Rzadko zdarza się, że przerywając czytanie książki na kilka godzin czy dni, myśli i tak natrętnie krążą wokół niej, niezależnie od tego co robimy. A tak właśnie stało się w przypadku książki otrzymanej w prezencie imieninowo-mikołajkowym. Ponieważ czasy, kiedy książkę kończyłam czytać książkę w tym samym dniu co zaczynałam albo zarywałam na czytanie noc, bezpowrotnie minęły (a przynajmniej na najbliższe kilka lat 😉 ), na tę, ponad 500-stonicową, musiałam poświęć kilka dni. I nie żałuję, bo emocje towarzyszące czytaniu były dużo, dużo większe.
Mowa o „Trafnym wyborze” J.K. Rowling. Pisarki nie trzeba przedstawiać, ale trzeba przyznać, że miała dużo trudniejsze zadanie niż potencjalny debiutant. Przecież mogło się okazać, że jej kolejna książka nie ma w sobie tej – nomen omen – magii, do której przyzwyczaiła czytelników na całym świecie. Seria o Harrym Potterze jest mi zupełnie obca, więc nie miałam większych obaw, że „Trafny wybór” mnie rozczaruje albo okaże się mocno przereklamowany.
Akcja dzieje się w małym, sennym, miasteczku Pagford w Anglii. Już na pierwszych stronach umiera jeden z bohaterów, ale jego nazwisko pojawia się w książce do samego końca: śmierć radnego miejskiego Barry’ego Fairbrothera wywołuje w miasteczku lawinę zdarzeń. Autorka toczy tę lawinę powoli, ale konsekwentnie. Powoli i dokładnie poznajemy kolejnych bohaterów i ich rodziny, poznajemy ich grzeszki, lęki, tłumione fascynacje, tajemnice i rodzinne sekrety; obserwujemy jak w małym miasteczku – gdzie każdy zdaje się wiedzieć wszystko o innych, co zresztą wcale nie jest prawdą – z dnia na dzień narasta konflikt. I urasta on do gigantycznych rozmiarów. Pagford, na pierwszy rzut oka spokojnie i idealne, zamieszkałe przez przyzwoitych i prawych obywateli, w rzeczywistości odpycha i budzi niechęć, podobnie jak jego mieszkańcy.
Zanim sięgnęłam po „Trafny wybór”, z jednej z recenzji dowiedziałam się, że nie polubimy żadnego z bohaterów Rowling. Uparłam się, że to niemożliwe, bo przecież ile razy zdarza się, że sympatię czytelnika zyskuje czarny charakter. I kiedy przez moment wydawało mi się, że moją sympatię zyskała jedna z postaci, ta bardzo mnie rozczarowała. Zatem przyznaję, chyba nikogo z bohaterów Rowling nie da się polubić… Autorka bezlitośnie wytyka snobizm, plotkarstwo i hipokryzję prowincji, niezależne od wieku, płci, wykształcenia czy zajmowanego stanowiska.
W „Trafnym wyborze” nie znajdziemy typowych, chwytliwych zabiegów pisarskich: miłosnej historii z happy endem, skomplikowanego wątku kryminalnego, sensacyjnych pościgów za przestępcami, latających dywanów czy czarodziejskich pierścieni. A jednak jest w niej coś, co wbija mocno w fotel i nie pozwala odrywać się od czytania – to świetnie poprowadzona narracja i bogactwo psychologiczne każdej postaci.
Trudno się dziwić, że świat piał z zachwytu nad J.K. Rowling po tym jak ukazał się „Harry Potter”. Trzeba uczciwie przyznać, że Rowling to znakomita pisarka. Swoją drogą, ciekawe kto pokusi się o przeniesienie książki na ekrany kin, co pewnie nie będzie łatwym zadaniem. Co teraz napisze Rowling, skoro tak rozbudziła apetyt dorosłego czytelnika?
J.K. Rowling, „Trafny wybór”, Wydawnictwo Znak, listopad 2012