Tyle razy tyle osób biesiadowało z Lutkiem Pińczukiem i Dorotką Nowosielską w legendarnej „Chatce Puchatka” na Połoninie Wetlińskiej, a w sobotę wszyscy zjawili się w barze „Pulpit” w popularnym schronisku „Kremenaros” w Ustrzykach Górnych. Słynny gospodarz schroniska na Wetlińskiej i Edward Marszałek, autor książki „Lutek, co miał szałas na połoninie” wspominali kulisy powstania bieszczadzkiej opowieści i wspólnie zaśpiewali nie raz i nie dwa. Nie obyło się też bez krótkiego recitalu Piotra Rogali "Rogalika", fanfar na trembicie w wykonaniu Miłosza Kabały i gigantycznej kolejki do Lutka Pińczuka oraz Edwarda Marszałka po autografy.
Samym wspomnieniom też nie było końca – zwłaszcza tym poświęconym członkostwu Pińczuka w Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, a którego dziś jest honorowym członkiem, należąc tym samym do bardzo elitarnego grona, zaledwie kilkunastu osób w Polsce.
– Formalnie do GOPR-u wstąpiłem w 1966 roku – opowiadał Lutek Pińczuk. – Namówił mnie Karol Dziuban, ówczesny naczelnik. Przez wszystkie te lata brałem udział w ponad 150 akcjach i 800 interwencjach.
I choć dramatycznych zdarzeń w górach było sporo, to na pewno zapamiętał to z realizacji zdjęć do filmu „Wilcze Echa” ze słynnym Bruno O’Ya w roli głównej z 1967 roku. Podczas kręcenia scen w galopie , rumak zaczepił kopytem o obiektyw kamery, a ta wielka i ciężka uderzyła w głowę operatora.
Kamera nadawała się do wyrzucenia, a i kamerzysta był mocno poturbowany z rozbitym łukiem brwiowym, zdartym prawie 40-centymetrowym płatem skóry i złamaną kością przedramienia.
Fot. Aneta Gieroń
– Sytuacja była dramatyczna, mężczyzna we wstrząsie pourazowym, a my musieliśmy jak najszybciej i absolutnie bezpiecznie przetransportować go z połoniny na Przełęcz, skąd dopiero zabrała go karetka pogotowia do szpitala w Ustrzykach Dolnych – opowiadał Pińczuk. – Operator, na szczęście wyzdrowiał, ale zdjęcia do filmu zostały przerwane i już ktoś inny zastąpił go za kamerą.
W tamtych czasach często się zdarzało, że z pomocą Karo zwożono poszkodowanych turystów.
– To był tak mądry koń, że właściwie bez niczyjej pomoc wiedział, co robić i jak bezpiecznie zwieźć człowieka na dół – wspominał w sobotę Pińczuk.
Karo nie doczekał budowy chatki pod Tarnicą, ale dwa inne konie pomogły Lutkowi wwozić płyty paździerzowe z Wołosatego pod sam szczyt, gdzie pod koniec 1972 roku stanęła chatka 4 na 6 metrów. Ta była zaczątkiem późniejszej letniej dyżurki GOPR, jaka przez lata istniała przy źródełku, w siodle między Tarnicą a Krzemieniem. Po Lutku w tym miejscu jeszcze przez długie lata pozostała koza żeliwna, którą wniósł na plecach, a która ratowników GOPR „ratowała” wiele razy w zimne, sierpniowe noce. I co najciekawsze, chatka Pińczuka, która stanęła przed powstaniem Bieszczadzkiego Parku Narodowego, bynajmniej nie była samowolą budowlaną – do dziś ma zgodę na jej budowę wydaną przez Powiatową Radę Narodową.
Jednak nie z chatką pod Tarnicą ale z Połoniną Wetlińską już na zawsze będzie się kojarzył Lutek Pińczuk, który z połoniną po raz pierwszy związał się w 1964 roku. W latach 50. powstał tutaj schron z przeznaczeniem na wojskowe obserwatorium przeciwlotnicze, które z czasem przekazano do zagospodarowania turystyce. Pierwszymi gospodarzami byli krakowscy harcerze, ale to Pińczuk zrobił z tego miejsca autentyczne schronisko.
– Jest jeszcze kilka osób, które pamiętają, jak w środku zimy, w podartych spodniach, przy minus 15 stopniach Celsjusza, Lutek z cegłami na plecach wędrował z Przełęczy do schroniska – żartował na spotkaniu Edward Marszałek.
Edward Marszałek i Roman Adamski z Polskiego Radia Rzeszów. Fot. Aneta Gieroń
– Tak było, a od cegieł cieplej było niż od spodni – śmiał się Pińczuk, były wieloletni gospodarz kempingu PTTK-a w Ustrzykach Górnych, a od 1986 do 2016 roku gazda w schronisku na Połoninie Wetlińskiej. Kultowa już „Chatka Puchatka” (1228 m n.p.m.) to najwyżej położone schronisko w Bieszczadach, kiedyś nazywane „Tawerną” i „Republiką Wetlińską”. Rozbudowywane i modernizowane od 1964 roku przez Lutka zapewniało spartańskie warunki i przepiękne widoki. Kultowe miejsce, gdzie już na zawsze pozostał ukochany koń Pińczuka – Karo i gdzie przez lata można było podglądać, jak słynną „więźniarką”, czyli gazikiem 69A pędził z Przełęczy Wyżnej na szczyt Wetlińskiej. Kultowy gazik do dziś stoi w garażu domu Lutka w Wetlinie, gdzie kilka lat temu osiadł na stałe, gdy przestał gazdować wspólnie z Dorotką Nowosielską na Wetlińskiej.
Miłosz Kabała. Fot. Aneta Gieroń