– Nie czuję się ofiarą. Dzisiaj myślę, że to wszystko, co mi się zdarzyło, musiało mi się zdarzyć, żebym mogła stanąć dziś przed wami i powiedzieć, że Pan Bóg istnieje i że można przebaczyć naprawdę wszystko – mówiła 12 grudnia 2012roku do zebranych, szczelnie wypełniających bazylikę oo. Bernardynów w Rzeszowie, Anna Golędzinowska. Była pracownica nocnego klubu, modelka i prezenterka włoskiej telewizji od półtora roku mieszka z siostrami zakonnymi we wspólnocie Oaza Pokoju w Medjugorje, a także spotyka się z młodymi ludźmi, opowiadając historię swojego życia i dając świadectwo tego, gdzie należy szukać prawdziwego szczęścia.
Golędzinowska, rocznik 1983, pochodzi z Warszawy. Rodzina była bardzo biedna, ale czuła się w niej szczęśliwa. Do czasu, kiedy straciła ojca. Miała wtedy 10 lat. – Mama wpadła w depresję, zaczęła sprowadzać do domu różnych mężczyzn – opowiada. – Jeden z nich się do mnie dobrał. Kiedy to opowiedziałam mamie, nie uwierzyła mi.
Życie fikcyjne
Uciekała z domu, ze szkoły, wpadła w złe towarzystwo, w jej życiu pojawiły się narkotyki. Postanowiła ją zaadoptować babcia, ale Anna – jak sama przyznaje – traktowała ją bardzo źle, mimo że ją kochała. – Bałam się, że ona też mnie zostawi – tłumaczy. – Im bardziej chciałam być kochana, tym gorzej ją traktowałam. Kiedy powiedziała, że już mnie nie chce, poczułam się dzieckiem niczyim. Chciałam się zabić, żeby pokazać światu, jak bardzo chcę być kochana.
Marząc o lepszym życiu i realizacji marzeń, skorzystała z propozycji pracy w Mediolanie. Po przyjeździe do Włoch okazało się, że padła ofiarą oszustwa: „werbownicy” zawieźli ją nie do Mediolanu, lecz do Turynu, gdzie zabrali jej dokumenty i zmusili do pracy w nocnym klubie. Miała wtedy 16 lat. Między osobami, które czerpały korzyści z handlu „żywym towarem”, był inspektor włoskiej policji.
Udało się jej uciec stamtąd. – W ucieczce pomógł mi chłopak, którego później już ani razu nie widziałam – opowiada. Nazywa go swoim Aniołem Stróżem. Po latach zeznawała w Polsce przeciwko członkom tej grupy przestępczej, handlującej „żywym towarem”, przyczyniając się do ich aresztowania i skazania. Zaczęła pracować jako modelka w Mediolanie i prezenterka włoskiej telewizji. – Zobaczyłam kolorowy świat, o którym zawsze śniłam: bogatych ludzi, piękne samochody – wspomina. Poznała też bardzo bogatego chłopaka, z którym spotykała się dwa lata. Do czasu, gdy zrozumiała, że może on dać jej wszystko, spełnić jej każdą zachciankę, ale nie może dać jej miłości. Bo miłości nie można kupić za żadne pieniądze.
Zrealizowała swoje marzenia, ale nie czuła się szczęśliwa. – Nie byłam sobą, moje życie było fikcyjne – opowiada. – Miałam doczepiane włosy, doczepiane paznokcie, nie wychodziłam z domu, gdy nie miałam pełnego makijażu na twarzy, nie byłam ubrana tak, jak trzeba było być ubranym czy nie miałam przy sobie torebki od Louisa Vuittona.
Była wówczas daleko od Kościoła. Jak wspomina, kiedy widziała księdza, „dostawała alergii”, a na widok budynku kościoła przechodziła na drugą stronę ulicy. Zażywała narkotyki, bo bez tego – jak tłumaczy – „w show businessie daleko nie zajdziesz” (rzuciła je 8 lat temu).
Historia jej życia zainteresowała włoskiego wydawcę, który chciał ją wydać w formie książkowej. Namówił ją jednak, by wcześniej pojechała z nim do Medjugorje. To było trzy lata temu.
Medjugorje
Pobyt w miejscu objawień Matki Bożej odmienił jej serce. Tam odnalazła szczęście w wierze i przebaczeniu tym, którzy ją skrzywdzili. Po powrocie do Włoch powiedziała wydawcy, że gotowy tekst książki może wrzucić do kosza. – Książka była pełna żalu i nienawiści do tych wszystkich, którzy mnie skrzywdzili – tłumaczy Ania. Opisała swoją historię jeszcze raz, ale już inaczej. Polską wersję książki, pod tytułem „Ocalona z piekła. Wyznania byłej modelki”, wydała w marcu br. Edycja Świętego Pawła.
Po powrocie z Medjugorje Anna chciała porozmawiać z kimś o wielkim szczęściu, jakie tam znalazła. Otwierała telefon z 2 tysiącami numerów i… nie miała do kogo zadzwonić.
Miała dość takiego życia. Półtora roku temu wróciła do Medjugorje, zamieszkała z siostrami zakonnymi we wspólnocie Oaza Pokoju. Miała być tam 10 dni. Ostatnim, jak to określa, węzłem, który trzymał ją przy starym życiu, był podpisany kontrakt na produkcję, przy realizacji której miała pracować m.in. z Paris Hilton, Leonardem DiCaprio, Tiną Turner i Janet Jackson. Kontrakt rozpoczynał się 25 czerwca 2011 r., dokładnie w 30. rocznicę początku objawień maryjnych w Medjugorje. – Po 10 dniach spędzonych z siostrami powiedziałam, że nigdzie nie jadę i zerwałam kontrakt – opowiada.
– Powiedzieli, że po mnie przyjadą, że zwariowałam, że na pewno zrobili mi jakieś „pranie mózgu”. A ja… modliłam się, dawałam jedzenie kurom, obierałam ziemniaki i czułam się szczęśliwa. W pewnym momencie jednak pomyślałam, że zwariowałam. Ale popatrzyłam na te 100 tys. osób, które przyjechały na rocznicę objawień i pomyślałam, że jeżeli ja zwariowałam, to oni wszyscy także są wariatami, bo szukają prawdy, miłości, nadziei.. Pomyślałam, że jeśli to znaczy być wariatem, to ja chcę być wariatką. Zadałam sobie pytanie, czemu ja mam żyć fałszywym szczęściem na ziemi, a później cierpieć całą wieczność, kiedy wolę cierpieć teraz, wykonywać najbardziej upokarzające prace, którymi mogę „zarobić” na wieczność.
Anna opowiada, że – będąc jeszcze modelką – brała jakieś straszne pastylki na odchudzanie. – Podczas pobytu w Medjugorje przytyłam 13 kilo, bo siostry dają dobrze jeść, ale jestem szczęśliwa. Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że ginekolog, który przepisywał te pastylki wszystkim gwiazdeczkom, wylądował w więzieniu, więc możecie sobie wyobrazić, co to były za tabletki.
Poznała byłego premiera Silvio Berlusconiego, którego siostrzeńcem jest jej obecny narzeczony. – Parę miesięcy temu umarła na raka siostra mojego narzeczonego – opowiada. – Ważyła 27 kg, miała 36 lat. Widziałam Silvio Berlusconiego, jak klękał przed jej łóżkiem i płakał. W tym momencie zobaczyłam, że jest on tak samo biedny jak my wszyscy, bo nawet z tymi pieniędzmi, które ma, nie mógł nic zrobić dla tej kobiety. Dlatego nasze największe bogactwo to osoby, które nas kochają i które my kochamy oraz wiara w Pana Boga.
Ruch Czystych Serc
Dziś Anna Golędzinowska jest zapraszana w różne miejsca, nie tylko w Polsce, by spotykać się zwłaszcza z młodymi ludźmi i mówić im, że szczęście to życie proste, przebaczenie, wyrzucenie z serca żalu i nienawiści, nie osądzanie bliźnich i kochanie ich, bo „cały świat cierpi dziś na brak miłości”. Siły czerpie z modlitwy i codziennej Eucharystii.
Podczas tych spotkań propaguje także Ruch Czystych Serc, który polega na tym, że młode osoby, które do niego przystępują, postanawiają zachować czystość do ślubu. Ten ruch jest obecny także w Polsce. Anna współzakładała go we Włoszech, po roku ma on ponad 6 tys. członków.
Ile będzie trwał jej pobyt w Medjugorje, nie wie. Narzeczony cały czas czeka. – Ostatnio poprosił o „pierścionek czystości”, był z nami w Ziemi Świętej. Przyjechał też do Medjugorje, spędził tam dwa tygodnie. Daliśmy mu najgorsze prace i on je wszystkie wykonywał. Nie zamknęłam mu drzwi przed nosem, pozwoliłam mu poznać miłość Pana Boga, którą ja poznałam. A potem co będzie, to będzie.