Reklama

Ludzie

Hutnik artysta z Rymanowa, któremu znudziło się robienie szklanek

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 27.12.2016
30630_szklo_14
Share
Udostępnij
Niezwykła szklana twórczość Henryka Rysza, założyciela i właściciela Huty Szkła Artystycznego „Sabina” w Rymanowie doceniana jest w galeriach szkła na całym świecie. Zachwycają się nią arabscy szejkowie, amerykańscy koneserzy sztuki, Anglicy i Rosjanie, ale w Polsce odmówiono mu wystawy w galerii sztuki tylko dlatego, że nie ma studiów plastycznych. Tym, co wyróżnia twórczość Henryka Rysza spośród innych artystów tworzących w szkle, są unikatowe modele żab i jaszczurek. Jak twierdzi, jest jedynym człowiekiem na świecie, który potrafi wykonać ze szkła takie rzeczy. Pasja i talent do tworzenia w szkle u Ryszów są rodzinne. 33-letni syn pana Henryka, Rafał, jest już znanym artystą, zaś wnuczka Martyna przygodę ze szkłem rozpoczęła w wieku…8 lat.
 
Henryk Rysz miał już wystawy w Sankt Petersburgu, Kairze, Stanach Zjednoczonych, Paryżu i Brukseli. Obecnie najwięcej sprzedaje do USA, Chin i Anglii, ale jego klientela pochodzi także z Arabii Saudyjskiej, Niemiec, Włoch i Francji. 
 
Szklany statek zamówił sobie ambasador Indonezji. Podpory pod książki są bardzo popularne w USA. Charakterystyczne głowy konia, bezbarwne i w kolorze, najczęściej trafiają do Chin i Arabii Saudyjskiej. Szklane krople powstawały na zamówienia klientów z Irlandii i RPA. Są też niezwykłe tralki schodowe zdobiące wnętrza kilku domów w Polsce – klient ze Śląska tak zachwycił się projektem Henryka Rysza, że… ozdobił elementami szklanymi dom z zewnątrz, „żeby mu wszyscy zazdrościli ”.
 
Jedyne takie na świecie szklane żaby i jaszczurki 
 
Są też skromne w swej elegancji szklane anioły z bąbelkami zdrowego rymanowskiego powietrza; małe łabędzie, słonie, kule, przyciski do papieru, świeczniki oraz biżuteria. Również szkło użytkowe – patery, misy i wazony o oryginalnych i niepowtarzalnych kształtach, lampy elektryczne, stoły i ławy. Huta Henryka Rysza realizuje też zamówienia firmowe i okazjonalne: statuetki i trofea dla sportowców lub z okazji jubileuszu. Skala trudności wyrobów wykonywanych w hucie jest spora – od unikatów (smoka ważącego 30 kg) po sople na choinkę.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Jednak tym, co najbardziej wyróżnia szkło z huty Sabina są niezwykłe, misterne figury małych zwierząt: kotów, jaszczurek oraz żab, z pasją tworzonych przez właściciela huty. Przyglądając się precyzji, z jaką zostały wykonane, aż trudno uwierzyć, że szkło tak potrafi się „poddać” dłoniom hutnika. Szklane żaby i jaszczurki można kupić w galeriach niemal na całym świecie za dość wysoką, jak na polskie warunki cenę. W Polsce – jedynie w hucie Sabina i w cenie przystosowanej do rodzimych warunków. 
 
Kiedyś w szklane żabki na wystawie w Hucie Sabina ze zdumieniem przyglądał się pewien mężczyzna, który przebywał z dzieckiem na kuracji leczniczej w Rymanowie Zdroju. Okazało się, że tę samą żabkę wskakującą do wody przywiózł z wakacji na Majorce jego szef i pokazując  ją w firmie powiedział, że żaden Polak nie jest w stanie zrobić czegoś takiego. – Postanowił kupić u mnie taką samą, żeby pokazać szefowi, że to jednak Polak jest ich twórcą – uśmiecha się Henryk Rysz, dodając że na Majorce ta żabka kosztowała 2,5 tys euro, a w Rymanowie ok. 2 tys. zł. 
 
Przecież ze szkła da się wycisnąć więcej
 
Henryk Rysz był przez 24 lata hutnikiem w Krośnieńskich Hutach Szkła, produkujących dobrej jakości szkło gospodarcze dmuchane do formy. Jednak te same, codziennie powtarzane czynności przy produkcji dzbanków, pater i karafek nudziły go. Już wtedy wiedział, że ze szkła da się „wycisnąć” więcej, stworzyć niepowtarzalny produkt. W 1988 roku wyjechał na Mistrzostwa Europy dla hutników, gdzie zajął drugie miejsce. – Było to wyróżnienie, ale i zaskoczenie, bo nigdy się do partii nie zapisałem. Pokonałem cztery huty niemieckie, cztery czeskie oraz rosyjskie. Pierwszego miejsca nie przyznano, bo nie potrafiłem dokładnie przetłumaczyć, czego organizator konkursu oczekiwał – wspomina.
 
Pracę w hucie uważał za zbyt prostą. Dziwiła go postawa innych hutników, którzy brali zwolnienia lekarskie, gdy pojawiało się zamówienie na nowy asortyment. Dla Henryka Rysza wykonywanie ciągle tych samych czynności było horrorem. W końcu uznał, że czas zakończyć 24-letnią przygodę z KHS.
 
W 1996  roku założył niewielkie Studio Szkła Sabina. Każdy pustak, z którego budowana była pierwsza hala, przeszedł przez jego ręce. Hutę nazwał imieniem córki. 
 
Zatrudnił amatorów i stworzył własny styl
 
Zamówienia pojawiły się bardzo szybko i zyskały uznanie na całym świecie, dlatego Henryk Rysz musiał rozbudować zakład i zwiększyć produkcję. Postanowił, że nie zatrudni żadnego hutnika z innych hut. Do pracy przyjął osoby niezwiązane z zawodem, m.in. byłego górnika i ochroniarza. Dla jego załogi było to pierwsze zetknięcie z piecem hutniczym. Nie mieli pojęcia, jak powstaje szkło. – Od początku miałem wizję tworzenia w szkle i nie widziałem możliwości pracy z osobami, które robią szklanki i uważają się za mistrzów świata. Dlatego zatrudniłem laików, żeby wydobyć z nich najlepsze cechy i stworzyć własny styl tworzenia w szkle – tłumaczy. – Z niektórymi pracuję już 20 lat i wiem, że mogę na nich polegać, ale wymagam, aby uczyli się nowych technik. Ja sam, mimo że mam 44 lata praktyki, też ciągle się uczę.
 
Nie zatrudnił żadnego projektanta szkła. Oprócz tego, że jest właścicielem firmy, jest także głównym projektantem. Bierze piszczel i tworzy nowe projekty. Jako pierwszy wykonuje każdy nowy wzór i przekazuje go innym hutnikom. Sam też codziennie pracuje przy piecu razem ze swoją załogą. Tworzą taką ilość wzorów, jakiej – zdaniem właściciela Huty Sabina – nie są w stanie zrobić dużo większe huty. 
 
Huta Sabina specjalizuje się w szkle artystycznym, ale jak mówi jej właściciel, ze szkła jest w stanie zrobić naprawdę dużo. Przyznaje jednak, że to bardzo trudny biznes, związany z dużymi kosztami jak na twórczość artystyczną. Sam piec włoski kosztował prawie 100 tysięcy euro, koszt dziennego zużycia gazu to ok. 2 tysiące złotych, drogie są niemieckie barwniki do szkła, powstają też koszty przy ewentualnych zniszczeniach. – Też zawód wymaga samodyscypliny i wytrwałości. Codziennie bardzo ciężko pracujemy – przyznaje.
 
Jak powstaje szkło?
 
Szkło jest materiałem obecnym niemal od zawsze. Badania archeologiczne dowiodły, że było produkowane najpierw w Mezopotamii, a najstarsze ślady jego użytkowania pochodzą sprzed 3,5 tys. lat. Według klasycznej historii mineralogii rzymskiego historyka Pliniusza Starszego, to feniccy kupcy przypadkowo wytopili szkło w ognisku przy transporcie kamienia około 5000 p.n.e. Natomiast pierwsza fabryka szkła miała istnieć ok. 1250 roku p.n.e. w północnym Egipcie.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Kolebką szkła artystycznego jest Murano, grupa kilku małych włoskich wysp, gdzie w 1291 roku zostały przeniesione wszystkie wytwórnie szkła. Szklarze z Murano byli szanowanymi mieszkańcami i przez stulecia mieli monopol na wytwarzanie szkła. Do dziś szkło z Murano uważane jest najlepsze na świecie, i co ciekawe – wyroby pana Henryka Rysza często są mylone z wyrobami z Murano. Na wystawie w Brukseli wręcz musiał tłumaczyć włoskim eurodeputowanym, że jest Polakiem tworzącym w Polsce.
 
– Choć światową kolebką szkła artystycznego obrabianego ręcznie są Włochy i Murano, to 10 włoskich firm u mnie kupowało szkło i sprzedawało jako swoje. Dwie z nich nawet procesowały się o wyłączność, ale nigdy nie daję wyłączności na sprzedaż moich produktów. W każdym kraju mam tylko jednego klienta, wyjątkiem jest USA – tłumaczy. – Francuzi zaś sprzedają moje wyroby tłumacząc klientom, że jestem Włochem tworzącym dla Murano. 
 
Do wytopu szkła potrzebny jest piasek kwarcowy, soda, potaż, tlenek antymonu, węglan baru, boraks, sulfat, mączka wapienna oraz odbarwiacze. Z pieca Huty Sabina wychodzi bezbarwne szkło sodowe, idealnie czyste, przez 90 proc. zagranicznych klientów uważane za kryształ, choć kryształem nie jest.
 
– W szkle istnieją dwa rodzaje sił – rozrywające i skupiające. Trzeba je pogodzić, czyli odprężyć. Jeżeli nie pozbędziemy się naprężeń, to szkło wybuchnie jak granat, pozostawiając po sobie drobne kawałki. Hutnik musi mieć wyczucie materiału, widzieć temperaturę, wiedzieć kiedy szkło jest plastyczne, a kiedy nie. Trzeba wiedzieć, w jakim momencie podgrzać wyrób, aby nie pękł – wyjaśnia Henryk Rysz. – Sztuką jest również barwienie szkła. Rozgrzany barwnik ma kolor czerwony, gdy stygnie, sprawia wrażenie niebieskiego, po wystygnięciu ma barwę zieloną. Trzeba więc dobrze wiedzieć, jakiego koloru się używa do barwienia. 
 
Szklana pasja jest u Ryszów dziedziczna
 
Talent po panu Henryku odziedziczył jego syn Rafał, który uczył się zawodu od 14. roku życia. Dziś ma 33 lata, a na koncie wystawy w Las Vegas, Paryżu, Sztokholmie, Frankfurcie, Birmingham i Mediolanie. Najwięcej jego prac zakupiły galerie holenderskie. Szklana twórczość Rafała Rysza również jest piękna, choć całkiem inna. To kolorowe ryby i figury zwierząt  z charakterystycznie zaakcentowanymi oczami.
 
– Uważam, że dziecku trzeba dać „wędkę” do ręki, uczyć wartości, szacunku i umiejętności słuchania, a nie stawiać na konsumpcję. Moje dzieci same musiały na siebie zapracować. Syn jest już znanym artystą, zaś córka, Sabina, ma umysł ścisły i jest dyrektorem firmy. Niczego dzieciom nie ułatwiałem, dlatego dziwią mnie uczniowie zwiedzający hutę, którzy mają drogie telefony, ale nie wiedzą podstawowych rzeczy, np. z geografii – mówi założyciel Huty Sabina. 
 
 
Henryk Rysz. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Z tą rodzinną twórczością i pasją wiąże się pewna historia, która udowadnia, że do bycia artystą wcale nie są potrzebne akademickie tytuły, a pasja i trochę pokory. I choć pewna warszawska galeria odmówiła wystawy Henrykowi Ryszowi tylko dlatego, że nie ma studiów plastycznych, to poczuł niemałą satysfakcję, gdy do jego huty weszła pewna studentka ASP. Chwaląc się wyróżnieniem z uczelni, była przekonana, że zrobienie szklanego ptaszka jest bardzo proste. Po czwartej próbie poddała się. Te same szklane ptaszki bez większych trudności robi… wnuczka pana Henryka.
 
Huty szkła upadają, Sabina się trzyma
 
Huta Sabina nie ma konkurencji w Polsce. Zdaniem Henryka Rysza, huty szkła artystycznego w Polsce tworzą tak samo jak przed kilkudziesięciu laty i nie otwierają się na nowości, zaś klienci pragną mieć niepowtarzalne autorskie prace i takie jest w stanie zapewnić Huta Sabina. 
 
Klientem Henryka Rysza jest m.in. niemiecki hutnik, w którego rodzinie tradycje hutnicze sięgają sześciu pokoleń, ale w szkło zaopatruje się właśnie w Rymanowie. – Niemieckie huty są dziś muzeami sprzedającymi szkło innych producentów, podobnie dzieje się w innych krajach. W mojej rodzinie to ja rozpocząłem tradycję, ciekawe co do niej wniosą następne pokolenia – zastanawia się.
 
Henryk Rysz jest świadomy wartości swoich prac. Kilkanaście lat temu zobaczył w salonie meblowym w Warszawie stolik ze szklanym blatem i nogami ze stali nierdzewnej. Kosztował ok. 15 tys. zł. W Rymanowie postanowił zrobić podobny stolik, ale ze szklanymi nogami. Wycenił go na 1500 zł. – Ludzie pukali się w głowę, że za „takie coś” chcę tyle pieniędzy. Postanowiłem go nie sprzedawać. Do dzisiaj jeżdżę z nim na wszystkie targi, gościłem przy nich ludzi z całego świata – dodaje.
 
Szkło z Rymanowa trafi do rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej
 
Henryk Rysz mówi, że gdyby był artystą tworzącym w USA, mógłby być milionerem, a jego rodzina miałaby zapewnioną przyszłość. W Polsce nie ma dużego rynku zbytu dla szklanej sztuki, więc sprzedaje ją głównie za granicę, gdzie ceny osiągają wyższy pułap. Perspektywa bogactwa go nie mami, od 44 lat pracuje przy piecu i twierdzi, że jeszcze sporo musi się nauczyć. Miał też propozycję, by nauczyć sztuki tworzenia w szkle studentów amerykańskich uczelni, a także w Arabii Saudyjskiej. Odmówił. Nie dlatego, że nie chce dzielić się wiedzą. – Widziałem już trochę świata. Gdyby to oni przyjechali do mnie, mógłbym ich uczyć. Pokazałbym im Polskę i Rymanów – wyjaśnia. 
 
Obecnie Huta Szkła Artystycznego Sabina pracuje nad zamówieniami do Ameryki i Irlandii oraz dla rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej. Właściciel huty otrzymał też propozycję zrobienia 17-metrowego żyrandolu składającego się z tysiąca elementów. Henryk Rysz przyznaje, że po sześćdziesiątce jeszcze bardziej „rozkręcił się” w swojej twórczości. – Pewien znany artysta hutnik z Lazurowego Wybrzeża, który kupuje u mnie żabki, pytał mnie, ile lat musi się jeszcze uczyć, żeby tworzyć tak jak ja – śmieje się. – Tego się nie można nauczyć. Tę umiejętność albo się ma, albo nie. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy