Największe regionalne firmy eksportujące swoje produkty lub usługi są powszechnie znane. Wystarczy wymienić nazwę Inglot, Firma Oponiarska Dębica czy Nowy Styl. Ale to są firmy potężne, od lat wysyłające swoje produkty poza granice Polski. Naturalną koleją rzeczy jest, że przedsiębiorstwa tego formatu, mocno stojące na rynku podkarpackim i ogólnokrajowym, szukają nowych możliwości za granicą. Ale poza tymi powszechnie znanymi są również takie, o których na Podkarpaciu wie się bardzo niewiele, a tymczasem na świecie mają mocną pozycję, oraz takie, w przypadku których informacja, że ich wyroby lub usługi zagraniczne rynki bardzo cenią, jest sporym zaskoczeniem.
Rzeszów od dawna chwali się tym, że
co dziesiąty informatyk pracujący w kraju pochodzi właśnie stąd, a statystyki jasno pokazują, że
na Podkarpaciu z informatyki utrzymuje się procentowo więcej ludzi niż gdziekolwiek indziej w Polsce. Dlatego też powstał tu
Klaster Firm Informatycznych Polski Wschodniej, który nie tylko skupia firmy związane z branżą IT, ale również koordynuje wspólne działania, m.in. poszukiwania nowych rynków dla świadczonych usług i tworzonych produktów. Specyfika tej branży polega właśnie na tym, że usługi, zadania rozwinięcia produktów czy też wprowadzenia produktu na rynek, są zlecane do realizacji w zupełnie innych częściach świata. To właśnie chce wykorzystać rzeszowski klaster, który intensywnie szuka nie tylko rynków zbytu dla produktów swoich firm, ale i rynku usługowego, by tutejsze firmy mogły pracować na rzecz partnerów z najróżniejszych stron świata. – W tej chwili mogę wymienić przynajmniej dziesięciu członków klastra, którzy są firmami software’owymi, które sprzedają tworzone przez siebie oprogramowania lub też swoje usługi m.in. na Litwie, Słowacji, w Niemczech, Anglii, Szwecji czy Kanadzie – mówi
Wojciech Materna, prezes Stowarzyszenia Informatyka Podkarpacka. – Teraz próbujemy zrobić z tego falę. Chcemy doprowadzić do takiej sytuacji, że pracujemy tu, a sprzedajemy tam, gdzie ta praca jest najdroższa. Szukamy więc kontaktów w najróżniejszych zakątkach świata, w Stanach Zjednoczonych, które są rynkiem dużym i bardzo atrakcyjnym, we Włoszech w ramach polskich dni w Turynie, we Francji.
Branża bez granic
Ale czy faktycznie nasze firmy, jeśli nie są potężnymi przedsiębiorstwami na miarę
Asseco Poland, mają szanse przebić się na światowych rynkach? Okazuje się, że tak. – Przede wszystkim dlatego, że to branża, która nie zna granic – podkreśla Materna. – Co prawda
robimy się coraz drożsi dla Zachodu, ale mamy przewagę nad firmami zlokalizowanymi Chinach czy w Indiach. Wcześniej to właśnie tam większość światowych firm „wyrzuciła” swój outsourcing, a centra usług informatycznych dla całego świata ulokowane zostały głównie w Indiach w Bangalore, zwanym indyjską Doliną Krzemową. Teraz przenoszą się one do Polski. Wprawdzie jesteśmy drożsi od Hindusów, ale z nami łatwiej się porozumieć, ponieważ między nami i np. Anglikami czy Amerykanami nie ma tak dużych różnic kulturowych. Dlatego w tej chwili łatwiej się nam przebić na międzynarodowych rynkach.
Jedną z firm działających w ramach klastra, a bardzo mocno skupionej na eksporcie jest
NTSwincash Commit Polska, która specjalizuje się w kompleksowym doradztwie biznesowym. Około 70 procent przychodów tej firmy sprzedaż oferowanych usług poza Polską. – Eksport był naszą świadomą decyzją ze względu na fakt, że działalność rozpoczynaliśmy w oparciu o współpracę z partnerem z Austrii – wyjaśnia
Norbert Życzyński, prezes zarządu NTSwincash Commit Polska. – Współtworzony przez nas system NTSwincash skierowany jest głównie do rozbudowanych sieci handlowych, w związku z czym jego zastosowanie doceniane jest przez dużych graczy na rynku europejskim, jak również w Rosji i na Bliskim Wschodzie. Ale korzystając z tego, że produkcja odbywa się w Polsce, mamy możliwość zaoferowania NTSwincash również dla rodzimym przedsiębiorcom.
Firma działa w grupie konsultingowej, której przewodzi austriacki partner, a oferowany przez nas system NTSwincash został już wdrożony w 20 krajach. – Są to m.in. Szwajcaria, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Rosja czy Włochy. NTSwincash znalazł zastosowanie w wielu branżach, przede wszystkim w branży telekomunikacyjnej. W tym zakresie jesteśmy liderem w Europie i krajach arabskich. Marki, które korzystają z naszego systemu to np. Orange, Vodafone czy T-Mobile. Oczywiście NTSwincash sprawdza się też w sieciach handlowych innych branż, wdrażaliśmy go m.in. w Rosji w drogeriach Rive Gauche, czy na rodzimym gruncie w sieci marketów dla majsterkowiczów NOMI – dodaje Życzyński.
Z mobilnymi aplikacjami na podbój Azji
Międzynarodowe rynku podbija też
Witchcraft Studios z Rzeszowa specjalizujące się projektowaniu mobilnych aplikacji biznesowych na spartfony, tablety i telewizory nowej generacji Smart TV, a także produkcji gier mobilnych. W poprzednim roku udział eksportu w całkowitej sprzedaży wyniósł ok. 57 proc., ale, jak zaznaczają szefowie firmy, jest to kwestia zmienna i zależna od wielu czynników. – Naszym pierwszym produktem eksportowym były gry mobilne dystrybuowane przez operatorów sieci komórkowych i partnerów na całym świecie – opowiada
Maciej Głowacki, wiceprezes zarządu Witchcraft Studios. – Natomiast pierwszym istotnym sukcesem, a jednocześnie ważnym wydarzeniem w początkowych latach działalności firmy, była akceptacja naszych gier przez centralę T-Mobile w Niemczech. Sprzedaż gier Java odbywała się głównie w oparciu o kanały sprzedażowe operatorów komórkowych. Aby móc dostarczać gry do T-mobile trzeba było spełnić wiele kryteriów, co było bardzo trudne, zwłaszcza dla małych, nieznanych firm. Nam się to udało i co więcej – nasze gry były podawane innym dostawcom jako wzorcowe.
Z czasem, obok produkcji i dystrybucji własnych gier, firma zaczęła realizować projekty mobilne na zlecenie. Pierwszym poważnym projektem było zlecenie realizowane dla marki kosmetycznej Lancôme w Korei, należącej do koncernu L’Oréal. Firma postawiła na innowacyjność i w swojej kampanii chciała wykorzystać wchodzące właśnie na rynek iPhony. Efektem tej współpracy była m-marketingowa aplikacja przedstawiająca ekskluzywną serię kosmetyków. Użytkownik po zainstalowaniu aplikacji na swoim smartfonie miał dostęp do reklam i informacji o produktach, a dzięki geolokalizacji był na bieżąco informowany o wszelkich promocjach i ważniejszych wydarzeniach związanych z marką w swojej okolicy. Największą zaletą była tu technologia push notification, pozwalająca wyświetlać informacje na ekranie telefonu nawet, gdy aplikacja była wyłączona. – Od momentu udostępnienia w Appstore aplikacja została pobrana w ponad 100 tys. egzemplarzy. Co tydzień rejestrowanych jest 1700 nowych użytkowników. Zaowocowało to produkcją kolejnych odmian tejże aplikacji i otworzyło nam drogę do większych projektów na rynku koreańskim – mówi Głowacki.
Rynki azjatyckie, przede wszystkim koreański, są jednymi z najlepiej zorientowanych w nowinkach technologicznych, dlatego też stały się głównymi odbiorcami rzeszowskiej firmy. Poza wspomnianą aplikacją Lancôme Genifique, Witchcraft Studios zrealizowało kilka rozwiązań także dla mniejszych firm farmaceutycznych, m.in. Merck Serono. Natomiast gry mobilne projektowane w Rzeszowie pobierane są zarówno w USA, Wielkiej Brytanii, jak i Korei Południowej, Indonezji, Tajwanie czy Wietnamie. Firma zajmuje się również produkcją aplikacji sprzedażowych przeznaczonych dla handlowców, marketingowych służących promocji, a także usprawniające komunikację na linii firma – klient. Na swoim koncie realizację dla firm: Energa, Warta, Mercedes-Benz, Toshiba, Samsung, Janssen czy Warner Bros. Ale Witchcraft Studios nie spoczywa na laurach. Teraz skupia się na budowaniu port folio własnych produktów biznesowych i rozrywkowych. – Chcemy sprzedawać je zarówno w Polsce, jak i za granicą – mówi Maciek Głowacki. – Wykorzystujemy więc kanały już posiadane i sprawdzonych partnerów biznesowych, a równocześnie rozwijamy nasz zespół, poszukując osób zainteresowanych współpracą z naszym rzeszowskim oddziałem oraz agentów, którzy mogliby nas reprezentować na zachodnich rynkach.
Słodka wizytówka Podkarpacia
Cukiernicza Spółdzielnia Inwalidów Roksana ze Strzyżowa w 2013 roku obchodziła 60. urodziny. Na Podkarpaciu jest znana bardzo dobrze, głównie za sprawą krówki, znaku rozpoznawczego Roksany. Ale niewielu wie, że strzyżowski producent słodyczy jest ceniony również poza Polską. Co prawda obecnie eksportuje 20-25 proc. swojej produkcji, ale jeszcze kilka lat temu było to nawet 50 proc.
Strzyżowskie słodycze cenią przede wszystkim Słowacy,
ale równie chętnie zamawiają je Czesi, Austriacy, Niemcy i Włosi. Po targach zdarzają się też bardziej egzotyczne zamówienia, np. z Tajwanu, ale zdecydowanie najlepszym partnerem spółdzielni jest nasz południowy sąsiad. Które wyroby smakują zagranicznym odbiorcom? Przede wszystkim krówka, która w Roksanie wciąż jest wyrabiana w tradycyjny sposób, nie maszynowo, lecz ręcznie. To dlatego strzyżowska krówka smakuje inaczej, z wierzchu jest krucha, a w środku ma tzw. „łezkę”, której trudno szukać w słodyczach robionych maszynowo. – Nasz wybór bardzo ceniony jest np. na rynku niemieckim, właśnie za te walory, które są nie do uzyskania w wyrobie maszynowym. My od początku istnienia spółdzielni produkujemy krówki ręcznie i dziś jesteśmy chyba ostatnim takim miejscem. To przez lata wypracowane technologie, procedury i jakość, do której przywiązujemy szczególnie dużą wagę – tłumaczy
Józef Maźnicki, prezes Roksany.
Strzyżowska spółdzielnia ma bogaty asortyment, spośród którego zdecydowanie największą popularnością cieszy się wspomniana krówka, trafiająca do wszystkich zagranicznych odbiorców. Słowacy, do których Roksana najwięcej eksportuje, lubią właściwie wszystko co tu powstaje, od karmelków nadziewanych i twardych, lizaków, poprzez, toffi, cukierki ABC, śliwki w czekoladzie i żurawina w czekoladzie. Do Włoch, Austrii i Niemiec wyjeżdża głównie krówka i lizaki dekoracyjne, które są ostatnim krzykiem mody. Do Stanów Zjednoczonych wysyłana jest głównie krówka i śliwka w czekoladzie, których odbiorcami jest głównie Polonia darząca te słodkości sentymentem. – Niestety, dziś eksport nie jest tak atrakcyjny pod kątem zysków – mówi prezes Roksany. – Jeśli kurs euro jest poniżej 4 zł, to trzeba głęboko zastanowić się nad opłacalnością takiego ruchu. Wahania cen surowców, jak choćby sytuacja sprzed kilku lat, gdy cukier zdrożał ponad 180 proc., również to utrudniają.
Okapy z Sanoka
W Sanoku z kolei prężnie działa
Ciarko, które jest
jednym z największych producentów okapów kuchennych w Europie. Ich produkty są cenione za niezwykle nowoczesny design, a firma może poszczycić się międzynarodowymi nagrodami i wyróżnieniami. W 2012 roku aż 60 proc. całej produkcji trafiło na zagraniczne rynku, co w przełożeniu na liczby daje ponad 400 tys. okapów. – Głównymi odbiorcami naszych produktów są m.in. Niemcy, Skandynawia, Benelux czy Rosja – mówi
Ireneusz Chmura, dyrektor sprzedaży Ciarko. – Widzimy spory potencjał na rynkach Europy Wschodniej, jednak staramy się wyjść poza Stary Kontynent. Przykładem są rozmowy handlowe, które prowadzimy z jednym z ważniejszych graczy w Brazylii. W kolejnych latach jeszcze większy nacisk położymy także na promocję marki poza granicami Polski.
W Polsce sanocka firma nie jest tak powszechnie znana, ale nie oznacza to, że w naszych domach nie znajdziemy ich produktów. Ciarko mocno współpracuje z największymi markami AGD w Polsce, dla których produkuje okapy, i to stanowi największy udział firmy w krajowym rynku. Jednak Ciarko na bardzo ambitne plany ten rok, by podwoić udziały marki własnej na polskim rynku. – W segmencie biznesowym marka Ciarko jest silnie rozpoznawalna, a w celu zwiększenia świadomości brandu w grupie docelowej uruchomiliśmy szereg działań wspierających wizerunek marki własnej. W październiku ruszyła pierwsza w Polsce kampania telewizyjna promująca okapy kuchenne. Pojawiamy się także w najbardziej poczytnych magazynach wnętrzarskich, branżowych, ogólnopolskich. Odbiorcami naszych produktów są nie tylko klienci ostateczni, ale także studia kuchenne i projektanci, dlatego też podejmujemy działania zwiększające świadomość marki w każdej grupie docelowej – tłumaczy dyrektor sprzedaży spółki Ciarko.
Podkarpackie firmy są cenione nie tylko na rynku lokalnym czy krajowym, świat również widzi w nich świetnych partnerów. Jakoś, wykwalifikowana kadra, pomysł na siebie. Argumenty, które stoją za nimi są przeróżne, ale pewne jest, że mamy się czym pochwalić.