Pandemia, której doświadczamy to dynamiczny proces. Na początku towarzyszył nam wszystkim lęk, niepewność, ale powoli oswoiliśmy nową sytuację.
Kwarantanna zastała mnie w Krośnie, w mieście, co sprawiło, że poczułam niemal fizycznie miejską alienację. Ale szybko wróciła mi energia i nadzieja. Wyjście z codzienności, z utartych torów, w których byliśmy wcześniej, to wielka szansa na zmiany: społeczne, kulturowe, ekonomiczne. Niestety, mój rewolucyjny i przepełniony nadzieją nastrój słabł z czasem, ale wciąż wszystko jest możliwe.
Początek pandemii to też nowa solidarność. Większość z nas zaangażowała się w wolontariat, jedni szyli maseczki, inni robili starszym osobom zakupy, ale ta solidarność też powoli się wypala i każdy zaczyna sprawdzać stan portfela, myśląc, ile stracił.
Życie kulturalne przeniosło się do sieci. Szczególnie na początku było to bardzo ważne, że możemy oglądać spektakle, dobre filmy, dyskutować na tematy ważne. Nagle u siebie, w domu na końcu świata miałam okazję zobaczyć świetne przedstawienie, na które nigdy nie udało mi się dotrzeć do teatru w Warszawie. Doświadczyliśmy wyraźnie, że możemy żyć lokalnie a działać globalnie. Uważam, że to nowa szansa dla takich obszarów, jak choćby Beskid Niski, gdzie ciągle trudno o dobrą edukację, pracę, czy dostęp do kultury.
Odkryliśmy, że praca online jest tak samo wartościowa a ludzie wydajni i odpowiedzialni. Sama też poczułam, że jestem dobrze przygotowana do kryzysowej sytuacji, bo odkąd prawie 10 lat temu osiadłam w Beskidzie Niskim, nieustannie muszę wykuwać tutaj swoje miejsce pracy i aktywności. Przez lata było to trudne doświadczenie, ale ta elastyczność i aktywność w dobie koronawirusa okazała się pomocna.
W tym początkowym czasie, kiedy Internet nas łączył i dawał otuchę, nagrałam serię bajek filozoficznych i zamieściłam je na Youtubie, co szybko przyciągnęło spore grono widzów. Te nieustanne eksperymenty, poszukiwania pozwoliły mi znaleźć nowe formy aktywności – konferencje na platformie ZOOM, cykl zrealizowanych spotkań o miastach przyszłości, czy spektakl online „Opowieści Pustelnika”, który udało nam się pokazać. Okazało się, że ZOOM-owe okienko to scena, scenografia może być wirtualna i w zasadzie to taki teatr w pudełku.
Największa niedogodność, jaka mi towarzyszyła do niedawna, to tęsknota za rodziną i obawa, czy jeszcze kiedykolwiek wszyscy razem usiądziemy przy jednym stole. Przypuszczam, że te obawy dotknęły w ostatnim czasie większość z nas. Dziś już wiemy, że wszystko powoli wróci do jakiejś normy, spotkamy się, na razie z daleka, bez uścisków, ale zawsze.
Chciałabym jednak wierzyć, że czas pandemii wszystkich nas czegoś nauczył i dał możliwość otwarcia się na nowe. Sama tak myślę w kontekście nowego domu, do którego przeprowadziłam się akurat w czasie kwarantanny. Tę starą chatkę nazwałam „Willą Utopią”. Leży z dala od zabudowań, w lesie, ale pod wielkimi turbinami wiatrowymi. Przedziwne miejsce! Chciałabym, żeby stała się przestrzenią do twórczych działań, spotkań, wymiany myśli, na styku człowiek / natura / technologia.
Joanna Sarnecka, antropolożka kultury, założycielka grupy „Opowieści z Walizki” oraz animatorka działań społecznych w Beskidzie Niskim.