Reklama

Ludzie

Krzysztofa Brzuzana ocalanie niknącego świata

Alina Bosak
Dodano: 17.08.2020
51331_7k7a4293
Share
Udostępnij
Stara blacha mogła zgnić pod płotem. Ale pochodziła z cerkwi, co artysta musiał uznać za znaczące. Zabrał więc wyrzucony kawałek i umieścił w dziele sztuki, które przypomina chorągiew procesyjną prowadzoną na Święto Jordanu. W tym samym zbiorze są nawiązania także do zachodniego obrządku, bo oba na pograniczu się przenikały. Z dawnej dzieży do robienia chleba Trójca Święta błogosławi świat. Ten obecny, a może i ten miniony, razem z jego niknącymi obrazami. – Czas jest ważny. Zostawił znaki na drewnie i metalu, skazał na upadek cywilizacje. Czas weryfikuje artystę i jego dzieło – mówi rzeźbiarz Krzysztof Brzuzan, autor cyklu „Recycling kulturowy”, zbioru, który wyrósł z niezgody na zapominanie i jest gotowy do premierowej wystawy.
 
Trudno oderwać oczy od tych przefiltrowanych przez artystyczną wrażliwość kapliczek, ołtarzyków, krzyży, chorągwi i chroniących przez Złem huculskich zgard. Jedne kolorowe niczym ikonostasy w greckokatolickich świątyniach, inne „po zachodniemu” bardziej ascetyczne. W jednym dziele ceramika, drewno, metal nienagannie współgrają ze sobą, zdradzając rękę wszechstronnego artysty. – Nigdy nie zamykałem się w ramach jednego pomysłu i jednego materiału. Jestem bardzo otwarty. Na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie mieliśmy obowiązek odbyć praktyki w dwóch pracowniach materiałowych. Były cztery: ceramika, drewno, brąz i kamień. Ukończyłem wszystkie. Bo wszystkie te materiały uznaję za szlachetne, z których warto tworzyć. I nich się trzymam – mówi Krzysztof Brzuzan, rzeźbiarz od lat związany z Rzeszowem, a urodzony na Dolnym Śląsku. Uczeń prof. Mariana Koniecznego, w którego pracowni obronił dyplom z wyróżnieniem. Jego prace znajdują się w prywatnych i muzealnych kolekcjach na całym świecie. Rzeszowianom dobrze znany z odlanych w brązie rzeźb wyeksponowanych w miejskiej przestrzeni. Wymienić tu można pomnik Adama Mickiewicza, Jana Pakosławica, czy urwisa celującego w lampę uliczną przy biurowcu Elektromontażu. Tę ostatnią rzeźbę Krzysztof Brzuzan żartobliwie kiedyś nazwał najmniejszym pomnikiem czynu rewolucyjnego. W sztuce odwołuje się do wielu kulturowych tropów, wielkich klasyków i ludowych twórców.
 
 
Krzysztof Brzuzan. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Ten eklektyzm bierze się między innymi z pogranicza, z którym od zawsze jest związany. – W okolicy Bolesławca, gdzie się urodziłem, mieszkali przesiedleńcy z Czarnogóry, z Jugosławii. Przywieźli z sobą bałkańską kulturę. Byli też uchodźcy zza Buga. Moje korzenie także są kresowe. Babcia pochodziła z Gródka Jagiellońskiego niedaleko Lwowa, natomiast ojciec – spod Leżajska – wspomina artysta. – Temat tego cyklu, który nazwałem „Recyclingiem kultury” wynikł z moich życiowych doświadczeń. Przed wojną całą Kotlinę  Jeleniogórską nazywano riwierą berlińską. Bogaci berlińczycy budowali tam pałace, wille. Jako dziecko obserwowałem znikające ślady po niemieckich mieszkańcach tych ziem. Upadek pewnej cywilizacji. Po studiach, po przeniesieniu się na Podkarpacie to doświadczenie powtórzyło się. Tu na pograniczu, gdzie kiedyś mieszkało wielu Rusinów, także zobaczyłem odchodzącą cywilizację, którą w wymiarze sakralnym tworzył styk kultury zachodnioeuropejskiej i bizantyjskiej – mówi Krzysztof Brzuzan i tłumaczy: – Czas jest dla mnie ważny. Ze względu na materiał, którym się posługuję. Ma wpływ na jego wygląd i moje estetyczne uczucia z tym związane. Przemijanie klasyfikuje sztukę i wartości w życiu. Tylko dzieła, które potrafią obronić się w większej przestrzeni czasu, mają jakąś wartość. 
 
Podczas pracy nad kolekcją nieustannie pojawiały się nowe pomysły, skojarzenia. Powstało około 50 prac, które tworzą wystawę o minionym już świecie. Artysta nawiązuje do przeszłości nie tylko poprzez symbole, po które sięga, ale i rzeźbiarską materię – drewno czy metal „z odzysku”. Często wypatrzone podczas wędrówek po Roztoczu Południowym.   
 
 
Praca ze zbioru "Recycling kulturowy". Fot. Tadeusz Poźniak
 
W jednej z kompozycji bazą stał się słup od płotu. – Jest z mojej pracowni w lesie – zdradza rzeźbiarz. – To drewno, które przez kilkadziesiąt lat były wkopane w ziemię. Jest przez nią „zjedzone”, zniszczone, ale i pięknie uformowane. Ja takie rzeczy dostrzegam i wykorzystuję, by podkreślić związek tematu prac z pewnym przedziałem czasowym. Od dawna i bardzo często sięgam po drewno rozbiórkowe. Robiłem to na długo przedtem, kiedy to się stało modne w  designie i wnętrzarstwie – uśmiecha się artysta. – Jestem też bardziej wybredny. Ważna jest struktura, „rysunek”. Ułożenie pewnych naturalnych elementów drewna jest istotne w wyrazie pracy. 
 
Drewno z dzieł Brzuzana ma historię. I nie tylko ono. Także blacha wykorzystana obiektach przypominających kościelne sztandary. – Została zdarta ze starych cerkwi. Wtórnie, w ramach recyclingu zrobiłem z niej chorągwie. Blachę aplikowałem nie płótno, ale na drewno. Przywróciłem temu materiałowi wartość, wprawdzie nie jako obiektowi kultu, ale obiektowi sztuki – tłumaczy artysta. – Na takie skarby trafiam często przypadkowo. Jeżdżę, szukam, zawsze mam oczy otwarte i potrafię w pokrzywach wypatrzeć kawałek drewna. 
 
Obiekty, składające się na zbiór „Recycling kulturowy” powstały nie tylko z odzyskanych materiałów. Także nowych, ale postarzanych. Niektóre elementy zostały odlane z brązu jak na przykład krzyże do huculskich naszyjników, które również są częścią tej kolekcji. – Zgardy, prymitywne naszyjniki to charakterystyczny element kultury góral karpackich – tłumaczy Krzysztof Brzuzan. – Były wytworem wiejskich artystów. Odlewane z metalu. Zdobione dodatkowo koralami. Kobiety potrafiły na sobie nosić 5 kg takiej biżuterii. Traktowały ją jako amulet. To wiązało się z tym, że Huculi byli bardzo religijni i zabobonni. Mieszkali w tak dzikim kraju, że na różne sposoby chronili się przed złem. Dlaczego przypominam zgardy? Bo mieszczą się w temacie przemijania wielokulturowego pogranicza. W tej mieszance Polaków, Rusinów, Bojków, Łemków. Fascynuje mnie kultura bizantyjska kościoła wschodniego – przyznaje twórca. – Na terenach kresowego Podkarpacia była szczególnie ciekawa. Właśnie dlatego, że ścierały się dwa obrządki łaciński i grecki, a nawet przenikały. Już w XIX wieku bardzo religia wschodniochrześcijańska, której elementy wcześniej były traktowane mocno ikonograficznie, zaczęła czerpać ze sztuki Zachodu. To bardzo ciekawe, jak te dwie, zdawało by się zamknięte hermetycznie religie otwierały się na siebie, wpływały. Udowadniały przez to, że wywodzą się z tych samych źródeł. 
 
 
Krzysztof Brzuzan. Sztandar z elementami cerkiewnej blachy. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Z kolorystyki cerkwi i kościołów, elementów obu tych obrządków czerpie artysta. Na wystawie (pierwsza odbędzie się w przyszłym roku w Muzeum Etnograficznym im. Franciszka Kotuli w Rzeszowie) chce zestawiać kompozycje, by znów „dialogowały”. – Nawiązują do siebie różnymi elementami, kolorami – ale różnią się symbolami. Na jednej mamy krzyż typowo wschodni, na drugiej grecki. Kolorystyka bizantyjska – ciężka, złota. Zachodnioeuropejska jest dużo subtelniejsza – opisuje dwa z wypełniających całą pracownię dzieł. 
 
I nie ukrywa, że przeraża go brak szacunku dla obiektów kultury odmiennej niż ta, z która człowiek się utożsamia. – Na Dolnym Śląsku byłem w okresie fatalnym dla kultury pozostawionej przez Niemców, kiedy wręcz polityka państwa była nastawiona na zacieranie cywilizacji niemieckiej – mówi. – To przerażające, jak wspaniałe rzeczy były wtedy niszczone. Tam w Bolesławcu, gdzie się urodziłem i wychowałem był wspaniały cmentarz ewangelicki. Z niesamowitymi nagrobkami, będącymi wykwitem kunsztu XVII-XIX-wiecznej sztuki kamieniarskiej, kowalstwa. To zostało spychaczem zrównane z ziemią, bez jakiegokolwiek szacunku dla obiektów, które tam się znajdowały. Za PRL-u także na Podkarpaciu nie było zwyczaju dbania o świątynie greckokatolickie i prawosławne. O ile nie przejął ich kościół rzymskokatolicki, to zamieniane były na magazyny albo pozostawione puste i wiele zniszczało. Na szczęście wyposażenie przeniesiono do paru muzeów i tam ocalało. 
 
Tej kolekcji nie chciałbym szybko rozproszyć, ale zrobić kilka wystaw, wszystko udokumentować. Traktuje ją jako pewnego rodzaju artystyczne credo.
 
– Straszne tempo współczesnego życia sprawia, że młoda sztuka często komentuje bieżące wydarzenia, przestrzega przed zagrożeniami. Przerażony jestem tym tempem i tym, jak przerwała się pewna ciągłość sztuki. Piękno – dawniej było głównym elementem w pracy artysty, dziś kategoria brzydoty tak mocno weszła w estetykę, że często wydaje się dominować – mówi Krzysztof Brzuzan. – Ja wychowanek klasycznej ASP dostrzegam zatem piękno w rzeczach przemijających, które często ulegają degradacji. Zajmuję się recyclingiem sztuki, recyclingiem kulturowym. To hasło towarzyszy tej kolekcji. Przywracam miniony świat, jego przedmioty i materię. Wykorzystuję przedmioty, które są już w poniewierce, zlekceważone, zdegradowane przez czas. Wciąż widzę ich piękno i nowe wartości.
 
 
Krzysztof Brzuzan, zbiór "Recycling kulturowy". Fot. Tadeusz Poźniak
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy