Reklama

Biznes

TSLA EXPO 2017: Nie będziesz się uczył, trafisz do fabryki? Przemysł bez reklamy

Alina Bosak
Dodano: 11.10.2017
35352_szkola
Share
Udostępnij
Młodzi ludzie kojarzą pracę zawodową z brudem, hałasem i ciężką fizyczną pracą. Tymczasem w zautomatyzowanej fabryce nie pobrudzi się rąk. Szkolnictwo zawodowe potrzebuje reklamy – zgadzali się uczestnicy panelu na temat kształcenia zawodowego i technicznego skorelowanego z branżą motoryzacyjną.
 
O tym, jak kształcić kadry dla branży motoryzacyjnej, dyskutowali podczas jednego z tematycznych paneli na Kongresie i Targach TSLA EXPO 2017 zaproszeni eksperci: Adam Krępa, prezes Federal – Mogul Gorzyce, Jacek Krupa, członek zarządu Uniwheels Polska, Krzysztof Zbyrad, prezes Tarnobrzeska Agencji Rozwoju Regionalnego, Jarosław Augustynowicz, wicedyrektor Zespołu Szkół w Gorzycach oraz Tomasz Czop, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie.
 
– Potrzebna jest bliska współpraca biznesu i szkoły. Przez całe lata biznes przyzwyczaił się do luksusu, że kadry były. Teraz zaczyna ich brakować i bez tej współpracy firmy będą miały problem – zaznaczył Tomasz Czop.
 
– Od wielu lat zajmuję się funduszami unijnymi – mówił Krzysztof Zbyrad. – Wyposażaliśmy szkoły zawodowe w urządzenia warsztatowe. Firmy mówił nam, jakich specjalizacji potrzebują i w tym kierunku inwestowaliśmy. Kolejny etap to kształcenie nauczycieli, aby mogli przekazać wiedzę uczniom. Z mojego punktu widzenia brakuje dziś coachingu. Młodzi nie wiedzą, gdzie po szkole będą pracować, co robić. W automotivie brakuje mi wpuszczania uczniów na zakład. Pokazywania im, jak fabryka pracuje, by zwyczajnie poznawali kulturę pracy. 
 
– 3 lata temu uruchomiliśmy zawodową klasę odlewnika w Stalowej Woli. Zapewnialiśmy zatrudnienie. Zgłosiło się sześciu chętnych – mówił Jacek Krupa. – Młodzi ludzie nie chcą iść do szkół technicznych. Im się taka praca kojarzy z brudem, smrodem, olejami. Nie mają świadomości, że w odlewnictwie jest dziś robot, którego wystarczy obsługiwać. Musimy przekonać młodych ludzi, że warto uczyć się takich zawodów.
 
Adam Krępa ma podobne doświadczenia. – W kształceniu zawodowym potrzebujemy marketingu i reklamy. Trzeba pokazywać, że praca odlewnika to dziś czysta robota. Wiemy, że trzeba pokazywać nasze zakłady i procesy, aby ludzie mieli świadomość, jak inaczej dziś wygląda praca w przemyśle. 
 
– 23 lata pracuję w szkole i kilka trzęsień ziemi przeżyłem. Po co uśmiercano szkolnictwo zawodowe, żeby teraz je reanimować? Kiedy idzie wycieczka przez nowoczesną fabrykę i pani mówi uczniom: „jak się nie będziecie uczyć, to będziecie tu pracować”, to takie zdanie nie zachęca do pracy w fabryce – zauważał Jarosław Augustynowicz. – Egzaminy zawodowe są przygotowywane przez ludzi, którzy o nowoczesnym przemyśle nie mają pojęcia. Wolę jeździć na szkolenia organizowane przez przemysł niż dla nauczycieli. Tam się mówi o systemach, komunikacji  z maszynami. A w szkolnictwie brakuje takiej wiedzy. Do szkolnych warsztatów trzeba kupować nie sprzęt, który dzisiaj jest powszechny, ale ten, który będzie powszechny za parę lat. I na takich maszynach trzeba pracować, a nie trzymać nieużywane.  Nauczyciele boją się awarii? Trzeba maszyny ubezpieczyć. I używać.
 
– Problemy z brakiem chętnych do nauki na kierunkach technicznych miały także kraje zachodnie. 20 lat temu Austriacy zaczęli już w szkołach podstawowych pokazywać dzieciom różne fabryczne produkty i tłumaczyć, jak wygląda ich produkcja. Dziś uniwersytet techniczny w Graz pęka w szwach – mówił Jacek Krupa.
 
Adam Krępa zaś podkreślał, że ambitny pracownik ma wiele możliwości dokształcania przy wsparciu swojego przedsiębiorstwa. Więc szkolnictwo zawodowe nie ogranicza go.
– Uczeń potrzebuje dobrego nauczyciela – podkreślał Krzysztof Zbyrad.
 
– A nam brakuje nauczycieli – ripostował Jarosław Augustynowicz. – Dobrego nauczyciela szkolnictwa zawodowego, fachowca chociażby od informatyki, trudno skusić pensją w szkole.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy