Reklama

Kultura

Kwiaty Anitty Rotter – Pucz w Storczykarni w Łańcucie

Aneta Gieroń
Dodano: 30.07.2013
5934_arp-wystawa
Share
Udostępnij
Wystawą prac Anitty Rotter – Pucz, „Dyskretny urok kwiatów” rozpoczął się w poniedziałek w łańcuckiej Storczykarni XV Międzynarodowy Plener Malarsko – Rzeźbiarski „Łańcut 2013”.
 
Plenery jako spotkania artystów malarzy, rzeźbiarzy i ceramików pod nazwą: Międzynarodowy Plener Malarsko-Rzeźbiarski „Rakszawa-Łancut-Lipnik” odbywają się od 14 lat. Pierwsze edycje plenerowe w Rakszawie były kontynuacją, znanych plenerów w Julinie, które odbywały się przez 20 lat od 1977r. do 1997r.  Od 2002 roku stolicą  plenerów jest Łańcut, a historyczne miasteczko tętni życiem.  Do Łańcuta przyjeżdżali i przyjeżdżają artyści-profesjonaliści z całej Polski z dorobkiem twórczym uznanym w kraju i zagranicą oraz  artyści zza granicy ( Ukrainy, Słowacji, Litwy, Białorusi, Węgier, Niemiec, Czech i Dani). Międzynarodowy Plener Malarsko-Rzeźbiarski „Rakszawa-Łańcut-Lipnik” na przestrzeni kilkunastu lat zapisał się już ponad 300 artystami uczestnikami, ponad 2 tysiącami namalowanych obrazów w różnych technikach oraz kilkudziesięcioma rzeźbami ceramicznymi i wykonanymi w drewnie. 
 
W tym roku XV Międzynarodowy Plener Malarsko – Rzeźbiarski „Łańcut 2013” rozpoczęła wystawa malarstwa Anitty Rotter-Pucz nazywanej „Anittą od kwiatów”. Astry, irysy, polne maki, bywa że powściągliwe i nieskazitelne róże, na obrazach Anitty zdają się żyć. Harmonia kształtu, barwy, światła – realizm prawie doskonały. Ponad 20 lat żelaznej pracowitości w temacie kwiatów u Anitty Rotter-Pucz widać w każdym pociągnięciu pędzla. 

– Uwielbiam sadzić, pielęgnować kwiaty, układać w bukiety. Żyją krótką chwilę, ale na obrazach mogą oszukiwać czas – opowiada Anitta Rotter-Pucz. – Długo i cierpliwie szukam kwiatów do malowania, długo je aranżuje, tak by kształt, światło, barwa grały ze sobą idealnie. Kwiaty są kusicielem; bywają delikatne, romantyczne, subtelne, polne, radosne, świeże, ale zamieniają się też w smutne, tęskne, dostojne, nieprzystępne. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich jest uroda.
 
Anitta Rotter-Pucz, z natury samotnica, bardzo lubiąca ludzi, ale potrzebująca dużej przestrzeni tylko dla siebie. Na pewno ma to związek z pracą, bo właściwie nie ma u niej dnia bez „kreski”. Samodyscyplina, cierpliwość i systematyczna praca są w niej zespolone, tylko tak można się w życiu rozwijać. Ani jednego dnia nie spędziła w pracy na etacie, ale na pewno pracuje dużo więcej niż określenie „wolny zawód – malarka” sugeruje. Od kilku lat przez cały rok wstaje równo ze wschodem słońca, by jak najlepiej wykorzystać naturalne światło i pracuje do popołudnia. Ktoś uznałby to za przekleństwo w życiu, ona nazywa to szczęściem. Bez pracy już po kilku dniach staje się nerwowa i nie może znaleźć sobie miejsca.
 
Po wielu lata spędzonych na Śląsku, cztery lata temu  powróciłam w rodzinne strony i zamieszkałam w domu na wzgórzu w Polańczyku – opowiada Anitta. Dziś w jej pracowni na sztalugach królują kwiaty i … zalew Soliński. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro z okien jej domu rozpościera się filmowy wręcz widok.
 
Malarka żartuje, że ten dom sama sobie ofiarowała w prezencie, gdy po czterdziestych urodzinach nagle zapragnęła gdzieś zapuścić korzenie, poczuć się u siebie. Dom na solińskim wzgórzu jest spełnieniem jej marzeń o własnym miejscu na ziemi.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy