Reklama

Ludzie

Rudolf Ottenbreit. Rzeszowski przyjaciel Brunona Schulza

Antoni Adamski
Dodano: 22.01.2025
Bruno Schulz na schodach domu przy ulicy Floriańskiej w Drohobyczu, ok. 1935 r. Nie znamy żadnego wizerunku Rudolfa Ottenbreita. Fot. domena publiczna
Bruno Schulz na schodach domu przy ulicy Floriańskiej w Drohobyczu, ok. 1935 r. Nie znamy żadnego wizerunku Rudolfa Ottenbreita. Fot. domena publiczna
Share
Udostępnij

Nazwisko Rudolfa Ottenbreita nic dziś nikomu nie mówi. Nie figuruje w spisie rzeszowskich Żydów. Kilka podstawowych faktów z jego życia ustalił Jerzy Ficowski biograf Bruno Schulza. Opublikował też dwa listy pisarza do Ottenbreita. To niewielki fragment niezachowanej korespondencji.

Bruno Schulz – skromny nauczyciel rysunku i prac ręcznych w gimnazjum w Drohobyczu niezwykle starannie dobierał sobie znajomych. Musieli oni spełniać podstawowe wymaganie: być partnerami w „rozmowach istotnych”. Dotyczyły one nie tylko spraw literatury, sztuki i filozofii, lecz także tematów egzystencjalnych. Aby zostać partnerem Bruno Schulza trzeba było przeskoczyć wysoko postawioną przez pisarza poprzeczkę. Zagubiony w prowincjonalnym kresowym miasteczku – bez którego nie wyobrażał sobie życia – pisarz potrafił takich ludzi odnaleźć. [Rzecz charakterystyczna: Schulz jeszcze większe wymagania  miał wobec najbliższych sobie kobiet. Niektóre z nich ślady tej przyjaźni lub miłości nosiły w sobie do końca życia. Jedna z nich nie mogąc znieść pustki po zabitym pisarzu w latach 60-tych ubiegłego wieku popełniła samobójstwo.]

Schulz dopatrywał się w nim swego alter ego

Kim był Rudolf Ottenbreit? Żył w latach 1905-42.  Urodzony w Stanisławowie, w 1925 r. ukończył lwowskie gimnazjum a w kilka lat później Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie, uzyskując w 1931 doktorat z filologii polskiej. W latach 1929 –31 uczył w tamtejszym gimnazjum ukraińskim. W tym samym roku przeniósł się do Rzeszowa, gdzie wykładał w I Gimnazjum Państwowym. Cieszył się opinią wybitnego pedagoga o rozległej wiedzy. I nie tylko wiedzy: Bruno Schulz zobaczył w nim  człowieka o podobnej wrażliwości. Do tego stopnia, iż dopatrywał się w nim swego alter ego.

Rzeszowski polonista został w czasie wojny aresztowany przez Gestapo i zabity w obozie w Sachsenhausen w 1942. 19 listopada tego samego roku kule z rewolweru gestapowca  dosięgły Bruno Schulza. Zginął sto metrów od swego rodzinnego domu usytuowanego w rynku. Jego ciało przeleżało na ulicy dobę, zanim Niemcy pozwolili go pochować. Jego miejsce pochówku nie jest dziś znane. Podobno po wojnie zbudowano tam blokowisko. 

Z większej – jak należy przypuszczać -korespondencji nie odnalazł się żaden list Rudolfa Ottenbreita. Zachowały się tylko dwa listy Schulza: krótki z końca listopada 1934 oraz dłuższy z połowy grudnia tego samego roku. W tym drugim czytamy: „Mówił mi Janisch [Jerzy Janisch po wojnie: Marek Włodarski– znajomy malarz] że Pan jest do mnie wewnętrzną strukturą podobny, choć fizycznie zupełnie inny. To mnie bardzo zaciekawia i cieszy” – pisał Schulz, dodając iż chciałby się wybrać do Rzeszowa pod wpływem fragmentu listu Ottenbreita. Zaciekawił go  niesamowity, zupełnie w stylu opowieści grozy Edgara Allana Poe dom „w którym mieszka samotna, ekscentryczna i znudzona młoda pani” – podawał powód przyjazdu artysta z Drohobycza.

Rzeszów pełen był osobliwych, bajkowych „kocich zamków”

Dziś niewiele  osób pamięta, że Rzeszów pełen był osobliwych, bajkowych „kocich zamków” – otoczonych ogrodami, niewielkich willi ozdobionych przedziwnymi wieżyczkami i niesymetrycznymi dobudówkami. Były to przykłady skromnej – jak ich właściciele – architektury eklektycznej. Drohobycz  również zabudowany był willami: jednak bardziej reprezentacyjnymi. Mieszkali w nich ludzie wzbogaceni na poszukiwaniach naftowych. Domki w Drohobyczu oszczędził czas. Te rzeszowskie zostały zburzone w latach 60 -70, aby ustąpić miejsca potężnym blokowiskom np. przy ul. Pułaskiego.

Tajemnicza pani z listu Schulza to postać królująca w prozie, a także w rysunkach i grafikach artysty np. cyklu „Xięgi Bałwochwalczej”. Piękna, zimna, kusząca, a zarazem niedostępna, u której stóp mężczyzna chyli się jak zbity pies. Przywodzi na myśl „femme fatale” z epoki modernizmu,  a także bohaterki powieści i dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza – przyjaciela Schulza. Ten ostatni zobaczył ją wcześniej przez pryzmat własnej wrażliwości i wyobraźni i to zanim spakował walizkę, aby przyjechać do Rzeszowa. Nigdy tu jednak nie dotarł. Nie nęciły go miejscowe zabytki: polskie czy żydowskie jak dwie przebogate synagogi, kościoły, barokowy pałacyk Lubomirskich [trudno przypuszczać by jego uwagę przyciągnęło więzienie zbudowane przez Austriaków na miejscu zburzonego do fundamentów zamku Ligęzów]. Artysta nie potrzebuje podróży, bo zawsze jest „u siebie”- wśród swoich wyobrażeń.

Dwóch gimnazjalnych profesorów widzi siebie jako partnerów najważniejszego europejskiego poety

Na koniec skierował kilka pytań do Ottenbreita. Pytał o literaturę europejską najwyższego lotu. Schulz poznawał ją w oryginale. Stąd pytanie do rzeszowskiego polonisty czy zna niemiecki [a kto z ludzi wychowanych i wykształconych w Cesarstwie Austro – Węgierskim nie znałby tego języka?]. Listę uwielbianych przez Schulza sław literackich rozpoczyna Rainer Maria Rilke – bożyszcze ówczesnej literatury europejskiej. Chodzi przy tym o coś  daleko ważniejszego niż dyskusja o poezji. Raczej o „sprawy że tak powiem wspólne, o sprawy między nim, a nami, o wszystko co on zaniedbał napisać, a co my musimy uzupełnić” – wyjaśnia Brono Schulz. Jest to wyjaśnienie zupełnie niesłychane. Oto dwóch gimnazjalnych profesorów widzi siebie jako partnerów najważniejszego europejskiego poety początku XX wieku. Po dziesięcioleciach okazuje się, iż byłyby to rozmowy uprawomocnione. Twórczość Schulza i jej światowy rozgłos mówią same za siebie. Oto dwa wybrane najnowsze przykłady. Kilka lat temu ukazała się pierwsza francuska monografia twórczości „Bruno Schulz czyli strategie mesjańskie pióra” Henri Lewiego wydana przez renomowaną Fundację Terytoria Książki z Gdańska. W 2023 Ariko Kato, profesorka Uniwersytetu w Nagoi (Japonia) opublikowała pracę „Bruno Schulz, modernista z Drohobycza. Księga, obraz, tekst” opublikowaną przez Instytut Badań Literackich PAN.

Inne są związki Schulza z Franzem Kafką, którego „Proces” tłumaczyła na polski Józefa Szelińska, narzeczona Brunona. Na jej prośbę Schulz użyczył tłumaczeniu własnego nazwiska, opatrzył „Proces” posłowiem. Jeszcze w powojennych wznowieniach „Procesu” figuruje nazwisko Schulza zamiast Szelińskiej.

Nazwisko rzeszowskiego przyjaciela Schultza znane jest od dawna

Związki z Tomaszem Mannem do dziś nie zostały dostatecznie zbadane. Schulz wysłał Mannowi trzydziestostronicowe opowiadanie w języku niemieckim. Nie udało się dotąd natrafić na jego ślad w szwajcarskim archiwum pisarza. Po ukazaniu się „Sklepów cynamonowych” Schulz wysłał egzemplarz Josephowi Rothowi. Austriacki pisarz urodzony w Brodach, gdzie zdał maturę, a później studiował we Lwowie. Znając dobrze język polski zachwycił się prozą Schulza i próbował wydać ją w tłumaczeniu niemieckim. Jego zamiary nie powiodły się, gdyż zmarł na krótko przed wybuchem wojny. Pośmiertny tryumf   Schulza jako pisarza i artysty rozpoczął się w drugiej połowie lat 50-tych XX wieku.

Nazwisko jego rzeszowskiego przyjaciela znane jest od dawna. Skromny ślad tej znajomości w korespondencji nie został wzbogacony o żadne nowe materiały. Wzrasta w Rzeszowie zainteresowanie przedwojenną społecznością żydowską. Mam nadzieję, iż niedługo nazwisko Rudolfa Ottenbreita przestanie być pustym dźwiękiem.

Pisząc tekst korzystałem z publikacji Jerzego Ficowskiego „Regiony wielkiej herezji i okolice.  Brono Schulz i jego mitologia”:, Wyd. słowo/obraz terytoria, Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2024.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy