Znana rzeszowska Cukiernia Julian Orłowski i Kazimierz Rak obchodzi w tym roku 40-lecie istnienia. W 1977 roku założyli ją dwaj przyjaciele, cukiernicy z wykształcenia: Julian Orłowski i Kazimierz Rak, którzy pierwsze kroki w zawodzie stawiali w Państwowych Zakładach Gastronomicznych w Rzeszowie.
– W ciągu tych czterdziestu lat nie było jednego dnia, abyśmy nie podali sobie ręki po zakończonej pracy – przyznaje Kazimierz Rak, wiceprezes Stowarzyszenia Cukierników Polskich, obalając tym samym mit, że spółki są niedobre. – Nasza istnieje już 40 lat, pracują w niej nasze dzieci, wkrótce dołączą wnuki i świetnie się dogadujemy. Oczywiście, zdarzały się sytuacje, że mieliśmy odmienne zdanie, jednak zawsze obaj dążyliśmy do jednego celu. Nieraz chcieliśmy dotrzeć do tego celu różnymi drogami, ale dochodziliśmy do konsensusu i zawsze to wychodziło firmie na dobre.
Najlepsze lody zawsze były na Miodowej
Pomysłodawcą założenia cukierni był Julian Orłowski, który namówi Kazimierza Raka do wspólnego prowadzenia firmy. Podział ról w firmie był naturalny. Kazimierz Rak zajął się wykonywaniem wizji artystycznej wypieków i to on do dziś jest autorem większości pomysłów cukierniczych. Natomiast Julian Orłowski odpowiadał i odpowiada za stronę techniczną i technologiczną – to on decyduje o technologii, maszynach i liniach produkcyjnych.
Na ulicy Czołgistów, czyli kilkaset metrów dalej od obecnej siedziby na Miodowej, mieściła się stara pieczarkarnia, którą przerobili na cukiernię. Kazimierz Rak z rozrzewnieniem wspomina pierwsze lata istnienia pracowni i sklepu. – Mimo wielu utrudnień, to były naprawdę piękne czasy. Wprawdzie gorzej było z zaopatrzeniem w surowce, ale klientów nie brakowało i mimo błotnistej drogi przychodzili do nas, wychodząc z pełną reklamówką słodkości. Wtedy słodkie wypieki nie były tak dostępne jak dzisiaj, a nasze pączki i drożdżówki nieraz były śniadaniem czy kolacją dla robotników – przyznaje.
Cukiernia zaczynała od lodów, pączków, drożdżówek i różnego rodzaju ciast. Lody bakaliowe i kakaowe serwowali klientom tylko w soboty i niedziele, gdyż obowiązywał przydział na te składniki. W tygodniu zapraszali na lody śmietankowe, truskawkowe i z innych owoców dostępnych na rynku. Lody stały się wizytówką cukierni i do dziś wiele osób mówi, że to najlepsze lody w mieście. Ich sekretem są naturalne składniki, bez barwników i półproduktów. Przygotowanie takich lodów według domowej receptury, bez użycia gotowych baz, zajmuje około 4-5 godzin. Praca nad produkcją lodów musi zacząć się wcześnie rano, kiedy z mleczarni przywożone jest świeże mleko. Następnie dodaje się śmietanę, jajka i cukier i całość wędruje do pasteryzatora, który podgrzewa bazę. Największą trudnością w robieniu lodów jest znalezienie optymalnej temperatury, bo nawet różnica dwóch-trzech stopni sprawia, że ze składników wytrąca się tłuszcz, który psuje smak. Baza jest następnie chłodzona do plus 4 stopni i w tej temperaturze trzymana przez dwie godziny.
Słodkości według starych receptur
Po kilku latach cukiernia została przeniesiona do nowej siedziby na Miodową, w której mieści się do dziś. Z czasem asortyment cukierni się poszerzał. Dziś oferuje lody, torty, stoły pełne małych, ale misternie dekorowanych słodkości, ciastka, ciasteczka deserowe, pieczywo, wyroby z czekolady, a także wszelkie inne słodkości na firmowe czy indywidualne zamówienia.
Cukiernia na Miodowej położona jest z dala od zgiełku centrum miasta, więc nie może liczyć np. na turystów przechadzających się deptakiem albo przypadkowych przechodniów. Na Miodową trzeba wybrać się specjalnie, a mimo to klientów nie brakuje i zawsze znajdzie się ktoś chętny na słodki kawałek pięknie udekorowanego ciasta czy słynne lody, z których znana jest cukiernia. – W ciągu tych lat klienci się zmienili, ale zmieniło się także postrzeganie słodyczy. Dziś mówi się o szkodliwości cukru, panie obawiają się, że ciasto „pójdzie im w boczku”, ale przecież nie można sobie odmawiać drobnych przyjemności – śmieje się pan Kazimierz Rak.
Cukiernicy bazują na starych recepturach i sposobach wykonania, co wcale nie oznacza, że słodkości robione są przy pomocy przestarzałych urządzeń. Właściciele cukierni bazują na nowoczesnych maszynach i liniach technologicznych, ale receptury np. lodów sięgają czasów, kiedy panowie Julian Orłowski i Kazimierz Rak byli jeszcze uczniami.
– Nie zmieniamy nic w recepturach od tamtych czasów. Nawet nie interesują mnie wszelkie nowinki, bo jeśli widzę w składniku literkę „E”, to już nie chcę rozmawiać z przedstawicielem. To coś może być modne, lepsze, ale my pozostajemy przy swoim. Dlatego nasze lody wielu osobom przypominają w smaku lody z dzieciństwa i to jest dla nas najbardziej budujące – mówi Kazimierz Rak.
Do swoich wypieków cukiernicy z Miodowej używają składników najwyższej jakości oraz surowców z Podkarpacia. Zresztą, część przetworów, jak np. dżem z moreli czy powidła śliwkowe robią samodzielnie, zaopatrując się w owoce u podkarpackich producentów. Jajka również kupują z kurników od rodzimych producentów, a mleko z podkarpackich mleczarni.
Wszystko może być słodkie!
Właściciele cukierni zauważają, że teraz jest trudniej prowadzić cukierniczy biznes. Słodycze, lody i wypieki można przecież kupić w każdym markecie za dużo niższą cenę. Przykładowo, pączek na tłusty czwartek może kosztować w markecie 40 groszy, u Orłowskiego i Raka – 1,60 czy 1,80, a nawet i 4 zł, jeśli są to pączki firmowe. – Martwi mnie to, że rzemiosło i drobna przedsiębiorczość wnosi największy wkład do PKB, a nie ma swojego ministerstwa. Rzemieślnicy traktowani są jak wielkie firmy i muszą się do tego przystosować i jakoś sobie z tym radzić – twierdzi cukiernik.
Z drugiej strony coraz trudniej o wykwalifikowanych cukierników-artystów, dlatego zdolni uczniowie z Miodowej otrzymują propozycje pracy w różnych miastach w Polsce. Są też doceniani na ogólnopolskich i międzynarodowych konkursach.
Na Miodowej pracuje około 20 osób, w tym najbliższa rodzina Juliana Orłowskiego i Kazimierza Raka, a także uczniowie z Zespołu Szkół Spożywczych na ul. Warszawskiej, którzy uczą się rzemiosła i zdobywają nagrody na różnych ogólnopolskich czy międzynarodowych konkursach. Cukiernicy z Miodowej nie boją się artystycznych wyzwań. Dla krakowskiej AGH przygotowali tort w kształcie osuwiska, który tak dokładnie odwzorowywał osuwisko, że nawet geolodzy uznali, że tort jest jak prawdziwa makieta. Synowie Kazimierza Raka, którzy studiowali w Wyższej Szkole Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu, uczestniczyli w światowych konkursach cukierniczych, w Dubaju czy Meksyku, zdobywając uznanie i sukcesy dla siebie i dla uczelni. Pomysłów na oryginalne czy imponujące słodkości im nie brakuje bo, jak twierdzi Kazimierz Rak, ze słodyczy można zrobić wszystko. Nad nowymi rozwiązaniami często myśli przed zaśnięciem i rano wstaje już z gotowym pomysłem.
Cukiernia to nie tylko biznes
Cukiernia na Miodowej, jak twierdzą właściciele, nie jest biznesem nastawionym wyłącznie na zysk. Choć cukiernicy mogliby zająć się tylko pieczeniem i dekorowaniem, wciąż im się chce robić coś jeszcze. A to biją rekord Guinessa tworząc największy tort bez użycia stelażu (w 2011r.), a to pieką najdłuższy piernik (w Jaworze w 2015 r.), a to zdobywają czołowe miejsca w konkursach i mistrzostwach. Rzeszowscy cukiernicy chętnie angażują się także w różne inicjatywy i działalność filantropijną. Dziesięć lat temu po raz pierwszy upiekli kremówkę na urodziny papieża Jana Pawła II. W tym roku kremówka będzie liczyć 97 metrów. W przygotowania do robienia ulubionego ciasta papieża włączają się nie tylko cukiernicy z Miodowej, ale cały Cech Rzemiosł Różnych z Rzeszowa, który jest sponsorem kremówki.
– Chciałbym jeszcze zrobić coś dobrego w życiu. Dla rodziny, dla firmy czy dla miasta. Moim marzeniem jest, aby zrobić 100 metrów kremówki z okazji setnych urodzin papieża. Mam nadzieję, że zdrowie mi na to pozwoli. – mówi Kazimierz Rak. – Potem pałeczkę oddajemy młodym – śmieją się i Julian Orłowski i Kazimierz Rak.