Reklama

Ludzie

Musimy powstrzymać niekontrolowaną zabudowę i zacząć planować miasto!

Z Maciejem Łobosem, architektem, wspólnikiem w biurze MWM Architekci, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 05.04.2021
53030_architektura
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Przestrzeń miejska Rzeszowa w najbliższych wyborach prezydenckich będzie jednym z najważniejszych tematów toczącej się kampanii. I wszystko wskazuje na to, że w sytuacji, kiedy szanse trzech kandydatów są mocno wyrównane tj. Ewy Leniart, Konrada Fijołka i Marcina Warchoła, o zwycięstwie może zdecydować najbardziej przyjazna rzeszowianom wizja miasta, niekoniecznie bezmyślnie zalewanego betonem, jak to się dzieje w ostatnim czasie.

Maciej Łobos: Mam wrażenie, że to chyba jedyny temat, poruszany w obecnej kampanii na prezydenta Rzeszowa, zrozumiały dla ogółu społeczeństwa. Zwłaszcza, że przestrzeń miejska, co powtarzam od wielu lat, w przemożny sposób wpływa na nasze życie, co wreszcie zaczyna do ludzi docierać. Szukając analogii wytłumaczyłbym rzecz następująco: Jeśli będziemy pić zatrutą wodę i oddychać zatrutym powietrzem, to choćbyśmy byli najfantastyczniejszymi ludźmi, prawdopodobnie dość szybko umrzemy na raka. Z przestrzenią, w której przebywamy jest dokładnie tak samo – nawet gdybyśmy byli najbardziej empatycznymi i najmilszymi ludźmi na świecie, to przestrzeń, w której żyjemy, jeśli będzie zła, doprowadzi nas do depresji, alienacji, problemów społecznych i wielu innych kłopotów. Można człowieka zniszczyć mentalnie i psychicznie zamykając go w koszmarnych warunkach. To jest właśnie potęga przestrzeni, z której cywilizowany świat od dawna zdaje sobie sprawę.
 
Co się stało w mentalności samych mieszkańców Rzeszowa, że przestrzeń miejska stała się powszechnym tematem? Ostatnie wybory prezydenckie mieliśmy zaledwie 3 lata temu i wtedy nikt specjalnie nie deklarował ładu w przestrzeni miejskiej. Wręcz przeciwnie, na wyścigi obiecywano, co jeszcze zalejemy betonem, a w debacie publicznej nikt specjalnie się nad tym nie pochylał.

Ludzie na własnej skórze zaczęli odczuwać boom budowlany, jaki mamy w Rzeszowie. Coraz częściej nowe budynki pojawiają się pod oknami ich własnych mieszkań i domów. Dzieje się to zgodnie z obowiązującymi przepisami, ale często wbrew zdrowemu rozsądkowi i bez poszanowania zasad tworzenia miast. To uciążliwe i bolesne zjawisko zaczęło dotykać sporej części rzeszowian, a tym samym stało się powszechnym problemem. Widać gołym okiem, że w Rzeszowie rodzi się bunt obywatelski, a ludzie zaczęli mieć świadomość tego, że mogą protestować.

Budowanie i inwestowanie są czymś dobrym i pożądanym w każdym mieście, ale skala nieliczenia się deweloperów z potrzebami i jakością życia tysięcy rzeszowian już zamieszkujących to miasto, przekroczyła w ostatnich kilku latach punkt krytyczny? 

To jest problem ogólnopolski. Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego i często bardzo niska jakość tych planów, które obowiązują. Trzeba mieć świadomość, że wszystko, z czym się w życiu spotykamy, zostało przez kogoś zaprojektowane: klamka, krzesło, samochód, budynek i miasto także. Od jakości pracy projektanta zależy, jak my się w tym fotelu, domu i aucie czujemy, jak funkcjonujemy na co dzień. Tak samo jest z architekturą. Od jej jakości zależy, jak dzieci uczą się w szkole, a nawet czy i w jakim tempie pacjenci dochodzą do zdrowia w szpitalu. 
 
Zajęciem dewelopera tak, jak każdego innego przedsiębiorcy jest inwestowanie i zarabianie pieniędzy. Myślenie o rozwoju w skali całego miasta nie jest jego zadaniem i na tym się znać nie musi. Dlatego, gdy inwestor ma działkę, to próbuje na niej maksymalnie zarobić, niekoniecznie oglądając się na interes społeczny. Nie zmienia to faktu, że zasobami, jakie mamy w mieście, trzeba zarządzać możliwie najlepiej i od tego są radni oraz władze Rzeszowa. Rzeszowianie muszą zacząć to egzekwować – najskuteczniej jak się da.

Do naszej wyobraźni najskuteczniej przemówiły ostatnie inwestycje z okolic Mostu Zamkowego? Nowe bloki na Olszynkach oraz wizja kolejnych w bezpośrednim sąsiedztwie mostu na prawym brzegu Wisłoka? Dziś w tej lokalizacji codziennie są korki, w bliskiej przyszłości, gdy wprowadzi się i wjedzie tam kolejnych kilka tysięcy osób, będziemy mieli komunikacyjny paraliż w samym centrum Rzeszowa w bezpośrednim sąsiedztwie jego najstarszych i najładniejszych uliczek. Chyba, że ktoś z władz wpadnie na „świetny” pomysł i zacznie burzyć centrum, by dobudowywać kolejne pasy ruchu.
 
Wykorzystując współczesną technologię możemy udać się w podróż w przyszłość i… zobaczyć, co będzie się działo w Polsce za 40 lat! Dlaczego? Bo 40 lat temu dokładnie te same zjawiska miały miejsce w Stanach Zjednoczonych i Zachodniej Europie.
 
Centrum Rzeszowa przechodzi tak dynamiczną przebudowę, że właśnie tracimy historycznie znany pejzaż i widok na śródmieście?
 
W Polsce obserwujemy zjawisko, o charakterze wręcz przestępczym, polegające na prywatyzowaniu zysków i uspołecznianiu kosztów. Inwestor buduje blok, a miasto zostaje z wszystkimi problemami: komunikacyjnymi, przestrzennymi, infrastrukturalnymi i społecznymi, które to koszty ponosi społeczeństwo. Parę lat temu zespół pracujący pod patronatem Polskiej Akademii Nauk wyliczył, że roczne straty całego kraju związane z tym, że planowanie przestrzenne w Polsce praktycznie nie istnieje, wynoszą około z 85 miliardów zł. rocznie. To są niewyobrażalne pieniądze!
 
Trzeba też pamiętać, że jedynym wyznacznikiem polityki miasta nie może być zysk (krótkoterminowy) dewelopera. Koszty planowego rozwijania miasta, koszty społeczne są bardzo duże i wszystko to musi się kalkulować. Naprawdę można wycenić, ile deweloper zarabia na tym, co buduje, a ile mógłby zarobić, gdyby miasto w odpowiedni sposób „dołożyło” się do inwestycji zapewniając odpowiednią infrastrukturę. To są typowe rozmowy o interesach i włodarze miasta muszą zacząć to robić. W Europie Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych, Azji to są oczywiste sprawy i samorządy w bardzo sprawny sposób potrafią zadbać o interes społeczny.

Jako mieszkańcy dostrzegliśmy, że przyszłość Rzeszowa nie opiera się na ilości, ale jakości zabudowy najatrakcyjniejszych miejsc w mieście?
 
Tak, coraz więcej osób chce zapłacić coraz większe pieniądze za dobrej jakości architekturę w centrum. To z kolei jest najlepszym impulsem do ożywienia życia w śródmieściu. Chodzi o lokalizacje, z których w 10 minut można pieszo dojść do Rynku, restauracji przy deptaku czy kina i teatru. Jeżeli zamożni ludzie zaczną wracać do śródmieścia, a to jest kolejny priorytetowy plan, który powinniśmy sobie postawić, zaczną działać tam lokale gastronomiczne, sklepy, punkty usługowe. Miasto będzie żyło, kiedy będą mieszkać w nim ludzie. Jak najszybciej powinny być wykorzystane naprawdę spore zasoby w ścisłym centrum, by stworzyć tam dobrą miejską tkankę. O tym się prawie nie mówi, ale w rzeszowskim śródmieściu jest mnóstwo działek, które można i powinno się zabudować. To jest ogromny potencjał w mieście, pod warunkiem, że wreszcie zechcemy go dostrzec. Jest tam też masa możliwości dla deweloperów i architektów.
 

Fot. Tadeusz Poźniak
 
Dlaczego więc jesteśmy tak nieroztropni i nie chcemy korzystać z doświadczenia innych?
 
Nie analizujemy historii i nie uczymy się na cudzych błędach. Nie przyjmujemy do wiadomości faktów i wygłaszamy opinie typu „a moim zdaniem …”. W kwestii faktów, potwierdzonych empirycznie nie ma miejsca na jakieś własne opinie. Wiemy, że te same problemy, z którymi my się dzisiaj spotykamy w Polsce, w Rzeszowie, miasta europejskie i amerykańskie zdiagnozowały 60 lat temu. Słynna książka Jane Jacobs „Śmierć i życie wielkich miast Ameryki” (wydana w roku 1961), pokazuje dokładnie, gdzie są przyczyny tej katastrofy. Poza modernistyczną, utopijną urbanistyką, promującą, w dużym skrócie, likwidację tradycyjnej gęstej tkanki miejskiej na rzecz wieżowców stojących pośrodku zieleni, podstawową przyczyną jest samochód. Przed laty amerykańskie miasta były projektowane pod naciskiem wielkich koncernów, które wykupywały linie tramwajowe i likwidowały transport publiczny, by maksymalizować swoje zyski. Wprowadzano do miast autostrady i budowano w centrum po 7 pasów ruchu. Miał powstać nowoczesny samochodowy raj (Futurama), a powstało piekło. Szybko okazało się, że takie miejsca nie nadają się do życia. Potwierdziły to wysokie wskaźniki rozwodów, przestępczość, alienacja i uzależnień mieszkańców od używek. Obecnie na całym świecie wydaje się miliardy dolarów na ratowanie śródmieść i przywracanie miastom ich właściwej skali i relacji do człowieka. Okazało się, że model życia z pracą w centrum i dojazdem samochodem z odległych przedmieść, który zajmuje dwie godziny, generuje gigantyczne problemy społeczne. Dlatego od końca lat 60. XX wieku amerykańskie, europejskie, australijskie, a ostatnio także chińskie miasta organizują bardzo kosztowne programy rewitalizacji przestrzeni miejskiej właśnie ze względów społecznych. W Polsce za kilka lat będziemy musieli robić dokładnie to samo. Różnica jest tylko taka, że my nie mamy na to pieniędzy.

W jakim miejscu jest obecnie Rzeszów, jeśli chodzi o decyzje związane z przestrzenią miejską? Przekroczyliśmy już punkt krytyczny i mówimy o degradacji miasta?
 
To jest ostatni moment, żeby powstrzymać szaleństwo niekontrolowanej zabudowy i zacząć planować miasto. Zapewnić jego zrównoważony i mądry rozwój.

Z punktu widzenia przestrzeni miejskiej, czego każdy rzeszowianin powinien żądać od każdego kandydata na prezydenta Rzeszowa?
 
Przede wszystkim śródmieście Rzeszowa, a ja je rozumiem jako tereny wewnątrz tzw. Rzeszowskiego Ringu (porównanie do Ringu w Wiedniu – przyp. red.) otoczone m.in. aleją Batalionów Chłopskich, aleją Powstańców Warszawy oraz aleją Armii Krajowej, powinny być jak najszybciej objęte Miejscowymi Planami Zagospodarowania Przestrzennego. W tej chwili MPZP stanowią zaledwie kilkanaście procent całego Rzeszowa i to jest straszliwe zaniedbanie. Brak planowania w kluczowych strefach Rzeszowa, czyli śródmieściu i Dolinie Wisłoka może skończyć się dramatem.
 
Jednym z najniebezpieczniejszych zjawisk, z jakimi walczą współczesne miasta jest niekontrolowane „rozlewanie się” przedmieść. Ludzie mieszkający daleko od centrum w zasadzie są skazani na poruszanie się własnym samochodem, a temu towarzyszy presja na poszerzanie ulic, lanie asfaltu i wprowadzanie do miasta jeszcze większej ilości samochodów. To prowadzi do jeszcze większych korków, jeszcze większego skażenia, strat czasu itp. To jest droga donikąd. Musimy skupić się na tym, by wykorzystać zasoby terenów do zabudowy w ścisłym centrum Rzeszowa, które wymagają gruntownej rewitalizacji (tzw. brown field). Plac Wolności i okolice ulicy Targowej, Plac Balcerowicza, tereny w okolicach dworca kolejowego, od Wiaduktu Tarnobrzeskiego aż po Wisłok. Tereny wszystkich jednostek wojskowych, które w najbliższych latach będą się wyprowadzać z centrum Rzeszowa. Działki po Zelmerze i CEFARM-ie. Tereny poprzemysłowe pomiędzy ul. Króla Augusta i torami kolejowymi. To wszystko są bardzo atrakcyjne, ale i ważne dla miasta lokalizacje, które wymagają mądrego zaplanowania i zagospodarowania. To wielki potencjał rozwojowy. Jest szansa na stworzenie, przyjaznej mieszkańcom zabudowy na uzbrojonych terenach, w centrum miasta, ze świetną komunikacją i zapleczem edukacyjnym, kulturalnym oraz zdrowotnym. W takich miejscach powstawałaby też mniejsza ilość miejsc parkingowych, bo w śródmieściu trzeba wreszcie zacząć ograniczać ilość samochodów. W centrum Paryża i Londynu powstają duże budynki, które mają zaledwie kilka miejsc parkingowych i to działa. Lokatorzy i pracownicy na co dzień korzystają z komunikacji miejskiej a na wakacje lub weekend wypożyczają samochód. Rzeszów mogłoby się stać modelowym, 15-minutowymi miastem – gdzie po śródmieściu moglibyśmy się poruszać pieszo lub rowerem. 

Na jakich miastach powinniśmy się wzorować?

Tych przykładów jest całe mnóstwo – Kopenhaga, Amsterdam, Sydney, Melbourne, Nowy York, a nawet Bogota. Wszystkie one starają się być coraz bardziej przyjazne dla mieszkańców. W przypadku Rzeszowa, nawet nie chodzi o to, ile kilometrów ścieżek rowerowych faktycznie mamy, ale o brak możliwości przemieszczania się takimi szlakami na duże odległości. Brakuje ciągłości, by bezpiecznie i bez kolizji przejechać 15-20 kilometrów. 

Do świadomości mieszkańca Rzeszowa już dociera, że to, jak budują w mieście deweloperzy nie jest przypadkiem, ale przyzwoleniem ze strony radnych i władz Rzeszowa?
 
Deweloper nie myśli w skali miasta, bo to nie jest jego biznes i trudno mieć do niego o to pretensje. Oczywiście poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne i szacunek dla interesów innych były by bardzo pomocne, ale najwyraźniej w Polsce jeszcze nie jesteśmy na tym etapie rozwoju. Jest, co najmniej kilka ważnych kwestii związanych z przestrzenią miejską Rzeszowa, z których bezwzględnie powinien być rozliczany każdy, kto w maju zostanie nowym prezydentem. Po pierwsze objęcie Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego śródmieścia Rzeszowa, ale uwaga – musi być jakiś okres przejściowy, aby nie doprowadzić miasta do totalnego paraliżu inwestycyjnego. Po drugie taki sam MPZP dla Doliny Wisłoka. To można przygotować w maksymalnie 2 lata, ale nie może tego robić sama służba miejska – nigdzie na świecie tak się nie dzieje. Proces planowania przestrzennego jest procesem wymagającym zaangażowania bardzo wielu specjalistów z różnych dziedzin i nawet najbogatsze miasta takich specjalistów nie zatrudniają u siebie na etatach. Korzysta się z usług zewnętrznych konsultantów. Trzeba też robić poważne konkursy, w których płaci się godziwe pieniądze zwycięzcy za przygotowanie master planu, czyli idei, jak miasto ma działać, a potem się tych ludzi zatrudnia do współpracy ze służbami miejskimi i zewnętrznymi konsultantami, by stworzyć spójny plan rozwoju miasta lub dzielnicy. Kolejne priorytety to rozwój komunikacji rowerowej, pieszej i publicznej przy jednoczesnym ograniczaniu ilości samochodów w centrum Rzeszowa. 
 
Co z pomysłem powołania Architekta Miejskiego w Rzeszowie?
 
Zadziała, ale pod warunkiem, że będzie to doświadczony architekt, który ma faktyczną wiedzę wymaganą do podejmowania kluczowych decyzji w mieście. Przydało by się, żeby to stanowisko miało równocześnie rangę wiceprezydenta i uprawnienia do koordynacji i kontroli wszystkich procesów związanych z inwestycjami w mieście. Bez tego będzie to tylko kolejna dekoracja.

Wracając do najpoważniejszych kandydatów na prezydenta Rzeszowa, Konrad Fijołek mówi o nowym ładzie przestrzennym w Rzeszowie, Ewa Leniart o mieście przyjaznym rodzinom, a Marcin Warchoł o zielonym Rzeszowie. A fakty są takie, że w mieście nie ma ani jednego przyzwoitego parku, Dolina Wisłoka jest w apogeum niekontrolowanej zabudowy, a lada moment na rzeszowskich bulwarach pojawi się kilometrowy most i tysiące samochodów, bo wszyscy kandydaci na prezydenta Rzeszowa obiecują też budowę obwodnicy południowej. 
 
Budowa południowej obwodnicy Rzeszowa, z tym przebiegiem, który jest lansowany, to fatalny kiepski pomysł. Wpuszczanie intensywnego ruchu kołowego na główny teren zielony miasta, który jest naszym własnym „Central Parkiem”, jest skrajną nieodpowiedzialnością. Każdy, kto poważnie myśli o rozwoju tego miasta w kategoriach dekad, powinien się z tego pomysłu natychmiast wycofać. Tę drogę koniecznie trzeba przenieść w inne miejsce, najlepiej pomiędzy Boguchwałę a Lutoryż, a nie do centrum miasta. Natomiast co do Wisłokostrady, czyli przedłużenia alei Rejtana wzdłuż Wisłoka aż do ulicy Ciepłowniczej, uważam, że powinna zostać zbudowana. Pojawił się też bardzo dobry pomysł, by zamiast budować estakady, które niszczą przestrzeń, schować je wzdłuż rzeki w tunelu. I nawet gdyby to miało kosztować dwa razy drożej, to zróbmy to, bo korzyści społeczne i przyrodnicze są tego warte. Dbanie o przestrzeń w mieście na dłuższą metę opłaca się wszystkim. Przykład z Danii – jedno z renomowanych biur architektonicznych realizowało projekt szpitala. Architekci zaproponowali nieco większą powierzchnię okien, niż to było w standardzie, na co zarząd szpitala nie bardzo się chciał zgodzić, bo to podnosiło koszty całej inwestycji. Zostały przeprowadzone badania i okazało się, że jeśli okna pozostaną większe o kilka procent, to średnio każdy pacjent będzie zdrowiał o 7,5 godziny szybciej. W skali kraju okazało się, że to są setki tysięcy godzin rocznie, a każda godzina hospitalizacji jest sporo droższa niż koszty utrzymania budynków z większą powierzchnią okien. To całkowicie zmieniło optykę klienta i jego świadomość na temat tego, co jest kosztem a co inwestycją. Z miastem jest podobnie. Nie możemy analizować kosztów inwestycji wyłącznie przez pryzmat kosztów betonu i stali. Musimy nauczyć się oceniać inwestycję całościowo i analizować, jakie będą jej długofalowe skutki.
 
Od roku 1945 władza w Polsce lekceważy i nie rozumie wartości pracy intelektualnej. Liczy się tylko to, co można zmierzyć, czyli ilość betonu i wydobyte tony węgla! Bez szacunku dla wysiłku intelektualnego i inwestycji w badania naukowe nasz dystans do reszty świata będzie się pogłębiał. Doskonale zrozumieli to Chińczycy, którzy od lat inwestują w badania podstawowe i realizują niezwykłe projekty. To tam dzisiaj powstaje najwybitniejsza architektura i tam realizuje się największe i najbardziej innowacyjne projekty infrastrukturalne. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak

W Polsce od kilku dobrych lat nie mody na promocję wiedzy, nauki, profesjonalizmu. W Rzeszowie opinie ekspertów też nie przebijają się do publicznej debaty.
 
Nie od kilku, tylko przynajmniej od kilkudziesięciu. To jest cena, jaką płacimy za planową eksterminację polskich elit po roku 1939 i później. Niezależnie od tego trzeba mieć świadomość, że żaden polityk nie jest ekspertem w jakiejś dziedzinie i wręcz nie powinien nim być. Powinien patrzeć na problemy całościowo, mieć ogólną orientację w wielu różnych sprawach, umieć dobierać doradców, słuchać ich i podejmować decyzje. Niestety, w Polsce to nie działa i jeśli mamy stworzyć sprawnie działające państwo, należy szybko to zmienić. 
 
Jakie profesjonalne działania „na już” potrzebne są w Dolinie Wisłoka? W sytuacji, gdy prawa strona Wisłoka na wysokości od ulicy Kwiatkowskiego po Budziwój doczekała się określenia – patodeweloperka, zabudowa Olszynek grozi paraliżem komunikacyjnym, a dalsza zabudowa Wisłoka wzdłuż ulicy Podwisłocze wydaje się koszmarem. Co zrobić, by to co jeszcze zostało, w sposób najkorzystniejszy zagospodarować dla rzeszowian?
 
Jak najszybciej trzeba ogłosić poważny konkurs na opracowanie koncepcji całej Doliny Wisłoka. Oferta na zrobienie tego typu konkursu od Stowarzyszenia Architektów Polskich, czyli instytucji, która jako jedyna wie, jak należy to zrobić, od kilku miesięcy leża w Ratuszu. Lada moment pojawi się kolejny prezydent i jeśli naprawdę zależy mu na Rzeszowie, to powinien jak najszybciej taki konkurs ogłosić. Do czasu jego rozstrzygnięcia, w Dolinie Wisłoka nie powinny być wydawane żadne nowe decyzje administracyjne. W oparciu o taki konkursowy projekt powinien zostać przygotowany Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla tych terenów. 
 
Problemy przestrzenne miast na świecie rozwiązuje się prosząc architektów i urbanistów o przedstawienie koncepcji na zagospodarowanie konkretnych terenów. Ktoś powie, że to wymaga czasu i pieniędzy. Owszem – zatrudnianie dobrych specjalistów sporo kosztuje, ale musimy wreszcie zrozumieć, że bez tego nic mądrego nie zrobimy, a dystans pomiędzy Rzeszowem, a innymi miastami będzie się coraz bardziej pogłębiał. 
 
Można już dziś zakładać, jak to miejsce powinno wyglądać?
 
Dolina rzeki powinna zostać terenem publicznym, zielonym, powszechnie dostępnym dla rzeszowian. Ale to nie znaczy, że wzdłuż doliny nie wolno budować. Wyobrażam sobie, że wzdłuż ulicy Podwisłocze powinny powstać nowe budynki, przy jednoczesnym pozostawieniem szerokiego obszaru zielonego nad samą rzeką. Jedno nie wyklucza drugiego, a dzięki temu, te tereny będą bezpieczne, tętniące życiem, z lokalami usługowymi i gastronomią i handlem. Centrum miasta to nie może być też jeden wielki park. Proszę pamiętać, że park, bez ludzi, którzy obok mieszkają, bez komunikacji, staje się miejscem niebezpiecznym, szczególnie po zmroku. Bezpieczna przestrzeń jest skutkiem naturalnej społecznej kontroli.

Co w tej chwili powinniśmy bezwzględnie chronić w Rzeszowie i wokół czego powinniśmy kreować politykę przestrzenną?

Rzeszów jest młodym miastem, w którym nie mamy unikatowych zabytków, ani wyjątkowych dzieł kultury. Miasto swój rozwój zawdzięcza kilku szczęśliwym przypadkom: Centralnemu Okręgowi Przemysłowemu, awansowi na miasto wojewódzkie po II wojnie światowej, gdy Lwów pozostał w ZSSR oraz położeniu geograficznemu i faktowi, że od kilkunastu lat jest stolicą Podkarpacia.  Co można zrobić, by ten brak długiej i barwnej historii odwrócić na naszą korzyść?! Skoro jest mniej zabytków niż w Krakowie, czy we Wrocławiu, to jednocześnie mamy mniej ograniczeń, więc możemy zrobić z Rzeszowa mekkę współczesnej, znakomitej architektury i spowodować, że ludzie ze świata będą do nas przyjeżdżać, by oglądać te budynki. To jest najprostsza i najtańsza metoda promocji miasta, bo w znacznej mierze robiona za pieniądze prywatnych inwestorów. Mamy tereny w mieście, które proszą się o rewitalizację, więc dlaczego nie ogłaszać spektakularnych, międzynarodowych konkursów na ich zagospodarowanie. Taki konkurs odbywa się właśnie w Toruniu, gdzie ma powstać siedziba Europejskiego Centrum Filmowego CAMERIMAGE. Budżet inwestycji to prawie 600 mln złotych, a honorarium dla zespołu projektowego wynosi 55 mln zł. Przy takim budżecie jest oczywiste, że o projekt będą zabiegały najlepsze pracownie architektoniczne z całego świata. To są dobrze wydane pieniądze – spektakularne projekty i znane nazwiska są najlepszą reklamą, jaką można mieć. Za tym idzie kapitał i inwestorzy. 
 
Jaka jest architektoniczna wizytówka Rzeszowa z ostatnich 20 lat? Nie ma! Okrągła kładka, Most Mazowieckiego i fontanna multimedialna, jak na 17 lat obecności Polski w Unii Europejskie, stanowczo za mało! Wstyd, że Rzeszów nie wykorzystał unijnych pieniędzy na żadną spektakularną budowlę – nowoczesną bibliotekę, centrum nauki czy kompleks kulturalno-rozrywkowy. Galerie handlowe, czyste chodniki i ładne rabatki to trochę za mało, aby stać się prawdziwą metropolią i ważnym ośrodkiem naukowo-biznesowym.
 
Maciej Łobos, architekt, absolwent Politechniki Krakowskiej. Współzałożyciel i prezes zarządu MWM Architekci w Rzeszowie. Zajmuje się tworzeniem strategii urbanistycznych skoncentrowanych na kwestiach społecznych, zrównoważonym rozwoju i zapewnieniu długotrwałej wartości obszarom publicznym. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy