Doskonale pamiętam 1989 rok – nikt nie miał wątpliwości, że stary system się sypie, ale było wielką niewiadomą, co powstanie na gruzach po nim. W tamtym czasie od kilku już lat mieszkałem w Bieszczadach, w Olszanicy, gdzie w stanie wojennym przeprowadziłem się z Warszawy. W maju 1989 zdecydowałem się założyć pierwszą w życiu spółkę z o.o., bo uważałem, że czas normalności zbliża się wielkimi krokami, a dowiedziałem się, że w Lesku nie ma gdzie sprzedawać Tygodnika „Solidarność” oraz „Gazety Wyborczej”. Już 30 lat temu wiedziałem, że chcę się zajmować niezależną książką oraz prasą i zdania do dziś nie zmieniłem – opowiada Bogdan Szymanik, założyciel i właściciel Wydawnictwa BOSZ.
W wyborach 4 czerwca uczestniczyłem nawet więcej niż aktywnie – byłem przewodniczącym Obwodowej Komisji w Olszanicy, z czym wiąże się zabawna historia. Jako szef komisji zebrałem członków, by omówić szczegóły zbliżających się wyborów, ale do pokoju, gdzie obradowaliśmy, wszedł ówczesny pierwszy sekretarz partii. Zdenerwowany krzyknąłem do niego: „A Pan tu co?”. On oburzony wrzasnął: „Jestem pierwszym sekretarzem PZPR”. I stała się rzecz niesłychana, wszyscy siedzący kazali mu opuścić pokój, a on rzeczywiście wyszedł. To pokazuje, jaki był już wtedy entuzjazm w narodzie i wiara, że partia kończy swój żywot. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nikt nie ośmieliłby się tak odezwać do członka partii, bo konsekwencje byłyby tragiczne. W maju, czerwcu 1989 roku ludzie masowo sprzeciwili się komunistycznym działaczom, a oni spuszczali głowy i nie podejmowali konfrontacji. To był wspaniały czas, zjednoczenia, euforii i wiary, że już tylko będzie lepiej.
4 czerwca 1989 roku
Gdy w maju 1989 roku usłyszałem, że nie ma gdzie w Lesku sprzedawać Tygodnika „Solidarność” oraz „Gazety Wyborczej”, której pierwszy numer ukazał się 8 maja, natychmiast założyłem swoją pierwszą w życiu spółkę z o.o., bo od zawsze uważam, że interesy trzeba prowadzić maksymalnie przejrzyście i kupiłem mały kiosk. Gazety były do niego dowożone autobusem relacji Warszawa – Ustrzyki Dolne i zdarzało się, że za PKS-em jeździła jeszcze „suka” milicyjna, ale nigdy nie doszło do żadnej prowokacji. To był też czas, kiedy po książki i gazety ustawiały się gigantyczne kolejki, jakich już nigdy później nie widziałem – ludzie byli tak spragnieni niezależnych źródeł wiadomości.
Przed 1989 roku bywałem w świecie, także w Stanach Zjednoczonych i czułem nastroje w Polsce, wiedziałem, że nadchodzi dobry czas dla biznesu. Byłem też pewny zmian systemowych. W 1970 roku mieszkałem w Gdańsku, byłem świadkiem tamtejszych wydarzeń, a gdy to połączyłem z wiedzą o świecie i ówczesną sytuacją międzynarodową, wiedziałem, że po 1989 roku czekają nas rewolucyjne zmiany.
30 lat spędzonych w biznesie w wolnej Polsce, to był dobry czas. Gdybym miał powtórzyć życie, dziś zrobiłbym dokładnie to samo, co w 1989 roku. Nie dorobiłem się milionów, ale to książki i kultura interesują mnie w biznesie najbardziej. Dają ogromną satysfakcję, zwłaszcza, jeśli ukaże się coś ważnego dla Polski i Europy, a powiem nieskromnie, że jako Wydawnictwo BOSZ sporo takich publikacji mamy na koncie.
Przez ostatnich 30 lat dokonaliśmy jako Polska gigantycznego skoku cywilizacyjnego i ignorantem jest każdy, kto tego nie dostrzega, choć nie jest to świat doskonały. Najbardziej przeszkadzają mi dziś politycy i żenująco niski poziom klasy politycznej. Ludzie światli do polityki nie wchodzą – nikt samodzielnie myślący nie chce być ręką do głosowania dla jednego, czy drugiego szefa partii. To ogromna strata dla Polski.
30 lat wolnej Polski
Przeszkadza mi także selekcja negatywna na najwyższe stanowiska w spółkach skarbu państwa. Nie udało się wypracować mechanizmów awansu człowieka lepiej wykształconego i bardziej kompetentnego. W 1989 roku mieliśmy autentyczną wiarę, że to kompetencje, a nie legitymacja partyjna będą decydować o awansach młodszych i starszych Polaków. To zepsuto, kompletnie zniszczono i dziś właśnie legitymacja partyjna pozwala robić karierę w spółkach skarbu państwa, bez względu na posiadane ku temu stosowne wykształcenie i doświadczenie. To niesłychanie demoralizuje i nieprawdopodobnie zubaża Polskę.
Przed laty moja babcia powiedziała: „Wnusiu, polityka to nie dla ciebie towarzystwo” i jestem wierny jej słowom do dziś. Zdanie mógłbym zmienić tylko wówczas, gdyby w wyborach do Sejmu i Senatu obowiązywały w Polsce jednomandatowe okręgi wyborcze.