Reklama

Lifestyle

Jeździeckie imperium Uchwatów

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 14.07.2013
5629_UCHWAT-TEAM
Share
Udostępnij
Jeździectwo to sport rodzinny. Jest w Polsce kilka rodzinnych „klanów”. Wśród nich Uchwatowie z Glinika Zaborowskiego k. Strzyżowa. – Do jeździectwa są potrzebne trzy pokolenia – uważa ojciec rodziny, Włodzimierz. – Dziadek zaczyna jeździć konno, bo mu się to podoba, albo przekazali mu w genach. Później okazuje się, że nie wystarcza już jeździć na łące, więc buduje infrastrukturę. Jego dzieci zdobywają tytuły mistrzów Polski i uczą się przygotowywać konie do zawodów. Wnuki mają już konie wyselekcjonowane i dostają na tacy pracę rodzinną dwóch poprzednich pokoleń. Im będzie łatwiej zwyciężać.
 
To w lapidarnym skrócie historia trzech pokoleń jeździeckiej rodziny Uchwatów. Z tym, że to historia jeszcze nie zakończona. Infrastruktura europejskiej klasy już prawie w Gliniku jest, dzieci mają na koncie wiele sukcesów. A o wnukach… zapewne jeszcze usłyszymy.
 
Studia zaczęły mi przeszkadzać w jeździectwie
 
Pan Włodzimierz wspomina, że konie były jego pasją „od zawsze”. Poważniej zetknął się jednak z tymi zwierzętami dopiero podczas studiów na Politechnice Rzeszowskiej. – Zobaczyłem ogłoszenie klubu jeździeckiego – opowiada. – Poszedłem tam. Okazało się, że nie są to tylko tacy „papierowi jeźdźcy” i że mają dostęp do koni i siodeł. Jak w to wszystko wpadłem, to od razu wylądowałem na urlopie dziekańskim, bo studia zaczęły mi przeszkadzać w jeździectwie. 
 
Poświęcał tej pasji tak dużo czasu, że szybko awansował w hierarchii studenckiego klubu jeździeckiego. Parł do tego, by wybudowali swój ośrodek. Tak powstał znany klub jeździecki, najpierw studencki, później ludowy, w Zabajce k. Głogowa Młp. – Parłem do sportu wyczynowego, ale reszcie zarządu wystarczała rekreacja – wspomina. 
 
Doszedł do wniosku, że musi pójść na swoje. W 1981 r. kupili z żoną w Gliniku Zaborowskim starą chałupę drewnianą pod lasem i 45 arów ziemi. Od początku z zamiarem przeznaczenia tego gospodarstwa na potrzeby jeździectwa. Jednak z państwowej pensji trudno byłoby utrzymać konie. I wtedy przyszła z pomocą polityka. W stanie wojennym, kiedy – jako działacz „Solidarności”, czyli politycznie „podejrzany” – pan Włodzimierz został zwolniony z pracy, zorganizował w kupionym gospodarstwie warsztat stolarski i tak zaczął zarabiać na życie. Po pewnym czasie przenieśli się z rodziną z Rzeszowa do Glinika. Okazało się, że przychody ze stolarni pozwalają utrzymać konie. Wybudowali halę. 
 
To 30 lat naszej pracy
 
Dziś „imperium Uchwatów” to 10 ha ziemi, z czego 3 ha łąk i pastwisk, reszta jest zalesiona lub zabudowana. To także znakomita infrastruktura dla jeździectwa, materialna baza Jeździeckiego Klubu Sportowego „Pogórze” – stowarzyszenia, którego motorem napędowym jest Uchwat Team, czyli jeździecki „klan” Uchwatów (z głową rodziny jako prezesem). – Mamy najnowocześniejsze place do jazdy konnej, całkowicie zmeliorowane, na których koń nie dostanie kontuzji – zachwala pan Włodzimierz.
 
Place są dwa. Jeden to rozprężalnia o wymiarach 40×40 m, gdzie konie się rozgrzewają, drugi to plac główny (45×80 m), na którym są rozgrywane zawody. – Standard europejski – podkreśla Uchwat. Do tego hala 18×50 m, karuzela dla koni, myjki, 6 stajni z 98 boksami (zimowymi i letnimi) oraz 30-40 koni (ta liczba jest płynna). – To 30 lat naszej pracy – mówi z dumą pan Włodzimierz. – Mamy tu niemal wszystko, co jest związane z jeździectwem, oprócz hodowli. Zostawiamy ją fachowcom, bo to trudna sztuka.
 
Na potrzeby jeździectwa pracuje stolarnia, która nadal funkcjonuje, zmieniła jedynie profil produkcji. – Kiedyś, dzięki stylowym meblom, które produkowaliśmy, powstała hala i stajnie – mówi Włodzimierz Uchwat. – Teraz stolarnia robi parkury i przeszkody do skoków dla koni. I pomału się „zatykamy”, bo robimy tak dobrze, że się nie psują – śmieje się.
 
Marzy mu się ośrodek jeszcze bardziej nowoczesny. – Chcemy zorganizować tu konno-rowerową (z akcentem na konie) bazę turystyczną – opowiada prezes.  Brakuje do tego hotelu na 40 łóżek (na razie jest 11 miejsc noclegowych, z których korzystają miłośnicy koni i agroturyści).
 
W Uchwat Teamie wszyscy się uzupełniają
 
W Uchwat Teamie każdy ma swoje miejsce i wszyscy wzajemnie się uzupełniają. Na głowie pana Włodzimierza jako ojca i prezesa jest „czuwanie nad całokształtem”, czyli dbanie o rozwój klubu. Jest z tym tyle zachodu, że „odpuścił” już sobie jazdę wyczynową, choć wiek miałby odpowiedni – wielu jeźdźców osiąga największe sukcesy po 50. Żona Jadwiga „trzyma kasę”. Wyczyn, przygotowanie koni, nauka jazdy – to domena synów, Roberta i Sławomira oraz synowych, Mai i Katarzyny.
 
Cała czwórka ma też doświadczenie w zawodach jeździeckich. Najbardziej znany ze sportowych sukcesów jest młodszy syn, Sławomir, przy czym największe z nich osiągnął w okresie młodzieżowym. Szczególnie dumny jest z dwukrotnego udziału w mistrzostwach Europy, gdzie zajął 22. i 18. miejsce. Są to do dziś  najlepsze wyniki w historii polskiego jeździectwa. Jako młodzieżowiec był wicemistrzem Polski seniorów, co również było nie lada wyczynem. Do wyczynowego uprawiania tego sportu wrócił po kilku latach przerwy jego starszy o dwa lata brat Robert. 
 
Maja Bylinowska-Uchwat, żona Roberta, i Katarzyna Uchwat, żona Sławomira, o swoich sukcesach sportowych mówią z wielką skromnością. Na tyle wielką, że do rozmowy wtrąca się głowa rodziny, by podkreślić, że obie są świetnymi zawodowymi jeźdźcami, choć może nieco w cieniu mężów, którzy skaczą przez przeszkody o 20 cm wyższe. – Do koni nie trzeba siły, tylko inteligencji – śmieje się Włodzimierz Uchwat. – A to są dziewczęta bardzo inteligentne.
 
Praca z końmi i jeźdźcami
 
Jak wylicza Sławomir, na konkursach, od połowy lutego do końca grudnia, spędza 40 weekendów w roku. Konkursy to zwieńczenie codziennej, żmudnej pracy. – Mamy z żoną wyraźnie zaznaczone dwa tory działalności – opowiada Robert. – Pierwszy to praca z końmi. Przez kilka ostatnich lat budowałem sobie stawkę siedmiu wymarzonych koni. Każdy jest trochę inny i jest przygotowywany do trochę innych konkursów. Drugi tor to działalność instruktorsko-trenerska. Moja żona prowadzi głównie szkolenia podstawowe i dla średnio zaawansowanych, jest egzaminatorem na odznaki jeździeckie i sędzią kwalifikatorem, zajmuje się też szkoleniem kadr, które w przyszłości ewentualnie zasilą sport wyczynowy. Ja pracuję z jeźdźcami, którzy już startują w zawodach na różnych poziomach zaawansowania.
 
– Prowadzę szkolenia, zgrupowania, pracuję z młodzieżą – od podstaw do pierwszych startów na zawodach – dopowiada Maja. – Później przekazuję te osoby mężowi. 
 
Sławomir zajmuje się na co dzień głównie treningiem koni. – Trenujemy je po to, by je przeselekcjonować – wyjaśnia. – Najlepsze zostawiamy i jeździmy na nich na zawodach, słabsze sprzedajemy osobom, którym wystarcza niższy poziom ich zaawansowania.
 
Żona Katarzyna teraz głównie pomaga w organizacji zawodów. – Ciągnie mnie do zawodów – przyznaje.
 
Czy Uchwat Team trafi na olimpiadę
 
Sportowym celem Sławomira jest udział w olimpiadzie. Wie, że choć przekroczył już „trzydziestkę”, w jeździectwie najlepsze lata są jeszcze przed nim. – W mistrzostwach Europy seniorów wygrywali jeźdźcy po 50., więc mam jeszcze 20 lat i mogę spokojnie pracować. Takie wyniki można osiągnąć tylko codzienną, żmudną pracą z końmi, doborem takich, które są w stanie pokonać najwyższe i najszersze przeszkody oraz częstymi wyjazdami na zawody.
 
Robertowi marzy się, by wytrenował zawodnika, który byłby w stanie rywalizować w zawodach Pucharu Świata i by on też tam był jako zawodnik.
 
– A moim marzeniem jest, by cała czwórka wystartowała w Pucharze Narodów jako reprezentacja Polski – dopowiada senior rodu. Pan Włodzimierz uważa, że przy takiej infrastrukturze, jaką dysponują obecnie, osiągnięcie europejskiego poziomu sportowego będzie możliwe w ciągu kilku lat. Marzy mu się także spopularyzowanie tej dyscypliny sportu. Temu służą m.in. zawody, które odbywają się w Gliniku Zaborowskim. – Naszym „dzieckiem” jest np. Otwarty Puchar Podkarpacia, który ściąga już ok. 100 zawodników z Polski i Słowacji – podkreśla Włodzimierz Uchwat.
 
Gramy w jednej orkiestrze
 
Nazywają siebie szczęściarzami. Bo niewielu może wykonywać pracę, która jest zarazem ich pasją, z której mogą czerpać zyski i satysfakcję, a jednocześnie którą wykonują razem (synowie z rodzinami pobudowali się nawet nieopodal rodziców). – My jesteśmy przykładem, że jest to możliwe – śmieje się Katarzyna.
 
Dla Sławomira jest to tak naturalne, że specjalnie się nad tym nawet nie zastanawia. Opowiada, że żona również jest z rodziny jeździeckiej: jest córką byłego dyrektora stadniny w Stubnie. – Od początku wiedziała, że będziemy się zajmować końmi i że z tego będziemy żyć.
 
– Udało nam się coś niesamowitego – mówi Maja. – Wszyscy się uzupełniamy, pracujemy razem i to jest bardzo fajne. My w tej pracy spędzamy 98 proc. czasu, bo tu mieszkamy i jesteśmy z końmi non stop. Ale robimy to, co kochamy, więc to nie jest dla nas uciążliwe.
 
– Gramy w jednej orkiestrze – podkreśla senior rodu.
 
Pytam, czy tematyka „końska” dominuje podczas spotkań przy stole. – Czasami udaje nam się porozmawiać o czymś innym – żartują. – W zimie rozmawiamy o filharmonii – śmieje się pan Włodzimierz.
 
Po chwili Robert przechodzi z tonu żartobliwego na poważny i mówi, że stara się oddzielać pracę od pasji. To znaczy, że po powrocie z pracy do domu stara się zająć czymś innym. – Taką odskocznią od koni jest dla mnie muzyka. Trochę gram na klawiszach i to mnie bardzo rozluźnia – opowiada. Trzeba dodać, że ten talent odziedziczył po ojcu, muzyku-amatorze. 
 
Nie zmuszamy dzieci do jazdy
 
Czy wnuki pójdą w ślady dziadków i rodziców? Czy będą tym trzecim pokoleniem, które „spije śmietankę” z pracy dwóch poprzednich? 
 
– Nie namawiałem swoich dzieci do jazdy konnej, a one to przejęły – podkreśla Włodzimierz Uchwat. 
 
– Bo jeżeli człowiek rodzi się w domu, gdzie wszystko jest podporządkowane temu, by można było jeździć na koniach, to trudno nie myśleć w ten sam sposób – zauważa Robert. Dlatego pokolenie nr 1 i 2 liczy, że wnuki – prędzej czy później – złapią „końskiego bakcyla”. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy