Reklama

Kultura

Chętnie wymalowałbym polski sejm

Z Leszkiem Żegalskim, artystą malarzem, który malował dla holenderskiej królowej Beatrice i zachwycał Starowieyskiego, rozmawia Alina Bosak
Dodano: 19.09.2016
29279_Glown
Share
Udostępnij

W Pana biografii jest tyle performansu, w tym wieszanie swojego obrazu w toalecie w Luwrze, że muszę zapytać, czy zawsze był Pan buntownikiem?   

Jeśli ktoś ma inne zdanie, zastanawia się nad czymś i przez to jest buntownikiem, to tak.

Kiedy człowiek ze swoim odrębnym zdaniem się nie kryje, to często na buntownika wychodzi.

No właśnie. Malując i pokazując coś, o czym wszyscy wiemy, nagle okazuję się buntownikiem. W latach 80-tych namalowałem obraz przedstawiający byka zapładniającego krowę. Trochę się śmiano, trochę krytykowano. Tymczasem w XVII wieku, w malarstwie Holendrów takich scenek było mnóstwo. I to nie było żadna rzeczą dziwną, a tu, w społeczeństwie niby rozwiniętym, niby świadomym, pewne sprawy wciąż okazują się tematem tabu.

A zawahał się Pan kiedykolwiek przed namalowaniem jakiegoś obrazu, który przyszedł Panu do głowy?

Zawsze się waham przed czymś takim, jak wspomniany obraz. Denerwuje mnie to, że byliśmy tak wychowywani i jesteśmy tak skonstruowani, że dziś się waham. Zazdroszczę twórcom czy mówcom, którzy nie wahają się. Potrafią mówić wprost. A może i oni to mają? Przez swoje obawy, bywam na siebie wściekły. Przecież mam prawo mieć swój pogląd, którym nikogo nie chcę zabić, czy skrzywdzić. Chcę tylko wyrazić swoje zdanie – nie atakować, ale z czymś się nie zgodzić. 

Fot. Alina Bosak

Jak się czuje malarz – neorealista egzystencjalny – w świecie sztuki nowoczesnej? Trochę na peryferiach?

Pewnie tak. Chociaż gdzieś tam, w każdej części świata znajdziemy jakiegoś malarza realistę. Spójrzmy na Banksy’ego, jego sposób prezentowania sztuki odbiorcom, to jest to samo, co ja robiłem 30 lat temu, kiedy zamieniałem obraz w muzeum w Kolonii na swój, czy robiłem wystawę w szkole w Chorzowie nad drzwiami ubikacji. To są te same zabiegi. Tak jak słuchamy różnych piosenek, tak i z różne malarstwo możemy oglądać w galeriach. Jakoś tak jestem skonstruowany, że w tym co robię, maluję, przemycam coś jeszcze.     

I to się podoba. Pana malarstwo lubią biznesmeni i królowe, także rocka. To prawda, że otrzymał pan zamówienie od Tiny Turner?

To akurat medialnie podkręcony fakt. Kiedyś rzeczywiście malowałem w domu Tiny Turner, ale to nie był mój obraz tylko fresk na ścianie. Jakiś czas później miałem coś wykonać w jej szwajcarskim domu, niedaleko Zurichu, ale to nie wyszło. Malowałem za to dla innych ludzi, których nazwiska też przyciągają uwagę. Także polskie, jak np. prezydenta Kwaśniewskiego.

Jego obraz widziałam na wystawie. Prezydent Kwaśniewski ma na nim pozę świętego. Dostrzegłam ironię.

Namalowałem dwa obrazy, dwie wersje. Ten obraz jest fajniejszy, ale prezydent wybrał wersję bardziej urzędową.

W smutnej końcówce PRL-u, młody artysta wyjeżdża na Zachód. Robi tam karierę i po latach wraca do ojczyzny. Dlaczego? Jest pan sentymentalny?

Nie myślę, że zrobiłem tam jakąś super karierę. Sukcesem jednak jest to, że żyłem tam z malowania, co wielu artystom w Niemczech i Belgii nie udaje się. A wróciłem, bo nigdy nie zamierzałem wyjechać na zawsze. Nie wrosłem tam korzeniami. Wiele rzeczy tam jest lepszych, ale nie zawsze to lepsze życie daje taką satysfakcję, jak to w naszym polskim, bagienku. Tu mam więcej kolegów, tu się lepiej czuję.

W Polsce kupił Pan pałac w Wilemowicach. Jego ściany i sklepienia zaczął Pan pokrywać freskami. To niełatwa sztuka. Od kiedy Pan maluje freski?

Na początku lat 90-tych poznałem pewnego Niemca, który zajmował się freskami. Ponieważ malowałem duże obrazy na płótnie, freski mnie zainteresowały. Nie miałem problemu z przeniesieniem się na ścianę. To bardzie murale niż freski, chociaż kilka prawdziwych fresków na suchym i mokrym tynku też wykonałem. Teraz jednak są to głównie murale. Wykonuje się je akrylem.

Te w Wilemowicach już Pan dokończył?

Jeszcze nie.

To przez te freski dopisał Pan sobie po imieniu Michał Anioł Buonarotti?

Michał Anioł Buonarotti pojawiło się za sprawą mojego kolegi, krytyka sztuki, który w liście do mnie podpisał się: Jarosław Daszkiewicz Vasari, na co ja mu odpisałem, kończąc podpisem Buonarotti. I tak to się zaczęło. To było jeszcze w latach 80-tych. Nota bene, gdy chodzi o freski, nigdy nie fascynował mnie Michał Anioł, tylko Tiepolo – najlepszy malarz fresków w historii. To przez niego wzięła się moja fascynacja freskami. Był dużo lepszym malarzem niż Buonarotti. U niego widać malarstwo, umiejętności. A mi spodobało się zmierzyć z rzeczami, jakie widuje się w starych włoskich pałacach.

Fot. Alina Bosak

Michał Anioł, zanim został ukochanym malarzem książąt i papieży przeprowadzał sekcje zwłok, by dokładnie przyjrzeć się budowie ludzkich mięśni? Jak dziś szlifuje umiejętność wiernego oddania niuansów ludzkiej anatomii współczesny malarz?

Większość się nie uczy i w tym jest problem. Już za moich czasach było to zostawiane na boku. Było jednak dwóch kolegów –Janusz Szpyt i Piotr Naliwajko – oraz jeszcze parę innych osób, które zauważały wartość w tym, że studiujemy naturę, człowieka, pejzaż. Do tej pory spotykając się w różnych gronach próbujemy mówić o tym, że sztuka to nie tylko tzw. sztuka awangardowa, czy niby-awangardowa. Malarstwo jeż różne, ale  najważniejsze, by było dobre i bazowało na warsztacie, wychodziło od konkretnych umiejętności. Aby nie było to tak, jak się dzieje dziś w większości szkół, że studenci malarstwa nie uczą się rysunku. Jak młody człowiek, który nie ćwiczy rysunku, ma zostać artystą? Pojęcie bycia artystą tak zafascynowało cały świat, ze wszyscy chcą nimi od razu być – czy to piosenkarz, czy muzyk, czy malarz. Lekarz, inżynier musi przejść etap uczenia się, doświadczania, by zyskać szacunek, sławę. W zawodach artystycznych, które wymykają się wymiernym ocenom, wiele ważnych rzeczy się pogubiło.

Pańskie portrety to żywe zaprzeczenie obowiązujących kanonów piękna, a mimo to te kobiety wydają się znacznie bardziej pociągające niż podrasowane w fotoshopach piękności…

Nie wszystkim. Kiedyś odwiedziła nas znajoma i zapytała cicho: „Dlaczego ty tę swoją żonę, tak brzydko malujesz”. Chciało mi się śmiać. Nie wiem, może nie potrafię malować pięknie (śmiech). Na pewno staram się malować różnie i  te piękne rzeczy i bardziej turpistyczne.

Mówi pan, że był uczniem Matejki, Duchampa i Jerzego Dudy-Gracza. Ja natomiast przywołam Starowieyskiego. On zachwycał się Pana malarstwem. Na jednym z wernisaży mówił: „To jakaś wystawa – nie nudy, wreszcie kawałek piękny materii malarskiej, żywego oglądania świata, ostrego oka, pewnego rysunku, tych wszystkich rzeczy, które cechują malarstwo”. Czuje się pan „estetycznym” bratem Starowieyskiego?

Nie. Ale jeśli ktoś tak mnie widzi, nie mam nic przeciwko. Najważniejsze, aby szczerze i po swojemu odbierać sztukę. Pamiętam, jak w czasie studiów na ASP, część niefajnych profesorów zabraniała nam fascynacji innymi malarzami. Chcieli nas ukształtować po swojemu. Miałem szczęście być jednak u prof. Dudy-Gracza, który nie wtrącał się do niczego. Kto chciał, malował abstrakcje, kto wolał realistycznie – jak ja – malował realistycznie. Robiliśmy to na początku w sposób kaleki, bo trzeba nabrać wprawy, to wymaga czasu. Fascynowałem się zatem wieloma rzeczami. Zgadzam się z Picasso, chociaż jego malarstwa nie lubię, mówił on: nie zastanawiaj się, czy to jabłko ma być na tym obrazie, czy nie; jeśli czujesz, że w tym miejscu ma być jabłko, to ona tam ma być. Co jeśli, ktoś mówi, że to zły pomysł? Albo chcesz być w zgodzie ze swoją prawdą, albo poddajesz się temu, kto wywiera nacisk. I tu wracamy właśnie do odwagi wyrażania własnego zdania. Brakuje nam jej nam, by mówić, co myślimy na różne tematy, włącznie z politycznymi. Jeśli artysta tak się boi, to jego sztuka nie jest prawdziwa.    

A propos polityki. Starowieyski w tamtym wywiadzie mówił też, że chętnie by Pana zamówił do malowania wnętrz polskiego Sejmu. Co pan na to?

(śmiech) Chętnie. Szkoda, że mniej jeszcze o to nie poproszono. Dlatego właśnie kupiłem kiedyś ten pałacyk, żeby zrobić przymiarkę do dużego malowidła.

Skoro na razie do sejmu nie zapraszają, to co Pan teraz maluje?

Ostatnio dużo aktów. I niedługo znów będę malował na plandekach.

 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy