22 mln zł – tyle będzie kosztował nowy system elektronicznego nadzoru granicy państwa, który ma chroniać odcinek między przejściem granicznym w Medyce i Korczowej. Nowa inwestycja Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej ma być gotowa do końca 2021 roku.
W 2021 roku na wschodniej granicy Polski, która jest jednocześnie zewnętrzną granicą Unii Europejskiej, pojawią się zamaskowane czujniki sejsmiczne i kamery, które mają pomóc pogranicznikom w walce z nielegalną imigracją. Zostaną zamontowane na prawie 32-kilometrowym odcinku między przejściem granicznym w Medyce i Korczowej. Po raz pierwszy w Polsce – na tak długim paśmie. Budowa nowego systemu rozpocznie się jeszcze w tym roku.
– Gdy urządzenia perymetryczne zarejestrują nielegalne przekroczenie granicy, na miejsce natychmiast będą wysyłane patrole – mówi Elżbieta Pikor, rzecznik prasowy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
Wspomniane urządzenia perymetryczne to kolejne elementy rozbudowy systemów ochrony technicznej polskiej granicy państwa. Stanowią uzupełnienie wyposażenia m.in. wież obserwacyjnych i wspomagają akcesoria używane przez pograniczników, czyli gogle oraz kamery termowizyjne.
– To ważna inwestycja, bo wspomoże monitoring i zapewni ochronę jednego z najbardziej zagrożonych migracją odcinków – dodaje Elżbieta Pikor.
Od początku 2020 roku strażnicy zatrzymali już 8 nielegalnych emigrantów. W pierwszych dniach stycznia byli to trzej Syryjczycy, którzy pieszo przekroczyli granicę z Ukrainą. Towarzyszyli im organizatorzy przerzutu – Polak i Syryjczyk. Docelowo mężczyźni mieli przedostać się do Niemiec.
Schemat przerzutu najczęściej jest ten sam. Przyszli uchodźcy przyjeżdżają legalnie na Ukrainę, ale nie spełniają wymogów wizowych dla obywateli spoza Unii Europejskiej. Wiza jest droga, mało kogo na nią stać. Poprzez grupy przestępcze próbują przedostać się dalej, do Niemiec, Austrii czy Francji. Przystankiem w tej wędrówce jest Polska. Zdarza się, że przemytnicy doprowadzają obcokrajowców w okolice polsko-ukraińskiej granicy, zabierają pieniądze, paszporty i telefony. Następnie wskazują dalszy kierunek podróży i pozostawiają samych w górskim terenie. Za jednorazowe przerzucenie kilkuosobowej grupy otrzymują nawet 10 tys. dolarów.
Najdroższy jest przemyt najmłodszych. Maluchy spowalniają trucht, hałasują i płaczą. To dlatego w 2001 roku jedna z matek zostawiła swoje płaczące dziecko w lesie. Był to niespełna roczny malec, owinięty w worki i ubrania. Dziecko cudem przeżyło, ale miało odmrożone rączki i nóżki, konieczna była amputacja.