Fotel prezydenta jest jeden, a polityków PiS, którzy mają ochotę o niego powalczyć – dwóch: poseł Andrzej Szlachta i szef klubu radnych PiS w Radzie Miasta, Jerzy Cypryś. Pierwszy był już prezydentem Rzeszowa w latach 1999-2002. Drugi – kandydatem na prezydenta w wyborach w 2010 r. (przegrał wtedy z Tadeuszem Ferencem). Jeden będzie musiał powściągnąć prezydenckie ambicje. Który?
Andrzej Szlachta przekonuje, że PiS wyciągnął wnioski z wyborów w 2006 r., kiedy jako kandydata na prezydenta Rzeszowa zaproponował, i to bardzo późno, mało rozpoznawalnego w mieście przedsiębiorcę Mariana Hadego, co spowodowało, że było zbyt mało czasu na jego wypromowanie. Partia, pomna tych doświadczeń, pierwsze przymiarki do tego, kto powinien być jej kandydatem, zrobiła już ponad rok przed wyborami, w kwietniu ub.r. Poseł ma tu na myśli prawybory w strukturze powiatu grodzkiego PiS (jest jej szefem). Wygrał je zdecydowanie – zagłosowało na niego ponad 90 proc. uczestników zebrania tej struktury partii. Jerzego Cyprysia poparła reszta – niecałe 10 proc.
Na podstawie wyniku tego głosowania poseł Szlachta jest przekonany, że to on powinien być kandydatem PiS na prezydenta Rzeszowa. – Decyduje demokracja – przekonuje. – W naszej strukturze powiatowej, która miała wyłonić kandydata, głosujący wybrali mnie. Wyniki głosowania zostały przesłane do władz zwierzchnich partii: zarówno okręgowych, jak i regionalnych. Nikt ich nie zakwestionował.
Jerzy Cypryś uważa, że kwietniowe głosowanie „nie miało nawet symptomów prawyborów”. Podawanie jego wyników do publicznej wiadomości nazywa „manipulowaniem opinii publicznej”. – Bo czy może być miarodajne i obiektywne głosowanie zarządzone „ad hoc” w grupie kilkunastu osób, podczas gdy wypowiedzieć się w tej ważnej kwestii powinno dziesięć razy więcej członków partii niż wzięło udział w tej farsie? – argumentuje szef klubu radnych PiS w Radzie Miasta w wypowiedzi dla „Gazety w Rzeszowie”, której tekst nam udostępnił.
Poseł Szlachta ubolewa, że radnego Cyprysia poniosły emocje. Zaprzecza, by był między nimi jakiś konflikt. – Jest tylko nieopatrzne sformułowanie pana Jurka. Myślę, że się zreflektuje. Jest człowiekiem przyszłościowym, a nam potrzeba dużej siły intelektualnej, potrzeba mocnego zespołu, by poprowadzić Rzeszów przez kolejne lata. Pracy więc nie zabraknie również dla niego – przekonuje Szlachta.
– Na razie jesteśmy w zawieszeniu – uważa Cypryś. – Władze centralne po analizie udzielą poparcia kandydatowi na prezydenta. Kto nim będzie – poseł Szlachta czy ktoś inny – trudno powiedzieć.
Andrzej Szlachta ripostuje, że system wyboru kandydata jest nieco inny. Rekomendują go struktury powiatowe, a głos rozstrzygający ma Rada Regionalna, która zbierze się w lutym. Władze centralne będą, jego zdaniem, ingerować w ten wybór, jeśli pojawi się sytuacja sporna.
W jednym obaj panowie się zgadzają: dotychczasowy prezydent Tadeusz Ferenc powinien już sobie odpocząć. Szlachtę szczególnie niepokoi zadłużenie Rzeszowa na poziomie prawie 60 proc.. budżetu i „rolowanie” długów miasta. Cypryś uważa, że „Rzeszów potrzebuje nowego stylu zarządzania, wolnego od autokratycznych, nieczytelnych decyzji opartych na >>dziwnych powiązaniach<<”. Jego zdaniem, mamy dziś w Rzeszowie demokrację fasadową, w której „społeczeństwo widzi niby-skutecznego zarządcę, a w rzeczywistości jest marnotrawienie funduszy unijnych i skazywanie młodych na emigrację”.
Dlatego, zdaniem radnego PiS, potrzebne jest, aby Rzeszowem rządził człowiek, który reprezentowałby „nową jakość władzy”. – Jeżeli środowiska centroprawicy uznają, iż to moje zadanie, to się go podejmę, ale równie chętnie pomogę każdemu, kto da gwarancje faktycznego, nie zaś pozorowanego rozwoju Rzeszowa – podkreśla Cypryś.
Szlachta zapewnia, że nie miał politycznych planów ubiegania się o prezydenturę i że nie jest tak, iż – jako poseł – nagle wymyślił sobie, iż powinien zostać prezydentem Rzeszowa. Jednak w sytuacji, kiedy przez ostatnie blisko cztery lata nie pojawiła się w PiS-ie kandydatura, która by dawała szansę zwycięstwa, jest gotów podjąć wyzwanie i stanąć do walki o Ratusz.
Czy ma wiarę w zwycięstwo? – Gdybym tej wiary nie miał, to nie miałby sensu mój start w wyborach – ripostuje poseł PiS. Podkreśla, że wybory prezydenta w większych miastach są bardzo upolitycznione, a ich wyniki są wypadkową popularności kandydatów i popularności ugrupowań, które ich rekomendują. Cztery lata temu Ferenc wygrał z Cyprysiem procentowym stosunkiem głosów 53:35. Obecnie, zdaniem Szlachty, badania fokusowe mówią, że poparcie dla partii w mieście jest znacznie wyższe niż wtedy. – Nie jesteśmy bez szans na zwycięstwo – uważa poseł PiS.