Kiedyś w tym miejscu był folwark i stajnie Lubomirskich. Dziś u zbiegu ulic Jagiellońskiej i Hoffmanowej stoi zabytkowa modernistyczna kamienica. Ponad 100 lat temu oprotestowano ją jako projekt „wieżowca” wśród willi. Wybudował ją w latach 1934-1937 znany rzeszowski lekarz Walenty Klisiewicz wraz z żoną Marią, córką prezydenta Rzeszowa Romana Krogulskiego. – Ciocia i wujek mieszkali tu do śmierci, chociaż w czasie wojny musieli odstąpić część kamienicy zbrodniarzowi hitlerowskiemu, jakim był Heinz Ehaus, a po wojnie dzielić dom z przydzielonymi im lokatorami – wspomina artysta prof. Wiesław Grzegorczyk, daleki krewny Klisiewiczów i jeden z obecnych mieszkańców tego domu.
Historię kamienicy Jagiellońska 32, jednego z najstarszych modernistycznych budynków Rzeszowa sprzed rozkwitu budowalnego czasu COP-u, przypomina m.in. oficjalna strona miasta. Ta dwupiętrowa kamienica reprezentuje styl charakterystyczny dla modernizmu lwowskiego: posiada trójkątny wykusz i naroże prostokątne balkony. Powstała 90 lat temu na gruntach, które rozparcelowano w 1908 roku, przeznaczając pod zabudowę.
– Wytyczono wtedy przebieg dzisiejszych ulic Jagiellońskiej, Poniatowskiego, Hoffmanowej, Mochnackiego i Unii Lubelskiej, a powstała w ciągu kolejnych dwudziestu lat luźna zabudowa domów w ogrodzie nadała temu miejscu charakter reprezentacyjnej dzielnicy willowej – opisuje Karolina Chomiczewska z Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków Urzędu Miasta Rzeszowa, wyjaśniając, że wcześniej na tym terenie był tzw. Folwark, czyli zabudowania gospodarcze i stajnie Zamku Lubomirskich, udokumentowane zresztą na Planie Wiedemanna.
Z początkiem XX wieku poza willami przy ul. Hoffmanowej stanęła także szkoła męską im. H. Sienkiewicza i szkoła żeńska im. św. Jadwigi (obecnie Szkoła Podstawową nr 3 im. H. Sienkiewicza). Naprzeciwko niej w 1934 roku inwestycję postanowiło rozpocząć również małżeństwo Klisiewiczów. Nie obyło się bez kłopotów.
Karolina Chomiczewska, która w 2015 roku przygotowała kartę ewidencyjną kamienicy przy Jagiellońskiej do rejestru zabytków, w artykule o tej inwestycji przypomina, że projekt budynku nie spodobał się mieszkańcowi sąsiedniej willi przy ul. Jagiellońskiej 30, Józefowi Królikowskiemu, wziętemu w mieście architektowi. Zaskarżył on pozwolenie na budowę wydane 25 sierpnia 1934 roku, zarzucając sąsiadowi m. in. „niedostosowanie się do przepisów prawa budowlanego w kwestii budowy domu w odległości trzech metrów od granicy działki oraz zbyt nowoczesny, nieprzystający do zielonej dzielnicy domów w ogrodzie wygląd kamienicy”. Architekt podkreślał, że dwupiętrowa kamienica w bliskim sąsiedztwie jego dość niskiego domu ograniczy mu dostęp do światła dziennego, ale też „oszpeci” okolicę o luźnej, niskiej zabudowie.
„Sąsiad Państwa Klisiewiczów dołączył do skargi bogaty materiał zdjęciowy, obrazujący niską, przeważnie jednorodzinną, zabudowę urokliwego zakątka miasta. Liczył, że uda mu się przekonać decydentów, że modernistyczna kamienica ma się nijak do malowniczych romantycznych willi. Wszystko to niestety na nic – przypomina Karolina Chomiczewska. – Najwyższy Trybunał Administracyjny w Warszawie wyrokiem z dnia 26 listopada 1936 roku oddalił skargę i podtrzymał pozwolenie na budowę wydane przez architekta miejskiego Tadeusza Mulickiego, który, odnosząc się do sprawy, pisał, że „projektowana budowa o jednolitym, spokojnym nowoczesnym charakterze budowy, przyczyni się niewątpliwie do upiększenia dzielnicy”. Kamienicę ukończono niedługo po wydaniu wyroku i do dziś „przytula się” ona swoją północno-wschodnią ścianę szczytową do willi Królikowskiego”.
Mieszka tu obecnie m.in. artysta prof. Wiesław Grzegorczyk, znakomity plakacista związany z Wydziałem Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Wprowadził się tu wraz żoną i dwoma synami w latach 90. XX wieku, po powrocie ze studiów w Krakowie.
– Zdaję sobie sprawę, że w latach 30-tych, przy tej zabudowie, która była wokół, dom mógł budzić kontrowersje jako zbyt wysoki, za duży. Ja, oczywiście, dziś zupełnie inaczej na niego patrzę i jestem z nim mocno emocjonalnie związany – mówi profesor Grzegorczyk. – Mieszkanie na drugim piętrze otrzymaliśmy po cioci Klisiewiczowej. Przed wojną ta kondygnacja miała inny charakter niż parter i pierwsze piętro. Na pierwszym piętrze mieszkali właściciele i wszystkie pomieszczenia połączone były tam w jedno mieszkanie. Parter i drugie piętro podzielone były na dwa mieszkania. W czasie drugiej wojny światowej mieszkanie na pierwszym piętrze zajął hitlerowski zbrodniarz Heinz Ehaus (starosta okręgowy w Rzeszowie w latach 1940-1944), który mieszkał tutaj do czasu przeprowadzki do dworku na ul. Dąbrowskiego. Państwo Klisiewiczowie z tego powodu musieli przenieść się na drugie piętro. Po wojnie pozostali właścicielami kamienicy, ale do wszystkich mieszkań przydzielono im lokatorów. W tych powojennych czasach również pierwsze piętro podzielono na dwa mieszkania, dodatkowe mieszkania wydzielono także na drugim piętrze i na parterze. Cała kamienica mieściła wtedy siedem mieszkań. Ciocia z przymusowymi, ale i sympatycznymi lokatorami żyła w zgodzie. A kiedy zmarli, mieszkania powróciły do rodziny. Klisiewiczowie stracili natomiast ogromny ogród przy kamienicy. Należał do nich teren przy ul. Hoffmanowej, który teraz częściowo zajmuje przychodnia, Izba Radców Prawnych i parkingi naprzeciwko szkoły. Jeszcze do lat 60-tych XX wieku rosły tu drzewa owocowe, ale na działkę łakomo patrzyły różne instytucje państwowe. Wujek, doktor Klisiewicz, długie lata walczył o zachowanie ogrodu, ale ten w latach 60-tych został przymusowo wykupiony. Z ogrodu został tylko skrawek w postaci podwórka, które przylega do kamienicy.
Prof. Wiesław Grzegorczyk w zabytkowej kamienicy stara się zachować jak najwięcej przedwojennych detali. Fot. Tadeusz Poźniak
Kamienica objęta jest ochroną konserwatorską, ale nie jest wpisana do rejestru zabytków. Do dziś zachowała dawną bryłę i modernistyczny urok, chociaż na parterze pewne elementy i okna zmieniono w innym niż przedwojenny styl.
Karolina Chomiczewska podaje, że chociaż projekt archiwalny kamienicy sygnowany jest przez Franciszka Stążkiewicza, to jego autorem był Tadeusz Mulicki, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Lwowskiej. Z racji zajmowanego w latach 1933-1939 stanowiska architekta miejskiego nie mógł wykonywać praktyki prywatnej, dlatego na projekcie wpisano nazwisko innego architekta.
Profesor Grzegorczyk ceni modernistyczny urok kamienicy. – Podoba mi się jak wszystkie przedwojenne style architektoniczne, w przeciwieństwie do powojennych, które traktuję wybiórczo – przyznaje artysta. – Nam udało się całe drugie piętro połączyć w jedno sześciopokojowe mieszkanie. Jest bardzo wygodne. Przedwojenny modernizm był powiązany z takimi współczesnymi wygodami jak nowoczesne łazienki, czy kuchnie, które nawet pozostawione w takim kształcie jak przed wojną do dziś mogłyby z powodzeniem spełniać swoją rolę po doposażeniu we współczesne urządzenia elektryczne. Zaletą są wysokie sufitu, co daje dużą przestrzeń, chociaż ma tę wadę, że mieszkanie wymaga też większego ogrzewania. Mieszkania posiadają amfiladowy układ pomieszczeń. Pokoje są duże i zachowały się w nich piękne przedwojenne parkiety. W mojej części pozostała także przedwojenna stolarka drzwiowa i okienna. Atutem kamienicy jest również np. wejście do klatki schodowej wyłożone ceramicznymi płytkami – to jeden z jej wielu walorów estetycznych – stwierdza artysta.