W 2004 roku Jagoda Miłoszewicz wraz z Maciejem Pawlikiem zamknęli etap życia w mieście i przenieśli się ze Szczecina na bieszczadzką wieś. W Lutowiskach kupili hektar ziemi i postanowili zacząć wszystko od nowa. Z czasem zdecydowali się na agroturystykę i to nie lada jaką. Chata Magoda to autentyczna, regionalna, prawie stuletnia chata z bali, rozebrana i przeniesiona do Lutowisk. Maciej postawił ją od nowa. Dziś Chata Magoda jest bardzo popularna wśród turystów z dalszych regionów Polski i stanowi doskonałe miejsce wypadowe na wiele szlaków turystycznych w Bieszczadach.
– A może by tak rzucić wszystko i zamieszkać w Bieszczadach… – taka myśl błąka się w głowie niejednego turysty urzeczonego pięknem Bieszczadów. Szczecinianka Jagoda Miłoszewicz i pochodzący z Przemyśla Maciej Pawlik także tu przyjeżdżali. Pewnego dnia zdecydowali się na życiową rewolucję. Niezbędną, ich zdaniem.
W mieście właściwie niczego im nie brakowało. Jagoda, absolwentka polonistyki i logopedii, imała się różnych zajęć. – Teraz wiem, że to podejmowanie nowych wyzwań, te próby, były po prostu poszukiwaniem. Pieniądze nigdy nie były dla mnie najważniejsze. Cenimy z mężem kameralność i przestrzeń, miejski zgiełk nam przeszkadzał. Myśl o opuszczeniu miasta dojrzewała w nas przez kilka lat. Pewnego dnia podjęliśmy ostateczną decyzję – mówi.
Sprzedali dom, zamknęli wszystkie miejskie sprawy. W Szczecinie zostawili rodziców, przyjaciół i syna, który zaczął tam studia. – Ich brakuje nam najbardziej, ale często się odwiedzamy i rozmawiamy – dodaje Jagoda.
Przenieść dom spod Rzeszowa do Lutowisk? Tak, to możliwe
Na początku chcieli w Bieszczadach kupić dom do remontu, tyle że… nie było ofert sprzedaży. Właściciel „Starego sioła” z Wetliny doradził im, że przecież mogą sobie kupić kawałek ziemi, a dom kupić gdzie indziej i przenieść go w Bieszczady. Zaczęli rozglądać się za ziemią. Kiedy trafili w Lutowiskach na kawałek przy szlaku na Ortyt i z niesamowitym widokiem na plenery uwiecznione w „ Panu Wołodyjowskim”, wiedzieli, że to musi być ich miejsce. W Świlczy pod Rzeszowem znaleźli drewniany dom z bali z 1930 roku. Dom został rozebrany i przewieziony do Lutowisk, gdzie Maciej stawiał go od nowa. Właściciele chcieli zachować wygląd i atmosferę starego domostwa. Użyli wyłącznie naturalnych materiałów, by dom spełniał wysokie standardy ekologiczne, ale wyposażyli go we wszelkie niezbędne wygody. We wnętrzach postawili na drewno, kamień i wiklinę oraz na stare przedmioty codziennego użytku pochodzące z Bieszczadów? antyki i przedmioty artystyczne przywożone z różnych stron świata. Tak powstała klimatyczna Chata Magoda z tarasem, na którym można siedzieć godzinami wpatrując się w panoramę Bieszczadów. – Niektórzy zazdroszczą nam tego tarasu i widoków, ale naprawdę rzadko mamy okazję tu posiedzieć. W sezonie właściwie nigdy. Agroturystyka to ciężka, wymagająca praca, bez weekendów i świąt wyjaśnia – Jagoda.
Maciej dodaje, że wbrew pozorom rozebranie domu z bali i postawienie go od nowa wcale nie jest wyjątkowo skomplikowane. Jest ciężką pracą fizyczną. – Dom trzeba rozebrać ręcznie ze względu na stare belki. Każdy bal jest numerowany, potem składany na tira i przewożony na miejsce, gdzie dom stawia się po numerach bali – wyjaśnia. – Procedury formalne są takie jak przy budowie domu.
Zagroda Magoda w Lutowiskach. Fot. Tadeusz Poźniak
Potem przyszedł czas na drugą chatę – bojkowską. Maciej wyremontował ją zachowując z zewnątrz wygląd chaty, tak jak wyglądała przed stu laty; wewnątrz wyposażył ją we wszelkie wygody. Ratowanie drewnianych chat stało się ich pasją. Kolejną, w której obecnie mieszkają gospodarze, Maciej złożył z dwóch chat: z Leska i Lutowisk. – Ponieważ domy były podobne, ale jeden był zniszczony z jednej strony, a drugi z drugiej, poskładałem je – dodaje.
Jagoda wspomina, że budowali w czasach, gdy w Rzeszowie nie było jeszcze marketów budowlanych i po materiał jeździli do Krakowa.
Przetwory z własnej grządki
Jagoda postanowiła, że jeśli ma karmić gości, którzy przyjadą tu na wypoczynek, to nie będzie im serwować tego, co mogą kupić w każdym markecie. Posiłki przygotowuje ze świeżych, zdrowych produktów pochodzących z własnego ogródka lub kupowanych u lokalnych, sprawdzonych producentów. Sama robi przetwory: dżemy, ogórki, soki i syropy (wiele przepisów powstało na bazie jej eksperymentów), którymi podejmuje gości. Nauczyła się je robić właśnie w Lutowiskach. Przepisy Jagody znalazły się w książce jej autorstwa pt. “Chata Magoda. Ucieczka na wieś”, która ukazała się pod koniec kwietnia 2016.
Od początku maja do końca października właściciele Chaty Magoda żyją rytmem wyznaczonym przez sezon turystyczny. Poranek Jagody zaczyna się od przygotowania śniadania dla gości. To chwilę trwa, bo stara się nie podawać tylko wędlin i żółtego sera, lecz często robi pasty, pasztety warzywne i humusy. Gości częstuje także pysznym kozim serem, który kupuje od sąsiada. Potem jest sprzątanie i wyjazd do sklepu po świeże składniki na obiad. Gdy tego dnia wyjeżdżają goście, trzeba również posprzątać pokoje, a następnie przygotować obiad, zadbać o grządki. Natomiast Maciej niemal każdego dnia zajmuje się ogrodem, dba o obejście i naprawia to, co zostało uszkodzone.
Poza sezonem zajmują się sprawami, które zalegają od maja do października. – Robimy porządki, załatwiamy sprawy w urzędach, odwiedzamy rodzinę i przyjaciół. Mamy też czas, żeby zadbać o siebie, bo w sezonie nawet jak boli ząb, nie ma czasu na dentystę -śmieje się Jagoda. Przygotowujemy się też do zimy, które wcale nie są takie złe jak w opowieściach, choć rzeczywiście, od nowa uczyłam się jeździć samochodem, bo okazało się, że w zimie tutaj lepiej nie używać hamulca.
Bieszczady ciągle zaskakują
Mimo że od przeprowadzki minęło ponad 10 lat, Bieszczady i ich mieszkańcy ciągle zaskakują. Dwa lata temu Jagoda odkryła, że na ich ziemi rośnie śliwa, która obrodziła. Cały czas poznają nowe gatunki dziko zasianych roślin. Twierdzą, że los ma dla nich jeszcze wiele niespodzianek. W Bieszczady starają się wniknąć jak najgłębiej, dlatego zwiedzają je każdego roku wczesną wiosną lub późną jesienią.
– W ludziach stąd najbardziej lubię otwartość. W mieście nikt nie powie drugiej osobie prosto w oczy co o niej myśli, ale wiedzą to wszyscy dookoła. W Bieszczadach jest inaczej. Ludzie są szczerzy, otwarci, życzliwi, grzeczni dla siebie. Nawet sprawy w urzędach załatwiamy w miłej atmosferze i nieraz od ręki. W małej społeczności wszyscy się znają, w sklepie toczy się życie towarzyskie, pani listonoszka rozdaje tu listy, ludzie wywieszają swoje ogłoszenia… Bardzo to lubię – przyznaje Jagoda Miłoszewicz. – W samych Bieszczadach, które mają cudowną przyrodę, dopuszcza się jednak do czynów karygodnych. Zabudowywane są tereny, które powinny pozostać dzikie. Trzeba zadbać o jednorodność architektoniczną i ekologię. Mimo obowiązku segregowania śmieci, ludzie nadal wywożą je do lasu, palą plastiki i nikt tego nie kontroluje. W Bieszczadach można spędzić całe życie, delektując się ich przyrodą, ale sami musimy o nią zadbać.