Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego w Woli Sękowej ma dwie twarze: umęczonych mężczyzn, kobiet i dzieci zrobionych z lipy, olchy i topoli idących w pochodzie, jakby za chwilę mieli wejść na pobliskie wzgórza Beskidu Niskiego. To ekspresyjna twarz wypędzonych zatrzymana w „Exodusie”, projekcie artystycznym znanego rzeźbiarza, Piotra Worońca. A druga twarz? Piękna, egzotyczna należy do Moniki Wolańskiej, dyrektorki Uniwersytetu Ludowego. Afrokarpatki, jak mówi o sobie ze śmiechem, a co wymownie definiuje to miejsce. Zwykle Uniwersytety Ludowe fałszywie kojarzone są z ludowością, „cepeliadą”. W rzeczywistością tych kilka istniejących jeszcze w Polsce placówek, to prawdziwe kolebki demokracji i samostanowienia inspirujące do powszechnego rozwoju. Każdego, bez względu na wiek, wykształcenie, kolor skóry, wyznanie, czy narodowość.
Historia uniwersytetów ludowych wywodzi się z XIX-wiecznej skandynawskiej koncepcji Mikołaja Grundviga, duńskiego pisarza i poety, protestanckiego pastora, któremu zależało na kształceniu chłopskiej młodzieży. W Polsce uniwersytety pojawiły się w dwudziestoleciu międzywojennym, ale na Podkarpaciu Uniwersytet Ludowy we Wzdowie powstał dopiero w 1959 roku i był jednym z najmłodszych w Polsce. Nie wiadomo czy przypadek, czy może magia miejsca sprawiły, że Uniwersytet przez długie lata, bo prawie przez 50 lat związany były z XIX-wiecznym Pałacem Ostaszewskich we Wzdowie k. Brzozowa i… z postacią Adama Ostoi Ostaszewskiego, polskiego naukowca i wynalazcy, nazywanego „Leonardem ze Wzdowa".
Ostaszewski był konstruktorem lotniczym, pionierem polskiej awiacji, działaczem gospodarczym i społecznym, pisarzem, poetą i tłumaczem poezji niemal z całego świata, znawcą ponad dwudziestu języków obcych, doktorem prawa i filozofii. Niewykluczone, że to właśnie jego duch przez kilka dobrych dekad ściągał do Uniwersytetu Ludowego niespokojnych, ale niezwykle utalentowanych młodych ludzi z całej Polski?! Zwłaszcza, że na Uniwersytecie Ludowym we Wzdowie tylko na początku jego działalności i to przez krótki czas nauka koncentrowała się na edukacji gospodyń wiejskich. Szybko zastąpił ją nowy kierunek kształcenia – reżyser teatru amatorskiego i tak było do 1986 roku, kiedy to Uniwersytet Ludowy we Wzdowie sprofilował się na rękodzieło artystyczne, które trwa do dziś.
Także po przeprowadzce Uniwersytetu ze Wzdowa do Woli Sękowej w 2006 roku. W nowe miejsce powędrowały też wspomnienia o absolwentach tej niezwykłej instytucji: animatorach, instruktorach i osobowościach kultury, a wśród nich: Marcin Daniec, satyryk; Krzysztof Hanke, aktor; Stanisław Guzek znany jako Stan Borys, wokalista; Ivo Orlowski, śpiewak operowy; Jan Kondrak, autor tekstów i kompozytor; Piotr Woroniec, znany rzeźbiarz; Iwona Pochitonow, projektantka mody.
Adam Ostaszewski we Wzdowie, Piotr Woroniec w Woli Sękowej
I tak jak ze Wzdowem mocno kojarzyło się nazwisko Adama Ostoi Ostaszewskiego, tak z Wolą Sękową kojarzy się postać
Piotra Worońca – mówi Monika Wolańska, dyrektorka
Uniwersytetu Ludowego w Woli Sękowej. – Był początek 2006 roku, kiedy się tu sprowadziliśmy, szczęśliwi, ale wykończeni organizacyjnie i finansowo, a Piotr wpadł na pomysł artystycznego pleneru, do którego zaprosił artystów z Polski, Niemiec i Ukrainy, tak by uczcić pamięć o historii Woli Sękowej.
Wsi, która przed wojną miała ponad 300 domostw i ponad 1000 mieszkańców, głównie ludności ruskiej, ale przyszedł rok 1944 i wycofujący się hitlerowcy spalili wieś. Ocalały tylko szkoła, dwór i kościół. Kolejny dramat rozegrał się w 1947 roku w ramach akcji „Wisła”, kiedy to nieliczna ocalała ludność ruska musiała opuścić swoje domy, oddział UPA spalił dwór, a w latach 50. władza ludowa kazała rozebrać cerkiew. Z historycznej zawieruchy ostała się tylko szkoła z 1935 roku, w której siedzibę znalazł dla siebie Uniwersytet Ludowy po przeprowadzce ze Wzdowa. Gdy dziś wjeżdża się do wsi, bezwiednie kołuje w głowie myśl, dlaczego szkoła stoi na końcu wioski, skoro zwykle wyznacza jej centrum. To złudzenie. Przed wojną była w centrum dużej osady, ale w kolejnych dekadach wszystko się zmieniło. Po dużej osadzie nie ma już śladu, a w niewielkiej wsi mieszka może 250 osób w pięćdziesięciu domostwach.
Z tej historii powstał „Exodus”, ponad sto wyrzeźbionych postaci mężczyzn, kobiet i dzieci w marszu, niektórzy z tobołkami, wszyscy z udręczonymi twarzami, tym prawdziwszymi, że ogorzałymi od słońca, deszczu i wiatru. Z każdym rokiem tych postaci w sposób naturalny ubywa, ale „Exodus” niezmiennie robi ogromne wrażenie. Stał się uniwersalnym symbolem wszystkich wypędzonych. Symbolem, który co roku przyjeżdżają oglądać coraz to nowi turyści, niekoniecznie zorientowani, że słynne rzeźby stoją na podwórku przedwojennej szkoły, a od siedmiu lat siedziby
Uniwersytetu Ludowego.
– Wrośliśmy już w to miejsce, w Wolę Sękową, w gminę Bukowsko. Jesteśmy szczęśliwi żyjąc w otoczeniu tych ludzi. Oni też okazują nam dużą sympatię. Być może to wynika z bolesnej przeszłości, odizolowania od dużych miast, ale ludzie tutaj są niezwykle tolerancyjni, przyjaźni, chętni do pomocy i przedsiębiorczy – twierdzi Monika Wolańska.
„Exodus” w samym sercu Uniwersytetu
W tym miejscu i dzięki tym ludziom zdarzył się też prawdziwy łańcuszek cudów, jak mówi Monika Wolańska. W 2005 roku udało się zdobyć ponad 700 tys. zł dotacji z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na remont przedwojennej szkoły, dzięki czemu
Uniwersytet Ludowy ze Wzdowa mógł na dobre osiąść w Woli Sękowej. W kolejnym roku pieniądze z Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego pozwoliły zbudować parking i ogrodzić działkę. Gmina Bukowsko wyremontowaną szkołę przekazała
Stowarzyszeniu Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego w bezpłatne użytkowanie i tak nietypowa uczelnia rozgościł się na ponad 300 metrach kwadratowych w otoczeniu prawie 40 – arowego ogrodu, gdzie powstała galeria w plenerze z „Exodusem” w samym centrum Uniwersytetu.
Dla kogo to miejsce, ktoś by zapytał? Dla każdego.
Nie ma znaczenia, czy masz lat 18, czy 58, czy jesteś utalentowany plastycznie, czy tylko serce ci się wyrywa do rzemiosła artystycznego, bo zdolności manualne marniutkie. Na dwuletni kurs rękodzieła artystycznego, który trwa od września do czerwca, może zdecydować się informatyk, ekonomista, księgowa i szalony student etnografii. Tak też jest w rzeczywistości.
Rekrutacja trwa do 15 sierpnia, a niezdecydowani, zdążą jeszcze przed wrześniem tego roku diametralnie zmienić swoje życie (www.uniwlud.pl).
Sama nauka przypomina studia zaoczne, słuchacze zjeżdżają się raz w miesiącu na 4-5 dni. Na jednym roku jest zazwyczaj 20-25 osób, podzielonych na kilka grup warsztatowych. Nauka jest odpłatna, miesięczne czesne wynosi 450 zł, ale w tej cenie są bezpłatne noclegi w siedzibie
Uniwersytetu, obiady gwarantowane przez gospodynie z Beska, oraz wszystkie materiały na wszystkie warsztaty. A tych nie brakuje.
W ciągu dwóch lat są zajęcia: ceramiki, rzeźby w drewnie, form użytkowych, malarstwa, ikonopisania, koszykarstwa, plecionkarstwa, tkactwa, witrażu, haftu, zwłaszcza haftu krzyżowego, który jest typowy dla ludowej twórczości karpackiej. Do tego zajęcia z koronkarstwa i krótkich form warsztatowych np. filcowania wełny, wyrobu biżuterii koralikowej karpackiej, metaloplastyki, czy z fotografii otworkowej.
Są też wykłady z historii sztuki, etnografii, psychologii i pedagogiki, jest animacja społeczno-kulturalna – wylicza Monika Wolańska. – A przede wszystkim jest
uzmysławianie każdemu słuchaczowi Uniwersytetu, że rękodzieło nie jest zajęciem samym w sobie, ale umiejętnością, którą można wykorzystać do pracy z ludźmi; w gospodarstwach agroturystycznych, warsztatach dla dzieci, domach kultury, pracowniach artystycznych i innych miejscach, gdzie rzemiosło artystyczne może być niezwykle atrakcyjnym, dodatkowym elementem.
Dzięki temu może tak barwny, wielowiekowy, wielozawodowy jest wachlarz studentów
Uniwersytetu Ludowego w Woli Sękowej. Dominują studenci etnologii oraz kierunków artystycznych, ale nie dziwią też osoby jak Bożena Krawczyk. Przez wiele lat księgowa w komendzie policji, która ze Stęszewa koła Poznania przez dwa lata dojeżdżała do Woli Sękowej, by zrealizować swoje marzenie o byciu rękodzielnikiem. W podróżach i nauce przez kilka miesięcy towarzyszyła jej nawet 72-letnia mama. Starsza dama w końcu się poddała, ale edukacji całkowicie nie zarzuciła. Córka Bożena na bieżąco jej mówiła, co ćwiczone jest na zajęciach, a ona sama starała się to powtarzać w domu.
– Nasi słuchacze przyjeżdżają z całej Polski, najmniej jest osób z… Podkarpacia – mówi Monika Wolańska. – Do dziś wspominam choćby Justynę Potyńską z Grodziska Mazowieckiego, przedszkolankę z wykształcenia, która przez kilka lat czekała, by zapisać się na nasz Uniwersytet. Długi czas nie mogła przekonać pracodawcę, by ten godził się na jej wyjazdy raz w miesiącu. W końcu zmieniła pracę, ukończyła Uniwersytet, a dziś jest świetnym animatorem kultury, świetnym rękodzielnikiem, w dodatku na stałe rozstała się z pracą przedszkolanki, założyła własną firmę i prowadzi z powodzeniem pracownię ceramiczną.
Zdarzają się też osoby, które nie chcą z Wolą Sękową wiązać się na dwa lata, ale marzą, by tutaj pobyć, czegoś się nauczyć, na chwilę zatrzymać w Beskidzie Niskim.
Dla nich Uniwersytet Ludowy oferuje wakacyjne warsztaty weekendowe. Od piątku do niedzieli można uczyć się tkactwa, ikonopisarstwa, albo gry na fujarce. Warsztaty w kilkuosobowych grupach z noclegami, wyżywieniem i materiałem do pracy, pozwalające na kilka dni zaszyć się w pięknym budynku Uniwersytetu Ludowego, kosztują 400 zł.
Monika Wolańska, afrokarpatka z Woli Sękowej
Swoje miejsce na ziemi od siedmiu lat znalazła tu też Monika. Żywa reklama
Uniwersytetu Ludowego w Woli Sękowej. Od 8 lat jego dyrektorka, która szczęśliwie przeniosła go ze Wzdowa w Beskid Niski. – I decyzji nie żałuję, choć jeszcze nie tak dawno świata nie widziałam poza siedzibą Ostaszewskich – śmieje się Monika Wolańska. Absolwentka Uniwersytetu Ludowego we Wzdowie oraz edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych na Uniwersytecie Rzeszowskim.
Moniki trudno nie zauważyć, po pierwsze charakterystyczne afro na głowie, do tego przepiękny uśmiech, jaki mają tylko ciemnoskóre dziewczyny, no i ten strój karpacki, gdy śpiewa i gra na instrumentach perkusyjnych w zespole „Widymo”. Afrokarpatka, po prostu. A tak naprawdę Monika jest rodowitą rzeszowianką, której tato przed laty przyjechał z Togo studiować na Politechnice Rzeszowskiej i tutaj związał się z Polką. Z czasem tato Moniki wrócił do Afryki, a ona od zawsze mieszkała z mamą w Rzeszowie.
Ta wielokulturowość, wielorasowość, wielowyznaniowość i wielonarodowość szczęśliwie krąży nad Wolą Sękową, zespołem „Widymo” prowadzonym przez Mariannę Jarę, Ukrainkę z Sanoka i samą Moniką. W tę historię wpisuje się bowiem także historia Rosjanina z Kazachstanu, geofizyka, który nigdy nie pracował w zawodzie inżyniera, bo za bardzo ukochał muzykę i grę na gitarze, Saszy Czikmakova. Monika i Sasza spotkali się przy okazji projektu łączącego tradycyjną muzykę huculską z eksperymentalnymi dźwiękami, realizowanego w Muzeum Narodowym w Krakowie i… od dwóch lat są małżeństwem. Teraz kilka razy w tygodniu ogród wokół
Uniwersytetu Ludowego oprócz rzeźb zachwyca też dźwiękami, jakie niosą się z prób zespołu
Angela Gaber Trio, w którym gra Sasza.
A tych pięknych dźwięków niosących się po wzgórzach wokół Woli Sękowej w ostatnich latach przybywa.
Uniwersytet Ludowy od zawsze ma ambicje prowadzić nie tylko kursy rękodzieła artystycznego, ale przede wszystkim być ośrodkiem życia kulturalnego, inicjatorem spotkań, plenerów, artystycznych zdarzeń. Co roku w grudniu miejscowy Dom Ludowy pęka w szwach, gdy na legendarną już wieczerzę wigilijną organizowaną przez słuchaczy Uniwersytetu, zjeżdżają się absolwenci z poprzednich lat i schodzą się „miejscowi”. Smakowaniu tradycyjnych potraw, śpiewom, jasełkom i życzeniom nie ma końca.
Równie barwnie i tłumnie, ale w czerwcu obchodzone jest na
Uniwersytecie Ludowym święto „ Wierzbina”. Kilkumetrowa, wypleciona z wikliny forma, nawiązuje do celtyckiego Wickermana, palonego na celtyckich wzgórzach w czasie przesilenia wiosennego – na znak oczyszczenia, płodności, zwycięstwa słońca i życia. Podobny pochód na Wierzbinowe Wzgórze w Woli Sękowej przygotowują słuchacze i absolwenci
ULRA, którzy zjeżdżają z Polski i zagranicy. A potem?
Cała wieś w noc wypełnioną tańcem, teatrem ognia i muzyką potwierdza, jak cenna jest mieszanka kultur, osobowości, religii, narodowości i ras. Z niej rodzą się takie miejsca jak Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego w Woli Sękowej.