Polscy piłkarze ponieśli porażkę ze Słowacją 1:2 w swoim pierwszym występie w 16. mistrzostwach Europy. W meczu, w którym grali kolejni rywale biało-czerwonych Hiszpania zremisowała ze Szwecją 0:0. Ponadto w poniedziałek Szkocja uległa Czechom 0:2.
Polacy rozpoczęli turniej na stadionie w Sankt Petersburgu, gdzie w związku z restrykcjami w czasie pandemii kibice mogli zająć połowę miejsc, choć trybuny ostatecznie były wypełnione w jeszcze mniejszym stopniu. Z Polski przyjechało około trzech tysięcy fanów.
W 18. minucie Słowacy objęli prowadzenie. Na lewej stronie Robert Mak minął bez kłopotów Bartosza Bereszyńskiego oraz Kamila Jóźwiaka, pobiegł w kierunki bramki i oddał strzał w tzw. krótki róg. Piłka odbiła się od słupka, następnie pleców Wojciecha Szczęsnego i wpadła do bramki. Oficjalnie gol został zaliczony na konto polskiego golkipera i był najszybszym samobójczym trafieniem w historii mistrzostw Europy.
Biało-czerwoni do końca pierwszej połowy nie oddali ani jednego celnego strzału. Jednak druga połowa zaczęła się dla nich znakomicie. Tuż po wznowieniu gry zaatakowali bramkę rywali, Maciej Rybus dośrodkował z lewej strony i Karol Linetty lekkim, sprytnym strzałem pokonał bramkarza Martina Dubravkę.
Jak podała UEFA, gol padł w 32. sekundzie drugiej części gry. To druga najszybciej strzelona bramka w drugiej połowie w historii mistrzostw Europy. Rekord należy do Rumuna Marcela Corasa podczas turnieju w 1984 roku (21 sekund po wznowieniu gry).
Od 62. minuty Polacy grali w osłabieniu, gdy za faul i drugą żółtą kartkę boisko musiał opuścić Grzegorz Krychowiak. Z kolei ta kara dla Polaka to pierwsza czerwona kartka w tegorocznym turnieju.
Rywale wykorzystali to siedem minut później. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka spadła pod nogi Milana Skriniara, a czołowy obrońca Interu Mediolan pewnym strzałem pokonał Szczęsnego.
Wynik już się nie zmienił, co stawia Polaków w trudnej sytuacji. Następni przeciwnicy w grupie E – Hiszpania i Szwecja – uchodzą za silniejszych od Słowacji.
"Walczyliśmy o zwycięstwo, ale szkoda, że nie udało się choć zremisować" – przyznał kapitan reprezentacji Robert Lewandowski, który w narodowych barwach wystąpił po raz 120.
"Graliśmy przeciętnie, na porażkę nie zasługiwaliśmy. Dwie bramki po fatalnych błędach… " – to z kolei lakoniczny komentarz na Twitterze prezesa PZPN Zbigniewa Bońka.
Wieczorem w Sewilli, gdzie zmierzyli się Hiszpanie ze Szwedami, bramek nie było, ale mecz mógł się podobać. Gospodarze stworzyli wiele okazji podbramkowych, oddali 17 strzałów, ale brakowało im precyzji albo na posterunku był dobrze dysponowany bramkarz Robin Olsen. Piłkarze Trzech Koron strzelali tylko cztery razy, za to ich akcje były bardzo groźne, szczególnie przebojowego napastnika Realu Sociedad San Sebastian Alexandra Isaka. Remis w tym spotkaniu daje jeszcze promyk nadziei biało-czerwonym.
W poniedziałek pierwsi na boisko wyszli Szkoci i Czesi. W Glasgow zwyciężyli goście po dwóch golach napastnika Bayeru Leverkusen Patrika Schicka, który popisał się zwłaszcza w 52. minucie, gdy przelobował wysuniętego bramkarza Davia Marshalla z ponad 40 metrów.
Czesi objęli prowadzenie w grupie D, w której rywalizują także Anglia i Chorwacja. W ich meczu w niedzielę na londyńskim Wembley reprezentacja "Trzech Lwów" zwyciężyła 1:0.
Z Kopenhagi napłynęły uspokajające informacje na temat stanu zdrowia duńskiego piłkarza Christiana Eriksena, który miał zawał serca podczas sobotniego meczu z Finlandią (0:1).
"Jesteśmy z nim w ciągłym kontakcie, wczoraj i dziś. Jego stan jest taki sam jak wczoraj – stabilny i dobry" – powiedział dyrektor ds. komunikacji w duńskiej federacji Jakob Hoeyer. Na razie nie udało się ustalić przyczyny zapaści 29-letniego pomocnika Interu Mediolan, jednego z najbardziej rozpoznawalnych duńskich piłkarzy w historii.
W sobotę w Kopenhadze, po trwającej prawie dwie godziny przerwie spowodowanej dramatem Eriksena, wznowiono mecz. Kulisy tej kontrowersyjnej decyzji ujawnił w brytyjskiej telewizji Peter Schmeichel, legenda duńskiego futbolu i ojciec pierwszego bramkarza reprezentacji Kaspera.
"Wiadomość, którą podała UEFA, że mecz został wznowiony ponieważ tak chcieli duńscy piłkarze, jest nieprawdziwa. Otrzymaliśmy do wyboru trzy rozwiązania. Pierwszą było dokończenie meczu tego samego dnia, drugą rozegranie go o godzinie 12 następnego dnia. Trzecią, o której nikt nie mówi, był walkower 0:3 dla Finlandii. To było nieetyczne w tej sytuacji ultimatum i piłkarze de facto nie dostali wyboru" – powiedział Schmeichel, cytowany przez skandynawskie media.
Polscy piłkarze bezpośrednio po meczu w Sankt Petersburgu wrócili do Trójmiasta, gdzie będą się przygotowywać do kolejnych spotkań. Kolejny sprawdzian czeka ich 19 czerwca w Sewilli z czującymi niedosyt po meczu ze Szwecją Hiszpanami.