Reklama

Kultura

Legendarny warsztat rzeźbiarski rodziny Dąbrowskich z Żołyni

Antoni Adamski
Dodano: 05.08.2019
46746_zolynia
Share
Udostępnij
Wśród niskich domków Rynku w Żołyni wyróżnia się piętrowa mieszczańska kamienica. Przez lata zamieszkana przez jedną osobę, później tylko okazyjnie odwiedzana przez rodzinę, egzystowała na marginesie współczesnego życia. A właśnie tutaj na przełomie XIX i XX w. działał warsztat rzeźbiarski rodziny Dąbrowskich, w którym wykonano ponad sto ołtarzy do kościołów i cerkwi: od Syberii po Stany Zjednoczone. Jego właściciele: Franciszek Dąbrowski i jego syn Henryk, znani byli również jako wykonawcy mebli do hrabiowskich pałaców w Łańcucie, Przeworsku, a nawet do Niemiec.
 
Odkrywcą rodziny Dąbrowskich jest Magdalena Kątnik – Kowalska, od 24 lat dyrektor miejscowego GOK-u. Jak sama mówi, to  mama Aleksandra „nauczyła mnie patrzeć dalej, widzieć więcej i rozumieć, co jest naprawdę ważne”. Kamienica znajduje się nieopodal jej rodzinnego domu. Najpierw jako dziecko nie miała do niej dostępu. Później wyjechała z Żołyni na studia. Do Dąbrowskich trafiła jako szefowa domu kultury poszukując materiałów do wystawy „Żołynia – ślady przeszłości”. Był rok 1997. Rozmawiała wówczas z Janiną Dąbrowską, wdową po Henryku, która zastrzegła, by nikomu nie opowiadała o tym, co w tym domu zobaczy. Były to pamiątki po obu rzeźbiarzach, ich archiwum, obrazy, wykonane ręcznie meble. 
 
– Zrobiłam zdjęcia wnętrz, które oczywiście nie mogły trafić na wystawę – wspomina Magdalena Kątnik-Kowalska. – Ale ogromne wrażenie wywarły na mnie pamiątki po artystycznej rodzinie. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę ze skali zjawiska, z jakim mam do czynienia.
 
Następnym przełomem była znajomość z Donatą, siostrą Henryka, z którą pani Magdalena prowadziła kilkuletnią korespondencję. Swoją wiedzą o rodzinie Donata podzieliła się z mieszkańcami Żołyni publikując w lokalnym piśmie artykuł „Skąd nasz ród”. Nieocenionym źródłem informacji o rodzinie okazały się rozmowy z synem Henryka – Lechem Dąbrowskim i jego żoną Marią. Dzięki ich zrozumieniu i cierpliwości historia rodziny została uzupełniona o nowe, ciekawe szczegóły. Po śmierci Janiny Dąbrowskiej dom został wystawiony na sprzedaż. Kupiec znalazł się dopiero jesienią ub. roku. Jednak Magdalena Kątnik-Kowalska uzgodniła wcześniej z właścicielami prawo pierwokupu budynku dla gminy – z przeznaczeniem na muzeum. Władze Żołyni zrezygnowały. Wtedy mąż pani Magdaleny kupił kamienicę Dąbrowskich.  
 
– Spełnił moje wielkie marzenie, to najpiękniejszy prezent, jaki mogłam dostać. Dom zostałby przeznaczony na cele komercyjne, a teraz na kulturalnej mapie Żołyni  będzie mocnym punktem – podsumowuje dyrektorka GOK, opowiadając historię rodziny, na której odtworzenie poświęciła lata.
 
 
Magdalena Kątnik – Kowalska, wieloletnia dyrektorka GOK w Żołyni odkryła dla potomnych rodzinę miejscowych snycerzy – Dąbrowskich. Fot. Tadeusz Poźniak

Franciszek Dąbrowski urodził się w 1881 r. w biednej wiosce Wesoła k. Brzozowa. Jako najstarszemu z trojga rodzeństwa powierzono mu pasienie krów. Na łące mógł w spokoju oddawać się swemu ulubionemu zajęciu. W kawałku lipowego drewna rzeźbił kozikiem figurki zwierząt. Po niedzielnej mszy w wiejskim kościele podpatrywał figurki świętych, które starał się naśladować. Zauważył to proboszcz. Gdy Franciszek skończył szkołę, za zgodą rodziców zawiózł go wraz z jego pracami do Krakowa i oddał na naukę do szkoły rzemiosła artystycznego przy ul. Zwierzynieckiej. Po jej ukończeniu, zaopatrzony w świadectwo i doskonałe opinie, wyjechał do Przemyśla, gdzie zatrudnił się w znanej pracowni rzeźbiarskiej Ferdynanda Majerskiego. Wykonywała ona wyposażenie i wystrój kościołów i cerkwi w całym regionie. 
 
W czasie, gdy Franciszek Dąbrowski rozpoczął pracę, firma wykonywała monumentalny ołtarz główny dla kościoła w Żołyni. Powierzono mu odpowiedzialne zadanie: wyrzeźbienie figur Trójcy św., która zajmowała centralną część ołtarza. Po zakończeniu zlecenia wysłany został do Żołyni, gdzie brał udział w montowaniu retabulum. Okazało się, iż Franciszek miał sokoli wzrok. Siedząc wysoko na rusztowaniu (ołtarz ma wymiary 18,5  na 6 m) wypatrzył modlącą się w nawie głównej piękną, elegancko i nietypowo ubraną dziewczynę. Później okazało się, że była to Karolina Kowalska, która niedawno wróciła ze Stanów Zjednoczonych. W Chicago, mieszkając u dwóch zamężnych sióstr, przez sześć lat pracowała w fabryce słodyczy. Po krótkiej znajomości Franciszek oświadczył się w 1906 r. Młode małżeństwo zamieszkało w domu rodziców Karoliny. Do 1912 r. budowali drewniany dom na żołyńskim Rynku. Prace przeciągały się, gdyż konieczne było najpierw wyposażenie pomieszczenia przeznaczonego na pracownię. 
 
Franciszek niedługo cieszył się życiem rodzinnym. W 1913 r. powołany został do wojska austriackiego. W rok później wybuchła I wojna światowa. Cofająca się armia rosyjska spaliła wschodnią pierzeję Rynku, w tym nowy dom Dąbrowskich. On sam dostał się do niewoli i został wywieziony na Syberię. Niewiele wiemy o tym pobycie, który przedłużył się do dziewięciu lat. Ze spisu prac, które pod koniec życia sporządził Franciszek, wiemy, że pracował dla cerkwi w Tiumeniu, Tobolsku, Omsku, Tomsku i Irkucku. W roku 1922 wrócił do Polski i rozpoczął budowę nowego domu – tym razem murowanego. Rodzina wprowadziła się do niego sześć lat później i to on zachował się w nadspodziewanie dobrym stanie do chwili obecnej. 
 
Na parterze mieści się pracownia główna. Niegdyś wyposażona była w sześć warsztatów stolarskich (zachowały się dwa), tokarkę i zestaw narzędzi stolarskich oraz rzeźbiarskich. Na podwórzu znajduje się pracownia wykonana z drewna modrzewiowego. Duża, dobrze oświetlona (z sześcioma oknami), służyła wyłącznie do prac pozłotniczych. Na długich stołach układano elementy ołtarza. W środku panowała idealna czystość. Wnętrze izolowane było od prochu, pyłu i przeciągów. Dwaj pozłotnicy przyjeżdżali z Przemyśla i Lwowa. (Personel warsztatu stanowili trzej synowie oraz dwóch stolarzy.) Drugi drewniany barak był wysoki i służył do próbnego montażu elementów ołtarza. Stojąca obok przewiewna szopa pełniła funkcje magazynu do suszenia drewna. Wszystkie projekty stolarskie i architektoniczne wykonywał Franciszek Dąbrowski. Były wśród nich także kopie pałacowych antyków zamawiane przez Potockich z Łańcuta oraz Lubomirskich z Przeworska. Właściciel pracowni raz w roku zimą odwiedzał parafie, poszukując nowych klientów. Zbierał zamówienia, podpisywał umowy, zostawiając zamawiającym prezenty: rzeźby w postaci głów Chrystusa, Marii a także wieszczów narodowych. Wśród podarunków były także krucyfiksy ze szlachetnego drewna i kości, rzeźbione ramki do obrazów, na klatkach dla kanarków skończywszy.
 
Franciszek zmarł po wojnie, w roku 1948, w zupełnie nowej rzeczywistości – kiedy to władze niszczyły domiarami prywatną wytwórczość, a tę pracującą na potrzeby Kościoła tępiły ze szczególną bezwzględnością. Jako swoisty „testament” zostawił spis ok. stu wykonanych przez siebie prac. Rozpoczynają go ołtarze wysłane do kościołów amerykańskich miast: Buffalo i Detroit. Do wymienionych wyżej ikonostasów cerkiewnych na Syberii dodać należy prace dla polskich kościołów, m. in.: Borysław, Chyrów, Dzików, Jarosław, Jasło, Kołomyja, Kraków (oo.Reformaci – ołtarz romański, kościół na Podgórzu – gotycki), Leżajsk (oo. Bernardyni), Lwów (szpital), Oświęcim (dwa gotyckie), Przemyśl (archikatedra), Sanok, Tuligłowy, Tarnów, Warszawa (ss. Felicjanki), Zakopane (kaplica przy Księżówce). Osobne miejsce w tym pobieżnym spisie zajmują wyrzeźbione ambony. Najbardziej znaną pracą jest wymieniona wyżej grupa Trójcy św. w ołtarzu głównym w Żołyni oraz ołtarz boczny w tymże kościele, wykonany wraz z synami.
 
Następcą Franciszka został najmłodszy syn Henryk, który kształcił się w Łańcucie. W 1946 r. w Katowicach uzyskał dyplom mistrza stolarskiego i snycerskiego. W rok później założył rodzinę. W czasie wojny działał w strukturach Armii Krajowej. Zmarł w roku 1989. Od końca lat 20. oraz w latach 30. – pracując razem z ojcem stworzył wiele ołtarzy, ambon oraz figur.  Jego samodzielnymi dziełami dla kościoła w Żołyni są: krucyfiks w kruchcie,  konfesjonały neogotycki oraz dwa modernistyczne, figury w feretronach. Długa jest lista kościołów, dla których pracował np. w Przemyślu, Leżajsku, Sieniawie, Albigowej, Jarosławiu, Częstochowie, Starej Wsi. Przed wojną wykonywał także meble dla Alfreda hr. Potockiego w Łańcucie. Specjalizował się w rzeźbie figuralnej. Okres powojenny nie pozwolił mu na swobodną działalność artystyczną i gospodarczą.
  
W warsztacie Franciszka pracował również syn Antoni, uzdolniony rzeźbiarz i malarz. Nie dane mu było pozostać w zawodzie. Brał udział w wojnie 1939 r., a następnie przez Węgry i Jugosławię dostał się do Szkocji, gdzie służył w Korpusie Wojsk Polskich jako strzelec pokładowy. Zginął wracając z bombardowania Niemiec w roku 1943. Maszyna, poważnie uszkodzona przez niemiecki samolot, wybuchła w powietrzu i runęła na ziemię. Nikt z załogi nie ocalał. Miesiąc później rozkazem Naczelnego Wodza otrzymał pośmiertnie Brązowy Krzyż Zasługi z Mieczami.
 
 
Rodzinna kamienica Dąbrowskich w Żołyni. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Współpracownikiem Franciszka był krótko syn Zdzisław, który po wojnie wyjechał na Śląsk. Zainteresowania snycerką nie wykazywał zaś syn Łucjan, który miał zdolności rysunkowe. Po maturze we Lwowie rozpoczął w tym mieście studia prawnicze. Zachowało się kilka jego prac, m.in. widok wschodniej pierzei żołyńskiego Rynku po pożarze w 1915 r. Po II wojnie pracował jako nauczyciel w Szkole Włókienniczej w Rakszawie. Pisał również wiersze; niestety duża część jego dorobku poetyckiego zaginęła. Zmarł w 1989 r. Jedyną córką Franciszka była Donata (1923-2015), która wyjechała do Krakowa i ukończyła chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowała w Instytucie Farmaceutycznym POLFA, gdzie opracowywała technologie produkcji nowych leków. Opatentowała kilkanaście wynalazków, m. in. recepturę tak znanych preparatów jak aviomarin czy guajazyl. To ona najbardziej interesowała się historią rodziny i ocaliła domowe archiwum.
 
– Od kwietnia oswajam się z domem Dąbrowskich, a on ze mną – mówi Magdalena Kątnik – Kowalska. – Powoli poznaję jego tajemnice. 
 
Tutaj czas się zatrzymał. Otwierając szafę odkrywamy portrety Łucjana i Zdzisława, starszych synów Franciszka. To powiększone stare fotografie, które kiedyś wisiały na ścianie. W bieliźniarce równo ułożona pościel, na wieszakach ubrania. Tak jakby właściciele przed chwilą opuścili mieszkanie. Zachowały się stare piece ze zdobionymi kafelkami oraz meble wykonane przez Franciszka Dąbrowskiego. Najważniejszy z nich to bogato dekorowana stara szafa o fantastycznej, pełnej ozdób, neobarokowej architekturze.
 
Rewelacją stało się odkrycie w jednej z szaf archiwum rzeźbiarza. To fragmenty wzorników, ryciny, a przede wszystkim rysunki i szkice Franciszka. To przygotowanie do prac rzeźbiarskich: detale ołtarzy, ambon, mebli. Prace wskazują na to, iż jeszcze w latach 50. XX w. w wyposażeniu wnętrz kościelnych królował neogotyk i neoromanizm. Może to dobrze, bo nieco później w latach 60. przyszła – jak walec – agresywna pseudonowoczesna architektura. Przekreśliła ona tradycyjne rzemieślnicze umiejętności. Kulturę zastąpiła fabryczna masówka.
 
Magdalena Kątnik – Kowalska ma już wizję muzeum Dąbrowskich, choć nie posiada na razie funduszy na jej realizację. Na piętrze zachowały się stare wnętrza oraz fragmenty archiwum. Będą w nich eksponowane szkice oraz fotografie prac Franciszka i Henryka. Pierwsza prezentacja ich twórczości miała już miejsce w sali wystawowej GOK-u z okazji IV Zjazdu Żołyniaków w 2018 r.
 
 Kamienica Dąbrowskich będzie także punktem spotkań środowisk twórczych; ma skupiać miłośników Żołyni.
 
– Chcę tutaj stworzyć tętniące życiem miejsce, przestrzeń, gdzie przeszłość będzie inspiracją dla przyszłości – mówi Magdalena Kątnik-Kowalska. – Mam mnóstwo pomysłów a wokół siebie ludzi, którzy tak jak ja nie boją się wyzwań. Ocalenie dorobku rodziny Dąbrowskich to najważniejsze zadanie, ale pracuję też nad wydobyciem z mroków historii innych ważnych dla Żołyni postaci. Malarza Stanisława Grocholskiego, który był uczniem Jana Matejki, legendarnego kaznodziei i oddanego społecznika ks. Klemensa Malarkiewicza, a także kilku pokoleń zasłużonych nauczycieli, dzięki którym Żołynia stała się kolebką okolicznej inteligencji.
 
Pierwsze zwiedzanie kamienicy odbyło się 18 maja br. z okazji Nocy Muzeów. Zaimprowizowaną ekspozycję obejrzało czterdzieści osób. Co dalej?
 
– Najpilniejszą kwestią jest zdobycie środków na remont budynku. Jednocześnie ruszam w podróż śladami ołtarzy Dąbrowskich. Zebrany materiał zostanie wydany w formie albumu. A wszystkich zainteresowanych tematem zapraszam do zwiedzania domu z duszą – dodaje Kątnik – Kowalska.
 
Pisząc tekst korzystałem z materiałów o rodzinie Dąbrowskich, publikowanych w piśmie „Fakty i realia”, Żołynia nr 8(1999 r.), nr 22(2000 r.), nr49(2002 r.)
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy