Jaromir Kwiatkowski: Wicepremier Mateusz Morawiecki ogłosił podczas Kongresu 590 w Jasionce założenia „Konstytucji Biznesu”, gdzie zapowiedział zmianę relacji państwo – przedsiębiorcy i szereg ułatwień dla nich. Przedsiębiorcy uczestniczący w kongresie przyjęli „Konstytucję Biznesu” pozytywnie, padło nawet zdanie, że jest to dokument, na który czekali 27 lat. A jakie są Pańskie wrażenia po jego lekturze?
Dr Artur Chmaj: Podzielam zdanie biznesu, wyrażone choćby przez prezesa Adama Górala, że na taki dokument polscy przedsiębiorcy czekali 27 lat. Rzeczywiście – przynajmniej w swoich założeniach, zamiarach, ideach – niesie on z sobą wiele dobrego i porządkuje kilka sfer. Kluczowe są zasady prowadzenia działalności przez przedsiębiorców, z zasadą „co nie jest zabronione, jest dozwolone” – która nawiązuje do regulacji przyjętych pod koniec lat 80. – na czele. Jeżeli miałoby to prowadzić do odchudzenia nadmiaru regulacji, które dzisiaj mamy, to bardzo dobrze. Druga ważna kwestia: w „Konstytucji Biznesu” wiele akcentów jest położonych na relacje przedsiębiorca – państwo, a szczególnie przedsiębiorca – urzędnik. Tutaj też wprowadzanych jest wiele idei, które mają ułatwić życie przedsiębiorcom.
Przypominam sobie, że wszystkie poprzednie ekipy rządowe deklarowały wsparcie dla biznesu, podkreślały jego rolę. To dlaczego nie można było takich uregulowań, tak oczekiwanych przez przedsiębiorców, zaproponować wcześniej?
Zgadza się, nie było w Polsce takiej opcji politycznej, takiej ekipy rządowej, która by nie mówiła, że należy przedsiębiorcom ułatwiać życie, bo to jest źródło generowania dobra narodowego. Poprzedni prezydent Bronisław Komorowski zaczął tworzyć „białą księgę” ułatwień dla przedsiębiorców, ale rozbiło się to o mur resortów. Wiele projektów zmian wyglądało fantastycznie na etapie zapowiedzi, a potem okazywało się, że np. Ministerstwo Finansów to torpeduje, a inny resort też nie widzi możliwości takich ułatwień. Zawsze w tle były kwestie pracownicze, ustawa o ubezpieczeniach społecznych, niedofinansowany ZUS itd. Mieliśmy pomysły, wiedzieliśmy, że trzeba, chcieliśmy to zrobić, ale na końcu okazywało się, że „się nie da”. Do tej pory było tak, że jakaś część sfer rządzących miała pomysł na ułatwienia, pozostała to torpedowała. Teraz sytuacja jest trochę inna: mamy jednolitą władzę. Możemy ją lubić lub nie, natomiast jest tu trochę ładu, w tym sensie, że przynajmniej na pozór, dla świata, prezentuje się ona jako jedna drużyna, która rządzi wspólnie, ba! przeszła do czynu, bo jednak jest to pionierskie rozwiązanie – powierzyć tekę ministra finansów ministrowi rozwoju. Już samo to uniemożliwi użycie przez rządzących argumentu, że się nie da, bo minister rozwoju by chciał, ale minister finansów twierdzi, że nie może, bo mu braknie pieniędzy w budżecie. Tak więc instytucjonalnie przyczyna klęski tego typu zachowań w przeszłości zniknęła.
Nadal żyjemy jednak w dużej mierze w „Polsce resortowej”, gdzie każdy resort próbuje ciągnąć w swoją stronę. Czy nie należy się obawiać tego, że „diabeł tkwi w szczegółach”, czyli, że pozytywnie oceniany dokument – „Konstytucja Biznesu” – gdzieś się rozmyje w rozwiązaniach szczegółowych?
Zawsze przy tego typu działaniach „diabeł tkwi w szczegółach”. „Konstytucja Biznesu” to tak naprawdę zbiór pewnych idei czy wizji, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, określających, jak powinno być. Natomiast jak to w rzeczywistości będzie, jest kwestią przejścia od ideałów do czynów rozumianych jako konkretne zasady przygotowywania dokumentów, sprawozdań, formularzy, płacenia podatków, postępowań sądowych, postrzegania przedsiębiorców: jako łobuzów czy uczciwych ludzi. A więc do czynów, które będą kształtować relacje przedsiębiorca – państwo. I tu jest problem, czy rzeczywiście ta „Konstytucja” zostanie wcielona w życie. Mam co do tego obawy, właśnie przez wzgląd na owe szczegóły. Nawiasem mówiąc, sam rząd daje tu pole do wątpienia. Ma on wizję Polski socjalnej, realizuje duże programy socjalne, które mają dowartościować społeczeństwo, ale na to potrzeba pieniędzy. Dlatego cieszy mnie takie podejście, że nie ma innego źródła finansowania projektów socjalnych, jak przedsiębiorczość. Wydaje się, że rządzący to rozumieją. Teraz potrzeba wcielenia w życie tych ideałów. Za jakiś czas ocenimy, czy zostały one przekute na konkretne, praktyczne rozwiązania na poziomie relacji państwo – przedsiębiorca. Piłeczka leży po stronie państwa. To państwo musi zmienić sposób podejścia, mentalność, zasady, przepisy, druki, formularze, przepisy etc. Pytanie, czy to się na tym etapie nie rozmyje. Do tego martwię się jeszcze czymś innym. Sporo zapisów „Konstytucji” dotyka sfery nie tyle przepisów, paragrafów, ile pewnej filozofii, mentalności, podejścia, współżycia w tym państwie urzędników i przedsiębiorców. Mam obawy, czy to się zmieni, bo przyjazne państwo to nie tylko przyjazny przepis, ale także sposób jego postrzegania, respektowania, egzekwowania. Wiele zapisów „Konstytucji” sugeruje, że chodzi także o zmianę podejścia urzędników. A przecież państwo nie wyedukuje ani nie wymieni swoich kadr z dnia na dzień, nie sprawi, że urzędnicy będą od razu przyjaźni, uczynni i mili, i będą rozumieli, że to oni są dla przedsiębiorców, a nie odwrotnie. Bo też było bardzo wiele zarzutów przedsiębiorców wobec państwa, niekoniecznie przy okazji „Konstytucji Biznesu”, że są oni traktowani przez urzędników jako potencjalni, a często faktyczni przestępcy, oszuści, złodzieje, zło niechciane, „dziady proszalne”, które czegoś chcą. To wymaga zmiany podejścia z urzędniczego na bardziej ludzkie. Obawiam się, że może być z tym pewien problem, bo nie da się takich zmian – bardziej społecznych niż prawnych – przeprowadzić w aparacie skarbowym czy sądowniczym z dnia na dzień. To jest pewien proces. Wychowaliśmy sobie takie służby państwowe, jakie mamy, i to się tak szybko nie zmieni. W naszym prawodawstwie jest mnóstwo miejsca na interpretacje, wyjaśnienia, komentarze. Obawiam się, że na tym polu, gdzie na końcu przepisu prawnego, choćby najbardziej sprzyjającego przedsiębiorcy, jest miejsce na interpretację, istnieje największe ryzyko, że się nie uda.
Wicepremier Morawiecki to widzi, bo w Jasionce przyznał, że wie, iż 500 tys. urzędników nie zmieni swojej mentalności z dnia na dzień. Ale dodał, że ma nadzieję, iż „Konstytucja Biznesu” jest krokiem w dobrym kierunku. Natomiast nie usłyszeliśmy z jego ust nic, co zrobić, by urzędników nie było 500 tys., tylko mniej.
O tym akurat „Konstytucja” rzeczywiście nie mówi, a z tym może być problem. Wszystkie ekipy rządzące od lat mówiły o potrzebie odchudzenia administracji, „potanienia” państwa, natomiast robiły coś zupełnie przeciwnego. Zobaczymy, czy teraz się uda. Na pewno czujemy korelację pomiędzy wielkością aparatu urzędniczego a ilością barier i procedur, które musi pokonać przedsiębiorca. Matematycznie nie spodziewam się tu poprawy, natomiast myślę, że nasi przedsiębiorcy już się przyzwyczaili do tego, jakie to państwo jest i jakie stwarza problemy. Sądzę, że byłoby dobrze, żeby to się przynajmniej nie pogarszało. Nawet jeżeli sytuacja nie będzie się poprawiać zbyt szybko, to – jeżeli nie będzie się pogarszać – i tak już będzie nieźle. Patrząc na wypowiedzi i dotychczasowe dokonania wicepremiera Morawieckiego, oceniam go dobrze jako trzeźwo i rozsądnie myślącego człowieka, na dodatek znającego biznes. Ważne jest to, że jest to człowiek o korzeniach tkwiących w przedsiębiorczości, a nie osoba, która przez całe życie zajmowała się akademickimi teoriami. Jest to praktyk, który pewne rzeczy czuje i na razie wydaje się, że wie, czego chce, ma pomysł, jak to zrobić, podejmuje dość sprawnie pewne działania. Odpowiedzią na oczekiwania przedsiębiorców jest właśnie „Konstytucja Biznesu”. Kolejny rok jego rządów pokaże, czy te wizje udaje się wdrażać w życie. Nie czarujmy się, „Konstytucja Biznesu” nie rozwiąże problemów z dnia na dzień, to jest dopiero początek procesu, który potrwa – im krócej, tym lepiej. Ważne jest, aby ta „Konstytucja” przyczyniła się do pobudzenia gospodarki, wzrostu gospodarczego, większego PKB, do nasilenia tych wszystkich procesów, które mają zwiększyć zasoby budżetowe. Bo z jednej strony mamy oczekiwania, że ten budżet będzie coraz większy, bogatszy i że będzie nas stać na różne programy, nie tylko socjalne, ale także inwestycyjne, z drugiej zaś – jest kwestia zaszłości państwa, które należałoby jednak eliminować. Na razie mamy krok w dobrym kierunku na dobry początek. Ale jak będzie dalej, życie pokaże.