Reklama

Ludzie

Mama! Projekt na życie

Aneta Gieroń
Dodano: 25.05.2014
12593_Malgorzata_Mac_11
Share
Udostępnij
Trójka dzieci miała być dla Małgorzaty Mac spełnieniem marzeń o fajnej rodzinie, przeznaczenie podwoiło jej plany. – Na szczęście – śmieje się mama Kuby, Klaudii, Wiktorii, Adasia, Oli i Michała. – Wszystko co najlepsze w życiu spotkało mnie dzięki dzieciom. Nie osiągnęłabym połowy rzeczy, które zrobiłam, gdybym nie miałam dzieci. Mając dzieci nie można być leniwym. I choć nasze życie nie było i nie jest usłane różami, nie zamieniłaby je na inne. Wspólnie z mężem nie mamy wątpliwości – dzieci są naszym największym sukcesem i majątkiem. 
 
Jak to się robi? Normalnie. Wyznaczam sobie priorytety i nie zajmuję się głupotami. Na pierwszym miejscu zawsze są dzieci, ale zaraz po nich praca zawodowa. Miałam i mam ambicje prywatne oraz zawodowe.  Kobiety boją się mieć dzieci, bo boją się, że nie będą aktywne zawodowo, a to nieprawda. Mój przykład to potwierdza – mówi Małgosia. – Bycie matką jest fajne, dzięki temu jesteśmy młodsze, silniejsze. U siebie samej zauważałam, że takiej kreatywności jak w ciąży, nie miałam nigdy. Naukowo stwierdzono, że kobiety w ciąży są bardziej niż zazwyczaj pracowite i odważne.
 
Dzieci mogą być największą przygodą i wyzwaniem w życiu. Przy pierwszym dziecku, człowiek chce być perfekcyjny, przy kolejnych, zdrowy rozsądek bierze górę i nie mamy już czasu, ani siły, by zadręczać się drobiazgami. Oczywiście, nie można generalizować, bo nie każdy może być matką, ale trzeba mieć na siebie pomysł. Także dlatego nigdy nie zapomniałam o rozwoju zawodowym. Dla mnie jest niewyobrażalne, że nie mam celu i się nie rozwijam. Pierwsze dziecko urodziła 18 lat temu na drugim roku studiów. Od tego czasu zawsze pracuje, niekiedy na dwóch etatach, od 6 lat prowadzi własną firmę RoweRes.
 
A to oznacza, że Małgorzata Mac chce nas masowo zachęcić do jazdy na rowerze. Cztery lata temu pojawiły się na ulicach Rzeszowa punkty z rowerami do wypożyczenia i tak powoli oswajamy przestrzeń miejską spoglądając na nią z jednośladów. Na razie w ramach projektu jest około setki rowerów w różnych punktach miasta, ale w najbliższym czasie pojawi się kolejnych 30-50 sztuk. Dla firmy RoweRes, Rzeszów okazał się wstępem do rowerowego biznesu. W 2014 roku w Toruniu na ulicach pojawiło się 120 rowerów, przetarg na ten projekt wygrała i zrealizowała firma Małgorzaty Mac.
 
Niewykluczone, że w kolejnych miesiącach RoweRes czekać będą duże wyzwania i zmiany. Przedsiębiorczą i pomysłową rzeszowianką dostrzegła polska korporacja i coraz bardziej realna staje się fuzja. – Niczego nie wykluczam, cieszę się tylko, że będzie to ewentualnie partnerstwo z polskim biznesem, a nie z europejskim gigantem. Tym bardziej, że rowerowy rynek polskich miast jest łakomym kąskiem dla inwestorów i w kolejnych latach dużo w tym temacie będzie się działo – mówi.
 
Dla niej zmiany nie są jednak niczym nowym. O ile większość z nas boi się wyzwań i najwyżej ceni sobie święty spokój, ona wręcz jej prowokuje. – Oczywiście, pieniądze są ważne, ale rozwój, rodzina jeszcze bardziej – dodaje.
 
Przedsiębiorczość i zaradność w przypadku Małgosi Mac jest sumą kilku wypadkowych. Wychowała się w domu, gdzie miała czwórkę rodzeństwa, była najstarsza i zawsze czuła się odpowiedzialna za innych. Dorosła poczuła się już w szkole średniej, gdy jej mama uległa poważnemu wypadkowi, a ona musiała, ale przede wszystkim bardzo chciała pomóc rodzicom. Decyzja o założeniu rodziny na studiach nie była przypadkowa. Obydwoje z przyszłym mężem wiedzieli, że chcą mieć dom, dzieci, że chcą być jak najszybciej samodzielni, łączenie studiów z pracą było dla nich oczywiste. Jeszcze przed ślubem wspólnie zbierali borówki w Szwecji, by uzbierać pieniądze, jakie chcieli zainwestować w punkty ksero na rzeszowskich uczelniach w latach 90. XX wieku.

Konsekwencja i systematyczność we wszystkim
 
– Gdy urodził się Kuba byłam na II roku pedagogiki. Mąż kończył studia na Politechnice Rzeszowskiej – opowiada. –  Ja zajęłam się doglądaniem punktów ksero i wychowywaniem syna, mąż zdobywał pierwsze doświadczenia zawodowe. Od początku małżeństwa wynajmowaliśmy samodzielne mieszkanie i zarabialiśmy na życie. Na III roku studiów urodziłam Klaudię i rozpoczęłam drugi kierunek studiów, resocjalizację. Byłam dumna, że jesteśmy samodzielni, a już największa duma mnie rozpierała, gdy jako naprawdę młodzi ludzie mogliśmy finansowo wesprzeć niekiedy naszych rodziców. Tej radości nie da się z niczym porównać. Dlatego nie rozumiem współczesnych czasów i rodziców, którzy swoje już dorosłe dzieci chcą we wszystkim wyręczać i standardem staje się wręczanie kluczy do mieszkania i samochodu, gdy dzieci wchodzą w dorosłe życie.
 
Małgorzata Mac przyznaje, że wspólnie z mężem robią wszystko, by zapewnić dzieciom optymalny rozwój, ale na pewno nie będą ich w przyszłości obsypywać pieniędzy. – Uważamy, że najważniejsze jest zapewnienie dzieciom dobrego wykształcenia oraz na tyle wszechstronnego rozwoju, by w każdych okolicznościach umiały na siebie zapracować, odnaleźć się w rzeczywistości  i aby były odpowiedzialnymi, fajnymi, empatycznymi ludźmi – mówi.  
 
Jest duże w tym prawdopodobieństwo, bo pracowitość dosłownie wyssały z mlekiem matki. Małgosia Mac odkąd pamięta jest szalenie zaangażowana w pracę zawodową, właściwie nie wie, co to zwolnienie lekarskie, czy dłuższy urlop macierzyński. Jeszcze będąc studentką szybko uznała, że doglądanie ludzi pracujących w punktach ksero nie jest na tyle skomplikowane, by nie mogła zająć się czymś dodatkowym.
 
– Koleżanki na studiach ze mnie żartowały, że albo jestem zapracowana, albo w ciąży, albo karmię dzieci piersią, że właściwie niemożliwe jest wypicie ze mną drinka – śmieje się Małgosia. – Z czym ja się nigdy nie zgadzałam, bo może i na imprezy przychodziłam z butelką mleka w torebce, albo z dzieckiem u piersi, ale zawsze solidarnie się pojawiałam.
 
Uparcie szukała też pierwszej pracy dla siebie. Była połowa lat 90. XX wieku, miała już dwójkę dzieci i została przedstawicielką firmy sprzedającej wina. Firma gwarantowała tylko prowizję od sprzedaży, ale jej to nie zniechęciło. Szybko wypracowała sobie bazę klientów, zorganizowała w byłym Hotelu Rzeszów oraz w hotelach warszawskich degustację win, w końcu wprowadziła wina do firm jako upominki dla klientów. Po kilku miesiącach okazało się, że jest w tym tak skuteczna, że było ją stać pójść do salonu kupić samochód.
 
– Duża w tym była zasługa mojego męża, który mnie wspierał, pomagał w opiece nad dziećmi, a przede wszystkim jako absolwent marketingu i zarządzania podsuwał celne pomysły biznesowe – wspomina. Nie bez znaczenia była też konsekwencja i systematyczność, a na ich punkcie Małgosia Mac ma absolutnego bzika i stara się tym zaszczepić wszystkie swoje dzieci.
 
– Sport i muzyka to są światy, które kształtują nasze życie rodzinne – opowiada. – Wszyscy jesteśmy zakochani w sporcie i nie mam wątpliwości, że nic tak nie kształtuje charakteru, waleczności, konsekwencji w działaniu, jak właśnie sport. 
 
Umieć dostrzec to „coś” w każdym z sześciorga dzieci
 
Małgosia Mac i jej mąż są nieustannymi obserwatorami całej szóstki swoich dzieci i starają się w nich dostrzec talenty, które staną się dla nich sposobem na dorosłe życie. – Dziecko jest istotą niesłychanie plastyczną i wdzięczną, ale pod warunkiem, że poświęci się jej dostatecznie dużo czasu i zachowa się anielską cierpliwość – tłumaczy Małgosia. – Sukcesy nie przychodzą w dzień, tydzień, ale po dwóch, trzech latach konsekwentnej pracy efekty bywają wspaniałe.  Jak każdy rodzic mogę całymi godzinami opowiadać o moich dzieciach, przy czym każde jest inne, ma inne wspaniałe możliwości i co innego wnosi do naszej rodziny.
 
 
Najstarszy Jakub ma 18 lat i jest zapalonym siatkarzem, dobrze sobie radzi w szkole średniej i być może będzie chciał wybrać w przyszłości studia prawnicze. Młodsza Klaudia jest tytanem pracy. Uczy się w klasie biologiczno-chemicznej, ma dobre oceny i zadatki na  niezłą skrzypaczkę.
 
– To cudowne, gdy budzę się w sobotę rano, a za ścianą słyszę Vivaldiego na żywo. Nie jakieś brzdąkanie, ale wykonanie na dobrym poziomie. Ale to nie przyszło, ot tak, z dnia na dzień. Ja jestem szalenie konsekwentna i tej cierpliwości, wytrwałości w działaniu uczę też dzieci. Gdy są chwile zwątpienia, a takie są nieustannie, zawsze nalegam, by decyzję spokojnie przemyśleć. Rezygnacja z nauki gry na instrumencie, czy treningów musi być szczegółowo przeanalizowana i rozłożona w czasie. Nie uznaję argumentów, że komuś się coś nie chce. W sobotę rano wstajemy i już o 7.30 wszyscy jesteśmy na basenie na treningach. Dzięki temu dzieci uczy się gospodarować czasem, nie marnują go na galerie, fejsbuka, a przede wszystkim nudę.
 
Dlatego 13-letnia Wiktoria, naukę w szóstej klasie godzi z zajęciami w klasie fletu poprzecznego, trenuje pływanie i tańczy w Zespole Bandoska . – Nauka jest losowa, są różni nauczyciele, różne zdolności. Na treningu, albo jest się przygotowanym albo nie, albo się spóźniamy, albo nie. To jest reżim, ale on kształtuje – śmieje się Małgosia Mac i porównuje muzykę do sportu. Ludzie patrzą na nią jak na kosmitkę, ale ona jest gdzieś pośrodku tych dwóch światów, które codziennie ścierają się w jej domu i wie, co mówi. Jeśli jest determinacja, są też rezultaty. Ona sama ma świadomość, że dużo z siebie daje, ale potrafi też dużo z innych wykrzesać. Kiedyś marzyła o studiowaniu psychologii i coś w niej z psychologa na pewno jest. Jak nikt inny potrafi przywrócić zagubionych znajomych do pionu. Sama nigdy się nie poddaje i nie pozwala poddawać się innym.
 
Dzięki tej determinacji kolejne dzieci, jakie pojawiały się w rodzinie Małgosi Mac specjalnie nie ograniczały jej zawodowo. Po dwóch latach spędzonych w branży winiarskiej, uznała, że pora coś zmienić. Tym bardziej, że dostała ofertę poprowadzenia rzeszowskiego oddziału agencji ochrony. Dla absolwentki resocjalizacji to była ciekawa propozycja. Pięć dni w tygodniu zarządzanie ludźmi, a w weekendy organizowanie szkoleń dla osób zatrudnionych w firmie ochroniarskiej. Jest młoda, dobrze zarabia, ma trójkę dzieci, uważa, że wszystko może pogodzić. Jest na tyle sumiennym pracownikiem, że nawet letnie weekendy za miasto z rodziną organizuje dopiero po godz. 15, po powrocie ze szkoleń. Znajomi patrzą z niedowierzaniem, ale ona jest konsekwentna, pierwsze praca, potem przyjemności.
 
Po kilku latach pracy w agencji angażuje się w tworzenie pierwszych oddziałów call center w Rzeszowie i Tarnowie, spodziewa się też czwartego dziecka, Adasia. Wtedy też po raz pierwszy czuje się bezradna. Adaś jest astmatykiem i w pierwszym dwóch latach życia aż 8 razy jest hospitalizowany. Dziś w tym wysportowanym dziewięciolatku, skoczku do wody z dużymi sukcesami na koncie i utalentowanym szachiście trudno się doszukać choćby śladu choroby, ale tamte doświadczenia uczą pokory na całe życie.
 
Życie jest za krótkie, żeby rezygnować z siebie
 
– Nie warto marnować go na głupoty i rozczulanie się nad sobą. Zdrowy człowiek może wszystko; zdobyć pieniądze, wykształcenie, zawód i choć bywa to piekielnie trudne, nie jest niemożliwe. W obliczu choroby dzieci, albo nas samych bezradność jest czymś strasznym – mówi Małgosia. Dlatego, gdy urodziła się Ola, a w końcu najmłodszy Michaś, Macowie nawet nie pomyśleli, że nie dadzą sobie rady. Najważniejsze, że dzieciaki są zdrowe.
 
Ola, która urodziła się w czasie, gdy jej mama była szefową biura ogłoszeń „Anonse” w Rzeszowie, jest tytanem pracy. Trudno jednak, by było inaczej, skoro jeszcze w dniu porodu jej mama była w pracy. Ta szalenie rezolutna dziewczynka jest w pierwszej klasie szkoły podstawowej i w szkole muzycznej w klasie fortepianu, do tego uczęszcza do sekcji pływackiej, chodzi na zajęcia baletowe i tańczy w zespole „Bandoska”.
 
– Jest takim mały liderem w rodzinie – śmieje się Małgosia Mac. – Uwielbia zwracać na siebie uwagę, ale wymaga też szalenie dużo uwagi z naszej strony. Jak wszystkie nasze dzieci, ale my to sobie cenimy. Lubimy je obserwować, rozmawiać z nimi, z uwagą śledzić, jak się zmieniają, dorastają, kształtują. Kilka miesięcy temu wyburzyłam w dom ścianę między dwoma pokojami, by zrobić duży salon z ogromny stołem, przy którym wszyscy się spotykamy. Początkowo starsze dzieci przyjęły pomysł z rezerwową, teraz wszyscy przesiadujemy razem i nikt nie chce wyjść z salonu. Dzieci odrabiają lekcje, ćwiczą na instrumentach, gramy w szachy, czytamy. Najmłodszy Michaś, który urodził się już pod koniec mojej pracy w „Anonsach” został w tym towarzystwie rodzinną maskotką. Podobnie jak Adaś jest skoczkiem do wody i coraz lepszym szachistą. Bywa, że chłopcy mnie zawstydzają i aby notorycznie nie przegrywać z nimi w szachy, trenuję wirtualne partie w sieci, co już trochę poprawiło moje umiejętności szachisty.
 
Dla Małgosi Mac, która za rok skończy 40 lat zaczyna się bardzo dobry okres w życiu. Dzieci wyrosły z pieluch, ona może się w pełni realizować zawodowo, właściwie może się czuć wyluzowana. Ma głowę pełną pomysłów, coraz więcej uczy się od własnych dzieci, dzięki nim nauczyła się pływać i jeździć na nartach, do tego stała się fanką badmintona.
 
 – Najważniejsze, żeby być „wypoczętą” i zadowoloną z życia. Przy czym „wypoczęta” przy 6 dzieci nie oznacza leżenia na kanapie, ale chodzi o czas dla siebie i dla dzieci. Gdy one pływają, ja też pływam, gdy one grają w piłkę ja przez dwie godziny potrafię siedzieć na trybunach i jestem szczęśliwa, bo uwielbiam patrzeć, jak uprawiają sport i są zadowolone. Dla takich chwil rezygnuję z kosmetyczki, fryzjera, kawki z koleżanką, bo wolę spędzić ten czas z pożytkiem dla nich i dla mnie też – mówi Małgorzata. Tym bardziej, że one tak szybko dorastają. Za rok jej najstarszy syn będzie zdawał maturę, a za 10 lat być może będzie już zwariowaną babcią, ale taką, która nadal potrafiła będzie inspirować do działania.
 
– Nigdy nie miałam wątpliwości, że po pierwsze jestem człowiekiem, kobietą, potem matką i żoną. Kocham swoje dzieci ponad wszystko, ale nie rozgrzeszam się ze wszystkiego, bo jestem matką. Życie jest za krótkie, żeby rezygnować z siebie – mówi. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy