Mieszkać mogę wszędzie. Żyć – tylko w Lusławicach. Postanowiłem zawrzeć z naturą pakt szczęśliwości – opowiadał Krzysztof Penderecki. Jego trzyhektarowy dworski ogród w ciągu czterdziestu lat rozrósł się do trzydziestohektarowego arboretum – unikalnego nie tylko w skali kraju.
Po raz pierwszy kompozytor zobaczył dwór w Lusławicach w roku 1973. Widok był przygnębiający: zabytek sypał się, od wilgoci zgniły podłogi, w pobliskim lamusie zawalone były stropy. Park – w którym wycięto wszystkie drzewa nadające się na deski – pełen był samosiejek. Za skarpą na tyłach dworu zostały tylko chaszcze i porosłe trzciną bagna. Pomnik Fausta Socyna stał się ulubionym miejscem wiejskich libacji. Później wywieziono stamtąd pół ciężarówki butelek i szkła.
A jednak miejsce spodobało się kompozytorowi. Pomyślał, że tu może spełnić swoje marzenie z dzieciństwa: założyć własny ogród. Jego pradziadek Jan był leśniczym. Zakładał lasy w dobrach hrabiego Raczyńskiego koło Dębicy. Dziadek Robert Berger odziedziczył po nim zainteresowanie drzewami i przekazał je wnukowi. Przyszły kompozytor sporządzał pod jego kierunkiem zielniki, ucząc się rozpoznawać rośliny. (Do dziś używa tylko łacińskich nazw; potrafi wymienić wszystkie gatunki drzew i krzewów ze swego parku. Jest ich ponad 1700.)
Wokół rodzinnego domu w Dębicy dziadek zasadził półhektarowy ogród, po którym nie pozostał żaden ślad. W tym miejscu stoi dziś blokowisko. W Rynku obok mieszkania, do którego Niemcy przesiedlili rodzinę Pendereckich rósł ogromny dąb. Potężne drzewo mogło mieć trzysta-czterysta lat. Gdy do Dębicy weszli Rosjanie, wycięli drzewo, a na jego miejscu postawili pomnik armii radzieckiej. Dziadek miał wtedy łzy w oczach – wspominał po latach kompozytor.
Zrujnowany dwór ma długą historię. Pierwsza wzmianka o dobrach lusławickich pojawiła się w XIII w. Później ich właścicielem był słynny rycerz Spytek z Melsztyna. W wieku XVI zawitali tu bracia polscy – arianie. Założyli zbór, szkołę i drukarnię. Powstał promieniujący na całą Małopolskę ośrodek myśli kalwińskiej, w którym odbyły się dwa synody. W końcu XVI stulecia zawitał tu przywódca arian Faust Socyn (Fausto Sozzini), który przedtem tułał się po Europie: z dworu florenckiego przeniósł się do Bazylei. Stamtąd z powodu prześladowań schronił się w Krakowie. Nie zagrzał tam miejsca: w 1598 pobity przez katolickich studentów cudem uniknął egzekucji. Uciekł do Lusławic, gdzie gościny udzielił mu właściciel majątku Abraham Błoński. Socyn zajął się reformowaniem szkoły ariańskiej. Nigdy nie wrócił do dawnej kondycji i zmarł w 1604.
Grób Socyna istniał do roku 1873, kiedy wybuchła epidemia cholery. Lusławiccy duchowni katoliccy wezwali wtedy chłopów by zniszczyli resztki ariańskiego cmentarza, aby „dobry Bóg powstrzymał zarazę”. Ciała innowierców – w tym Socyna – wrzucono do Dunajca. (Zaraza podobno ustąpiła. Arianie – zwani dziś unitarianami – uciekli na Zachód, później wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, gdzie dziś jest ich 2-3 miliony). W 1933 – w roku narodzin Krzysztofa Pendereckiego – profesorowie z Berkeley zamówili u wybitnego krakowskiego architekta Adolfa Szyszko-Bohusza symboliczny grób Socyna, który stanął w dworskim parku. Kompozytor wspomina: -Tak więc to miejsce ma swoją historię, która – nie ukrywam – zrobiła na mnie wrażenie. Ludzi oświeconych, jak to najczęściej bywa, zgniótł Kościół.
Z początku sąsiedzi w Lusławicach nie przyjęli Krzysztofa Pendereckiego zbyt życzliwie. Widzieli w nim nowego „dziedzica- krwiopijcę”. Gdy starał się powiększyć się ogród, wietrzyli podstęp. Czy to normalne, że ktoś kupuje tyle hektarów tylko po to, aby sadzić drzewa? Jeden z sąsiadów zwlekał 10 lat ze sprzedażą jednego hektara niezbędnego do rozbudowy parku. Kompozytor zapłacił za ten grunt prawie dziesięciokrotnie więcej niż planował. Później dopłacił jeszcze za…cień, który ogrodowy mur rzucał na działkę sąsiada: -W południe sąsiad mierzył jak daleko sięga cień rzucany przez ogrodzenie parku. Prawdziwy galicyjski chłop. Przebiegły, uparty, nieprzewidywalny. W tych okolicach podczas rabacji galicyjskiej chłopi rżnęli panów. Smarżowa, gdzie mieszkał Szela, leży niedaleko Lusławic – wspomina kompozytor.
Później sąsiedzi przekonali się, że nowy właściciel dworu nie jest intruzem. Przeciwnie – to on dawał pracę w czasie remontu dworu, a później przy utrzymaniu rozrastającego się parku. Jednym z nich jest Stanisław Dudek – ogrodnik, który od 40 lat pielęgnuje lusławickie drzewa. Zna ich wszystkie nazwy – oczywiście po łacinie.
Przed dworem ocalały resztki starodrzewu – pamiątka po dawnych właścicielach. To park drzew rodzimych: dębów, grabów, klonów, jesionów, wierzb. I nie tylko rodzimych: np. osiemdziesięcioletni, pochodzący z Ameryki tulipanowiec, posadzony został w latach 30-tych ubiegłego wieku. Jest kasztan jadalny zasadzony przed wojną przez Włocha. Są resztki alei lipowej, troskliwie uzupełnione przez Krzysztofa Pendereckiego. Do grobu Socyna prowadzi alejka grabowa. Przed dworem zachował się wiekowy klon, którego wygląd pokazuje upadek i odrodzenie tego miejsca. W dolnej części drzewo jest spróchniałe, z uschniętymi konarami i ubytkami wypełnionymi specjalną masą. W górnych partiach klon wystrzela w górę młodymi, pokrytymi świeżym listowiem gałęziami.
– Zacząłem od zmiany ukształtowania terenu – wspominał Krzysztof Penderecki – Park jest malowniczo położony na dwóch poziomach. Za dworem znajduje się dziewięciometrowa skarpa. W dolnej części wykopałem dwa stawy. Powstały idealne warunki dla roślin, które dobrze czują się w tym otoczeniu. Reszta posesji była natomiast płaska. Nawiozłem więc tony gruzu, żeby pofałdować teren. Powstały zatem wzniesienia, niektóre wysokie do pięciu metrów. Dzięki temu park ma ciekawe ukształtowanie.
Teren otoczony został solidnym murem, który osłania roślinność od wiatrów, tworząc łagodny mikroklimat. Przed wojną na ziemiach II Rzeczpospolitej okolice Tarnowa uważane były za najcieplejsze, najbardziej nasłonecznione miejsce w kraju. Powietrze do dziś jest tu krystalicznie czyste. Koncepcja kompozytora szybko wykroczyła daleko poza tradycję parku dworskiego. Nie jest jednak kopią dawnych parków, które właściciel oglądał na terenie całej Polski oraz na wszystkich kontynentach. Co najwyżej inspirują go stare parki takie jak romantyczny – założony przez Izabelę Czartoryską w Puławach, parki w Kórniku i Gołuchowie po Działyńskich, wspaniały londyński Kew Garden, Bedgebury w hrabstwie Kent, parki holenderskie lub stuletnie arboretum koło Bostonu.
Budując arboretum Krzysztof Penderecki stworzył własną polifoniczną kompozycję, nawiązującą do partytury utworu symfonicznego. A symfonię – jak podkreślał – tworzyć może tylko kompozytor dojrzały. On sam swoje ogrody zaczął tworzyć w wieku czterdziestu lat: „W życia wędrówce, na połowie czasu / Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi…” (Dante, Boska Komedia, przekład Edwarda Porębowicza). Bo „posadzenie drzewa to tak jak postawienie akordu w symfonii”- podkreśla, dodając: – Każde drzewo ma u mnie – co się może komuś wydawać dziwne – swoje miejsce w parku. Często wcześniej zarezerwowane, oczekujące na ów „akord”. Oczekujące na taki, a nie inny kształt czy kolor. I tak samo bywa w partyturze. Często pisząc, zostawiam miejsce, gdy jeszcze nie znajduję potrzebnego odpowiednika dźwiękowego czy akordu. Zostawiam, ale wiem mniej więcej jak on ma wyglądać. To jest komponowanie z niewiadomą.
Jak podkreślał „ogród to zmatematyzowana natura, tak jak muzyka jest zmatematyzowaną ekspresją”. Kształtowanie parku wymaga podobnej wyobraźni jak komponowanie dużej formy muzycznej. Siedząc nad kartką papieru nutowego musi wyobrazić sobie, jaki kształt przybierze utwór. Planując zaś park musi przewidzieć, jaki przybierze on kształt za kilkadziesiąt lat. W ogrodzie ma do czynienia z powstawaniem życia, gdy drzewo wypuszcza pierwsze gałęzie. Ze śmiercią, – gdy usycha i ze zmartwychwstaniem, gdy usychające na nowo budzi się do egzystencji w innym klimacie. Taxodium, bagienne drzewo z Luizjany rozwija się w klimacie cieplejszym niż włoski. „Drzewo to właściwie nie ma prawa rosnąć w Polsce, ale rośnie” – mówił z dumą.
– Popatrzmy na drzewo: ono nas uczy, że dzieło sztuki musi być zakorzenione – w ziemi i na niebie. Bez korzeni nie ostoi się żadna twórczość – podkreślał, eksponując zaskakujący paradoks: otóż jako dendrolog czuł się wielokrotnie pewniej niż jako kompozytor!
Na początku kwietnia oraz we wrześniu i październiku Krzysztof Penderecki nigdy nie brał koncertów. To okresy nasadzania. Krok po kroku budował swoje arboretum, przywożąc z całego świata najbardziej interesujące okazy. Kiedyś – w państwie gdzie przepisy zabraniały niemal wszystkiego – wymagało to wielkiej przemyślności. Przemycał sadzonki ukryte w pokrowcu do nart, w walizkach, w olbrzymich bukietach suszonych kwiatów. Sadzonki ulubionych klonów kupił w ogrodach botanicznych w Moskwie i Leningradzie za 1 rubla i 40 kopiejek, czyli za odpowiednik symbolicznej złotówki. Posadził także klony kanadyjskie, japońskie, chińskie (z piękną odmianą mandżurską). Odmian klonu jest w Lusławicach – 80, a buka – ok. 40.
Gdy urodziła się wnuczka Marysia, posadził 132 dęby polskie wraz z amerykańskimi w dwóch krzyżujących się ze sobą alejach. Pod każdy z nich – zgodnie ze wskazaniami XIX-wiecznego kalendarza rolnika – wrzucono po kopie jaj. Po takim nawożeniu drzewa zaczęły rosnąć dwa razy szybciej.
W Lusławicach istnieje wartościowa kolekcja roślin iglastych np. sosna żółta, płaczący iglak, jodła koreańska czy japońska sosna drobnokwiatowa, a także trzy sosny z Finlandii – zza koła podbiegunowego. Inne egzotyczne drzewa to korkowiec amurski, modrzew japoński, chińska topola oraz uważany za święty chiński miłorząb. Z Ameryki Północnej przyleciały: mamutowiec olbrzymi, kanadyjski klon cukrowy, kielichowiec. Jedyna w Polsce aleja tulipanowców pochodzi z Georgii i składa się z 15 gatunków.
Wycieczki specjalistów z wielu państw Europy, w tym z kraju ogrodów – Anglii dawały kompozytorowi wiele satysfakcji. Kiedyś parki tworzyły całe pokolenia właścicieli. Ten lusławicki budował on sam, poszukując własnej, indywidualnej formy. Forma ta wyrasta z korzeni kultury europejskiej i światowej. Za dworem, w północnej części powstał ogród włoski wybudowany w hołdzie Socynowi oraz całej epoce renesansu. Aby go stworzyć osuszono podmokłą działkę i usypano tarasy. Wspiera je solidna konstrukcja muru oporowego, która pochłonęła 5 ton stali i 160 ton betonu. Tulipanowce świetnie przyjęły się na wilgotnym gruncie. W ogrodzie ustawiono kaplicę brakuje jeszcze sztucznej groty, posągów oraz fontanny.
W zachodniej części usytuowany jest ogród japoński (w budowie). Tworzy go wyspa o nieregularnym kształcie z wygiętym w górę drewnianym mostkiem malowanym na czerwono. Rośliny z Dalekiego Wschodu, które nie mogą utrzymać się w naszym klimacie podmienią rośliny polskie. Na przykład przemarzające azalie ma zastąpić przycinana w półkola kosodrzewina.
W nowej części parku kompozytor stworzył labirynt z 15 tysięcy nasadzonych grabów. Historia labiryntu jest niezwykle ciekawa. Jego plan wyryto na kamiennej płycie znalezionej we Francji w ruinach XIII-wiecznego kościoła. Labirynt ten nigdy nie powstał. Krzysztof Penderecki przeczytał o nim w książce z XIV stulecia i postanowił zrealizować plan nieznanego twórcy sprzed wieluset lat. Labirynt symbolizuje w chrześcijaństwie drogę pielgrzyma, który zagubiony w chaosie materialnego świata podąża ku nieziemskiej rzeczywistości – ku niebiańskiej Jeruzalem. Aby osiągnąć zbawienie wierni „doświadczali” labiryntu, wędrując na kolanach kamiennym labiryntem utrwalonym np. na posadzce nawy katedry w Chartres.
– Labirynt jest czymś, z czym po prostu może najbardziej się identyfikuję – twierdził Penderecki – W szerokim rozumieniu labirynt znaczy poszukiwanie, błądzenie, dochodzenie do celu drogą okrężną… Prawdziwa twórczość musi być wędrówką.
W Lusławicach zmienił się jego styl; pisał inną muzykę niż w Krakowie: kameralną, bardziej osobistą i szczerą. Miejscowym ogrodom i ich drzewom zawdzięcza wiele stron kompozycji. Nadał im nawet nazwę „musica domestica”.
-To są moje drzewa, bo ja je wszystkie zasadziłem. Jeżeli nie dosłownie, to choćby trzymając za pień przy sadzeniu – mówił.
Pisząc tekst korzystałem z publikacji:
P. Ćwikliński, J. Ziarno, Pasja – o Krzysztofie Pendereckim, Warszawa 1993
K. Penderecki, Labirynt czasu. Pięć wykładów na koniec wieku, Warszawa 1997
M.Tomaszewski, Rozmowy lusławickie – t. I, Lusławickie ogrody – t.II, Olszanica 2005
K.Penderecki, Pendereccy – saga rodzinna, Kraków 2013