Mówią, że przed nami najdroższe święta od niepamiętnych czasów, a nawet jakby nie mówili, to człowiek sam wykalkuluje, że przy tak wysokiej cenie benzyny, wzorzysty szalik – materiał poliester 100 proc. w zestawie z czapką z pomponem będzie kosztował 100 zł, a kilogram polędwicy wołowej dojdzie do 150 zeta. Bez jednego i drugiego, można święta przeżyć, ale my jesteśmy już mocno przyzwyczajeni do magii świąt pachnącej wypasionymi prezentami i dobrym winem.
Było nam dobrze przez te ostatnie lata, może i dekady, i choć nie zadłużaliśmy się w przedświątecznym komercyjnym szaleństwie jak Amerykanie czy Anglicy, każdy coś extra na ten czas miał, dostał i podarował. Żeby choć przez chwilę było miło, uroczyście, żaby zapamiętać na długie tygodnie nudnego stycznia. No i komu to przeszkadzało? Nie mogło tak trwać wiecznie? Do końca wieku, lub choćby do końca mojego życia? Widocznie nie mogło.
Większość z nas przeczuwała, że zbliża się chwila, gdy ktoś nam potężny granat na ziemię rzuci, bo za dobrze było, za bezpiecznie, za bogato. Zapowiadany w 2019 roku światowy kryzys gospodarczy ociągał się z nadejściem, ale jasnowidz wróżył uparcie, że jednak wszystko się wywróci, a kiedy ten moment nadejdzie, nie będziemy przygotowani. Któż by się spodziewał takiego kryzysu jaki przyniósł Covid?! No chyba tylko scenarzysta jakiś szalony lub amerykański pisarz science fiction. Z tym „spodziewaniem”, to ja mam generalnie poważny kłopot, ponieważ w tych nowych, trudnych czasach, co rusz, dociera do mnie coś, czego się zupełnie nie spodziewam. Jak na przykład wpis koleżanki, która w trakcie kryzysu uchodźczego na granicy z Białorusią, krzyczała drukowanymi literami na FB – strzelać do nich!
Co nas czeka w najbliższej przyszłości? Więcej kryzysów, to pewne, ale paradoksalnie, to właśnie kryzys covidowy przygotował nas na to, co w naszą stronę zmierza i co nas nie ominie. Po tym, czego żeśmy doświadczyli w „czasach covidu”, czego żeśmy się dowiedzieli o sobie samych i o naszych bliźnich, po tym bliskim spotkaniu ze śmiercią i nieodwracalnością wydarzeń, będzie nas trudno złamać byle kryzysem, byle podmuchem medialnym.
Pandemia pozostawiła w nas wszystkich lęk, który powoli oswajamy, do którego się przyzwyczajamy, już nie wstydzimy się o nim rozmawiać, ale też zapowiedź sytuacji gorszych, które nie tylko mogą sparaliżować naszą ledwie zipiącą planetę, ale i nas samych. Bezbronnych w obliczu zdarzeń, na które nie mamy wpływu.
Od IV wieku obchodzimy święta upamiętniające narodzenie Jezusa, a pierwszy zapis o święcie Bożego Narodzenia obchodzonym 25 grudnia, pochodzi z 356 roku. Choinka pojawiła się znacznie później, dopiero w XVI wieku i przyszła z Niemiec. Mimo iż oprotestowana przez ówczesnych kaznodziejów, jako zwyczaj pogański, stała się podstawowym symbolem świąt i od wieków, nieprzerwanie cieszy oko dzieci oraz dorosłych.
Postawię choinkę początkiem grudnia, może uda mi się znaleźć taką ukorzenioną, bym ją mogła przesadzić do ogrodu, i będę na nią patrzeć przez kilka tygodni, rozmyślając o tym, co dobrego mnie i moich najbliższych czeka. I starać się będę nie wspominać tych, którzy już przy mojej choince nie usiądą, czekając na tych, którzy są dopiero w drodze do mojego domu.