Reklama

Lifestyle

Tropem fascynujących podróży fotografa z Leska

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 17.03.2016
25564_1-s.strzyzewski-na-wyspie-wielkanocnej
Share
Udostępnij
Stanisław Strzyżewski z Leska jest jedynym Polakiem i jedną z nielicznych osób na świecie, które na własne oczy widziały Wyspy Antypodów i ich niezwykłą, tajemniczą przyrodę. Fotograf z Leska uczestniczył w kameralnej wyprawie, zorganizowanej przez radioamatorów, którzy postanowili uruchomić na wyspie pierwszą w historii cywilnej, radioamatorską stację radiową i przeprowadzić stamtąd jak największą ilość łączności radiowych z krótkofalowcami z całego świata. – Ta wyprawa wywróciła w moim życiu wszystko do góry nogami, ale czego się nie robi, by spełniać swoje marzenia, zwłaszcza że okazja do zobaczenia Antypodów już się nie powtórzy – mówi podróżnik, który po powrocie z Antypodów zdążył już zwiedzić Borneo.
 
Stanisław Strzyżewski to podróżnik, fotograf i radioamator. Prowadzi portal Bieszczady.pl oraz jego popularny profil na Facebooku dotyczący Bieszczad oraz stronę www.mutual.world Od ponad 20 lat interesuje się krótkofalarstwem, i to właśnie dzięki tej niszowej pasji, która łączy ok. 2 mln osób na całym świecie, zyskał możliwość uczestniczenia w pasjonującej wyprawie na Wyspy Antypodów.
 
Wyprawa odbyła się na początku stycznia 2016. Po raz pierwszy rząd Nowej Zelandii wydał pozwolenie na pobyt na wyspie osób, które nie były naukowcami lub żołnierzami nowozelandzkiej marynarki.
 
Trzy lata przygotowań i pięć dni podziwiania egzotycznej przyrody

Rejs z i do Nowej Zelandii potrwał 6 dni, zaś na Wyspie Antypodów spędziłem 5 dni. Przygotowania formalne i logistyczne do wyprawy trwały zaś prawie 3 lata. Zgoda została udzielona m.in. dlatego, że postanowiliśmy sfinansować transport naukowców prowadzących badania ornitologiczne na wyspie. Pierwotnie miała ich tam zawieźć nowozelandzka marynarka, ale została w ostatniej chwili oddelegowana do niesienia pomocy humanitarnej na wyspach Pacyfiku, które pod koniec zeszłego roku zdewastował tropikalny cyklon – tłumaczy Stanisław Strzyżewski. – Zależało nam uruchomieniu na wyspie pierwszej w historii cywilnej, radioamatorskiej stacji radiowej i przeprowadzenie stamtąd jak największej ilości łączności radiowych z krótkofalowcami z całego świata. Dodatkowo na pokład zabraliśmy budowlańców oraz niemal tonę materiałów budowlanych do dokończenia remontu budynku stacji badawczej, który 2 lata temu uszkodziło ogromne osuwisko. Całe przedsięwzięcie było zatem swoistym, interdyscyplinarnym "joint venture" – pożytecznym dla wszystkich zaangażowanych osób, nauki oraz nowozelandzkiego rządu.
 
Projekt był objęty ścisłą tajemnicą

Organizatorem wyprawy był radioamator z Kanady – profesor fizyki,  sejsmolog oraz podróżnik Cezar Trifu, znajomy Stanisława Strzyżewskiego. Fotograf z Leska dowiedział się o wszystkim jesienią 2015 r. 
 
Fot. Stanisław Strzyżewski
Fot. Stanisław Strzyżewski
 
Wiem, że Cezar Trifu nigdy nie bierze się za nic na "pół gwizdka" i do organizowania wypraw podchodzi w profesjonalny sposób. Zobligowany umową podpisaną z Departamentem Ochrony Środowiska Nowej Zelandii, nie mógł wówczas zdradzić mi jeszcze celu wyprawy. Zaprosił mnie do uczestnictwa w projekcie, gdyż Departament Ochrony Środowiska NZ poszukiwał osoby, która wykona dokumentację zdjęciową całego przedsięwzięcia. Tymczasem fotografią zajmuję się zawodowo. Wiedziałem zatem, że na przełomie 2015/2016 roku mam wyruszyć w bardzo interesujące miejsce, ale dopiero na miesiąc przed wyjazdem po podpisaniu umowy mogłem się dowiedzieć, gdzie dokładnie – opowiada Stanisław Strzyżewski.  – Takim oto sposobem okazało się, że muszę pilnie kupić bilety do Nowej Zelandii i w ciągu 3 tygodni przygotować się do tak dalekiej podróży. Wszystko w moim życiu włącznie z pracą zostało nieco wywrócone "do góry nogami", ale czego nie robi się aby realizować swoje marzenia? Tym bardziej, że zgoda na pobyt cywilów na wyspie została wydana jednorazowo i okazja odwiedzenia Wysp Antypodów najprawdopodobniej już się nie powtórzy. 
 
Do uczestnictwa w projekcie, oprócz Strzyżewskiego zostało zaproszonych jeszcze 2 radioamatorów z USA oraz Australii. Uczestniczyło w niej również 3 naukowców Departamentu Ochrony Środowiska NZ, 4 budowlańców oraz załoga nowozelandzkiego jachtu wyprawowego "Evohe" – łącznie 16 osób.
 
Niesamowity świat poza zasięgiem, ale w zasięgu Strzyżewskiego

Położony na Oceanie Południowym archipelag Wysp Antypodów geograficznie należy do nowozelandzkiej Subantarktyki. Oprócz niego w jej skład zalicza się kilka innych samotnych wysp: Auckland, Campbell, Bounty oraz Snares. Wszystkie cechuje chłodny, morski klimat z bardzo zmienną, nieprzewidywalną pogodą, temperaturami zazwyczaj w okolicach zera oraz bardzo silnym wiatrem. Wyspa jest przepiękna, a jej przyroda już po kilku krokach pokazuje, kto tak naprawdę tam "rządzi". 
 
Trzeba mieć do niej respekt i wiedzieć, jak przebywać i poruszać się po niej w bezpieczny sposób. Szczególnie, że jest położona całkowicie poza nawet mniej popularnymi szlakami komunikacyjnymi i jest poza zasięgiem helikopterów, które mogłyby dolecieć z lądu. Jeśli wydarzyłoby się coś nieprzewidzianego, jest się zdanym tylko na siebie i swoje umiejętności. Na Wyspie Antypodów nie rosną żadne drzewa, a jej powierzchnię porastają bardzo ostre, tnące skórę jak brzytwa trawy tworzące hektary wielkich, grząskich kęp. Z ich powodu na wyspie bardzo trudno się przemieszczać, szczególnie w pobliżu jej brzegów, gdzie trawy są najwyższe. Linię brzegową wyspy tworzą kilkusetmetrowe klify i nie ma żadnego bezpiecznego miejsca do zacumowania. Z tego powodu jachty muszą pozostawać w bezpiecznej odległości od skał na morzu, a na wyspę można dotrzeć tylko "zodiakiem" – niezatapialnym pontonem – wyjaśnia Stanisław Strzyżewski.
 
Endemiczne albatrosy, zielone papugi i lwy morskie
 
Fotograf z Leska dodaje, że większość gatunków roślin, które tam występują, to gatunki endemiczne, których nie ma w żadnym innym miejscu na ziemi. To skutek trwającej od milionów lat geograficznej izolacji wyspy, która spowodowała, że ewolucja w przyrodzie przebiega tam własnymi torami. Prawdziwymi władcami wyspy są morskie ptaki: endemiczne albatrosy i przepiękne zielone papugi. 
 
Można też spotkać dwa gatunki pingwinów: skalne oraz szczotkoczube. Aż połowa światowej populacji tych ostatnich rozmnaża się właśnie na tej wyspie. Przy brzegach można też napotkać kilka gatunków fok i lwy morskie. Na wyspie brak lądowych drapieżników. Niestety, w XIX w. na skutek katastrof statków, które rozbiły się o jej brzegi, na ląd przedostały się myszy, które jako obcy, introdukowany gatunek stwarzają zagrożenie dla tamtejszego wrażliwego ekosystemu. Rząd Nowej Zelandii prowadzi tam obecnie program "Million Dollar Mouse Project" mający na celu wypracowanie bezpiecznej metody deratyzacji i ochronę zagrożonych gatunków ptaków – dodaje.
 
Od 12 lat w podróży

Strzyżewski podróżuje regularnie od 12 lat. Podróży nie traktuje jako "zaliczania" krajów i nigdy nie zakłada sobie sztywnych planów, gdzie i kiedy pojedzie. Nigdy też nie korzysta z opcji "all inclusive", które jego zdaniem fałszują prawdziwy obraz odwiedzanych miejsc i odgradzają hotelowym płotem od miejscowych mieszkańców
 
Wolę sam planować podróże, a moje destynacje to wypadkowa zainteresowań, dostępnego wolnego czasu, pieniędzy oraz okazji, jakie trafiają się czasami, jeśli chodzi o ceny biletów lotniczych. Najmilej wspominam chyba Nową Zelandię, chilijską i argentyńską Patagonię, Islandię oraz Spitsbergen. Niektóre z moich podróży są związane z krótkofalarstwem. Oprócz wyprawy na Wyspę Antypodów, dzięki radiu odwiedziłem australijską wyspę Lord Howe oraz samodzielnie zorganizowałem 2 wyprawy: na Wyspę Wielkanocną oraz niewielką, ale niezwykłą wulkaniczną wyspę Jan Mayen położoną w norweskiej Arktyce – mówi Strzyżewski.
 
Przed kilkoma dniami wrócił z miesięcznego pobytu na malezyjskiej części Borneo, gdzie dotarł niemal zaraz po powrocie z Wyspy Antypodów. 
 
Fot. Stanisław Strzyżewski
Fot. Stanisław Strzyżewski
 
Tamtejsza tropikalna przyroda jest niesamowita, ale coś czuję, że następna podróż rzuci mnie ponownie w chłodniejsze rejony naszej planety. Gdzie? Jeszcze dokładnie nie wiem. Niesamowitych miejsc na naszej planecie jest mnóstwo. W naszym kraju również. Wiele z nich zniknie w obecnej formie bezpowrotnie jeszcze za naszego życia na skutek dewastacji środowiska i zmian klimatu. Niestety, trzeba się spieszyć, aby je zobaczyć, a tego podróżnicy nie lubią. Zawsze mam w głowie kilka "roboczych"  projektów, do których powracam, jeśli pojawi się odpowiedni moment i osoby, które "nadają na tej samej częstotliwości" – opowiada.
 
Ostatnio coraz częściej myśli o Ekwadorze, Grenlandii, Północnej Kanadzie oraz kilku wyspach w chłodniejszych rejonach Ameryki Południowej. Chciałby też powrócić w kilka miejsc, aby móc je dalej poznawać, np. Nową Zelandię. 
 
Co by było, gdyby nie krótkofalarstwo?

Krótkofalarstwem zainteresował się na początku lat 90. a w 1997 zdał egzamin państwowy i zdobył pełne uprawnienia do korzystania z radioamatorskich częstotliwości radiowych. 15 lat temu, gdy zaczął się upowszechniać Internet, wydawało się, że krótkofalarstwo odejdzie do lamusa. Ludzie na całym świecie zachłystywali się możliwością nawiązywania kontaktów bez zakłóceń radiowych o każdej porze dnia i nocy z dowolnym miejscem na Ziemi. 
 
Krótkofalarstwo to chyba najbardziej interdyscyplinarne hobby, jakie istnieje i ma się dzisiaj coraz lepiej. Może dlatego, że łączy ludzi o najrozmaitszych, bardzo szerokich zainteresowaniach, które się uzupełniają. Przeprowadzanie łączności radiowych jest – przynajmniej dla mnie – punktem wyjścia do poznawania świata i zawierania nowych znajomości. Podróże, astronomia, pogoda kosmiczna, kryptografia, sondy kosmiczne, języki, geopolityka i kultury świata, komputery, znajomość alfabetu Morse'a itp. itd. – to wszystko, a nawet więcej, przyciąga i spaja radioamatorską społeczność – wyjaśnia Stanisław Strzyżewski. – Radio jest swoistym łącznikiem tych wszystkich elementów. Społeczność krótkofalarska może nie jest zbyt liczna (ok. 2 mln osób na świecie), ale jest bardzo zintegrowana. Dziś nie ma kontynentu, na którym nie mam kogoś znajomego, kto zawsze pomoże w planowaniu podróży, chętnie się spotka i pokaże wiele ciekawych miejsc. 
 
Zdaniem fotografa z Leska, Internet przewrotnie przyczynia się do wzrostu zainteresowania tym hobby. Powstają coraz to ciekawsze inicjatywy jego rozwijania i propagowania. Jego zdaniem w naszym kraju na uwagę zasługuje skierowany do młodzieży projekt Radio Reaktywacja. Krótkofalowcy spełniają również niezwykle ważną rolę pośredników informacji w sytuacjach kryzysowych (np. podczas klęsk żywiołowych), gdy zawodzą tradycyjne formy łączności np. telefonia komórkowa, czy Internet. Organizują zawody radiowe, spotkania oraz wspólne wyprawy w odległe miejsca.
 
 Krótkofalarstwo jest często "kluczem" otwierającym drzwi do miejsc na naszej planecie, które są zarezerwowane tylko dla naukowców lub wojska. Za kilka dni, pierwszy raz od 19 lat będzie nadawała krótkofalarska stacja z położonej niedaleko Antarktydy australijskiej wyspy Heard. W historii ludzkości odwiedziło ją mniej osób, niż ziemską orbitę. Zaś dzięki jednemu z laureatów Nagrody Nobla z fizyki – Joe Taylora z USA (również radioamator), krótkofalowcy z całego świata przeprowadzają cyfrowe łączności radiowe z wykorzystaniem kodowania sygnału podobnego do tego, jaki wykorzystuje NASA do komunikacji z sondami kosmicznymi. Ten fascynujący świat jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko chcieć go poznawać. A chcieć to móc – mówi Stanisław Strzyżewski.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy