Jest początek lat 90 ubiegłego wieku. W Żołyni, kilkutysięcznej miejscowości na Podkarpaciu, jeden z uczniów tamtejszej szkoły podstawowej, Dariusz Śmigiel ma dość nietypowe zainteresowania. Zajmuje się elektroniką, konstruuje urządzenie do regulacji światła na choince i inne tego typu "zabawki". W tych działaniach wspiera go nauczyciel zajęć praktyczno-technicznych i informatyki, Sławomir Bester, który na poważnie traktuje zainteresowania swojego ucznia. Darek startuje w olimpiadach technicznych, zajmuje tam wysokie miejsca, kwalifikuje się do finału na szczeblu ogólnopolskim. Przedmiotem oceny jury jest wzmacniacz dźwięku – oczywiście zaprojektowany i w całości wykonany przez Darka Śmigla. W tamtym czasie każdy konstruktor – zwłaszcza młodociany – musiał być mocno zdeterminowany, ponieważ zdobycie potrzebnych do zrealizowania projektu technicznego części, stanowiło nie lada trudność. Trzeba było "namierzyć" miejsce, gdzie znajdowały się upragnione elementy przyszłej konstrukcji (nie było przecież Internetu!), napisać list i… czekać, aż pojawi się listonosz z upragnioną przesyłką.
Pod skrzydłami Jerzego Engela
Nadszedł czas na podjęcie decyzji o dalszej edukacji. Z braku innych możliwości, wybór padł na Zespół Szkół Elektronicznych w Rzeszowie, choć tak naprawdę to nie była szkoła, w której Darek mógłby rozwijać swoje zainteresowania elektroniką, zwłaszcza, że już jako nastolatek był zdecydowany, co do wyboru swojej zawodowej drogi życiowej.
Jego pasją stało się nagłaśnianie dźwięku i wszystko, co było związane z tą tematyką. Poznał kultową do dziś postać w rzeszowskiej branży nagłośnieniowej, Jerzego Engela. Dariusz Śmigiel mówi, że wiedza, jaką przekazał mu wtedy starszy kolega, wciąż się przydaje. Dziś współpraca ze starszym kolegą i nauczycielem – fachowcem od spraw nagłośnienia stanowi też wsparcie techniczne dla firmy
PRO-ART, którą Dariusz Śmigiel założył dokładnie w Walentynki 2002 roku. I tak stał się pierwszą osobą w Rzeszowie posiadającą prywatny sprzęt nagłośnieniowy.
Obiekt marzeń został zakupiony w jednym z nielicznych wówczas, rzeszowskich sklepów ze sprzętem, w którym pracował kolega Darka, też pochodzący z Żołyni (dzisiaj muzyk) Roman Szpilka. To były dwa olbrzymie głośniki, a Roman miał duże wątpliwości, czym młody zapaleniec – nagłośnieniowiec "napędzi" dźwięk do tych głośników, bowiem do tego potrzebny był jeszcze odpowiedni wzmacniacz. Dziś Darek z sentymentem wspomina tamtą historię, a jego firma ma obecnie około 100 takich głośników, które stanowią podstawę działalności. A wówczas, za namową wspomnianego wcześniej Jurka Engela, jeszcze będąc uczniem szkoły średniej, Darek Śmigiel kupił resztę sprzętu i zaczął działać.
W Rzeszowie był bez konkurencji, bowiem "państwowym" sprzętem nagłośnieniowym dysponowały tylko Dom Kultury WSK, Estrada Rzeszowska i klub "Pod Palmą". Pierwsza, duża impreza, jaką Darek wspomina to Juwenalia rzeszowskiej Akademii Rolniczej.
Założenie firmy
PRO-ART było odpowiedzią na potrzeby lokalnego rynku do obsługi imprez muzycznych. Rok przed oficjalną rejestracją firmy Dariusz Śmigiel podjął decyzję o zakupie profesjonalnej sceny, ponieważ okazało się, że w Rzeszowie nikt nie dysponuje tzw. sceną przenośną. Tego typu obiekty były sprowadzane na imprezy "z zewnątrz" i za duże pieniądze.
Na owe czasy zakup sceny stanowił dużą inwestycję, w Polsce było zaledwie dwóch producentów mobilnych scen. Posiadanie sceny pociągnęło za sobą potrzebę zakupu coraz to nowych elementów tejże sceny i nowej aparatury.
Festiwal Muzyczny w Łańcucie – wyzwanie i radość
Wiedza z elektroniki, jaką przez lata zdobywał założyciel i szef
PRO-ART – u, Dariusz Śmigiel pozwala mu kierunkować technologicznie firmę, którą zarządza. Na rynku aparatur nagłośnieniowych wciąż pojawiają się nowości. Były systemy klasyczne, z głośnikami do przodu, a następnie systemy tubowe, które przekształciły się w systemy wyrównywane liniowo. Te nowinki techniczne przyszły do Polski z Francji i Australii. Po analizach, firma
PRO-ART zdecydowała się na zakup sprzętu produkcji niemieckiej. Jednak okazało się, że systemy wyrównane liniowo są niezawodne przy realizacji dźwięku w dużych przestrzeniach, natomiast np. kluby powinny być obsługiwane za pomocą klasycznego sprzętu do nagłośnienia. "Oczywiście technologie się zmieniają i co 5-7 lat należy inwestować w nowe rzeczy" – mówi Dariusz Śmigiel. "Najwięcej dzieje się w sferze konsolet cyfrowych i systemów nagłośnieniowych, ale nie rezygnujemy też z konsolet analogowych, które pięknie brzmią, lecz nie "zapamiętują scen", tak, jak cyfrowe i potrzebują dużo urządzeń peryferyjnych.
Pytany o pracę, która do tej pory przyniosła szefowi
PRO-ARTu największą satysfakcję, bez wahania odpowiada:
Muzyczny Festiwal w Łańcucie! Od kilku lat PRO-ART pracuje przy nagłośnieniu koncertów festiwalowych, jednak ze względu na procedury co roku musi stawać do przetargów – jak na każda imprezę – więc co roku czeka się na wynik kolejnego przetargu, mimo iż opinie po realizacji festiwalu są zawsze bardzo dobre. Łańcucki Festiwal jest naszym oczkiem w głowie. Zupełnie innego typu wyzwanie stanowiła realizacja rzeszowskiego koncertu szwedzkiej, rockowej grupy Sabaton, w roku 2009. To było koncert trudny do realizacji, z bardzo dużą sceną, ale Szwedzi wyjechali z Rzeszowa pozytywnie zaskoczeni i bardzo zadowoleni. Na blogach społecznościowych można było przeczytać ich opinie na temat rzeszowskiego koncertu.
Przez wiele lat, od początku istnienia festiwalu realizowaliśmy rzeszowską Carpathię. Ten festiwal był dużym, realizatorskim wyzwaniem. Na potrzeby koncertów Deep Purple, J.M.Jarre'a i Australian Pink Floyd
PRO-ART wykonał na Podpromiu wszystkie konstrukcje sceniczne. Nie ograniczamy się oczywiście do pracy na Podkarpaciu – mówi Dariusz Śmigiel.
PRO-ART przez tydzień pracował przy festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi. Było to nowe wyzwanie, związane także z dużą produkcją telewizyjną. Rzeszowscy spece od nagłośnienia realizowali też m.in. słynny, międzynarodowy festiwalu Jazz Jamboree, realizowali dźwiękowo Noc Sztuki w Pałacu Kultury (równocześnie 7 scen na dwóch piętrach). Inną, olbrzymią i prestiżową imprezą była
Red Bull X-Fighters, czyli pożegnanie warszawskiego Stadionu X-lecia, gdzie
PRO-ART odpowiedzialny był za budowę konstrukcji oświetleniowych.
Dużymi przedsięwzięciami była też obsługa wakacyjnych koncertów organizowanych przez Radio Rzeszów. Firma zrealizowała także m.in. trasy koncertowe Anity Lipnickiej i Johna Portera, oraz zespołu
Kult MTV Unplugged, który po jednym z występów w Rzeszowie zadecydował, że to właśnie PRO-ART z Rzeszowa będzie odpowiedzialny za nagłośnienie tej słynnej trasy. Dariusz Śmigiel wymienia kolejne przedsięwzięcia: koncert Dla Powodzian zrealizowany wspólnie z TVP i oczywiście finały WOŚP na rzeszowskim Rynku. Do tego dodać należy jeszcze szereg corocznych festiwali i imprez plenerowych oraz halowych. Najnowsze plany obejmują m.in. współpracę z Telewizją Polską, ale szef
PRO-ART-u nie może ich na razie ujawniać.
Pierwsza mobilna scena w Rzeszowie
Dariusz Śmigiel jest człowiekiem mocno zapracowanym. Robi to, co kocha i na czym się zna najlepiej. Ale czasami irytuje się, że z pasjonata – elektronika, chcąc nie chcąc musiał stać się marketingowcem, czego w swoim życiu nie planował. Od początku istnienia firmy we wszystkim pomaga mu żona Krystyna, która pilnuje tzw. papierkowej roboty. Oboje ze śmiechem wspominają dzień, w którym po raz pierwszy pracownicy PRO-ART-u mieli zbudować scenę. To była właśnie wspomniana wcześniej pierwsza, mobilna scena w Rzeszowie. Całość konstrukcji ważyła – bagatela – ok. 5 ton. W rzeszowskiej hali na Podpromiu szykowała się olbrzymia impreza – urodziny Radia Maryja, a w całym obiekcie nie działała ani jedna winda. Wszystkie elementy do budowy sceny pracownicy PRO-ART-u, na czele z jego szefem, musieli wnieść na piętro na własnych plecach. Ledwo żywi zażartowali w pewnym momencie, że może by ojciec Tadeusz Rydzyk poświecił tę w pocie czoła złożoną scenę. Nie trzeba było dwa razy powtarzać – Ojciec Dyrektor ochoczo chwycił za kropidło, natychmiast też pojawiła się woda święcona i z żartu zrobiła się całkiem poważna sprawa.
Ta scena stała się słynna też z innego powodu. Podczas rzeszowskiego koncertu bardzo popularnego kilka lat temu zespołu Ich Troje, słynny lider Michał Wiśniewski w pewnym momencie swojego występu rozerwał pluszowego misia, z którego wysypała się spora ilość piór. Z powodu dużego naelektryzowania przylgnęły one do powierzchni sceny i w żaden sposób nie można ich było skutecznie usunąć. Jeździły więc te pióra jeszcze przez kilka tygodni na inne koncerty, przyczepione do scenicznej podłogi. Scena miała też przygodę z motocyklem. W Częstochowie, podczas Zlotu Motocyklistów, jeden z nich wjechał na podest, "spalił gumę" i odjechał nie bacząc na fakt, że właśnie zdemolował scenę wypaliwszy w niej dziurę.
Realizacja nie tylko dźwiękowa
Przed każdym, dużym wyzwaniem scenicznym Dariusz Śmigiel planuje tzw. kompleksowość przedsięwzięcia. Obserwuje otoczenie, w jakim usytuowana będzie scena, szuka interesujących obiektów pozascenicznych, które można wyeksponować, oświetlić. Najlepszym przykładem mogą być plenerowe koncerty Muzycznego Festiwalu w Łańcucie.
Dla większości firm nagłośnieniowych najważniejsze jest światło tylko na scenie. Śmigiel uważa, że równie ważna jest cała, istniejąca wokół architektura, czy charakterystyczne jej elementy, które można wyeksponować. Bywalcy łańcuckiego festiwalu już chyba nie wyobrażają sobie koncertu plenerowego bez widoku z bajkowo wyeksponowaną fasadą pałacu w tle sceny.
PRO-ART współpracuje z firmami oświetleniowymi, zatrudnia designerów – wszystko po to, aby realizacja każdego koncertu była jak najlepsza nie tylko pod względem dźwiękowym.
"Ludzkie ucho jest niedoskonałe, ale tak naprawdę realizacja dźwięku służy ludzkiemu uchu. Cała ta doskonała aparatura tak naprawdę bez ludzkiego ucha nie istnieje. W bardzo wielu obszarach doskonały sprzęt pozwala realizować dźwięk najlepszej jakości, ale za tym wszystkim zawsze stoi człowiek" – mówi Dariusz Śmigiel i tu ma na myśli realizatorów dźwięku pracujących w jego firmie. To oni tworzą to dźwiękowe dzieło. Obecnie PRO-ART zatrudnia ok. 30 pracowników jednocześnie przy kilku równoległych imprezach. Ich praca zaczyna sie na wiele godzin przed rozpoczęciem każdego koncertu. Najpierw złożenie sceny, podpinanie setek metrów kabli, montaż wszystkich urządzeń, wielogodzinne próby dźwięku i światła, a po koncercie składanie wszystkiego – nieraz do wczesnych godzin rannych.
Na moje pytanie o marzenia Dariusz Śmigiel bez wahania odpowiada: Marzy mi się jak najwięcej realizacji produkcji z muzyką poważną. To największa przyjemność i satysfakcja dla realizatorów dźwięku i sprawdzian dla możliwości sprzętowych. Marzy mi się też praca naukowo – badawcza nad dźwiękiem, chciałbym powrócić do konstruowania – stworzyć coś nowego na rynku urządzeń elektronicznych. Niestety na razie na przeszkodzie stoi notoryczny brak czasu.