Adam Warecki zaznacza, że nie jest totalnie „zakręcony” na punkcie swoich pozazawodowych zainteresowań, ale patrząc na niezwykłą, skrupulatną publikację naukową jego autorstwa „Motyle dzienne Polski. Atlas bionomii”, zawierającą opisy i ok. 1200 zdjęć ponad 150 gatunków motyli, trudno nie przyznać, że oddaje się swojej pasji całkowicie.
Dzięki motylom zwiedził całą Polskę, zjeździł też wiele krajów europejskich. – Tak staram się balansować między rodziną, pracą a pasją, żeby żadna strona nie była pokrzywdzona – mówi neurolog z Przemyśla. Jego żona Beata dodaje: – Znam pasję męża „od kuchni” i wiem, z jakimi poświęceniami dla całej rodziny się ona wiąże, ale od kiedy z dorobkiem męża liczą się naukowcy, to i ja przychylniej patrzę na tę pracę.
Doktor Warecki obala też stereotyp entomologa, którego możemy wyobrażać sobie jako np. pasjonata biegającego po łące z siatką na motyle. Tak jak nigdy nie miał siatki na motyle, tak i w jego domu trudno o motyla. Jest lekarzem neurologiem pracującym w Przeworsku oraz lekarzem biegłym sądowym w Sądzie Okręgowym w Przemyślu i członkiem Wojewódzkiego Zespołu Eksperckiego Podkarpacia, a także współautorem pracy o motylach chronionych w ramach Obszarów Natura 2000 na Podkarpaciu.
Zaczęło się niewinnie. W jego rodzinnych stronach (Gorlice) na początku lat 70. XX wieku, powszechną plagą były motyle zjadające kapustowate: kapustę, kalafiory, kalarepę. Nikt wtedy nie znał oprysków, więc walka z gąsienicami bielinków była prowadzona na co dzień w każdym gospodarstwie domowym. W walce pomagały dzieci, w tym kilkuletni Adaś. – Pewnego razu uderzyłem kijem innego motyla. Wyglądał jak bielinek, ale mama powiedziała, że to był cytrynek. Wtedy dowiedziałem się, że istnieją inne motyle, które nie są szkodnikami. To odkrycie było niesamowite – wspomina.
Drugim odkryciem było obserwowanie, wspólnie z bratem, gąsienic, które z granicy ogrodzenia, gdzie rosły pokrzywy, przechodziły na ścianę domu, a tam w zakamarkach cegieł przeobrażały się w poczwarki, a następnie w piękne motyle. Te niezwykłe obrazy z dzieciństwa na długo utkwiły mu w pamięci i nauczyły miłości do barw i wszystkiego co ulotne. Po latach przyznaje, że jego pasja wcale nie jest oderwana od zainteresowań zawodowych, tylko naturalnie wpisana w fascynację światem przyrody.
– Najpierw było zainteresowanie światem natury, potem fascynacja inną płcią, dojrzałość emocjonalna, dbałość o wykształcenie, praca… A motyle? Motylami interesowałem się cały czas, od dzieciństwa, ale w pewnym momencie ta pasja eksplodowała. Gdy zrobiłem drugi stopień specjalizacji, zacząłem się zastanawiać, czy na pewno chcę się spełniać tylko w medycynie – opowiada neurolog. – Mogłem zostać na Wojskowej Akademii Medycznej i zrobić doktorat, ale przecież nie po to wyrwałem się z Łodzi, skąd pochodzi żona, by osiąść w jeszcze większym mieście.
„Za chlebem” z Łodzi do Przemyśla
W czasach gdy studiował, na Wojskową Akademię Medyczną trudno było się dostać, niełatwo było ją ukończyć. Słynna wtedy uczelnia kształciła wybitnych lekarzy i dawała solidne wykształcenie. – Studia na WAM-ie a studia na cywilnej uczelni to dwa różne światy. Na WAM-ie była dyscyplina, ale też gratyfikacje finansowe, które mobilizowały do nauki. Studenci uczelni cywilnych prowadzili normalne studenckie życie, imprezowali, mieli czas na wszystko. My nie mieliśmy tyle wolnego czasu, nauka była priorytetem – wspomina.
Adam Warecki przyznaje, że nigdy nie miał ambicji, by zostać uczelnianym lekarzem – naukowcem, pracującym w klinice. Owszem, chciał zostać dobrym lekarzem, ale nie w dużym mieście, bo perspektywa takiego życia przerażała go. Nie chciał słyszeć o pracy w Łodzi czy Krakowie. Pojawił się pomysł na pracę w Rzeszowie, ale jako lekarz wojskowy musiał się liczyć, że ostateczną decyzję o jego miejscu pracy podejmą jego przełożeni. Wtedy skierowano go do Przemyśla.
Na początku myślał, że Przemyśl będzie etapem przejściowym, ale zarówno miasto, jak i poznani ludzie okazali się tak przyjaźni, że postanowił tu zostać wraz z rodziną. Przez 14 lat Adam Warecki był ordynatorem oddziału neurologii w tamtejszym Szpitalu Wojskowym. Po likwidacji szpitala, zaczął pracę jako lekarz kontraktowy. – Rozwijanie oddziału neurologii wspominam jako piękny czas w mojej karierze zawodowej. Teraz, gdy jestem już starszy i bogatszy o życiowe doświadczenia, nie podjąłbym się funkcji kierowniczej. W medycynie skosztowałem wszystkiego i właśnie wtedy postanowiłem odświeżyć swoją pasję – opowiada.
Choć ta pasja dużo zabiera, bo jest wymagająca, czasochłonna i kosztowna, dużo też daje w zamian. Dzięki fascynacji motylami zwiedził niemal każdy zakątek Polski, bywał w dzikich, niedostępnych terenach, miał okazję obcować z naturą nieskażoną przez człowieka. W tych pięknych okolicznościach przyrody spotkał nie tylko motyle, ale także wiele innych zwierząt i owadów. Tam miał również okazję poznać wielu przyrodników.
Adam Warecki. Fot. Tadeusz Poźniak
Badaniu motyli w Polsce poświęcił wiele lat, a owocem jego pracy jest niezwykły atlas „Motyle dzienne Polski. Atlas bionomii”, który ukazał się w 2010 roku. Na wysokiej jakości zdjęciach przedstawił stadia rozwojowe prawie wszystkich motyli dziennych Polski, łącznie z gatunkami rzadkimi i zalatującymi. Zdjęcia jaj, gąsienic, poczwarek i imago (motyla w postaci dorosłej) są powiększone, dzięki czemu można dostrzec szczegóły ich budowy. Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w naturalnym środowisku motyli i pokazują ich naturalne zachowanie. Niektóre stadia rozwojowe opisał jako pierwszy w Polsce.
– Zawarłem w nim moje osobiste spostrzeżenia, niekiedy odkrywcze, nigdzie wcześniej nie publikowane. Niektóre z nich są nawet kontrowersyjne. Atlas w całości jest moim autorskim dziełem. Opisałem i sfotografowałem to wszystko, co widziałem na własne oczy – mówi Adam Warecki. – Kiedy w latach 80. zaczynałem badać świat motyli, nie było żadnej pozycji, z której można by się czegoś nauczyć. Były dwie książki czeskie, bardzo trudne do zdobycia. Po latach obserwowania motyli w Polsce, mam sporą wiedzę, która ułatwia mi pracę nad motylami w Europie. Wiem, kiedy samce rywalizują o terytorium, kiedy pojawia się samica, kiedy następuje składanie jaj.
W Europie obserwuje motyle od 2010 roku. Jego zdaniem, największe skupiska motyli są we Włoszech, Hiszpanii, Grecji i Francji, gdzie jest dostęp do morza, górzyste ukształtowanie terenu, a klimat ciepły. Jeśli chodzi o bogactwo motyli w Polsce, to w porównaniu z resztą Europy nie mamy się czym chwalić. Niszczeniu gatunków sprzyja intensywna uprawa roli, tworzenie wielkich połaci monokultur, koszenie traw kosiarkami rotacyjnymi, powszechne stosowanie środków ochrony roślin itp. – Podobnie jest na Węgrzech czy w Czechach. Tymczasem w Grecji, Macedonii czy Albanii wręcz pachnie dzikością – dodaje doktor Warecki.
Motyle – piękne i kruche stworzenia
Lekarz przyznaje, że fotografowanie motyli w ich naturalnym środowisku nie jest łatwym zadaniem. Motyle są aktywne w dzień, bardzo ruchliwe i płochliwe, więc fotografowaniu trzeba poświęcić sporo czasu. Nie pozwalają się zbliżyć. Samcom zwykle nie podoba się obecność entomologa na ich terytorium, krążą nad nim z każdej strony, samice są bardziej „łaskawe” w tym względzie. Dla entomologa spotkanie samicy jest dużo ciekawsze, gdyż obecność jej w danym miejscu świadczy o biotopie, siedlisku i składaniu jaj, które są tak maleńkie, że trudno je zauważyć gołym okiem.
– Pomiędzy samcami i samicami zwykle nie ma istotnych różnic w budowie i kształcie, natomiast dość często różnią się ubarwieniem skrzydeł (tzw. dymorfizm płciowy). Motyle są też bardzo kruchymi i krótko żyjącymi stworzeniami.
Są motyle, które w ciągu roku dają dwa lub trzy pokolenia, czyli widać je wiosną, latem i jesienią. My widzimy je ciągle, ale jest to złudne wrażenie. Przeciętnie samica żyje maksymalnie dwa lub trzy tygodnie. Samce trochę krócej, gdyż po przekazaniu materiału genetycznego są już spełnione. Istnieją też gatunki, np. modraszki, w których długo żyje gąsienica, zaś motyl od 3 do 7 dni – opowiada Adam Warecki. – Mamy też motyle długowieczne, czyli rusałki jednopokoleniowe oraz listkowca cytrynka, który dzięki hibernacji żyje nawet jedenaście miesięcy. Poznanie bionomii motyli czasami jest zabawne, czasami zaskakujące, ale przede wszystkim bardzo ciekawe.
Choć dorobek naukowy Adama Wareckiego z zakresu entomologii jest pokaźny, doktor skromnie twierdzi, że nie odkrył nic szczególnego ani nie jest fachowcem w tej dziedzinie. – Znam wielu przyrodników, ale w swej pasji jestem indywidualistą, działam sam, a w podróży towarzyszą mi zwykle bliscy i przyjaciele, a nie entomolodzy – wyjaśnia. – Rzadko dzielę się swoją wiedzą z innymi na forum entomologicznym, dlatego, że brakuje mi już na to czasu.
Śmiejąc się, doktor Warecki przyznaje, że od kilku lat nie ma urlopu, bo wszystkie wolne dni poświęca na wyjazdy za motylami. – Każdy wolny dzień w okresie sezonu (od marca do listopada) staram się przeznaczać na wyjazdy. Często zabieram ze sobą rodzinę. W ubiegłym roku, wspólnie z sąsiadem, przyjaciółmi i rodziną, pojechaliśmy na północ Europy do tundry. Dla nich to była wycieczka, podziwiali fiordy czy Lofoty, zdobyli Nordkap. Ja im, owszem, towarzyszyłem, ale moim głównym celem były motyle. Byliśmy też wspólnie na Wyspach Kanaryjskich, gdzie moi bliscy wypoczywali, korzystali z uroków plaży, a ja pracowałem i dopiero, gdy kończyłem fotografować, dołączałem do nich.
Motyle są piękne, ale nie mogą być ważniejsze niż rodzina
Tundrę odwiedził już dwukrotnie, ale planuje pojechać tam jeszcze cztery razy. Wielokrotnie był na Sardynii, Sycylii, Cyprze i Krecie i jeszcze więcej razy w Grecji, Macedonii, Albanii, Słowenii ,Węgrzech, Francji, Włoszech, Szwajcarii (Alpy), Portugalii, Hiszpanii (Pireneje) i wspomnianych już Wyspach Kanaryjskich.
– Motyle motywują moje wyjazdy. Dzięki motylom poznaję świat. Pozwalają mi zwiedzić np. w Barcelonie świątynię Gaudiego czy zobaczyć zamek Maurów pod Lizboną. Podróże kształcą, wzbogacają o nowe doświadczenia i gdy oglądam jakieś wspaniałe przewodniki po Europie, z radością odkrywam, w ilu miejscach już byłem i ile widziałem. Ale to wszystko widziałem przy okazji – opowiada neurolog. – Podczas gdy inni celowo jadą w góry, by zdobyć jakiś szczyt, ja w to samo miejsce idę, ale za motylami.
Pasja bardzo motywuje mnie do pracy. Mam 52 lata, wciąż czuję się młodo, pracuję, dyżuruję, podróżuję. Wszystkie moje podróże są za motylami, przez motyle i dla motyli, a ja przy okazji jestem bogatszy o wiedzę z zakresu geografii, kultury i obyczajowości. Uważam, że każda pasja jest piękna, daje energię, ładuje wewnętrzne akumulatory, ale trzeba ją mieć pod kontrolą. Motyl nie może być ważniejszy niż człowiek.
W 2020 roku Adam Warecki planuje zakończyć pracę nad motylami Europy. Pasji nie porzuci, ale ma zamiar więcej czasu poświęcić na sport.