Około setki osób przyszło na spacer szlakiem okupacyjnych fotografii wystawianych obecnie w Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa. Zdjęcia ze zbiorów Galerii przedstawiają żydowskie – choć nie tylko – sklepiki i ich właścicieli. Postacie te wskrzesiła Marta Wójcik, sekretarz Stowarzyszenia RAJSZE oraz organizatorka spaceru, przybliżając realia tamtych mrocznych czasów.
Spacer rozpoczął się na Placu Wolności, dawnym Rynku Nowego Miasta – żydowskiej dzielnicy Rzeszowa zwanego w jidisz Rajsze. Gdy 9 września 1939 Niemcy wkroczyli do miasta, natychmiast wprowadzili swoje porządki. Nakazali zaznaczenie gwiazdą Dawida sklepów należących do żydowskich właścicieli. Dodano im aryjskich administratorów. Pierwszymi na trasie były dwa sklepy mieszczące się w nieistniejących kamienicach przy ul. Gałęzowskiego, nieopodal Synagogi Nowomiejskiej (dziś znajduje się tam niewielki placyk). Pierwszy to zakład fryzjerski Markusa Goldmanna. Jak ustaliła Marta Wójcik, przez drzwi spogląda pracownik zakładu Aleksander Wiwak. Zmienił on później nazwisko na Sandford Guttman. Przeżył Holokaust, mimo pobytu w kilku obozach koncentracyjnych. Po drugiej strony ulicy, tam gdzie mieszczą się biura RSM istniał skład towarów mieszanych A. M. Blum. Prawdopodobnie to właśnie właściciele pozują przed wejściem.
W świecie sklepów bławatnych
Skręcamy w ul. Mickiewicza. W miejscu, gdzie dziś znajduje się duży sklep PSS Społem były towary galanteryjne I. Klingera, zaś kilkanaście metrów dalej, tam gdzie obecnie Hotel „Hubertus” – „Towary bławatne” (sklep tekstylny) Sary Tannenbaum. Na skutek otwarcia sklepów już od połowy września, przez wiele tygodni – zwłaszcza przed sklepami bławatnymi – od świtu gromadziły się tłumy ludzi, czekających na ich otwarcie. Głównie ze wsi. Czekali cierpliwie całymi godzinami, zanim się ten i ów dostał do środka i kupił kilka metrów jakiegoś materiału czy inny towar. Pamięć pierwszej wojny światowej była jeszcze żywa: jak trudno było o pewne towary (Franciszek Kotula, Losy Żydów rzeszowskich 1939-1945. Kronika tamtych dni).Ten sam asortyment oferowała jedna z nielicznych Polek – E. Wiśniewska (Rynek 23). (Takie sklepy nazywano od przedwojnia „chrześcijańskimi”.) Widzimy ją na zdjęciu uśmiechniętą i zadowoloną z prowadzenia własnego interesu. Tego uśmiechu nie oglądamy na twarzach właścicieli sklepików żydowskich przeczuwających swój tragiczny los. Na piętrze pisaniem podań zajmowało się biuro Sz. Lubasza.
– Od grudnia 1939, w Generalnym Gubernatorstwie, okupanci wprowadzili kartki na żywność – opowiada Marta Wójcik – Dla dorosłych norma wynosiła około 600 kalorii dziennie, dla dzieci połowę mniej. W pamięci żyjących utrwalił się smak paskudnych w smaku towarów spożywczych takich jak marmolada z buraków, chleb „dźwiękowiec”, który powodował wzdęcia, kawy zbożowej lub z mielonych żołędzi, słodzonej sacharyną. Norma przewidywała po pół jajka dziennie. Rozszalała się drożyzna. Przy zarobkach 200 zł miesięcznie kilogram ziemniaków kosztował „oficjalnie” 4 zł. Realna była paskarska cena 10 zł. Dystrybucją kartek zajmowała się administracja kamienic, która sporządzała listy lokatorów. Dbała ona o to, by do ich listy dodać „martwe dusze” i zorganizować trochę więcej żywności „na lewo”.
W kamieniczce Rynek 16 (dziś Rynek 14) towarami mieszanymi handlował Izak Berl. Marta Wójcik ustaliła tam, gdzie było to możliwe – sięgając do rejestrów Yad Vashem – losy niektórych żydowskich kupców. Izak Hirsch Berl urodził się w 1898 w Gwoźdźcu; w 1910 przeprowadził się do Rzeszowa. Był mężem Salomei, ojcem Klary i Cecylii.
Znany polski plakacista Tadeusz Gronowski
Podobny sklep z towarami mieszanymi, czyli „mydło i powidło” prowadził obok (Rynek 13 dziś numer 11) A. Pffefer. Ocalały z niego tylko solidne drzwi. Dziś prowadzą one do Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego. Obok – Rynek 12 (dziś numer 10) Markus Adler handlował towarami chemicznymi. Na odrzwiach przybito reklamę proszku do prania: Radion, który- jak czytamy „pierze wszystko”. Radion – produkowany przez Przemysł Tłuszczowy Schicht-Lever od lat międzywojennych był popularny i powszechnie stosowany, podobnie jak proszek do czyszczenia Vim. Znany polski plakacista Tadeusz Gronowski zaprojektował w latach 30-tych reklamę Radionu. Przedstawia ona czarnego kota, który wskakuje do balii z praniem, a później wyskakuje z niej cały biały.
Ważnym adresem był Rynek 8 (dziś Rynek 6), gdzie towary żelazne oferował Jerzy Mackiewicz. To dzisiejsza siedziba Muzeum Etnograficznego, dawniej założonego przez Franciszka Kotulę Muzeum Miejskiego. W czasach, gdy Niemcy rabowali polskie dzieła sztuki, palili biblioteki i archiwa znany etnograf uzyskał od Niemców całą kamienicę. Uczynił to fortelem, zakładając muzeum „ukraińskie”. To tutaj wystawiał przeniesioną z ratusza Galerię Dąmbskich. Być może, iż w ten sposób ją ocalił. Inaczej Niemcy uciekając z miasta najpewniej wzięliby ze sobą najcenniejsze obrazy „na pamiątkę”. Fasada kamieniczki w związku z przebudową na Muzeum otrzymała kamienny portal i takież – wzorowane na stylach historycznych – obramienia okien. Wykonała je na polecenie Niemców pracownia Janika, używając jako materiału kamienia z macew zniszczonego cmentarza żydowskiego na dzisiejszym Pl. Ofiar Getta. 7 VI 1943. Dziś z pracowni kamieniarskiej Janika przywieziono do budynku muzeum kamienne portale do okien i drzwi frontowych. Opisywałem już, że były plany dokończenia remontu reszty gmachu, wykończenia, a raczej odnowienia fasady. Komisarz kosztorys z grubsza opracowany przyjął, ale teraz klapa. Parterowe okna oraz drzwi, według projektu inżyniera Posackiego, miały być ujęte w kamienne portale. Ażeby robotę od razu pchnąć, już dano je robić i to z żydowskich kamieni nagrobkowych. Dziś te portale przywieziono, złożono w pustej sali na dole i będą czekały przyjaźniejszego czasu. (Franciszek Kotula, Diariusz muzealny 1942-1948).
Na trasie spotykamy tylko jedną restaurację. Na szyldzie widnieje nazwisko jej właściciela: Wiktor Pantoł (Rynek 19, obecnie Rynek 17). To tam serwowano biedne okupacyjne dania, a pod stołem – być może rozlewano bimber.
Wchodzimy na ul. Kościuszki. Pod nr.1 „części rowerowe i muzyczne” oferował A. Kasprzak. Lokal mieścił się w XIX-wiecznej kamienicy zwanej Luftmaszyną. Jej pierwszym właścicielem był Ozjasz Fink. W czasach galicyjskich był tu hotel z restauracją, a także „wiedeński magazyn” Hermana Bardacha. Jak sama nazwa wskazuje, można tu było kupić gotowe ubrania męskie z „materyi angielskich, francuskch i krajowych według najmodniejszych fasonów”.
Niemcy wprowadzili w handlu swój własny „porządek”. Swoista germańska „estetyka” wtargnęła także do handlu. Przestrzegania przepisów pilnował plastyk miejski Michał Kędziora, volksdeutsch gorliwie wysługujący się okupantowi Na ulicach Grunwaldzkiej, Kościuszki, 3-go Maja zaczęły się roboty. Brak jest murarzy, malarzy. Wybija się olbrzymie okna, maluje całe kamienice, odnawia, tynkuje – na skinienie palca Kędziory (Bogusław Kotula, Kiedy Rzeszów był Reichshofem).
Przy ul. Grunwaldzkiej 1 otworzyła sklep kosmetyczny Janina Kucharska, prawdopodobnie żona polskiego podoficera zawodowego. To był nowy asortyment w ówczesnym handlu. Nad sklepem mieścił się przed wojną gabinet lekarski dr Heleny Beck, specjalistki od chorób kobiecych i wewnętrznych. Niżej na rogu ulic: Grunwaldzkiej i Bernardyńskiej (dziś Bernardyńska 2) towary rolnicze oferowała Okręgowa Spółdzielnia Rolnicza. W budynku wcześniej znajdowała się również drukarnia Mojżesza Goldberga. Tu w czasach międzywojennych ukazywał się „Przegląd Rzeszowski” a także urzędowe druki Aarona Lewina posła na Sejm II Rzeczpospolitej, który w Rzeszowie pełnił funkcję rabina do wybuchu drugiej wojny światowej.
Jedna z nielicznych fotografii przedstawia nie tylko witrynę, lecz także wnętrze zakładu fryzjerskiego Eisiga Adlera. Właściciel urodził się w 1887 w Leżajsku. Do Rzeszowa przeprowadził się w 1919 r. Był mężem Feigi, ojcem Dawida. Zginął w kwietniu 1942 w rzeszowskim getcie.
Kolekcja zdjęć rzeszowskich Żydów
Nie wiadomo na czyje polecenie (czy okupacyjnej administracji?) powstała kolekcja zdjęć przedstawiająca rzeszowski – głównie żydowski – handel wraz z wizerunkami właścicieli lokali. Świadczą o tym gwiazdy Dawida umieszczone w witrynach lub na drzwiach wejściowych. Zbiór jest pokaźny: liczy 450 czarno-białych negatywów. W roku 2012 zakupiła je od kolekcjonera Zbigniewa Tybury Galeria Fotografii Miasta Rzeszowa. Z kolei Tybura nabył je od Bogusława Kotuli, który z Markiem Zielińskim zidentyfikowali i opisali zdjęcia. Ich część miała być własnością znanego w latach 70-tych fotografika Jerzego Jawczaka. Zdjęcia te były prezentowane na wystawie przygotowanej przez Galerię Fotografii Miasta Rzeszowa. Jej tytuł to „Pozostanie pamięć. Rzeszowscy Żydzi w czasie okupacji”. Ekspozycja finansowana była przez Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny oraz Gminę Miasto Rzeszów.
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.
Ściśle niezbędne ciasteczka
Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.
Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.