Reklama

Ludzie

Zdzisław Kudła wraca do domu. Do Wesołej

Antoni Adamski
Dodano: 26.05.2022
63604_wesola
Share
Udostępnij

Po dziesięcioleciach Zdzisław Kudła zawitał do rodzinnej wsi Wesoła w gminie Nozdrzec. W szkole podstawowej zaprezentował wystawę swojego malarstwa: płótna z różnych okresów swego życia.

Wśród nich obraz pierwszy i najważniejszy – „Rodzinny dom”. Przedstawia bieloną, pokrytą strzechą chatę z rosnącą przed wejściem jabłonką, opłotkami oraz łąką na której pasie się koń. Dom w Wesołej pod numerem 105 do dziś istnieje, lecz jest nie do poznania: kryty blachą, ocieplony, z gankiem oraz garażem na miejscu dawnej stajni.

Zdzisław Kudła przed rodzinnym domem w Wesołej. Fot. Tadeusz Poźniak

– Stoi na górce – wspomina Zdzisław Kudła – z której oglądaliśmy całą wieś. Wśród pól jedynie dwa murowane budynki: kościół i szkoła. Porozrzucane po pagórkach strzechy chłopskich chałup i starannie zaorane płachetki pól. Zagospodarowany był każdy kawalątek ziemi. Nie marnował się nawet jeden kłos pszenicy. Panowała bieda; ojciec gospodarował tak, aby nie zagrażał nam głód. Było to niesłychanie trudne. Gospodarstwo liczyło 2,40 hektara, porozrzucane  w trzynastu kawałkach. W tym nie tylko ziemia orna, także las i zakrzaczone nieużytki. Uprawiał te płachetki ziemi jeżdżąc po całej wsi. Zboże ścinało  się sierpami. Siano proso i żyto; gdzieniegdzie udawała się pszenica. Do tego len i konopie, z których wytłaczano olej. Na co dzień jedliśmy barszcz i pierogi. Kurę zabijano tylko w dwóch wypadkach: gdy chłop był chory lub gdy kura była chora – wspomina.

Historia Zdzisława Kudły z Wesołej

Zdzisław Kudła urodził się 6 lipca 1937 r. Miał pięcioro rodzeństwa,  troje dożyło do dorosłości. Wieś liczyła 3600 mieszkańców. W czasie wojny przybyło kilkudziesięciu uciekinierów ze Śląska, Wielkopolski i Kresów. Wśród nich inteligencja:  nauczyciele, pracownicy naukowi, nawet lekarz. Wzniesiony w 1912 r. dom miał piece i ciemną, oliwioną podłogę. 

Kierownik szkoły pan Bielawski – późniejszy wykładowca na Politechnice Gliwickiej – odpytał mnie z pacierza i kazał recytować jakiś wierszyk. Powiedziałem: „Kto ty jesteś? Polak mały…” Do nauki łączono po dwie-trzy klasy. Młodsze dzieci siedziały w masywnych drewnianych ławkach. Wyrośnięci chłopcy ze starszych klas musieli się na nich sadowić. Na pierwszej lekcji nauczycielka – pani Zielińska kazała przynieść podręczniki. Zrobiło to tylko dwóch uczniów: jeden miał przedwojenne wydanie elementarza Falskiego, ja zaś książkę o zwierzętach afrykańskich. Widząc iż z tego nauki czytania i pisania nie będzie, wychowawczyni kazała dostarczyć książki do nabożeństwa. I tak zaczęliśmy mozolnie składać litery z modlitewników. Nie było innego wyjścia: w zniszczonej w czasie wojny szkole nie zachowała się ani jedna książka.

W roku 1943 Niemcy wzięli ojca wraz z furmanką do robót fortyfikacyjnych przy umacnianiu Doliny Dukielskiej. Dostał zapalenia płuc, z którego wywiązała się gruźlica. Zmarł w dwa lata później  w marcu 1945, pozostawiając trójkę małych dzieci. Był to dla mnie ogromny wstrząs psychiczny. Zrozumiałem, iż muszę kształcić się, aby wyrwać się z domu. Inaczej wszyscy – cała rodzina powymiera z głodu.

Już jako dziecko rysował po kątach, a ojciec z dumą pokazywał te prace sąsiadom. Gdy rodzica nie stało, podwoił wysiłki. Jak wspomina, był to rodzaj choroby sierocej. Kierownik szkoły w Wesołej wysyłał go do liceum plastycznego w Jarosławiu. Dostać się tam nie było łatwo. Najpierw trzeba było dojść na piechotę do Dynowa. Później jechało się koleją wąskotorową do Przeworska, zaś stamtąd – „normalną”, szerokotorową do Jarosławia. 

Matka – która nigdy w życiu nie jechała pociągiem – uważała że to podróż „na koniec świata”: – Ja cię tak daleko nie puszczę – powtarzała przerażona.  Uparła się, by uczęszczał do „zwykłego” liceum w pobliskim Dynowie. Szkoła mieściła się w pożydowskiej willi. Miała po dwie klasy: osobno męskie i żeńskie. Nauka była płatna. Przynieść należało po kilogramie masła miesięcznie. Do tego kwintal ziemniaków na rok. Do internatu należało dostarczyć własne łóżko z siennikiem oraz pościelą: pierzyną i poduszką. Dostawał stypendium z gminy, gdyż bez niego nie sposób  byłoby przeżyć. Nauczyciele wywodzili się z różnych środowisk, Na przykład fizyki i chemii uczył pan Pajgert, były dyrektor banków: w Wiedniu, Krakowie i Lwowie. Ze Lwowa Sowieci wysłali go na Sybir. Z łagru uciekł do Lwowa. I gdy do miasta wrócili Rosjanie, sytuacja się powtórzyła. W końcu trafił do Krakowa, skąd przed okupantami schronił się na prowincji.

Liceum Plastyczne w Jarosławiu

W liceum w Dynowie znalazł się życzliwy nauczyciel – Józef Witkowski, który uczył rysunku technicznego. Przekonał on swego ucznia, iż musi zmienić szkołę na liceum plastyczne. Bez tej zmiany jego szanse na zdanie do Akademii Sztuk Pięknych są zerowe – przekonywał. Po dwóch latach nauki w liceum ogólnokształcącym, czyli po tzw. „małej maturze” Zdzisław Kudła zdał do „plastyka” w Jarosławiu.

Warunki nauki nie były lepsze niż w Dynowie. 54 uczniów mieszkało w sali gimnastycznej na kilkupiętrowych łóżkach. Opiekowało się nimi grono znakomitych pedagogów takich jak malarz-kolorysta Wiktor Śliwiński czy rzeźbiarz Stanisław Tobiasz. Wicedyrektora Alojzego Zawadę wspomina Zdzisław Kudła jako fanatyka sztuki.

Wbiegał on w piątek rano do uczniowskiej sypialni krzycząc: -Wstawajcie, idziemy malować wschód słońca! Kiedyś wieczorem przyprowadził do szkoły kozę, aby uczniowie mogli narysować zwierzę z natury.

Wymagania były wysokie. Naukę rozpoczęło 40 osób. Szkołę skończyło czternastu z nich. Sześciu zdawało na studia. Wszyscy dostali się na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie.

Po przejściu na emeryturę artysta wrócił do malarstwa. Gdy patrzymy na płótna Zdzisława Kudły  uderza nas żywy, czysty, wręcz jaskrawy kolor. Przywodzi na myśl obrazy śląskich prymitywistów. Otoczeni codzienną szarością  chronili się oni w świecie sztuki. 

Podobnie postępuje bielski artysta. W kompozycji „Ziemskie łono. Wesoła” przedstawia pagórkowaty krajobraz rodzinnej wsi po żniwach. W obłokach przesuwają się wspomnienia z dzieciństwa: kolebka, izba rodzinnej chaty z piecem chlebowym, kobieta pracowicie ubijająca masło. Z nieba spada na ziemię kostka do gry odwrócona na szóstkę. To wygrana, którą właśnie w Wesołej przyniósł mu los. 

Fot. Tadeusz Poźniak

Zdzisław Kudła, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (dyplom z malarstwa u prof. Czesława Rzepińskiego w 1963). Od tego roku związany ze Studiem Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Reżyser, scenarzysta i scenograf filmów animowanych. Zrealizował ich 26; były adresowane zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci (kilka odcinków serialu „Bolek i Lolek”). Filmy dla dorosłych to m.in. „Syzyf”- 1970, „Bruk” – 1971, „Szum lasu” – 1972, „Kwiat” – 1973”. „Impas” – 1975, „Kat” – 1977, „Karaluch. Blatta Orientalis”- 1987 ( z F.Pyterem), „..ergo sum” – 2004 (z A.Orzechowskim). Laureat wielu nagród na festiwalach filmowych w kraju i za granicą np. za „Porwanie w Tiutiurlistanie”- 1986. W 2009 r. wyreżyserował (wspólnie z A. Orzechowskim) film „Gwiazda Kopernika” nagrodzony na festiwalu w Erewaniu (Armenia, 2010) oraz w Łodzi i Teheranie (Iran, 2011). Wieloletni dyrektor bielskiego Studia Filmów Rysunkowych (1993-2010). W 2017 uhonorowany przez Ministra Kultury Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.  Po przejściu na emeryturę w 2010 roku wrócił do malarstwa. Dla Podkarpacia odkryła Z. Kudłę Magdalena Kątnik-Kowalska, dyrektorka GOK w Żołyni. Okazało się, iż bielski artysta jest spokrewniony z rodziną snycerza Franciszka Dąbrowskiego z Żołyni, którego dom stał się obiektem kulturalnym w ramach realizowanego przez GOK projektu „Dąbrowscy. Pasja tworzenia”. Wystawa malarstwa Z. Kudły w GOK w Żołyni została zorganizowana w kwietniu br. W maju z inicjatywy Edyty Serwatki, dyrektorki GOK w Nozdrzcu ekspozycja malarstwa została pokazana w Wesołej – rodzinnej wsi artysty. Sylwetka Z.  Kudły została przedstawiona w „VIP  Biznes i Styl” w numerze lipcowym 2021 roku; obecnie opisujemy jego podkarpackie korzenie.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy