się też trudnić wynajmowaniem lokalom urządzenia i odbiorem pozyskanego piasku. By usprawnić ten proces przygotowujemy aplikację, która od lipca będzie testowana w Wielkiej Brytanii. 
 
Jak będzie działać aplikacja?

P.C.: Chcemy, aby informacja o wypełnieniu szuflady trafiała bezpośrednio do aplikacji, ale dokładnie jej działanie będziemy dopracowywać w pilotażowym programie u naszego partnera biznesowego w Manchesterze. 
 
 
 Fot. Tadeusz Poźniak
 
Seryjna produkcja samych kruszarek rozpocznie się w lipcu. Ile urządzeń powstanie do końca 2022 roku?

Sz.W.: 200 i wszystkie są już zamówione. Pierwsze egzemplarze trafią do Kataru i Wielkiej Brytanii. Na Bliskim Wschodzie naszym partnerem jest Katarsko-Polska Izba Gospodarcza i pierwsze kruszarki lecą właśnie tam, na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, które odbędą się w listopadzie i grudniu tego roku. Staną w lokalach gastronomicznych, które będą obsługiwać turystów. Pozostałe kruszarki trafią do restauracji i pubów w Wielkiej Brytanii. Gdy zrealizujemy zamówienia do Kataru i Anglii, chcemy rozpocząć kampanię marketingową w Europie.
 
Jakie są plany produkcyjne na kolejne lata?

P.C.: W 2 lata, do końca 2024 roku chcielibyśmy sprzedać około 2 tys. kruszarek. W spółce zatrudniamy w tej chwili 7 osób, ale na pewno będą kolejne. Planujemy zwiększyć zatrudnienie do 20 – 30 pracowników.
 
Rozważacie odsprzedanie części udziałów w spółce?

Sz.W.: Tak, prowadzimy rozmowy, by pojawił się w spółce inwestor, który przejąłby część udziałów, a tym samym dokapitalizował spółkę. Takie myślenie jest niezbędne, jeśli zależy nam nie tylko na rozpoczęciu seryjnej, liczonej w tysiącach sztuk produkcji, ale i spełnieniu marzenia o własnym zakładzie produkcyjnym.
 
Od kilku miesięcy prowadzicie rozmowy z partnerami z Europy i Bliskiego Wschodu. Czym ściągnęliście na siebie uwagę dużych inwestorów?
 
P.C.: Ożywienie wśród poważnych partnerów nastąpiło jesienią 2021 roku, po naszym zwycięstwie w Carpathian Startup Fest 2021 organizowanym przez Rzeszowską Agencję Rynku Regionalnego. Wtedy zainteresowała się nami Katarsko-Polska Izba Gospodarcza, dostaliśmy zaproszenie na prezentację projektu w Dosze i zdobyliśmy silnego partnera regionalnego z dostępem do rynków GCC (krajów Zatoki Perskiej – przyp. red.). Zaraz potem pojawił się partner z Wielkiej Brytanii. Carpathian Startup Fest ściągnął nam klientów i pierwsze zamówienia. Ogromne wsparcie i autentyczne korzyści.
 
Pomysłem zainteresowały się też władze Rzeszowa. Kiedy i gdzie staną pierwsze kruszarki w mieście?

Sz.W.: Wielu właścicieli lokali w Rzeszowie dzwoni do nas z pytaniem o możliwość zakupu albo wynajmu kruszarki do szkła. Jeszcze trochę będą musieli poczekać. W przyszłości chcemy robić kosze miejskie na szkło, plastik i aluminium. Uliczna wersja  kruszarki do szkła ma pojemność 460 butelek i wagi piasku w szufladzie do 100 kg. Konstrukcja pojemnika dostosowana jest do kruszenia każdej wrzucanej butelki, którą czujniki umieszczone wokół miejsca wrzutu rozpoznają jako szkło. Jeżeli sensory wykryją, że butelka nie jest ze szkła, otwór pozostanie zamknięty i zapali się czerwone światło. Nie będzie można wsypywać szkła, ale wrzucać tylko pojedyncze butelki, które będą natychmiast kruszone. Taka uliczna wersja kruszarki do szkła ma stanąć na ulicach Rzeszowa – lokalizacja jest ustalana. 
 
Wspomnieliście o koszach nie tylko na szkło, ale też aluminium i plastik. Kiedy pojawiły się pomysły na kolejne kruszarki?

P.C.: Przy okazji uczestnictwa w Huawei Startup Challenge. Spotkanie z mentorami pozwoliło nam spojrzeć na problem znacznie szerzej. Przyszliśmy z pomysłem na kruszarkę do szkła, a wspólnie doszliśmy do wniosku, że docelowo możemy rozszerzyć działalność na inne materiały, a dodatkowo wpiąć produkt w cały ekosystem kaucyjny z korzyścią dla wszystkich stron. Zainspirowało nas zainteresowanie inwestorów. Po Carpathian Startup Fest, zorganizowanym w ubiegłym roku w Jasionce k. Rzeszowa, wiedzieliśmy już, że warto brać udział w takich imprezach, bo one przynoszą autentyczne korzyści, choć wymagają dużo zaangażowania i przygotowań.  Po Huawei Startup Challenge okazało się, że z 250 startupów z całej Polski znaleźliśmy się w finałowej „dziesiątce”, a biznesowa machina ruszyła z pełną siłą. 
 
Czego dziś oczekujecie od Maas Loop, która powstała 2 lata temu?

P.C.: Dla mnie bardzo ważna jest wolność w życiu – chciałbym zarabiać pieniądze na rzeczach, które są ważne z punktu widzenia przyszłości naszej planety. To był powód, dla którego po studiach nie szukałem pracy na etacie, ale od początku działałem na własny rachunek. W tym wszystkim bardzo ważna jest dbałość o nieustanny rozwój firmy, bo tylko to gwarantuje dobrą współpracę z partnerami biznesowymi i pozwala brać pełną odpowiedzialność za pracowników, którzy wiążą z nami swoją przyszłość. To motywujące, ale i obciążające. Fakt, że żyjemy w Europie, a biznes prowadzimy w Unii Europejskiej, bardzo nam pomaga. Unia Europejska ma plany, ciągle. I one są spisane, realizowane, a horyzont czasowy sięga do 2040 roku. W kolejnych dekadach gospodarka skupiona w obiegu zamkniętym, będzie się nieustannie rozwijać. Nie mamy innego wyjścia – zasoby naturalne się wyczerpują.
 
Sz.W.: Pomysły muszą na siebie zarabiać, a częsty błąd popełniany przez startup-y, to fajny pomysł, ale nieskalowalny, którego nie da się sprzedać w świat. My od początku wiemy, że chcemy produktu, który może uczynić świat lepszym, ale który zarabia i daje się skalować. Niech zawsze wygra lepszy, po prostu. A co najważniejsze, biznes w naszej przyjaźni nic nie zmienił!
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy