Reklama

Świat

Ukraina: liczba ofiar w teatrze w Mariupolu dwukrotnie wyższa, niż sądzono

PAP
Dodano: 04.05.2022
63082_4maj3
Share
Udostępnij
Liczba zabitych w teatrze w Mariupolu w wyniku rosyjskiego bombardowania sięga blisko 600, a nie 300 jak wcześniej sądzono – ocenia agencja Associated Press. Szacunki te AP oparła na relacjach świadków i analizie sytuacji w teatrze przed bombardowaniem.

Atak, dokonany 16 marca, "spowodował faktycznie znacznie więcej ofiar śmiertelnych niż sądzono" – podkreśla AP w materiale, opublikowanym w środę. Agencja szacuje, że w budynku teatru i przed nim zginęło do 600 osób. Associated Press rozmawiała z 23 świadkami – ludźmi, którzy przeżyli bombardowanie i ratownikami. Dziennikarze AP wzięli też pod uwagę relacje osób, które opisały, jak zorganizowano życie w budynku teatru, zamienionym na schron dla cywilów, i w jakich pomieszczeniach chronili się ludzie.

Dziennikarze przeanalizowali też plany teatru oraz zdjęcia i nagrania zrobione przed i po zrzuceniu rosyjskiej bomby.

"Wszyscy świadkowie mówią, że co najmniej 100 osób było na zewnątrz, przy kuchni polowej i żadna nie przeżyła. Mówią też, że sale i korytarze wewnątrz budynku były zatłoczone, a na jedną osobę przypadało około trzech metrów kwadratowych" – wskazuje AP. Wiele osób, spośród tych, które ocalały, oceniło liczbę osób wewnątrz teatru na około 1000 w czasie bombardowania. Ci, którzy przeżyli, zdołali wydostać się przede wszystkim przez wejście główne i boczne. Tylna część budynku i jego drugi bok zostały zniszczone.

Associated Press podaje, że pierwsi ludzie zaczęli ukrywać się w budynku teatru dramatycznego w pierwszych dniach marca, gdy wojska rosyjskie rozpoczęły oblężenie Mariupola. Pierwszymi lokatorami byli aktorzy, pracownicy administracji, artyści – łącznie 60 osób. Wkrótce władze miejskie przeznaczyły ten budynek na schron, ze względu na jego rozległe piwnice i grube mury i już pierwszego dnia zgłosiło się 600 osób – powiedziała agencji AP Ołena Biła, która pracowała w teatrze przez 19 lat. AP przypomina, że widownia teatru obliczona była na 600 widzów.

"Codziennie przychodziło coraz więcej osób, które lokowały się w korytarzach. Grupa 16 mężczyzn utworzyła komitet ds. bezpieczeństwa, by pilnować wejścia frontowego" – relacjonuje AP. Według agencji do 15 marca w budynku stłoczyło się już około 1200 osób. Ludzie "spali w pokojach biurowych, w korytarzach, lożach i piwnicy", byli w holach, garderobach i siedzieli na widowni. Ludzie nie spali jednak na scenie – na niej, pod kopułą, trzymano przyniesione koty i psy.

AP opisuje następnie, że w połowie marca Mariupol był już bez wody, żywności i prądu. Tymczasem "teatr stał się miejscem, w którym każdy mógł otrzymać dostarczane przez Czerwony Krzyż jedzenie i wodę, albo też – nowości o możliwej ewakuacji". Przed teatrem znajdował się zbiornik z wodą, z boku – kuchnia polowa. "Ludzie gromadzili się przy teatrze jako przy najbardziej prawdopodobnym punkcie jakiejkolwiek ewakuacji" – wskazuje Associated Press.

Świadkowie opowiedzieli AP, że wszystkie nowe osoby przybywające do gmachu były rejestrowane przy wejściu. Przybysze dostawali tam coś, co było w Mariupolu wielką rzadkością: gorącą herbatę.

Rosyjski nalot nastąpił 16 marca około godz. 10 rano. Bomba spadła wprost na scenę i kuchnię polową. AP opisuje relacje kilkorga świadków, którzy znaleźli się w pobliżu. Wśród nich – Marii Kutniakowej, której rodzina i sąsiedzi przyszli rano, by schronić się w teatrze. Wówczas – jak wynika z ich relacji – parter teatru był już zapełniony, tak samo jak pierwsze i drugie piętro. Rodzina Kutniakowów znalazła wolne miejsce na trzecim piętrze, obok okna. Było ono ogromne, co stwarzało zagrożenie zasypania szkłem w razie ostrzału. Jednak tylko to miejsce obok okna było wolne, a więc Kutniakowowie je zajęli. Maria powiedziała AP, że obeszła cały budynek w poszukiwaniu wolnego miejsca i że sale były pełne ludzi.

Inny świadek, Dmytro Jurin, w chwili bombardowania szedł do teatru po jedzenie i wodę. Fala uderzeniowa wybuchu powaliła go na ziemię; mężczyzna pobiegł na pomoc i zaczął wyciągać ludzi spod gruzów. "Większość ciał pozostawała niedostępna, w dolnych częściach budynku objętych przez pożar" – opisuje Associated Press.

Agencja przywołuje też relację Julii Maruchnenko, która mieszkała w pobliżu teatru. Kobieta miała przeszkolenie z pierwszej pomocy i po wybuchu pobiegła do budynku, ale nie mogła już pomóc – widziała rozrzucone ciała, oderwane kończyny i kości ludzkie. Ona i dwóch policjantów powiedziało AP, że spod gruzów wydobyto kilkanaście osób, ostatnią – kobietę o imieniu Nadija – sześć godzin po ataku. Nadija powiedziała, że siła wybuchu odrzuciła jej męża i syna i obaj zginęli pod gruzami.

Powołując się na relację dwóch ekspertów AP podaje, że skala zniszczeń wskazuje na 500-kilogramową bombę zrzuconą przez rosyjski samolot wojskowy. Agencja przypomina, że przed i za budynkiem teatru na około tydzień przed atakiem namalowano napis "Dzieci" – tak wielki, że widać go na zdjęciach satelitarnych. Świadkowie dementują rosyjską wersję, by teatr służył jako baza wojskowa: żaden ze świadków nie widział wewnątrz wojskowych ukraińskich.

"Nikt nie wątpi też, że teatr został zniszczony w dokonanym z precyzją rosyjskim ataku lotniczym na cel cywilny, o którym wszyscy wiedzieli, że był największym schronem dla cywilów i że były w nim dzieci" – opisuje agencja AP.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy