Krosno nie tylko szkłem, ale jak się okazuje i lnem stoi. Tradycję miejscowych zakładów lniarskich, które upadły pod koniec XX wieku, kontynuuje w nieco zmienionej formie Anna Krukar, założycielka manufaktury Krosno Len Men&Women, i przekonuje, że chociaż lniane tkaniny straciły powodzenie na rzecz bawełny, to nadal są synonimem męskiej, niewymuszonej elegancji oraz naturalności. Wytwarzane w domowym zaciszu koszule, spodnie, a nawet garnitury trafiają do klientów w Kanadzie, Szwecji, Stanach Zjednoczonych, Anglii, Francji i Niemczech. Ci zachwycają się niespotykanym odszyciem tkanin oraz ich niestandardową kolorystyką.
XVI-wieczne Krosno słynęło z produkcji barchanów. Krośnieńskie płótna znane były nie tylko na ziemiach polskich, ale również w sąsiednich krajach Europy. Sama uprawa lnu należała do najbardziej rozpowszechnionych zajęć miejscowej ludności, która już wtedy znała wyjątkowe właściwości tej rośliny. Powstające z niej tkaniny ograniczały potliwość i hamowały rozwój bakterii oraz grzybów. Lniane koszule, spodnie i suknie były niezastąpione podczas upalnych dni, również dlatego, że pochłaniały szkodliwe promienie UV oraz nawet do 25 proc. wody, zapewniając przyjemny chłód i dobre samopoczucie. Nic więc dziwnego, że krośnieńskie tkaniny dostarczano na dwór cesarski w Wiedniu oraz zamawiano na ślubne wyprawy arystokratycznych panien młodych, o czym wspomina w swoich pamiętnikach Anna z Działyńskich Potocka, działaczka społeczna oraz współzałożycielka uzdrowiska Rymanów-Zdrój.
Już w latach 80. XIX wieku utworzono w pobliskiej Korczynie Krajowy Naukowy Warsztat Tkacki, a w Krośnie Krajową Szkołę Tkacką. Z czasem przemysł lniarski w „Mieście Szkła” zaczął się dość szybko rozrastać. Na początku 1918 roku powzięto plany budowy międlarni i przędzalni lnu. Siedemnaście lat później miejscowe Zakłady Przemysłu Lnianego stanowiły już duży i dobrze prosperujący zakład, na bazie którego powstała Fabryka Przemysłu Lniarskiego „Lnianka”. W szczytowym momencie produkowane w niej wyroby królowały na rynkach odzieżowych całego świata. Maszyny tkackie chodziły tutaj na trzy zmiany. Popularna manufaktura nie przetrwała jednak zmian ustrojowych i gospodarczych końca XX wieku. Firma upadła, a zatrudnienie straciło ponad pół tysiąca osób. I w momencie, kiedy już wszyscy myśleli, że lniane wyroby na dobre zniknęły z krośnieńskiego krajobrazu, pojawiła się Anna Krukar, rodowita krośnianka, która pięć lat temu założyła własną linię produkcyjną odzieży – Krosno Len Men&Women. Pomysł okazał się z czasem strzałem w dziesiątkę, a ubrania projektowane przez Annę zaczęły się rozchodzić na światowych salonach „jak świeże bułeczki” i zachwycać nawet najbardziej wymagających klientów.
Teraźniejszość naznaczona przeszłością
O tym, że historia lubi zataczać koło, Anna przekonała się na własnej skórze. Jej ojciec był brygadzistą w krośnieńskiej „Lniance”. Wspomina, że jako dziecko przychodziła do zakładu na zabawy choinkowe, chociaż wtedy jeszcze nie przypuszczała, że produkcja lnianej odzieży stanie się jej życiową pasją i pomysłem na biznes. Gdy dorosła, wybrała studia kulturoznawcze, potem ukończyła animację kulturalną ze specjalizacją „taniec”, by w końcu podjąć się pracy w jednej z modowych korporacji. Tam nabierała doświadczenia oraz wiedzy o polskim i zagranicznym rynku odzieżowym. Po kilku latach na etacie postanowiła wrócić do lniarskich tradycji swojego rodzinnego miasta i ruszyć z własną produkcją ubrań, które jak przekonuje są synonimem niewymuszonej elegancji oraz naturalności. Początki łatwe nie były, bo trzeba było się nieźle natrudzić, aby zdobyć przędzę lnianą i wiedzieć, do kogo, gdzie i po co zapukać.
– Goszcząc na targach sprzedażowych, zauważyłam, że panowie zachęcali panie do kupowania sukienek, ale często nie mogli znaleźć czegoś odpowiedniego dla siebie. Wtedy zadawali mi pytanie: „Czy ma Pani coś dla nas?”. To był dla mnie znak, aby wprowadzić na rynek lniane koszule – mówi Anna Krukar, projektantka.
Zainspirowała ją szczególnie włoska moda męska, w której królowały lniane koszule z długim, odwiniętym rękawem. Niektóre z filuternymi kołnierzykami i pięknymi, wzorzystymi odszyciami. Do tego dochodziły jeszcze nonszalanckie spodnie ze swobodnie opadającymi nogawkami. Właśnie taką odzież postanowiła produkować w rodzinnym Krośnie. Tyle, że w inny sposób – popierając zrównoważoną modę, tchnęła w życie swojej kameralnej manufaktury zasadę „zero wast”, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „brak śmieci”. Od samego początku oszczędzała energię, a także redukowała odpady, nawet do 3 proc. Powstałą w ten sposób resztkę tkanin wykorzystywała do wypychania lnianych zabawek i poduszek. Promując naprawę odzieży i jej ponowne użytkowanie, oferowała swoim klientom pierwszą poprawkę danego ubrania za darmo – tak na wszelki wypadek, gdyby klient niespodziewanie schudł albo przytył.
Fot. Katarzyna Przybyła.
Po pięciu latach jej oferta obejmowała już nie tylko sztandarowe spodnie i koszule, których cena sięgała zwykle ok. 250 zł, ale też marynarki, garnitury, koszulki typu polo i krótkie spodenki. Kobiety mogły liczyć na romantyczne, ale za to bardzo praktyczne suknie ślubne. Jedną z nich krośnianka uszyła na życzenie swojej klientki z Kalifornii. Stylizacja z błękitnymi zdobieniami doskonale wpisała się w lazurowy krajobraz Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych.
Wszystkie modele dostępne w firmie Anna Krukar projektuje sama – dobiera dodatki, fasony i wzory. Szyje rzadko, dlatego najczęściej zajmują się tym krawcowe i hafciarki, które zatrudnia. Jej ubrania wyróżniają się kolorowymi odszyciami i wstawkami – gładkimi i bez udziwnień. Barwne wszywki, a jest ich ponad 400 rodzajów, pochodzą także z recyklingu. Wzór, który na nich widnieje, jest gęsty, powtarzalny i mocno kontrastujący z kolorem ubrania, najczęściej czerwony i niebieski, albo żółty bądź pomarańczowy. Polski len dostarcza jej zaufany dostawca z południowo-wschodniej części kraju. Chodzi o to, aby materiał nie był uszlachetniany ani woskowany. Ma być po prostu naturalny.
– Na pierwszy rzut oka lniane ubrania mogą wydawać się dość szorstkie, ale po kilku praniach zyskują przyjemną strukturę. Niektórym przeszkadza też ich gniotliwość, a przecież zagniecenia wystarczy przeprasować zaraz po wyjęciu z pralki. Nie starajmy się ich jednak pozbywać całkowicie, bo te nadają naszym stylizacjom niespotykaną nonszalancję – dodaje.
Uszycie jednej koszuli od momentu zaprojektowania zajmuje współpracowniczkom Anny ok. 8 godzin. W sezonie letnim na produkt czeka się mniej więcej cztery tygodnie. Krosno Len Men&Women oferuje swoim klientom również: poszetki, krawaty, worki na pieczywo, torby na zakupy, pościele, obrusy i serwetki.
Elegancja szyta na miarę
Krośnianka zaskarbiła sobie uznanie wśród entuzjastów lnu projektując ubrania na miarę. Dla klientów pokonuje nawet kilkaset kilometrów dziennie – pobiera wymiary, uzgadnia kolorystykę i wzory. Dzięki temu, kupujący są pewni, że ich wymarzony produkt będzie idealnie dopasowany. Projektantka stara się nie powtarzać koszul. Od początku istnienia firmy prowadzi nawet specjalny zeszyt, w którym zapisuje informacje o kliencie i jego ubraniu. W ten sposób unika powtórzeń. Doceniają to mężczyźni ze Stanów Zjednoczonych, Anglii, Francji, Niemiec, Szwecji, Kanady i Polski oczywiście. W kraju jej koszule noszą m.in. Mieczysław Jurecki, basista i gitarzysta Budki Suflera; Grzegorz „Ornette” Stępień, basista Oddziału Zamkniętego; a także Bartosz Sosnowski – fenomenalny one man band, nierzadko porównywany do angielskiego piosenkarza muzyki rockowej i popowej Joe Cockera. Do tego grona dołączyli również muzycy z Podkarpacia – zespół DOC na czele z wokalistą Konradem Baumem. Z kolei François Lazerevich, wirtuoz gry na flecie i dudach oraz Marius Peterson – śpiewak światowej sławy, to tylko dwóch z wielu zagranicznych amatorów krośnieńskiej mody.
Fot. Katarzyna Przybyła.
Koszule lniane produkowane w Krośnie cieszą się popularnością przede wszystkim dlatego, że każdą z nich można spersonalizować, oczywiście na życzenie. Anna Krukar wyszyje lub napisze na ubraniu, co tylko klient sobie zamarzy. Dla muzyka może to być miniaturka gitary, dla dziennikarza pióro, a dla operatora telewizyjnego kamera. Jak się okazuje, kobiety w tej kwestii potrafią niekiedy jednak zaskoczyć.
– Dostałam zlecenie od klientki, aby na koszuli wyhaftować napis: „Przystojny, ale zajęty”. Ustaliłyśmy, że haft pojawi się na karczku koszuli. Przygotowałam więc go na wewnętrznej stronie ubrania i wysłałam. Po czym otrzymuję telefon, że paczka dotarła, ale naszycie miało się przecież znaleźć na zewnątrz. Usłyszałam: „Pani Aniu, jak ktoś zobaczy ten napis od środka, będzie już za późno”…– wspomina z uśmiechem krośnianka.