Aleksander Doba, podróżnik, który samotnie przepłynął Atlantyk, był gościem II Festiwalu 7 Kultur Świata i wziął udział w warsztatach budowy kajaka. Przy okazji zdradził, że kajak, którym w połowie maja wyruszy na trzecią transatlantycką wyprawę właśnie jest poddawany przeróbkom. – Czeka mnie więcej sztormów, więc "Olo" musi być wytrzymalszy – tłumaczył Doba.
Specjalne spotkanie z
Aleksandrem Dobą – zdobywcą tytułu Podróżnika Roku 2015 – odbyło się w
Hammerland Workshop i było połączone z warsztatami budowy kajaka. – Chcieliśmy pokazać, że każdy może zbudować kajak – podkreśla Waldemar Kidacki, właściciel Hammerlandu, samoobsługowego warsztatu dla majsterkowiczów.
Kajak majsterkowiczów z Rzeszowa jest mniejszy niż ten służący do transatlantyckich wypraw Aleksandra Doby. To konstrukcja drewniana, typu grenlandzkiego, tzw. skin on frame (SOF). Kiedyś robiono podobne z kości różnych zwierząt – fok, waleni i obciągano skórami foczymi. Dzieło rzeszowskie jest zbliżonym do tej idei. Konstrukcję drewnianą obciągnięto materiałem, przesączanym żywicą. Doba został zaproszony już na finałowe malowanie kadłuba.
Narysowanie projektu zajęło 10 godzin, budowa – około 30 godzin. Kajak waży ok. 15 kg i ma 4,5 metra długości (15 stóp). Listwy są z sosny, sosnowa jest również sklejka, z której wycięte zostały wręgi. Na szkielet naciągnęliśmy poliestrową tkaninę, wszystko jest zabezpieczane lakierami i żywicami – tłumaczą Waldemar Kidacki i Adam Bieniasz.
Aleksander Doba, który w Hammerlandzie opowiadał także o swoich podróżach, na wybudowany w Rzeszowie kajak spojrzał fachowym okiem.
Wygląda ładnie i zgrabnie. Mam nadzieję, że będzie wpływał – oświadczył podróżnik. – Kajak w tej technologii każdy mógłby zrobić, tym bardziej, że szlak został w warsztacie już przetarty. Są gotowe wzory na wręgi, które łatwo wyciąć na sterowanych komputerowo maszynach.
Pytany o ulubiony kajak, tłumaczył: – Nie ma kajaków uniwersalnych, które nadają się do wszystkiego. Kiedy pływam po trudniejszych, górskich rzekach (Doba był dwukrotnym akademickim mistrzem Polski w kajakarstwie górskim), to odpowiednie są krótkie, mocne kajaki z polietylenu, strój z pianki, kask na głowie. Ale takim kajakiem na morze się nie wybieramy. Morskie kajaki są długie, wąskie, szybkie, o innej konstrukcji.
Kajaki Aleksandra Doby
Pierwszy kajak, na którym płynąłem, to był kajak typu "San". Dwuosobowy, z dużym kokpitem, ale tzw. szklak, bo zrobiony z maty szklanej przesączonej żywicą. Miał 5 m długości i jakieś 70-80 cm szerokości. Wyprawa nim odbyła się w 1980 roku. Spływaliśmy Drawą, która do dziś jest moją ulubioną rzeką. Zaliczam ją do pierwszej piątki najciekawszych rzek szlaków nizinnych w Polsce. Od Zachodu: Drawa, Brda, Wda, Krutynia i Czarna Hańcza – opowiada Aleksander Doba.
Wtedy pływało się z całym bagażem i wyposażeniem w kajaku. W dodatku były problemy z zakupem żywności w puszkach. Kompletowało się cały ekwipunek znacznie wcześniej. Teraz idzie się do sklepu i wszystko jest, a kiedyś trzeba było wszystko gromadzić przez dłuższy czas.
Tamten pierwszy spływ Aleksandra Doby trwał dwa tygodnie. Z Prostyni do Krzyża.
Płynąłem w kajaku razem z kolega, dla którego to również była pierwsza wyprawa kajakiem. Sterowałem ja. Pamiętam, jak na terenie dzisiejszego Drawieńskiego Parku Narodowego, ratowaliśmy koleżankę, której wywrócił się kajak. Brakowało nam wprawy, więc i nasz kajak zaczął się wywracać. My na pień, a kajaki nurt przepchnął i zaczęły odpływać. Wpław je goniliśmy. Potem postój suszenie rzeczy… Tak właśnie wpadłem w kajaki – uśmiecha się Doba. – Starałem się pływać na różnych kajakach. Byłem ciekawy, jak się będą spisywać. Po kilku latach zacząłem pływać jedynką. To już była wyższa szkoła jazdy. Jedynki uznałem za ciekawsze i starałem się takie kupić do klubu kajakowego, którego byłem już prezesem i organizowałem wyjazdy w Polskę, gdzie spotykaliśmy się z innymi kajakarzami i wymienialiśmy się doświadczeniami. Zawsze miałem chęć poznawania czegoś nowego. Nasz klub szybko stał się najbardziej aktywny w województwie szczecińskim.
Potem Aleksander Doba przerzucił się na indywidualne pływanie. Jako pierwszy przepłynął Polskę od Przemyśla do Świnoujścia. A kiedy wreszcie otwarto dla kajakarzy polskie morze, ruszył na głębsze wody.
Jako pierwszy wyruszyłem z Polic, gdzie mieszkam i opłynąłem całe wybrzeże, do Krynicy Morskiej, przepłynąłem Cieśninę Pilawską już na terenie Rosji, docierając do Elbląga. Pływanie morskie było dla mnie fascynujące.
Wkrótce o tej fascynacji zaczęło być głośno. W 1999 r. podczas wyprawy "Kajakiem dookoła Bałtyku z Polic do Polic" samotnie opłynął Bałtyk. W 80 dni pokonał 4227 kilometrów.
Dopłynąłem do Polic akurat w dniu moich urodzin, 9 września – wspomina. – Rok później znów samotnie ruszyłem z Polic za Koło Podbiegunowe – do Narwiku. To była moja najwspanialsza wyprawa, wzdłuż fiordów – ja na morzu, a obok wysokie, liczące po 1000 m, pionowe skały. Ośnieżone, bo pod koniec spadł śnieg. Podróżowałem 101 dni. Dopłynąłem do Narwiku 6 października 2000 r.
W końcu jako kajakarz turysta postanowił dopłynąć do Ameryk. Do Ameryki Południowej dopłynął z Afryki, a do Północnej – z Europy, pokonując Ocean Atlantycki.
Nie mam go jeszcze dość i w tym roku ruszam na trzecią transatlantycką wyprawę kajakową. Ale tym razem popłynę z zachodu na wschód, z Nowego Jorku do Lizbony. Trasa ma być na wodach o wiele zimniejszych, na których jest znacznie większe prawdopodobieństwo wystąpienia częstszych i silniejszych sztormów. A to znaczy, że wyprawa będzie ciekawsza – oświadcza podróżnik. – Podczas drugiej wprawy miałem 8 sztormów z falami do 9 metrów wysokości, a teraz może być ich znacznie więcej.
Kajak, którym Aleksander Doba pływa po oceanie jest znacznie większy od tego, który powstał przy okazji wizyty podróżnika w Rzeszowie – ma 7 metrów długości, 1 metr szerokości i razem z zapasami wazy ponad pół tony. Konstrukcja kadłuba na podróż transatlantycką została wykonana z przekładkowego laminatu węglowo-aramidowego.
Kajak na trzecią wyprawę przez Atlantyk będzie ten sam, ale trochę przerobiony, aby był lepiej dostosowany do trudniejszych warunków.
Jestem inżynierem mechanikiem i projektantem, więc podczas poprzedniej wyprawy, przyglądałem się, co mi dokucza, przeszkadza i po powrocie listę kilkudziesięciu rzeczy do poprawki przekazałem właścicielowi kajaka, Andrzejowi Armińskiemu – mówi podróżnik. –
Kajak jest w trakcie przeróbek. Za dwa miesiące powinienem nim już płynąć z Nowego Jorku do Europy.
Startuję w połowie maja. Moją wyprawę będzie można śledzić w Internecie, na stronie
www.aleksanderdoba.pl. Tym razem proszę Rodaków i Rodaczki, by na mnie nie dmuchali, jak tego domagałem się podczas poprzednich wypraw. Teraz powietrze wciągajcie, by mnie do europejskich portów przyciągnąć.
Ruszajcie na kajakowe spływy
Zdaniem Aleksandra Doby, każdy powinien spróbować turystyki kajakowej. – Można się wybrać na choćby jednodniowy spływ, najlepiej z grupą, która już coś potrafi. Ten rodzaj turystyki najlepiej uprawiać właśnie w towarzystwie. Podczas trwających kilka dni spływów, jest czas by posiedzieć przy ognisku, pośpiewać razem, pośmiać się. Można pływać całą rodziną. Moich dwóch synów zabierałam do kajaka już jako 3-latków. Była radość, przygoda. Wspaniały czas.