Reklama

Ludzie

Wit Więch – zostawił Microsoft i wybrał Przemyśl

Aneta Gieroń
Dodano: 01.06.2013
4746_wit-wiech
Share
Udostępnij
Firma Order of Code z Przemyśla założona przez Wita Więcha, nie jest największą i nie działa w metropolii. Na pewno jednak opracowuje jedne z najbardziej zaawansowanych rozwiązań technologicznych na świecie wykorzystywanych w branży informatycznej. Choćby komputerową analizę języka naturalnego, dzięki czemu już wkrótce wydając polecenie naszemu telefonowi komórkowemu będziemy mieli pewność, że ten „zrozumie” kontekst i zamówi nam chociażby bilety samolotowe na wakacje we Francji dla całej rodziny. Dlatego fakt istnienia firmy Order of Code dość często zaskakuje na Podkarpaciu, ale już nie w Polsce, czy na świecie.
 
Sam Wit Więch został kilka miesięcy temu zaliczony do ogólnopolskiej galerii przedsiębiorców „Biznes. Dobry wybór”, który to projekt jest elementem kampanii prowadzonej przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, a której celem jest budowanie pozytywnego wizerunku przedsiębiorców.
 
Specjaliści, najemnicy z Zakonu Kodu albo rycerze Kodu, tak najczęściej, trochę z przymrużeniem oka, mówi o sobie szesnaście osób, czyli wszyscy pracownicy przemyskiej firmy Order of Code. I gdyby trzymać się tej rycersko-zakonnej terminologii, to może nie wielkim mistrzem, ale człowiekiem, od którego wszystko się zaczęło, jest Wit Więch.
 
Przemyślanin, absolwent II LO w Przemyślu, tego samego, które ukończył Wojciech Inglot, twórca światowego imperium kosmetycznego Inglot Cosmetics.
 
– Śmiało mogę powiedzieć, że jestem jedną z wielu osób, które coś zawdzięczają panu Inglotowi – mówi Wit Więch. – Gdyby nie On, nie wiem, czy w 1999 roku udałoby mi się otrzymać ofertę pracy w Microsoft w Dublinie, w Irlandii. Kilkanaście lat temu Wojciech Inglot był jednym z nielicznych przedsiębiorców w Przemyślu, którzy płynnie mówili po angielsku, i wsparł mnie w procesie rekrutacji swoimi referencjami. 
 
Kodowanie na kartce
 
Informatyczna pasja i programowanie od dwunastego roku życia, też pewnie miały swoje decydujące znaczenie, tym bardziej że Wit Więch należy do pokolenia, które nie miało od dziecka dostępu do Internetu i komputera. To brzmi jak żart, ale swój pierwszy własny komputer, w dodatku na spółkę z kolegą, bo tak było taniej, miał dopiero na studiach wyższych. – Zabawne wspomnienia, ale oprogramowanie do pierwszej gry tworzyłem jako dwunastolatek, który….  wszystko zapisywał na kartce papieru, potem pędził do kolegi, który przez pół godziny pozwalał mi korzystać ze swojego komputera i na tym koniec – śmieje się Wit Więch. – W liceum nie było lepiej, kilkudziesięciu uczniów w klasie i jeden komputer. Dlatego zawsze powtarzam, że najważniejsza jest pasja, wyobraźnia, pracowitość i chęć działania.
 
Im większe wyzwanie, tym większa radość działania

W liceum Wit Więch jest laureatem ogólnopolskiej olimpiady fizycznej, a to pozwala mu wybrać dowolną uczelnię w kraju do studiowania. Decyduje się na Uniwersytet Warszawski i dwa kierunki: fizykę i informatykę. Szybko jednak porzuca fizykę i koncentruje się tylko na informatyce. Co przesądziło o wyborze kierunku? Poziom trudności. Gdy po pierwszej sesji na fizyce dostał cztery i pół z egzaminu, do którego prawie w ogóle się nie przygotowywał, uznał, że szkoda czasu na studia, które nie będą wyzwaniem.
 
Informatyka była bardzo trudna i wymagająca, wśród studentów było wielu olimpijczyków i absolwentów najlepszych liceów w Polsce. – Do dziś uwielbiam wyzwania i rozwiązywanie najtrudniejszych problemów – dodaje Wit Więch. – Tak właśnie jest w Order of Code. Tutaj informatycy podejmują wyzwania, bo to lubią. Dlatego wybieramy trudne i ambitne projekty.
 
Ta wiara w człowieka, niekoniecznie w miejsce, przesądziła też o decyzjach rodzinnych Wita Więcha. Gdy kilka lat temu decydowali z żoną, gdzie na stałe zamieszkają, nie bali się zaryzykować i osiąść w Dybawce pod Przemyślem, gdzie jest dom rodzinny Wita. – Byłem pewny, że tą decyzją nie zahamuję edukacji moich dzieci. Bo skoro ja w 1990 roku z Przemyśla dostałem się na Uniwersytet Warszawski, na jeden z najtrudniejszych i najbardziej wymagających kierunków, to moje dzieci, jeśli zechcą, też będą mogły w życiu dostać się na każdą uczelnię w Polsce i za granicą, pod warunkiem, że będą wystarczająco ambitne i pracowite.
 
Przemiany = możliwości

Początek studiów założyciela Order of Code zbiega się z najbardziej dynamicznymi przemianami społeczno-polityczno-gospodarczymi, jakie miały miejsce w Polsce po 1989 roku. Powstaje giełda, rozwija się sektor finansowy i bankowy, w Polsce otwierają się filie największych światowych koncernów.
 
– To były ciekawe czasy – przyznaje Wit Więch. – Możliwości też zaczynały się ogromne. Na studiach dostaję pierwszą pracę w firmie Quantum. Tworzę oprogramowania finansowo-księgowo-logistyczne wykorzystywane przez banki, lotniska, ogólnie biznes. Dzięki Quantum, która jest firmą niemiecką, mam szanse po raz pierwszy w wakacje wyjechać do pracy za granicą. Uczę się niemieckiego, poznaję ludzi z całego świata, wyzbywam się kompleksów. Po raz pierwszy stykam się z lokalizacją oprogramowania, czyli dostosowaniem np. oprogramowania niemieckiego do realiów polskich, czeskich, węgierskich i innych.
 
Już wtedy uwierzyłem, że Polacy wcale nie muszą być gorzej wyedukowani, czy mniej utalentowani od innych, wręcz przeciwnie, mamy ogromne możliwości, tylko trzeba chcieć konfrontować je ze światem. Ja w ogóle jestem entuzjastą zdobywania nowych umiejętności, czy to w pracy, czy w nauce, w różnych krajach na świecie. To są bezcenne doświadczenia, które niebywale rozwijają intelektualnie człowieka. Gdybym teraz był studentem, na pewno zdecydowałbym się na studia za granicą.
 
Przemyśl
 
Dlatego zaskakująca zdaje się decyzja Wita Więcha, który po skończeniu studiów decyduje się wrócić do Przemyśla. Zwłaszcza, że w połowie lat 90., w Warszawie dla kogoś takiego jak on, absolwenta informatyki z niezłą znajomością języków, dobrze płatnych ofert pracy nie brakowało.
 
– Nie uważałem i do dziś nie uważam, że to był krok wstecz.  I może zabrzmi to nieskromnie, ale wyznaję zasadę, że mądry człowiek potrafi sobie poradzić w wielu sytuacjach, także najtrudniejszych, a ja miałem zaufanie do swoich umiejętności i wierzyłem, że obojętnie, gdzie będę mieszkał, wszędzie będę potrafił na siebie zarobić – mówi. – W dodatku wychowałem się w innym miejscu niż Warszawa i chyba nigdy nie odpowiadał mi styl życia, w którym często chodzi o to, by zarabiać i wydawać coraz więcej, bo większy dom, droższy samochód itd.
 
Dla mnie najważniejsza jest pasja, interesująca praca, która jest wyzwaniem, a za oknem spokój i ładny kawałek krajobrazu. To wszystko znalazłem w Przemyślu.
 
Kazar, druga obok Inglot Cosmetics, bardzo dziś popularna firma z Przemyśla zajmująca się produkcją obuwia, była dla Wita Więcha pierwszym po studiach miejscem pracy. – Wtedy to była niewielka firma, ale szybko rozwijająca się, co roku podwajająca obroty, dla mnie idealna, bo dająca możliwości budowania od podstaw całego zaplecza informatycznego – wspomina Więch. – Tworzyłem oprogramowania do wystawiania faktur, śledzenia należności, zamówień, magazynu, raporty finansowe dla zarządu. Poznałem zasady prowadzenia biznesu.
 
I… po trzech latach zatęskniłem za zmianami, nowymi wyzwaniami, chciałem się nauczyć czegoś nowego, ale też poprawić mój angielski, który od czasów matury był coraz gorszy, a przecież miałem świadomość, że bez dobrej znajomości najpopularniejszego na świecie języka, używanego w międzynarodowej nauce, nie będę w stanie na bieżąco śledzić wszelkich nowinek technologicznych. Jednocześnie wiedziałem, że to, co opracowałem w Kazarze, spokojnie mogę przekazać innemu informatykowi i wszystko będzie działało.
 
Ważny w karierze przystanek – Microsoft w Dublinie
 
Koniec lat 90. związany jest z apogeum sukcesu amerykańskiej firmy Microsoft. Młody przemyślanin wysyła swoje CV do firm headhunterskich i zaskakująco szybko przychodzi odpowiedź z oddziału Microsoft w Dublinie. Pomocna okazuje się też rekomendacja Wojciecha Inglota, która, oprócz doświadczenia zdobytego w pracy w Quantum i Kazar, przyczynia się do zatrudnienia Wita Więcha w Irlandii.  
 
W 1999 r. jest już w Dublinie. Na miejscu trafia do międzynarodowego zespołu, który zajmuje się m.in. lokalizacją oprogramowania, czyli dostosowaniem go do specyfiki danego kraju. Jest też programowanie w bardzo różnych dziedzinach, od baz danych, po programowanie webowe, narzędziowe oraz możliwie najbardziej zaawansowane prace nad automatyzacją tekstów pakietu Microsoft Office.
 
– Wyjazd do Irlandii, to była świetna decyzja. W tamtym czasie Microsoft dawał może nie tak gigantyczne możliwości rozwoju jak dzisiaj Google, ale naprawdę duże. Rodzina też skorzystała na tym wyjeździe, żona świetnie nauczyła się angielskiego, do dziś mówi z irlandzkim akcentem, także starsza córka dobrze nauczyła się języka. Poza tym każdy wyjazd otwiera oczy na wiele rzeczy, zyskuje się nowe doświadczenie, dzięki któremu ja po powrocie do Polski dużo lepiej sobie radziłem.
 
W zespole, gdzie obok siebie zasiadał Polak, Czech, Japończyk, Ukrainiec, Hindus, Brytyjczyk i Irlandczyk człowiek uczy się tolerancji i partnerskich relacji.
 
Nagroda „Biznes. Dobry Wybór” dla Wita Więcha od Lewiatana za m.in. promowanie partnerskich relacji w pracy, być może nie byłaby aż tak bardzo  à propos, gdyby nie pewne praktyki, które założyciel Order of Code pierwsze podejrzał w Dublinie, a potem wykorzystał także w Przemyślu.
 
Świat programistów wiąże się z twórczą działalnością, dlatego ta większa swoboda niż w urzędach, jaka panuje w tego typu firmach, choćby pozwalająca na różne godziny i miejsca pracy oraz sprzęt, którego się używa, przynosi zwykle niezwykłe efekty. Oczywiście, pracodawca musi i sprawdza rezultaty, ale przyzwolenie na kreatywność, nie ganienie za podejmowanie ryzyka, często prowadzą do stworzenia świetnych prototypów, a to przecież jest siłą napędu większości firm informatycznych.
 
– Dlatego, gdy na jednym ze szkoleń w Microsofcie miałem określić, gdzie widzę siebie za pięć lat, stało się dla mnie jasne, że nie w Microsofcie, ale we własnej firmie, w biurze z ładnym widokiem za oknem – opowiada Wit Więch. – Po ponad 5 latach pracy w Dublinie dopadło mnie zmęczenie, miałem poczucie, że możliwości dalszej kariery są ograniczone. W dodatku musieliśmy z żoną podjąć decyzję, co dalej z naszym życiem. Czy kupujemy dom w Irlandii, gdzie nieruchomości w tamtym czasie były koszmarnie drogie i osiadamy tam na stałe, czy rozważamy inny scenariusz. Zdecydowaliśmy się wracać do Polski. Zrobiliśmy listę miast, do których moglibyśmy się przenieść i wypisaliśmy „za” oraz „przeciw”. Rozważaliśmy osiedlenie się w Gdańsku, Sandomierzu, Wrocławiu, Warszawie, Radomiu, skąd pochodzi moja żona, ostatecznie wygrał Przemyśl. Przeważyła rodzina, przyjaciele, przyroda, spokój. Wiedzieliśmy, że pracę muszę przywieźć ze sobą. I tak w 2005 roku znów byliśmy w Przemyślu. Paradoks, bo to był akurat czas, kiedy po wejściu Polski do Unii Europejskiej, otworzyły się dla nas rynki pracy w Europie i młodzi Polacy masowa emigrowali, a my wracaliśmy już do Polski.
 
Polski wkład w brytyjską firmę
 
Ten powrót był o tyle ułatwiony, że Wit Więch pracę w Przemyślu, ale na zlecenie Brytyjczyków, znalazł właśnie dzięki decyzji o powrocie do Polski. W tamtym czasie dużo podróżował do kraju, a że bilety lotnicze były drogie, zaczął kreować własne oprogramowanie, które pozwoliłoby mu szybko i w jednym miejscu wyszukać najlepsze i najtańsze połączenia lotnicze z Irlandii do Polski. Tak trafił na witrynę Skyscanner, założoną przez „komputerowych maniaków”: Garetha Williamsa, Bonamy’ego Grimesa i Barry’ego Smitha, która umożliwiała łatwe odnalezienie najtańszego lotu.
 
Więch uznał, że warto połączyć siły, a Skayscanner może być dla niego znakomitym zawodowym partnerem na przyszłość. Pojechał na rozmowę do Garetha i zobaczył firmę, która wtedy miała skromne biuro w Edynburgu w Szkocji i zatrudniała jednego pracownika. Kierownictwo było jednak bardzo otwarte na pracowników z różnych zakątków świata. Wit Więch uzgodnił wszystkie szczegóły i spokojnie przeniósł się na stałe do Polski, gdzie od 2005 roku pracuje dla Skayscannera. Brytyjska firma, między innymi dzięki wkładowi pracy polskich pracowników, którzy początkowo stanowili połowę kadry, dynamicznie się rozwija i od 2008 do 2011 roku w Przemyślu działa już oddział Skyscannera, którego Wit Więch jest dyrektorem. Przemyski zespół składający się z programistów i testerów jest na tyle dobry, że w 2011 roku kierownictwo firmy składa wszystkim pracownikom oddziału ofertę przeniesienia z Przemyśla do Edynburga. 
 
Od Microsoftu przez Skyscanner do Order of Code
 
– W takich okolicznościach powstaje Order od Code. Wszyscy testerzy wyjeżdżają bowiem do Szkocji, ale w Przemyślu zostają wszyscy programiści i stają się fundamentem, na którym wyrasta obecna firma – tłumaczy Wit Wiech. – My oczywiście ciągle pracujemy dla Skyscannera, ale już jako niezależna firma, a ja pozostałem wierny sobie. W 2005 roku powiedziałem Garethowi, że zawsze mogę dla niego pracować, ale pod warunkiem, że będzie to praca z Polski i słowa dotrzymałem. Jestem dumy, że prawie od początku jestem obecny przy tworzeniu witryny Skyscanner, która obecnie oferuje wyszukiwanie lotów w 30 różnych językach i umożliwia łatwe odnalezienie nie tylko najtańszego lotu, ale też hotelu, wakacji i samochodu, a do tego nie pobiera prowizji. Pracuje przy niej prawie 200 osób na całym świecie, a około 20 mln osób miesięcznie z tej witryny korzysta.
 
Za 5 lat …
 
Zna natomiast odpowiedź na pytanie, gdzie widzi siebie za pięć lat. W Polsce, w Przemyślu, we własnej firmie, oczywiście. Ale Order of Code ma być już  inną firmą niż dziś, z oddziałami w Polsce i na świecie. – Choćby od jutra podwoiłbym liczbę zatrudnionych w firmie osób, ale na rynku nie ma odpowiedniej klasy specjalistów, którzy mogliby u nas pracować. Dlatego w najbliższym czasie planujemy otwieranie oddziałów lub łączenie się z innymi firmami. Na początek myślimy o oddziale w Rzeszowie, potem być może w Krakowie i Wrocławiu.
 
Dziś Order of Code pracuje dla firm z Wielkiej Brytanii, Norwegii, Stanów Zjednoczonych, Włoch, Niemiec i innych krajów. Firma mogłaby realizować większe projekty dla większych firm, ale nie może przyjmować zleceń, bo ma za mało pracowników. Jeśli więc uda się ekspansja firmy do innych miast w Polsce, kolejnym krokiem będzie rekrutacja pracowników do pracy zdalnej w różnych krajach świata.
 
– Sam jestem najlepszym przykładem, że można pracować dla najlepszych firm, przy najbardziej ambitnych projektach, a jednocześnie mieszkać na krańcu Polski i Europy – mówi Wit Więch.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy