To miała być opowieść o naleśniku z jagodami z „Chaty Wędrowca” w Wetlinie. Ale nie da się, ot tak, opowiedzieć o smakach, zapachach i aromatach, gdy za plecami pyszni się Połonina Wetlińska, a kolejne godziny przy smakowitościach ociekających masełkiem, czosnkiem, albo bitą śmietaną i legendarnymi, bieszczadzkimi jagodami, nie pozwalają człowiekowi przez pół dnia trafić do wyjścia. A jak się już trafi, znów chce się wracać do sękatej ławy i do rozmów z Ewą i Robertem Żechowskimi, Gospodarzami z „Chaty Wędrowca”.
Przy gigantycznym placku z jagodami jakby na chwilę czas się zatrzymał, a może i przeniósł ze 20 lat wstecz, gdy Władek Nadopta, legendarny Majster Bieda znosił ogromne kosze czarnych jagód do Bacówki Pod Małą Rawką, a Robert Żechowski całymi godzinami nie odchodził od palników przenośnej kuchenki, bo przed schroniskiem kłębił się tłum wygłodniałych entuzjastów placka z jagodami.- To było już tak dawno – śmieje się Robert. – Od tego czasu tak wiele się zmieniło. Pod Małą Rawkę poznaliśmy się z Ewą. Tam wszystko się zaczęło, nasza „Chata Wędrowca” istniejąca od 19 lat w Wetlinie jest spełnieniem zawodowych i rodzinnych marzeń.
Bieszczadzkie jagody na chrupiącym cieście
Z jagodami, z cukrem, śmietanką, miętą, dla upartych może być z truskawkami i jogurtem, przepyszny naleśnik gigant z „Chaty Wędrowca” z plackiem z jagodami, który smażyli Robert z Majstrem Biedą już niewiele ma wspólnego, ale przepyszny smak i zapach czarnych jagód pozostał ten sam.
– Ciasto w najsłynniejszej potrawie „Chaty Wędrowca” jest naleśnikowe, tylko inaczej smażone, na głębokim tłuszczu, dzięki temu jest miękkie, chrupiące, trochę przypominające faworki, albo racuchy – tłumaczy Robert. Magia placka tkwi w magii ciasta. Pyszny, rozpływający się w ustach jest jedzony na świeżo, podany prosto z patelni. Dlatego od lat nie brakuje smakoszy, którzy w niedzielę rano wsiadają do samochodu w Rzeszowie, przed południem delektują się plackiem z jagodami w Wetlinie, a po południu cieszą oko bieszczadzkimi widokami w drodze powrotnej do Rzeszowa. Zwłaszcza, że „Chata Wędrowca” to nie tylko klimat jednej z najpiękniejszych bieszczadzkich miejscowości, to atmosfera Chaty, gdzie każda ława, zdjęcie na ścianie mają swoją historię, gdzie na półkach kłębią się bieszczadzkie anioły, a poniżej przycupnęły kiszone ogórki.
Aromat pomarańczy, cynamonu i tymianku
– Duży nacisk kładziemy na używane przyprawy. Maggi mówimy nie. Kostki Knorra, z całym szacunkiem dla firmy, omijamy z daleka. U nas smak i zapach pomarańczy miesza się z goździkami i cynamonem. Nasze mięsa siedzą na poduszce utkanej z tymianku, kolendry, czosnku, oliwy extra vergine czy wina – śmieje się Robert. – Na półkach kuchennych „Chaty Wędrowca” nigdy nie brakuje miodu gryczanego, imbiru, octu balsamicznego, harrisy, czy szafranu – najdroższej przyprawy na świecie. Dodatki do mięs, to nie byle jak posiekane w malakserze warzywa, raczej kompozycje z sezonowych owoców i warzyw nie poddawane zbytniej obróbce.
– Liczy się przecież smak komponentów, delektowanie pojedynczym składnikiem. Na to wszystko oliwa z pierwszego tłoczenia i świeżo zmielony pieprz – wylicza Ewa. – W naszej kuchni staramy się zbliżyć jak najbardziej do prostoty i niezbyt dużej ingerencji w naturalne smaki i aromaty. Sezonowo ucieramy pomidory, jesienią w dębowej beczce kisimy kapustę, a zakwas na żur drzemie sobie na półeczkach w kuchni i czeka na odpowiedni moment.
Esencja smaku na talerzu i w rozmowie
– Lubimy eksperymentować – przyznaje Ewa. – Zwłaszcza, że obok gotowania największą naszą pasją są podróże. W kolejnych zakątkach świata potrafimy sypiać pod namiotem, byle jak największe pieniądze zaoszczędzić na najdroższe, najlepsze restauracje, gdzie możemy podglądać i smakować popisy najlepszych kucharzy. Z wypraw do Indii, Nepalu, Włoch, Turcji, Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, zwozimy całe torby przypraw, mąki, octu, oliwy albo pomysłów na nowe potrawy. Uwielbiamy poszukiwanie nowych smaków. Co docenili Piotr Bikont i Robert Makowicz, słynni recenzenci kulinarni, naleśnik gigant z jagodami otrzymał certyfikat Bieszczadzkiego Produktu Lokalnego, każdego dnia spora gromada turystów wystawia Robertowi laurkę za pyszności serwowane w chacie z przeszklonym tarasem z widokiem na porośnięte lasem góry.