Tyko raz, w 2002 roku, Tadeusz Ferenc, debiutując w roli prezydenta Rzeszowa musiał w dwóch turach zabiegać o głosy rzeszowian. W każdych kolejnych wyborach, aż 4 razy zwyciężał w I turze z rekordowym poparciem. Jednocześnie nie jest urodzonym zwycięzcą. Trzykrotnie bezskutecznie zabiegał o miejsce w Senacie – w 1997 r. z listy SLD i w 2011 r. startując z własnego komitetu wyborczego. O mandat senatora ubiegał się również w 2015 r. – bez sukcesu. 10 lutego 2021 roku, w dniu swoich 81. urodzin, rezygnując z funkcji prezydenta Rzeszowa, Ferenc zamknął prawie 20-letni rozdział w historii miasta. Jego nazwisko na zawsze kojarzyć się będzie z gospodarzem Rzeszowa, który prawie 3-krotnie zwiększył powierzchnię miasta, nadał mu wielkomiejski sznyt, a samych mieszkańców uczynił dumnych z bycia rzeszowianami. Jednocześnie oceniając prawie dwie dekady rządów Tadeusza Ferenca, nie sposób nie dzielić tego czasu na kilka okresów, gdzie pierwsze trzy kadencje są dużo lepsze niż dwie ostatnie.
– To jest człowiek, któremu zależało na rozwoju miasta i odcisnął swoją rękę na jego historii. Bardzo pomógł mu czas, w którym sprawował swoje rządy, a te zbiegły się z wejściem Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, oraz możliwość sprawowania funkcji prezydenta Rzeszowa przez wiele kadencji. Od 2018 roku jest to niemożliwe. Samorządowców obowiązują dwie 5-letnie kadencje, po których nie mogą ubiegać się o kolejne reelekcje – mówi dr Paweł Kuca, politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego. – Trudno jest krótko ocenić wszystkie 5 kadencji, ale w tym czasie Rzeszów z pewnością ogromnie zmienił się na lepsze. Stał się miejscem wygodnym do życia, które łączy w sobie możliwości miasta dużego, ale też cechy i urok kameralnych miejscowości. Rzeszów stał się lokomotywą całego województwa. Ludzie chcą tu mieszkać i pracować.
Jak okoliczności sprzyjały Rzeszowowi w czasie, gdy jako kraj wchodziliśmy do Unii Europejskiej, widać chociażby po budżecie miasta. W 2002 roku wynosił on niespełna 400 mln zł, w 2007 ponad 600 mln zł, jeden miliard zł przekroczył w roku 2012, a w 2021 roku w miejskiej kasie znalazło się prawie 1,9 mld zł.
– Te okoliczności umiał wykorzystać – dodaje Paweł Kuca. – Rzeszów skutecznie sięgał po unijne dotacje, które prezydent Ferenc wykorzystał na inwestycje infrastrukturalne, bo uważał je za najważniejsze. Zabrakło determinacji w inwestowaniu w jakość życia – kulturę, rekreację, rozrywkę, których zasięg oddziaływania przekraczałby granice stolicy województwa.
Zdaniem dr hab. Zdzisława Gawlika, prawnika, szefa podkarpackiej PO, który od ponad 40 lat jest związany z Rzeszowem, można sobie zadać pytanie, czy w stolicy Podkarpacia udało się maksymalnie wykorzystać okazję, jaką było wstąpienie Polski do UE i możliwość sięgnięcia po duże unijne dotacje.
– Zdania są podzielone, ale uważam, że prezydent nie zmarnował tego czasu, a to dużo – twierdzi Gawlik. – Dzięki temu możliwa była spektakularna rozbudowa i modernizacja infrastruktury miasta. Tym bardziej, że Rzeszów na przestrzeni lat się rozrastał, co też postrzegam w kategorii sukcesów Tadeusza Ferenca. Czy wszystkie przyłączenia były optymalne? Pewnie nie, ale były potrzebne i skutecznie realizowane. Ja zawsze byłem zwolennikiem przyłączania całych gmin i partnerskich negocjacji z ościennymi włodarzami.
Rzeszów z powierzchnią 53 km kw. powiększony do 129 km kw.
Bo rzeczywiście, kiedy w 2002 r. prezydent Ferenc rozpoczynał pierwszą kadencję, powierzchnia Rzeszowa zajmowała zaledwie 53 km kw. Było to najmniejsze miasto wojewódzkie w kraju. W 2021 roku ma 129 km kw. powierzchni, prawie 200 tys. mieszkańców i 33 dzielnice, z których najmłodszą jest Pogwizdów Nowy przyłączony 1 stycznia 2021 roku.
– Poszerzenie Rzeszowa uważam za swoje największe osiągnięcie. Dzięki temu zyskaliśmy nowe tereny inwestycyjne – wielokrotnie powtarzał sam Tadeusz Ferenc.
Nie mniejszym sukcesem byłego już prezydenta okazała się znakomita umiejętność budowania relacji na szczeblach ministerialnych i rządowych, co jest bezcenne w skutecznym rozwoju każdego miasta. Swoją drogą, pierwsza kadencja Tadeusza Ferenca przypadła na idealny czas, by na warszawskich salonach poruszać się z dużą swobodą. Do władzy doszedł wówczas Sojusz Lewicy Demokratycznej, czyli ugrupowanie, z którym Ferenca łączył największy sentyment. To z listy SLD w 2001 roku zdobył mandat posła, z którego zrezygnował rok później, gdy wygrał wybory na prezydenta Rzeszowa. Wcześniej przez kilka dekad był członkiem PZPR. Będąc prezydentem Rzeszowa mógł liczyć na ciepłe relacje z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem czy Krzysztofem Janikiem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Millera. Panowie doskonale znali się od lat.
Co ciekawe, nie mniej ciepłe znajomości na lata połączyły Tadeusza Ferenca z hierarchami Kościoła w Rzeszowie i na Podkarpaciu, zwłaszcza z ks. biskupem Kazimierzem Górnym. I gdy w 2018 roku w trakcie kampanii wyborczej bardzo mocna była rywalizacja pomiędzy Wojciechem Buczakiem startującym z poparciem PiS, a urzędującym prezydentem Ferencem, otoczenie Buczaka musiało przełknąć gorzką wizerunkowo pigułkę, gdy okazało się, że przedstawiciele Kościoła bardziej pomagają w wyborach człowiekowi lewicy od lat kojarzonemu z PZPR i SLD, niż kandydatowi prawicy.
– To był jednak prezydent, który szybko wybił się na niezależność i potrafił wygrywać wybory bez wsparcia żadnej partii. Tak było od drugiej kadencji, czyli od 2006 roku. Udało mu się wykreować model gospodarskiego Rzeszowa według Ferenca – mówi Marta Niewczas, wielokrotna mistrzyni świata w karate tradycyjnym, która w Radzie Miasta Rzeszowa zasiadała przez 12 lat, od 2002 do 2014 roku, i w tamtym czasie należała do bliskich współpracowników byłego już prezydenta.
Doskonale pamięta go jako przyjaciela ojca, ale też prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowe Miasto”, którym był przez 8 lat, zyskując sobie dużą rozpoznawalność i sympatię wśród rzeszowian. Niewczas na tym osiedlu się wychowała.
Umiejętność wyzwolenia impulsu dumy z Rzeszowa
– Zapamiętałam go jako nieprawdopodobnie pracowitego człowieka, który właściwie nie miał życia prywatnego i który wyleczył mnie z „bedzie” – wspomina Niewczas. – Widziałam, jak kilka razy prezydent Ferenc dosłownie wpadał w szał, gdy po raz kolejny słyszał, że Rzeszów leży gdzieś na rubieżach Polski „B” albo „C”. On wyzwolił w nas impuls dumy z tego miasta i nauczył, że nie „bedzie” jakoś tam, byle jak i po łebkach, ale „będzie” najlepiej jak się da, porządnie, na europejskim poziomie.
Stąd te jego gospodarskie objazdy, który obrosły w anegdoty, jak to w środku nocy, albo o 5 rano, prezydent Ferenc wspólnie z żoną Aleksandrą objeżdża Rzeszów i natychmiast dzwoni do odpowiedzialnych osób, kiedy tylko dostrzeże, że rabaty niepodlane, chodnik krzywy, albo śmieci leżą na skwerku. Taki został do końca swoich dni w Ratuszu, choć już w ostatnich latach, kiedy miał coraz poważniejsze kłopoty ze zdrowiem, po mieście jeździli współpracownicy. Ale i tak wszystko musieli raportować bezpośrednio prezydentowi.
Nienawidził „bedzie”. Gdy jechał do Warszawy na spotkanie w ministerstwie, w samochodzie wiózł co najmniej dwa garnitury. Przed wejściem do gabinetu przebierał się w najlepszy, jaki miał. Z szacunku dla ministra, bez znaczenia, z jakiej był partii.
– Swoją prezydenturą wysoko zawiesił poprzeczkę i to się zauważa w aktualnie toczącej się kampanii wyborczej, gdzie żaden z kandydatów na nowego prezydenta Rzeszowa jawnie nie krytykuje prezydenta Ferenca – mówi dr hab. Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, rzeszowiak z urodzenia. – Nowy prezydent będzie porównywany z Tadeuszem Ferencem i trudno będzie się od tego odciąć.
To nie przypadek, że zaledwie kilka dni po ustąpieniu przez prezydenta z urzędu, gdy nad Polską i Rzeszowem przetaczały się w lutym kolejne śnieżyce, dało się słyszeć liczne głosy, że gdyby był prezydent Ferenc, ulice w mieście byłyby lepiej odśnieżone.
– Mieszkańcy patrzą na miasto praktycznie, dostrzegają to, co ich otacza na co dzień: drogę, chodniki, czystość na ulicach. I w Rzeszowie porządek już jest, czas na przedstawienie wizji miasta z perspektywą nie krótszą niż 10 lat – dodaje Paweł Kuca. – Tym bardziej, że mam wrażenie, iż od kilku lat obracamy się wokół podobnych tematów związanych z poszerzeniem Rzeszowa i infrastrukturą. Brakuje nowego impulsu rozwojowego, który nakreśliłby wizję miasta przyszłości. Jego ambicje i aspiracje.
Fot. Tadeusz Poźniak
Co jest trudnym wyzwaniem, tym bardziej, że rzeszowianie bardzo wysoko oceniają lata prezydentury Tadeusza Ferenca. W ostatnich tygodniach na łamach „Rzeczpospolitej” ukazały się badania IBRiS, z których wynika, że aż 95 proc. rzeszowian jest zadowolonych z poziomu życia w swoim mieście, a 88 proc. dobrze oceniło pracę dotychczasowego prezydenta.
W ślad za tymi pochwałami idzie ocena poszczególnych sfer życia miasta: 85 proc. podkreśla, że żyje im się w Rzeszowie bezpiecznie, 83 proc. chwali usługi komunalne, a 71 proc. – dostępność i kontakt z urzędem miasta. Najsłabiej wypada rynek pracy (45 proc.), ochrona zdrowia (50 proc.) i oferta sportowo-rekreacyjna (58 proc.).
– Odchodzący prezydent Rzeszowa ustępuje z tarczą i zostawia swoje miasto oraz jego mieszkańców w bardzo dobrych nastrojach – stwierdza Bartłomiej Biskup. – Z punktu widzenia Warszawy, Tadeusz Ferenc był rozpoznawalny i zauważany przy okazji każdych wyborów samorządowych, gdzie wśród prezydentów dużych miast wygrywał w pierwszej turze i z dużym poparciem. Nie ma wątpliwości, że przez ostatnie dwie dekady Rzeszów nabrał wielkomiejskiego rozmachu, co świetnie było widać przy okazji chociażby Kongresu 590, organizowanego w Jasionce. Przed pandemią do Rzeszowa latało codziennie 5 samolotów z Warszawy i to nie był przypadek. Gołym okiem było widać, jak rośnie ruch biznesowy, a coraz więcej przedstawicieli różnych zawodów przyjeżdżało tu na konferencje, spotkania i kongresy. Pewnie była to zasługa nie tylko Rzeszowa, ale całej infrastruktury, jaka powstała wokół miasta, jednak stolica regionu sprytnie odcinała kupony od całokształtu. Rzeszów przez te wszystkie lata nie stał się też ważnym ośrodkiem kultury, a szkoda.
W tej beczce miodu jest też więcej łyżek dziegciu
– O ile bardzo dobrze oceniam pierwsze trzy kadencje prezydenta Ferenca, o tyle dwie ostatnie uważam za dużo słabsze. Brak porządku urbanistycznego oraz koncepcja, by budować za wszelką cenę, najlepiej wieżowce, okazały się słabą stroną ostatnich lat prezydentury Ferenca – dodaje Zdzisław Gawlik. – Żałuję również, że Rzeszów nie wykorzystał szansy pomnażania majątku w drodze komunalizacji, a taka możliwość otworzyła się w 2008 roku, gdy składniki majątku Skarbu Państwa na wniosek gminy mogły być przekazywane do samorządu. Mogliśmy w ten sposób przejąć chociażby tereny PKS czy Przedsiębiorstwa Spedycji Krajowej w Rzeszowie.
I rzeczywiście, polityka przestrzenna miasta wydaje się tym, co najbardziej zaniedbał w ostatnich latach prezydent Ferenc.
– Ludzie na własnej skórze zaczęli odczuwać niekontrolowany boom budowlany, jaki od kilku lat mamy w Rzeszowie. Coraz częściej nowe budynki pojawiają się pod oknami ich własnych mieszkań i domów. Dzieje się to zgodnie z obowiązującymi przepisami, ale wbrew zdrowemu rozsądkowi i bez poszanowania zasad tworzenia miast. To uciążliwe i bolesne zjawisko zaczęło dotykać sporej części rzeszowian, a tym samym stało się powszechnym problemem. Widać gołym okiem, że w Rzeszowie rodzi się bunt obywatelski – mówi Maciej Łobos, architekt. – Jak najszybciej muszą powstać Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego dla Śródmieścia i Doliny Wisłoka, czyli najcenniejszych terenów w mieście. Wstyd, że przez ostatnie lata zaledwie 18 proc. powierzchni Rzeszowa objęte zostało MPZP.
Bartłomiej Biskup przyznaje, że z punktu widzenia Warszawy, Rzeszów jawi się jako czyste, zadbane miasto z dobrym gospodarzem. Uwagę zwraca sprawny układ komunikacyjny w północnej części miasta i Most Mazowieckiego, ale wiele do życzenia pozostawia komunikacja miejska, zwłaszcza na terenach nowo przyłączonych dzielnic. Podobnie zresztą jak drogi na obrzeżach miasta, które nie korespondują z dynamiczną zabudową wielomieszkaniową i wielorodzinną, która tam powstaje.
W opiniach wielu komentatorów, to co zwracało uwagę w ostatnich latach prezydentury Ferenca, to wspomniana wcześniej, niekontrolowana polityka przestrzenna oraz brak szerszej dyskusji o wizji Rzeszowa. Bezdyskusyjny ton nadawał Ratusz.
– Tadeusz Ferenc jest silną, decyzyjną osobowością – przyznaje Paweł Kuca. – Ale to też sprawiło, że mocno zdominował nie tylko swoje otoczenie w Ratuszu, ale także swoje zaplecze polityczne w Radzie Miasta, które realizowało projekty przygotowane w Urzędzie Miasta. W kolejnych kampaniach wyborczych kandydaci na radnych z jego obozu byli zazwyczaj przedstawiani jako ludzie z „listy Ferenca”. Prezydent Ferenc był związany z SLD, ale z czasem to partia bardziej potrzebowała wsparcia Ferenca niż on poparcia tego ugrupowania.
Tym większe było zaskoczenie, gdy 10 lutego Tadeusz Ferenc ogłosił, że rezygnuje z funkcji prezydenta Rzeszowa, a na swojego następcę wskazał Marcina Warchoła, posła z Solidarnej Polski. Jednocześnie już wcześniej zaskakiwał politycznymi sympatiami. Wśród swoich następców wymieniał Konrada Fijołka, Marka Ustrobińskiego, nawet Zdzisława Gawlika. Tylko w wyborach na prezydenta RP w 2020 roku w I turze wsparcia udzielił Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi z PSL-u, by przed II turą mówić, iż najlepszym kandydatem jest Rafał Trzaskowski z Koalicji Obywatelskiej.
Fot. Tadeusz Poźniak
– On naprawdę wierzył, że jego partią jest Rzeszów i był gotowy na każdy polityczny alians, jeśli dostrzegał w tym interes miasta – mówi Marta Niewczas. – Tym w ostatnich dwóch latach oczarował go Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, który pomagał mu podczas wielu spotkań w Warszawie. Ale wcześniej takich osób też nie brakowało. Krystyna Wróblewska była dla niego ogromnym wsparciem w stolicy w poprzedniej kadencji Sejmu.
Pożegnanie z Rzeszowem
– Wskazanie na Marcina Warchoła jako kontynuatora Ferenca było dla mnie dużym zaskoczeniem – twierdzi Zdzisław Gawlik. – Tym bardziej, że dobry gospodarz potrafi wychować swojego następcę. Miarą lidera jest umiejętność wykształcenia sukcesora. Tego po 20 latach prezydentury Tadeusza Ferenca zabrakło.
Zdaniem Gawlika, inaczej powinno też wyglądać ostatnie oficjalne wystąpienie ustępującego prezydenta Rzeszowa.
– Szkoda, że nie zorganizowano dwóch konferencji prasowych. Na pierwszej w otoczeniu najbliższych współpracowników mógł pożegnać się z mieszkańcami Rzeszowa. Na drugiej przedstawić Marcina Warchoła jako swojego następcę – dodaje szef podkarpackiej PO.
To odejście zostało też zauważone w Warszawie.
– Choć nieco inaczej niż w Rzeszowie – tłumaczy Bartłomiej Biskup. – Po pierwsze ruszyła lawina spekulacji, co realnie stało się w stolicy Podkarpacia, jakie zostały zawarte porozumienia polityczne, skoro kojarzony dotychczas z lewicą prezydent Ferenc, poparł Marcina Warchoła z Solidarnej Polski. Drugi wątek dotyczył znaczenia wyborów prezydenckich w Rzeszowie dla bieżącej polityki uprawianej w Warszawie. I nie wolno mieć złudzeń – Rzeszów ma być materiałem promocyjnym zarówno dla partii rządzącej jak i opozycji, w zależności od wyników wyborów. Jednocześnie warto studzić nastroje. To są wybory uzupełniające, a kadencja potrwa tylko dwa lata, do 2023 roku. Nie spodziewałbym się żadnych rewolucyjnych ruchów ze strony nowego prezydenta, i nieważne, kto zwycięży. Przed nami krótka, bardzo intensywna kampania błyskawiczna. Prawdziwa walka o zwycięstwo w Rzeszowie rozegra się najprawdopodobniej w 2023 roku, gdy w perspektywie będzie 5-letnia kadencja.
Przed laty Tadeusz Ferenc pokazał, że ma wizję tego miasta i potrafił ją wyegzekwować. Teraz prezydentem Rzeszowa najprawdopodobniej zostanie kandydat o kilka dekad młodszy od Ferenca. Warto, by miał wizję nowoczesnego, przyjaznego ludziom Rzeszowa i równie dużą determinację, by ją zrealizować.
To przyjaznego rzeszowianom jest szczególnie ważne, tym bardziej, że cieniem na końcówkę rządów Tadeusza Ferenca kładzie się fakt, że już w kwietniu, czyli dwa miesiące po rezygnacji z funkcji prezydenta, przedstawiciele społeczni stowarzyszeń reprezentujący interesy mieszkańców Rzeszowa, skupieni wokół ruchu miejskiego Razem dla Rzeszowa, złożyli zawiadomienie do Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłego prezydenta miasta Tadeusza Ferenca i jego podwładnych, w tym dyrektor wydziału architektury w urzędzie Andrzeja Skotnickiego. Chodzi o wydawanie decyzji o warunkach zabudowy i pozwoleń budowalnych z naruszeniem prawa i przez to działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego.