W ogrodzie, kuchni, sypialni, ustawiane na oknach ganku, rzeźby towarzyszą mu wszędzie, bo Boguś Iwanowski kocha się nimi otaczać. Ponad 30 lat temu osiadł w Tyrawie Wołoskiej, wsi z każdej strony osłoniętej Górami Słonnymi i tutaj stworzył galerię "Quo Vadis". Dziś w ogrodzie rzeźbiarza stoi około 100 postaci wyrzeźbionych w dębie, a wśród nich 40 figur składających się na opowieść o Janie Pawle II "Droga Życia", na które wystrugał 27 kubików drewna.
Prawie rok, od rana do nocy pracował nad rzeźbioną historią życia Karola Wojtyły, ale efekt jest piękny. Wśród figur nie brakuje rodzinnych scen z Wadowic, czy spotkań już Jana Pawła II z Dalajlamą oraz Matką Teresą z Kalkuty.
I nie ma turysty, który przejeżdżając obok domu Bogusia Iwanowskiego, nie wstąpiłby do jego bajecznego ogrodu, gdzie już przy furtce kłania się ogromna rzeźba wędrowca, a za nią zachęcająco wyzierają anioł i duch leśny. Tutaj sacrum łączy się z profanum, choć nie ma wątpliwości, że najważniejszymi dla Bogusia Iwanowskiego postaciami są Jan Paweł II oraz Józef Piłsudski i to ich podobizn najwięcej znajdziemy w galerii. O nich też najwięcej usłyszymy w opowieści, jaką gospodarz za darmo uraczy każdego gościa, który zapuka do jego domu. Towarzyski, uśmiechnięty, emanuje spokojem, jakiego dziś już prawie nie ma w pędzącym i hałaśliwym świecie. Tutaj łatwiej dostrzec sens codzienności, a człowiek żyjący w symbiozie z przyrodą zdaje się oczywistością.
Fot. Tadeusz Poźniak
– Dla mnie najważniejsza jest sztuka, historia i patriotyzm – śmieje się Boguś Iwanowski, rocznik 1934, dla którego czas jakby się zatrzymał, próbując zrekompensować trudną i smutną młodość.
Iwanowski jest kresowiakiem, urodził się we wsi Dorguń, leżącej na terenach dzisiejszej Białorusi. Jako bardzo młody chłopak przeżył obóz pracy w tajdze przy wyrębie lasu i pobyt w Kujbyszewie przy budowie elektrowni na Wołdze.
– To były straszne lata, do dziś pamiętam, jak mawiali w obozie "albo przywykniesz, albo zdechniesz" – wspomina. – Baraki i prycze, a na nich ludzie z postrzępionymi rękami, jeszcze żywi, a już jedzeni przez szczury. Tamte zbrodnie do dziś są dla mnie nie do pomyślenia i wyobrażenia.
– Dramatyczna, wstrząsająca historia, ale całe życie kształtuję się jako człowiek i artysta. Dlatego tak ważna jest dla mnie galeria "Quo Vadis" zmuszająca do refleksji nad życiem i przemijaniem – dodaje.
W ramach repatriacji Iwanowskiemu udało się wrócić do Polski, osiadł w Szczecinie, gdzie zdawać się mogło, pędził spokojny, nawet trochę nudny żywot, gdyby nie jego artystyczna pasja. Już w szkole podstawowej dużo rysował, ale zawsze ciągnęło go do rzeźby. W Szczecinie coraz częściej bywał na wystawach organizowanych w Zamku Książąt Pomorskich i coraz odważniej zaczął sam tworzyć. Tam też miał pierwsze wystawy.
Fot. Tadeusz Poźniak
– Jednak najwspanialszy czas dla pracy twórczej 30 lat temu znalazłem w Tyrawie Wołoskiej – mówi Boguś Iwanowski, do którego wszyscy się tak zwracają, bo imienia Bogusław właściwie nie używa. – Dlaczego Tyrawa, skoro tak daleko położona od Szczecina?! Przez przypadek. Przyjechałem tutaj w 1986 roku i już zostałem. Nie bez znaczenia było uderzające podobieństwo Tyrawy do rodzinnej wsi Dorguń. Wspaniałe okolice, dobry klimat i piękne Bieszczady. Na miejscu kupiłem drewniany dom i tworzę od trzech dekad. Właściwie nie ma dnia bez rzeźbienia. W Tyrawie mam tak dużo zapału do pracy, jak jeszcze nigdzie i nigdy nie miałem. W końcu twórcą jest się do końca życia!
Swoje prace wystawiał m.in. w Szwajcarii, Francji, Niemczech i w Stanach Zjednoczonych. Rzeźby Iwanowskiego znajdują się w muzeach etnograficznych oraz zbiorach prywatnych w Polsce i za granicą.
Rzeźbi zazwyczaj w dębie i choć to wyczerpująca praca, bo materiał jest bardzo twardy, to przetrwa i 1000 lat. Dzięki sztuce czuje się potrzebny i nie ma wątpliwości, że wielkość człowieka widać w jego pracy. Na najbliższą wystawę w Lesku przygotowuje rzeźbę uchodźcy, wędrowca, człowieka, który szuka domu. Temat aktualny nie tylko ze względu na problemy Europy z uchodźcami, ale uniwersalny w swej wymowie choćby patrząc na losy Iwanowskiego.
Bardzo zżyty ze swoimi pracami i Tyrawą, nie lubi się rozstawać z jednym, ani drugim. Tylko w jego galerii domowej można zobaczyć unikatową kolekcję 74 płaskorzeźb przedstawiających władców Polski i ich herby. Historię życia Jana Pawła II zilustrował aż w trzech kolekcjach. Najpiękniejsza jest ta plenerowa, składająca się z 40 postaci, będąca największą ozdobą ogrodu. Ciekawy, bardzo rzadko spotykany jest zbiór pod tym samym tytułem, ale składający się z mniejszych rzeźb w czarnym dębie. Jest jeszcze cykl przedstawiający życie Karola Wojtyły w płaskorzeźbie oraz przejmujące prace ukazujące tragedię Katynia oraz ofiar zesłanych na Sybir.
– Dumny jestem z 20 rzeźb ilustrujących życie Józefa Piłsudskiego – dodaje Iwanowski. – Włożyłem w nie ogrom pracy i serca, ale było warto. Udało się uchwycić emocje na twarzach, a to jest najważniejsze. By rzeźba "mówiła". Może dlatego tak wielu goście zamawia u mnie postać Chrystusa Frasobliwego i Jana Pawła II – chcą, by te dobre emocje w drzewie były blisko nich samych.
Zastanawiające jednak w orszaku figur Iwanowskiego zdają się być rzeźby ducha leśnego, baby jagi, czy anioła. – Ważna jest dla mnie przyroda, stąd te prace – śmieje się rzeźbiarz. – Człowiek mając kontakt z naturą staje się lepszy, szczęśliwszy i spokojniejszy. Pięknie prezentują się w galerii i nawiązują do okolic. Swego czasu wiele bab i wędrowców spod mojego dłuta można było spotkać na wzgórzach wokół wsi.
Boguś Iwanowski, przyznaje, że marzy, by tak jak jego Tyrawa zainspirowała, tak też mogła oddziaływać na innych.
Fot. Tadeusz Poźniak
– Kocham to miejsce, chciałbym, aby żyło, ściągało turystów i pasjonatów. Ciągle powiększam moją kolekcję i nie sprzedaję najcenniejszych prac. Kiedyś powstanie tutaj muzeum rzeźby plenerowej. Jestem tego pewny – twierdzi. – W końcu wszyscy jesteśmy wędrowcami na tej ziemi, poruszamy się w przestrzeni i czasie. Jakie ślady po sobie zostawimy, to od nas zależy, ale długość życia jest nam z góry dana.