Reklama

Kultura

Historyczne Zaduszki na Podkarpaciu

Ewelina Czyżewska
Dodano: 02.11.2020
51949_zaduszki
Share
Udostępnij
Współcześnie 1 Listopada jest dniem wolnym od pracy. Dzięki temu, każdy z nas w spokoju może odwiedzić groby zarówno te bliższe, jak i dalsze. Zapalamy znicze, kładziemy wieńce, by w ciszy i zadumie pomyśleć o tych, których już z nami nie ma. Dzień Wszystkich Świętych, o którym mowa, często mylony jest jednak z Dniem Zadusznym. Ten, dziś jest kontynuacją dnia poprzedniego, ale kiedyś wyglądało to inaczej…
 
Drugiego listopada w kościele katolickim obchodzone są „Zaduszki”. Tego dnia wierni, podobnie jak w Święto Zmarłych, odwiedzają groby pamiętając o zmarłych w modlitwach. Początki tego święta przypisuje się św. Odilionowi, opatowi Cluny, który odprawiał nabożeństwa za zmarłych od 998 roku. – W Polsce, pierwsze zapiski dotyczące tego święta, pojawiają się w krakowskich statutach synodalnych z 1320 roku – mówi Judyta Sos, pracownica Muzeum Etnograficznego im. F. Kotuli w Rzeszowie. – Wzmianka o Zaduszkach, widnieje również w statutach kapituły wrocławskiej z 1500 r.
 
Podkarpackie „Zaduszki”
 
Demonologia ludowa jest bardzo różnorodna. – Mieszkańcy podkarpackich wsi wierzyli w to, że człowiek po śmierci znajduje się w innym świecie, jednak nie zrywa on całkowicie kontaktu z naszym – opowiada Judyta Sos.  – Uważano, że dusze osób, które zmarły śmiercią naturalną pomagają ludziom i otaczają ich opieką. Jeśli jednak, ktoś zmarł nagle i w sposób nienaturalny, a zwłaszcza popełnił samobójstwo, nie mógł zaznać spokoju. 
 
Zależnie od rodzaju śmierci wierzono, że zmarły może przybrać postać topielca, południcy, latawca albo innego upiora. – Istoty te, stanowiły dla żyjących zagrożenie – kontynuuje pracownica Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie. – Obawiano się, że powrócą na ziemię  np. w wigilię św. Łucji lub wigilię Świąt Bożego Narodzenia i wraz z czarownicami oraz innymi złymi mocami, będą szkodzić ludziom. Uważano też, że dusze pojawiające się na ziemi są rozdrażnione. Te wierzenia były powodem różnych nakazów i zakazów.
 
Osoby zmarłe śmiercią nienaturalną, grzebano w miejscu ich znalezienia. Zwyczaj nakazywał też, aby każdy przechodzień rzucił zieloną gałąź na taką mogiłę. Gałęzie te podpalano w dzień Zaduszny. Według wierzeń, miało to pomóc zmarłemu w odpokutowaniu błędów popełnionych za życia. Powstałe w ten sposób ogniska, nazywano Krudami. A w kościołach zostawiano trumnę, mszał i stułę, wierzono bowiem, że zmarły kapłan o północy w dniu wszystkich świętych, odprawi mszę dla dusz parafian cierpiących w czyśćcu. 
 
 
Judyta Sos. Fot. Archiwum prywatne
 
Każdy region miał też swój zwyczaj. – W okolicach Tarnobrzega w dzień zaduszny, po powrocie z cmentarza, kropiono wodą święconą chatę i całe obejście. W gorlickiem natomiast uważano, że niebezpiecznie jest tego dnia podróżować – opowiada Judyta Sos. – W brzozowskim nie wolno było w tym okresie bielic domów, obawiano się bowiem, że można zalepić wapnem duszę w jakiejś szczelinie. Z kolei w Dzikowie, w lęku przed skrzywdzeniem dusz, które znajdują się na miedzach, unikano prac polowych. A w Dąbrówkach k. Łańcuta, modlono się na cmentarzach przez całą noc. Uważano też, że łzy i rozpacz przeszkadzają zmarłym osiągnąć spokój.
 
Przez wiele lat w kościele wschodnio-chrześcijańskim praktykowany był również pogański zwyczaj, spożywania posiłków na grobach. – Co prawda został on potępiony przez synod w Tours w 567 r.  ale  w okolicach Jasła, występował jeszcze w XIX wieku – wyjaśnia pracownica muzeum. – Echo tych zachowań, widać było w Bieździadce i Kleciach, gdzie na mogiły zamiast świec zanoszono pożywienie. W innych miejscowościach, zgodnie z wiarą, że zmarły może przybrać postać dziada proszalnego albo, że jest on pośrednikiem między światem żywych a umarłych, poczęstunki na grobach zastąpione zostały datkami dla żebraków. Zazwyczaj dawano im pierogi z kapustą, barszcz z ziemniakami, małe bochenki chleba, ewentualnie groch lub kaszę. W czasie II wojny światowej, z powodu baraku jedzenia, darowano żebrakom drobne sumy pieniędzy.
 
Dzień zaduszny bywa pluśny, niebo płacze, ludzie płaczą  i dziadów chlebem raczą
 
Interesujący obyczaj występował w Grodzisku Dolnym, gdzie urządzano tzw. „dziadowskie bale”. – Bogaci gospodarze przygotowywali obfity posiłek, na który zapraszali dwudziestu żebraków – opisuje Judyta Sos. – Po posiłku, biesiadnicy odśpiewywali różaniec za zmarłych z danej rodziny. Podobne obiady, aczkolwiek skromniejsze, wyprawiano również w Humniskach. Z okolic Dubiecka natomiast, pochodzi przysłowie „Dzień zaduszny bywa pluśny, niebo płacze, ludzie płaczą  i dziadów chlebem raczą”. 
 
Dziś przede wszystkim skupiamy się na przystrojeniu grobów. Jest to dość nowy zwyczaj. – Kiedyś strojono głównie mogiły osób, które zmarły młodo – wyjaśnia pracownica muzeum etnograficznego w Rzeszowie. – Pleciono dla nich wianki z jedliny. Był też zwyczaj palenia świateł na grobach. Ten zapoczątkowany został w miastach. W Straszydlu chodziło się odwiedzać groby z jedną święcą. Ustawiano ją na mogile, odmawiano modlitwy, później zabierano i stawiano na kolejnym grobie. Osoby uboższe, których nie było stać na świece, prosiły innych, aby postawili choć na chwilę na grobach zmarłych z ich rodzin. Wierzono bowiem, że ogień ten ogrzewa dusze i pomaga im trafić do raju.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy