Katarzyna Lengren, z wykształcenia malarka, autorka książek, felietonistka, scenograf. Córka Zbigniewa, słynnego rysownika. Osoba z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do życia.
Elżbieta Lewicka: Wiele osób deklaruje przynależność do tzw. kultury wysokiej. A pani?
Katarzyna Lengren: Myślę, że jest kultura w ogóle, albo jej nie ma. Oczywiście, my często mylimy rozrywkę z kulturą. Wydaje nam się, że rozrywka może być uznana za symptom kultury. Otóż często jest to zjawisko, które dostarcza nam po prostu rozrywki i nie wymaga zaangażowania intelektualnego. Jeżeli już jakieś zjawisko czy twórczość przynależy do tzw. kultury wysokiej, to na ogół ma cechy, elementy, które pomagają odbiorcom zastanowić się nad różnymi sprawami, odkryć coś i spowodować nasze pobudzenie intelektualne. Co nie znaczy, że kultura wysoka ma być nieprzyjemna, nudna, niezrozumiała, czy irytująca. Nie są to elementy składowe zjawiska, o którym mowa. Pojęcie kultury wysokiej wymyślili zapewne naukowcy i tak naprawdę trudno kategorycznie stwierdzić, co przynależy do czego. Na przykład słynna książka Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata” to proza na najwyższym poziomie, a jednocześnie romans, kryminał i bajka. W żadnym jednak razie nie należy jej przypisywać cech tzw. kultury niskiej ( istnieje w ogóle coś takiego?). Niewątpliwie najlepsze wytwory kultury to takie, których odbiór nas rozwija i to uważam za główne kryterium oceny kultury. To tak, jak z jedzeniem: albo się karmimy hamburgerami i ponosimy tego opłakane skutki, albo dbamy o dobrą dietę, która przynosi same korzyści dla organizmu. Nasz mózg lubi jeść „dobre rzeczy” i w dodatku – jeśli chodzi o kulturę- możemy jeść ile wlezie, a im więcej, tym lepiej!
Jest Pani osoba słynącą z ciętego dowcipu, nie oszczędza Pani ani kobiet, ani mężczyzn, ale robi to Pani z dużą kulturą.
Poczucie humoru i dowcip trzeba ćwiczyć. Ja to robię od dziecka – dzięki ojcu satyrykowi i niemniej dowcipnej mamie. Staram się nikogo nie urażać tym, co mówię, nigdy nie śmieję się z dzieci, natomiast z dorosłych, którzy zachowują się jak dzieci, czasem tak. Ale na pewno nie kpię z ludzi. „I śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa”- to cytat z I. Krasickiego, o którym staram się zawsze pamiętać.
Jest Pani kobietą wielu talentów, pełni Pani różne role zawodowe. Wszystkie są jednakowo zajmujące i ciekawe?
Kreatorem moich ról jest moja najbliższa rodzina. Jestem więc najpierw matką i kucharką, a kiedy czasu starczy, to jakiś wiersz napiszę, albo coś namaluję pokątnie… A ponieważ nauczyłam się robić wszystko szybko i w skupieniu, to umiem się skoncentrować. Moje teksty są krótkie i na temat – to chyba zaleta w dzisiejszych czasach – one szybko trafiają do odbiorców, podobają się. Nawet myślałam o napisaniu książki do czytania w windzie. Współczesne kobiety, jeśli chcą robić różne rzeczy, nie mają czasu na siedzenie w fotelu i długie lektury….
Jako plastyk powinna się Pani interesować modą, ale zdaje się, że to temat, którym nie zaprząta Pani sobie głowy?
Lubię kostiumy teatralne, historyczne, interesuje mnie tkanina. Moda jako taka w ogóle mnie nie interesuje. Kiedy kobiety w Polsce zaczęły się wcielać w nowe role zawodowe, jeszcze nosiły mini spódniczki, ale już przejmowały męskie role ubierając marynarki z watowanymi ramionami. Pod tym względem jest to interesujące. Natomiast nie chodzę na zakupy do domów towarowych, bo to wieje nudą i zawalonymi po sufity półkami z odzieżą byle jaką, a kosztującą tysiące złotych. O wiele ciekawsze są pod tym względem secondhandy – tam znalazłam wiele ciekawych kostiumów, które później wykorzystywałam w teatrze.
Odnoszę wrażenie, że większość Polek i Polaków preferuje unifikację w modzie, efektem czego ulice są pełne tak samo wyglądających ludzi – zwłaszcza młodych. A przecież dziś mamy nieograniczone możliwości kreowania własnego wyglądu. Polacy nie chcą, nie lubią wyglądać oryginalnie, nie potrafią, boją się krytyki?
Powiedziałabym, że kobiety straciły na urodzie, a zyskały na wolności. Chętniej ubierają miękkie obuwie na płaskim obcasie ( to nie jest piękne!), niż wysokie, stukające szpilki – atrybut kobiecości. Rzadko widzę kobiety w sukienkach czy spódnicach, chyba, że latem. To świadczy o wolności kobiet, o tym, że dobrze się czują w swoich ciałach, ale mam wrażenie, że trochę są zagubione w swoich rolach. Te role jeszcze nie są napisane. Rola kobiety, matki, pani domu- dawne wzorce już są nieaktualne, nowe dopiero się ustalają. To, co mi się bardzo nie podoba, to agresja kobiet- są agresywne nie tylko w stosunku do mężczyzn, ale często wobec siebie! Przeklinają, piją alkohol, tatuują swoje piękne ciała, katują się operacjami plastycznymi. Chcą we wszystkim dorównać albo przegonić mężczyzn, i to jest wielki błąd, ponieważ każda płeć jest inaczej skonstruowana fizycznie i psychicznie – wątroba kobiety szybciej przetacza krew, bo jednym z jej zadań jest wykarmienie płodu. Dlatego kobiety upijają się szybciej niż mężczyźni itd. Dojrzałe kobiety, matki, ciotki, babki powinny starać się zatrzymać to szaleństwo, jakiemu ulegają dziś młode kobiety, z którymi trzeba rozmawiać na temat ich ról życiowych. Zamiast się szybko rozwodzić, może lepiej spróbować się uspokoić, pomedytować, zrobić czapkę albo sweter na drutach. Odnaleźć przyjemności życiowe. Bardzo przyjemnie jest nie palić i umieć gotować. To żaden wstyd, a wręcz przyjemność i korzyści życiowe.
Miła pani Kasiu! Łatwo pouczać innych… Zawsze była Pani taką mądralą?
Kiedy byłam „piękna i młoda” też oczywiście się miotałam, miałam różne dylematy, rozwiodłam się, z wiekiem stałam się spokojniejsza, bardzo złagodniałam – co nie znaczy, że dziś nie mam w życiu przyjemności- życie jest wciąż dla mnie niespodzianką, ale znacznie lepiej się w tym życiu poruszam jako osoba dojrzała.
Odnoszę wrażenie, że jest Pani pogodzona z tym, co życie przynosi, pogodna i patrząca z dystansem na wszystko.
Na tym polega starość. To nie jest rezygnacja i smutek, że na przykład nie zostanę primabaleriną. Ja teraz wiem, że po prostu nie chcę być primabaleriną! A łagodność wynika z rozumu, którego przybywa latami. I pod tym względem starość jest bardzo przyjemna.
Największe przyjemności to…?
Wnuczka!
Tylko?
Oczywiście, że jest najważniejsza, ale przecież ja cały czas pracuję, a praca jest nagrodą. Proszę zauważyć, że więźniowie dostają pracę za dobre sprawowanie, a ludzie często nie doceniają tego, że mogą pracować. Praca jest przywilejem i dopóki możemy pracować, to jest to największa przyjemność życiowa. A w ogóle ja wszystko lubię i zawsze się cieszę. Wstaję rano i jestem zadowolona z samego faktu wstania, i cieszę się, że znów mnie coś nowego spotka. Bardzo lubię swoją córkę, męża, psa, przyjaciół – cieszę się na ich widok i myślę, że oni mi to oddają.
Tak, wiem, jest Pani osobą bardzo zajętą, zmienną…
Z różnych powodów. Albo mi się coś znudziło, albo jest jakaś zapaść finansowa, albo zmiana trybu życia. Ostatnio zmieniłam tryb życia, ponieważ wyszłam za mąż.
To jakiś nowy mężczyzna?
Znam go od 25 lat, ale pobraliśmy się niedawno. O, właśnie! Dlaczego ja się tak mężem chwalę? Ponieważ nie znoszę takiego powiedzenia, że kobieta w moim wieku prędzej padnie ofiarą terrorystów, niż wyjdzie za mąż . Kobiety, spójrzcie na mnie! Nie padłam ofiarą terrorystów i jest mi bardzo dobrze. Wbrew pozorom miłych mężczyzn jest wokół nas sporo. Tylko jeśli my się zaprogramujemy na przystojnego bruneta, to choć już mamy 60 lat, nadal szukamy tego wysokiego bruneta lat 34, bo tak nam się kiedyś zaprogramowało. Ale ten następny też może być świetny, tylko niech on będzie inny od poprzedniego. No więc luzik! Wszystko nowe: mężczyzna, dom, praca. Teraz marzę, aby zdjąć folię z mebli i zacząć je ustawiać w nowym domu.
A może polskie kobiety nie są skłonne do flirtów, do robienia pozytywnych zmian w życiu, z którego nie zawsze są zadowolone, szukania nowych mężczyzn?
Ja bym za wszystko nie winiła kobiet. W Polsce jest mało mężczyzn „do wzięcia”. Wielu pije, sporo wyjechało, jest coraz więcej gejów. Jak się dobrze rozejrzeć, to na jednego faceta przypada ok. 10 fajnych kobiet. To duża konkurencja i kobiety się na niej skupiły. A więc przede wszystkim chcą być atrakcyjne, pięknie wyglądać, ponieważ jest taka opinia, ze mężczyźni główne są wzrokowcami. Owszem, zwracają uwagę na wygląd kobiet, ale może przez pierwsze 15 minut! Już w dwudziestej minucie widzą, że to idiotka na przykład i uciekają, gdzie pieprz rośnie.
Jaki więc typ kobiety jest Pani najbliższy?
Ja raczej reprezentuję typ matki, której teraz prawie nie ma. Bo albo są matki, które siedzą w domu i gotują kartoflankę, nie wiedząc nawet, co się dzieje za rogiem ich mieszkania, albo są wystrojone kociudry ( to przedwojenne określenie), które nie mają czasu dla swoich dorosłych córek i często z nimi rywalizują – nawet o mężczyzn. I ten środek, czyli matka zadowolona z życia, czynna zawodowo, a jednocześnie umiejąca służyć radą, czy konkretną pomocą, to ja.