To atrakcja, której wiele osób nawet znających zbiory Muzeum-Zamku w Łańcucie do tej pory nie widziało. Łaźnie Rzymskie zostały odrestaurowane i na krótko otwarte tuż przed wybuchem pandemii SARS-Cov-2. Teraz ponownie otworzyły się dla zwiedzających.
Sto lat temu w zamku w Łańcucie mieściło się ekskluzywne, jak na tamte czasy, spa Afreda III Potockiego, ostatniego ordynata łańcuckiego. To tutaj leczniczych kąpieli zażywali magnaci i ich goście, znani na cały świat. Łaźnie, chociaż wytworne i zaskakujące pomysłowymi rozwiązaniami architektonicznymi, nie przetrwały wojennej zawieruchy. Gdy Potoccy opuścili Łańcut w 1944 roku, z czasem przeobrażono je w składowisko połamanych mebli, gruzu i innych niepotrzebnych rzeczy – Polska Ludowa nie miała sentymentu dla „burżuazyjnych fanaberii”.
Fot. Tadeusz Poźniak
Łańcut w swojej 650-letniej historii rzadko zmieniał właścicieli. Najpierw przez 200 lat był w rękach rodu Pileckich, potem na krótko stał się własnością Stadnickich, by wrócić do świetności jako rezydencja magnacka Lubomirskich. Na końcu trafił pod opiekę spokrewnionych z nimi Potockich. Za panowania ostatniego łańcuckiego ordynata, Alfreda Antoniego Potockiego, zamek wzbogacił się o piękny kort tenisowy zbudowany w miejscu palmiarni i liczne trofea myśliwskie przywiezione z safari. Zyskał też luksusową łaźnię wzorowaną na rzymskich i tureckich termach. Józef Piotrowski, Konserwator Państwowy Zabytków Sztuki i Kultury Okręgu Lwowskiego, który w 1933 roku na zlecenie Potockiego wykonał zamkową monografię, tak wspominał to miejsce: „W obszernych trzymetrowej wysokości piwnicach o grubych murach i krzyżowych sklepieniach kamiennych, pod skrzydłem zachodnim, urządzono z wielkim nowoczesnym komfortem, wygodne łaźnie zaopatrzone w najnowsze przyrządy kąpielowe i gimnastyczne, oraz przybory i aparaty do elektroterapii. Lift łączy łaźnię z piętrami. Powiększono też umeblowanie przez dorobienie większej ilości stylowych mebli angielskich, według wzorów Hepplewhite’a z XVIII wieku. Meble i całe urządzenie łaźni składające się z kilku większych i mniejszych lokali wykonali bez zarzutu rzemieślnicy lwowscy”.
Łaźnie Rzymskie w Muzeum-Zamku w Łańcucie
Eleganckie łaźnie znajdowały się w podziemiach, w północno-zachodnim skrzydle zamku. Na ordynackie spa o powierzchni 165 metrów kwadratowych składało się 9 pomieszczeń. Z parteru prowadziły do nich drewniane, osiemnastostopniowe schody. Z każdego piętra budynku do piwnicy można było zjechać nowoczesną windą, wyposażoną w systemy zabezpieczeń chroniące przed zerwaniem się lin. Charakterystyczne malowidło fontanny na tynku, znajdujące się tuż nad schodami, wskazywało odwiedzającym drogę do relaksującego kąpieliska. Tutaj pierwszym przystankiem był pokój wypoczynkowy z dębowymi meblami oraz skórzanymi fotelami i kanapą, na których oczekiwano na zabiegi lub czytano literaturę po ich zakończeniu. Przytwierdzone do boazerii szafy i wieszaki, ozdobione lustrami, służyły do pozostawienia odzieży na czas kąpieli. Równolegle do klatki schodowej, usytuowano pijalnię wód mineralnych, kawy i innych napoi, o czym już na wejściu informowało rzucające się w oczy malowidło pijącego Bachusa, uznawanego w mitologii greckiej za boga płodności i wina. Zaraz za barkiem znajdowała się malutka toaleta, z której umywalka i zawór do spłukiwania wody z napisem: „przycisnąć” zachowały się do dziś. Kolejny pokój ze sklepieniem ozdobionym wizerunkami delfinów i szczupaków przeznaczony był do fizykoterapii. Wyposażony w leżanki do masażu i rehabilitacji, toaletkę z podstawowymi kosmetykami i wagą, a oprócz tego – urządzenia do elektroterapii oraz gimnastyki, lampy kwarcowe, diatermię i sześcioboczną kabinę do „kąpieli elektrycznej”, stał się jednym z najnowocześniejszych, jeżeli nie najnowocześniejszym gabinetem zabiegowym II Rzeczypospolitej.
Wisieńką na torcie w łańcuckich piwnicach było ekskluzywne kąpielisko usytuowane na końcu podziemnego labiryntu, pokryte w całości kaflami, z wanną zwykłą oraz nasiadówką, marmurowym stołem do zabiegów, 10 natryskami z wodą ciepłą i zimną, obok których stały studzienki do picia. W skład tego imponującego, jak na tamte czasy kompleksu, wchodziła również sucha łaźnia rzymska, „parnia” w typie łaźni tureckiej oraz toaleta, za którą znajdowało się pomieszczenie kotłowni z bojlerem, kotłem i piecem Strebla. Wodę do zamkowych podziemi i pokoi gościnnych oraz drugiego piętra, doprowadzano ze źródeł Handzlówki, położonej 10 kilometrów od Łańcuta. Pochodziła z tych samych, wówczas wierconych studni głębinowych, które wraz z sześcioma nowszymi, zlokalizowanymi w sąsiedniej wsi Albigowa, stanowią do dziś źródła wody pitnej. Badania epidemiologiczne potwierdziły jej wartość zdrowotną i uzdrowiskową.
– Wodociąg liczył niespełna 10 kilometrów. Z kolei znajdujące się w spa instalacje i urządzenia elektryczne, zostały wykonane przez pracowników Akcyjnego Towarzystwa Elektrycznego ze Lwowa. Niezwykle nowoczesne cztery motory do saun, natrysków oraz kabin do kąpieli elektrycznej pochodziły z fabryki Siemensa – mówi Alicja Mogielska kierownik Działu Konserwacji Dzieł Sztuki z Muzeum-Zamku w Łańcucie.
Na uwagę kuracjuszy goszczących u Potockich zasługiwały również sklepienia kolebkowe, na których pyszniły się groteskowe malowidła, na wzór tych pompejańskich. Nie brakowało też bogato zdobionej polichromii z wodnymi stworami oraz arabeski, czyli ornamentów roślinnych w pomieszczeniach baru, wypoczynkowym i do fizykoterapii.
Alfred Potocki z Łańcuta
Niestety, nowoczesny kompleks nie przetrwał do naszych czasów. Gdy Potoccy opuścili w 1944 roku Łańcut, przeobrażono go z czasem w składowisko starych bardzo zniszczonych mebli, gruzu, cegieł, różnych niepotrzebnych rzeczy – Polska Ludowa nie miała sentymentu dla „burżuazyjnych fanaberii”. Po blisko stu latach nie zachowały się żadne instalacje wodno-kanalizacyjne, bo po II wojnie światowej zostały zdemontowane i zniszczone. Same pomieszczenia też uległy degradacji, wszystko przez niewłaściwie wyznaczane układy centralnego ogrzewania i nadmierną wilgoć. Ta dawała się we znaki także Potockim. Dlatego, aby zabezpieczyć sklepienia przed rozpadem, magnaci malowali je bazą – czymś w rodzaju smoły, na którą trafiały następnie warstwy wapna i wreszcie ozdobnych malowideł. Do 2018 roku po łańcuckich łaźniach pozostały tylko podniszczone wanny i kabiny, a także rysunki groteskowo-arabeskowe na ścianach i znaczna część oryginalnych kafelków podłogowych oraz sufitowych.
Wszystko zmieniło się po generalnym remoncie Muzeum-Zamku w Łańcucie, który rozpoczął się w 2017 roku. Dzięki żmudnej pracy konserwatorów i historyków sztuki, wiele oryginalnych eksponatów magnackich, pamiętających czasy Potockich czy Lubomirskich zyskało drugie życie, a samo muzeum powiększyło swoje powierzchnie ekspozycyjne o luksusowe spa, którego wnętrze zostało odtworzone na podstawie archiwalnych zdjęć z 1933 roku, wykonanych przez wspomnianego wcześniej Józefa Piotrowskiego, historyka sztuki. Fotografie do tej pory znajdują się w zamkowym archiwum.
Fot. Tadeusz Poźniak
Odrapane ściany zagrzybionych piwnic ponownie nabrały kolorów i zapełniły się gustownymi meblami. Krok po kroku udało się odtworzyć gabinet wypoczynkowy, wraz z eksponatami z drewna dębowego, a także jednobiegowe, osiemnastostopniowe schody prowadzące z parteru do łaźni. Drugie życie otrzymał również barek, w którym oczy cieszy wytworna, kryształowa zastawa, z której korzystali magnaci, oraz usadowiona pod samym sufitem rzeźba Bachusa. Pokój wypoczynkowy ponownie emanuje elegancją, wzorowaną na XVIII-wiecznej, angielskiej modzie. Tutaj jeden z najbardziej reprezentacyjnych elementów stanowi skórzana kanapa z fotelami, znajdująca się niegdyś w zamkowej bibliotece. Gabinet zabiegowy też jest pieczołowicie odwzorowany i wiernie przypomina oryginał – począwszy od kosza z prętów, przez zegar i wagę, aż po leżanki nakryte białymi prześcieradłami do masażu i rehabilitacji.
Konserwatorzy sporo pracy włożyli także w kąpielisko. Musieli zrekonstruować natryski, odtworzyć oświetlenie i uzupełnić braki na kafelkowych ścianach w kolorze ciemnego błękitu i żółcieni. Do tego trzeba było jeszcze stworzyć na nowo łaźnię rzymską i turecką. Wszystko z wyjątkową dbałością o szczegóły, które po części zostały zrekonstruowane lub po prostu zakupione u prywatnych kolekcjonerów.