Patosu nie lubi, za komplementami nie przepada – Wiesław Banach, jeden z najdłużej urzędujących dyrektorów na Podkarpaciu, twórca Galerii Zdzisława Beksińskiego w Muzeum Historycznym w Sanoku we wtorek, podczas XXI sesji Rady Miasta Sanoka został Honorowym Obywatelem Sanoka. W Kościanie w Wielkopolsce się urodził, w Lublinie na KUL-u ukończył historię sztuki, ale to Sanok jest miastem jego życia.
Dlatego też nie w ratuszu, ale w Sali 25 Obrazów w Muzeum Historycznym w Sanoku, gdzie od 29 lat jest dyrektorem, Wiesław Banach odebrał zaszczytny tytuł Honorowego Obywatela Sanoka.
– Nie jest sanoczaninem z urodzenia, ale Sanok stał się mu bliski. Tutaj po ukończeniu studiów osiedlił się, założył rodzinę i podjął pracę. Jako pracownik, a potem dyrektor Muzeum Historycznego zdołał stworzyć wokół siebie krąg współpracowników i jednocześnie przyjaciół – konserwatorów sztuki, historyków i historyków sztuki, archeologów, także artystów. Za jego dyrekcji Muzeum w znaczący sposób wzbogaciło swoje zbiory. Dzięki przyjaźni i zaufaniu, jakim dyrektora obdarzył Zdzisław Beksiński, dziś Sanok posiada wspaniałą kolekcję obrazów i kompletne archiwum jednego z najbardziej popularnych polskich współczesnych malarzy – mówił Tomasz Matuszewski, burmistrz Sanoka. – Był i jest nieprawdopodobną inspiracją dla sanoczan.
Sam Banach, przy okazji odebrania tytułu nawiązał do kilku zdarzeń, które uzmysłowiły mu, jak ten Sanok na przestrzeni lat stał się jego miejscem na ziemi.
– Przed laty organizowałem wystawę prac Zdzisława Beksińskiego w Gdańsku i nagle podeszło do mnie kilka osób ze łzami w oczach dziękując za to, co robię. Oni byli sanoczanami osiadłymi na Pomorzu, a przy okazji tej wystawy wspomnienia o Sanoku wróciły do nich ze zdwojoną siłą. Nie kryli, jak bardzo ich wzruszały i cieszyły nieustanne informacje w mediach o obecności Beksińskiego i Sanoka w Gdańsku – wspominał Banach.
Fot. Tadeusz Poźniak
Nigdy też nie zapomni jednego z ostatnich spotkań z Zosią Beksińską, żoną Zdzisława Beksińskiego, w ich mieszkaniu w Warszawie.
– Do dziś pamiętam, jak stoję z nią w drzwiach mieszkania, potem przy otwartej windzie, a ona jeszcze ciągle dopytuje o Sanok, tak jakby nie mogła się nacieszyć wiadomościami z miejsca, z którym była przez lata związana. Wtedy też uzmysłowiłem sobie, że dla Zosi Beksińskiej jestem „żywym” kawałkiem Sanoka i sam poczułem, że to miasto jest mi tak bliskie, jak żadne inne – mówił Wiesław Banach.
– Pamiętam, że gdy w 1977 roku trafiłem do pracy w sanockim muzeum zachwyciły mnie wspaniałe zbiory i przeraziła mizeria zaniedbanego budynku. Jednocześnie od początku miałem okazję pracować ze wspaniałymi ludźmi i to zawsze było miejsce pełne pasjonatów. Już wtedy, w siermiężnych latach PRL-u udawało się nam niekiedy kupić, albo i dostać cenne prace do Galerii im. Prochasków, czyli dzieła artystów polskich powstałe we Francji, co było naprawdę dużym sukcesem. Kiedy w 1990 roku zostałem dyrektorem Muzeum Historycznego, spadł na mnie ciężar remontu kapitalnego starego zamku i przyznaję, że to był najcięższy moment w moim życiu. Czas zmagań, by przywrócić wygląd renesansowy samej budowli i mądrze rozplanować powierzchnię wystawą, tak, by optymalnie wykorzystać niełatwą przestrzeń i zaplanować przyszłe ekspozycje – dodawał.
Do muzealnego sukcesu Sanoka nawiązał też Jerzy Ginalski, dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, a prywatnie przyjaciel Wiesława Banach.
– Przez lata wspólnie klepaliśmy tę muzealną biedę – żartował Ginalski. Co nie pozostawił bez komentarza Wiesław Banach mówiąc: Ja dłużej i ciężej.
Bo tak istotnie było – jedno z najcenniejszych muzeów na Podkarpaciu, z sukcesami w Polsce i Europie dopiero od ubiegłego roku jest dofinansowywane przez Podkarpacki Urząd Marszałkowski. Wcześniej pozostawało na utrzymaniu starostwa sanockiego.
– Dlatego, żeby być dyrektorem muzeum, a zwłaszcza muzeum na Podkarpaciu trzeba mieć odporność konia, najlepiej kopalnianego – dodawał Ginalski. – Ale Ty to potrafisz. Przetrwałeś 6 burmistrzów, 6 starostów, a muzeum ma się znakomicie.
Jerzy Ginalski i Wiesław Banach. Fot. Tadeusz Poźniak
Nie ma też drugiego takiego 40 tys. miasta w Polsce, które miałoby dwa znakomite muzea, ściągające co roku prawie ćwierć miliona turystów. Prawdziwa muzealna ekstraliga.
A wszystko zaczęło się od Zdzisława Beksińskiego, który w życiu Banacha pojawił się w 1973 roku i kompletnie je odmienił.
– To dla mnie jedna z najważniejszych znajomości w życiu i ciągle mam przed oczami nasze pierwsze spotkanie w pracowni Zdzisława Beksińskiego w starym drewnianym domku w Sanoku przy dawnej ul. Świerczewskiego (dzisiejsza Jagiellońska) otoczonym zdziczałym sadem. Wówczas nawet do głowy mi przeszło, że kiedykolwiek będę na stałe mieszkał w Sanoku i że będę się zajmował tym artystą do końca jego życia oraz do końca mojej pracy w Muzeum Historycznym w Sanoku. Bycie kustoszem spuścizny rodziny Beksińskich jest dla mnie wielkim zaszczytem i ogromną odpowiedzialnością. Przed laty nawet nie przypuszczałem, że ta znajomość przerodzi się w wieloletnią przyjaźń i bardzo ciepłą relację z całą rodziną Beksińskich. Fakt, że akurat na mnie spadła rola wprowadzania Beksińskiego do sztuki ogólnopolskiej i coraz częściej także światowej, jest dla mnie honorem i wielką radością – mówił Wiesław Banach.
Decydując się na pożegnanie z Muzeum Historycznym w Sanoku w 2020 roku Wiesław Banach nie porzuca pasji kustosza. Czas na emeryturze zamierza poświęcić na pisanie wspomnień związanych ze Zdzisławem Beksińskiem, a które są już tylko w jego głowie oraz skatalogowanie ogromnych zbiorów po genialnym malarzu.
– Chcę też więcej uwagi poświęcić na uporządkowanie zapisków, jakie powstały przy okazji tworzenia Galerii im. Prochasków. I wszystko wskazuje na to, że emerytura jest mi niezbędna, bym mógł jeszcze więcej czasu poświęcić pracy, ale już nie administrowaniu – żartował Wiesław Banach.