Jakiż można mieć powód, by nieprzerwanie od piętnastu lat odwiedzać średnio 100 podkarpackich miejscowości rocznie, trafiając do niektórych po raz kolejny i wciąż na nowo cieszyć się ich pięknem? Podczas gdy my zachwycamy się innowacjami i nowoczesnością Podkarpacia, krośnianin Bartosz Gałązka z godnym pozazdroszczenia zapałem odkrywa – może mniej widowiskową, ale liczącą kilka wieków – zapomnianą tradycję regionu. Od 15 lat nagrywa, kataloguje, transkrybuje i opracowuje ludowe śpiewy religijne i obrzędowe, głównie kolędy. Od zapomnienia ocalił tysiące wersji melodycznych znanych i mniej znanych kolęd i… jeszcze nie odkrył wszystkiego.
Ile kolęd zna przeciętny mieszkaniec Podkarpacia? Kilka? Kilkanaście? Kolędy kojarzą się powszechnie z grupą tzw. „klasyków” bożonarodzeniowych: „Wśród nocnej ciszy”, „Dzisiaj w Betlejem”… W kościołach śpiewa się maksymalnie około 20 różnych kolęd. W mediach usłyszymy jeszcze mniej, nie licząc piosenek świątecznych. Tymczasem, jak twierdzi Bartosz Gałązka, Podkarpacie ma w swojej bogatej tradycji kilkaset kolęd bożonarodzeniowych i życzących, a są wśród nich pieśni pojawiające się w nawet kilkuset różnych odmianach melodycznych. Mamy więc tysiące wariantów kolęd znanych i nieznanych… i 10 czy 20 kolęd, które śpiewamy w okresie świątecznym. Dysproporcja jest ogromna!
W poszukiwaniu ginących skarbów Podkarpacia
Bartosz Gałązka wychował się w rodzinie, w której pielęgnowano tradycję i pamięć o przeszłości. Jego fascynację śpiewem tradycyjnym, wyniesioną z rodzinnego domu, utwierdziły studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wtedy rozpoczął badania etnograficzne, poszukując śladów dawnych śpiewów obrzędowych w okolicach rodzinnego Krosna.
Od tamtej pory każdego roku trafiał do nowych miejscowości na Podkarpaciu. Średnio w ciągu roku odwiedzał i odwiedza nadal około 100 wsi i miasteczek, niektóre po kilka, a nawet kilkanaście razy. – Ze wszystkich miejscowości na Podkarpaciu nie byłem tylko w kilku. Wydawać by się mogło, że po tylu latach nic nowego już tu nie odkryję. Nic bardziej mylnego – są jeszcze choćby te osoby, które już dobrze znam, ale muszę odwiedzić je ponownie, ponieważ są skarbnicą informacji o muzyce tradycyjnej i dawnych zwyczajach, a ich repertuaru jeszcze nie zdążyłem utrwalić w całości – tłumaczy etnograf, który po kilkunastu latach mrówczej pracy dotarł na Pogranicze polsko-ruskie. Rozpoczął już badania w okolicach Spiszu w Małopolsce i na Roztoczu lubelskim.
Bartosz Gałązka trafnie porównuje swoją pracę etnografa do legendarnych, mitycznych wypraw poszukiwaczy zaginionych skarbów. Jego wyprawy w głąb podkarpackich wiosek zwykle są wyprawami w nieznane, gdyż nigdy nie jest pewien, gdzie dotrze, z kim będzie rozmawiał i co odkryje. Tę dozę niepewności i tajemniczości uważa za najbardziej fascynującą.
– Przybywam do danej miejscowości, gdzie – jak mi się wydaje – może mieszkać ktoś niezwykły, kto pamięta dawne zwyczaje i stare pieśni. Wędruję więc od domu do domu, pytając o osoby, które mogłyby odpowiedzieć na interesujące mnie pytania, a każdy napotkany człowiek może pomóc mi w poszukiwaniach, bo w małych społecznościach ludzie dużo o sobie wiedzą – opowiada krośnianin. – Często zresztą bywa, że moi skromni rozmówcy, wielcy śpiewacy, nie mają świadomości tego, jak ogromną wiedzę posiadają. Mówią: „Lubię śpiewać, bo babcia mnie nauczyła, ale nigdy w chórze czy w zespole nie śpiewałam. Co ja panu pomogę? Ja tylko śpiewam”. Ale kiedy zaczynamy rozmawiać o zwyczajach i pieśniach z nimi związanych, okazuje się, że taka osoba pamięta dziesiątki tekstów, zna setki melodii! Są też i tacy, którzy w swoich środowiskach uchodzą za wybitnych artystów ludowych, ale niewiele mogą wnieść w moje badania.
Nie tylko tekst i nuty
W badaniach pomaga mu wykształcenie muzyczne, które przez lata uzupełniał literaturą etnomuzykologiczną. Bo stawia sobie za cel to, by w zapisie oddać nie tylko samą linię melodyczną, ale jak najwięcej cech indywidualnego wykonania. Np. tempo, odchylenia intonacyjne, różnego rodzaju ozdobniki czy glissanda trzeba zaznaczyć tak, żeby osoba czytająca zapis melodii mogła jak najwierniej ją sobie wyobrazić i odtworzyć. Równie ważna w pracy etnomuzykologa jest późniejsza analiza stranskrybowanej melodii, klasyfikacja, porównanie z innymi wariantami zapisanymi podczas badań i znanymi ze źródeł drukowanych, zbadanie zasięgu występowania, wpływu innych wątków melodycznych… Każde nagranie zostaje opatrzone metryczką oraz komentarzem z dołączoną historyczną dokumentacją źródeł.
Eksplorując Podkarpacie Bartosz Gałązka jedzie zaopatrzony w dyktafon cyfrowy, na który nagrywa swoich rozmówców. Wywiady zwykle dotyczą pieśni związanych z rokiem obrzędowym i liturgicznym oraz zwyczajami rodzinnymi. Etnomuzykologa interesują przede wszystkim melodie – jak się okazuje, wiele utworów może występować w kilku, kilkunastu, a nawet w kilkuset wersjach melodycznych. Staropolskie przysłowie mówi: „Co wieś – to inna pieśń”, i rzeczywiście tak jest, bo np. okolice Krosna śpiewają niektóre pieśni zupełnie inaczej niż okolice Leżajska. Po wstępnych pytaniach, które pozwalają mu zorientować się, czy jego rozmówca specjalizuje się w kolędach, pieśniach weselnych czy też pogrzebowych, prosi o zaśpiewanie.
– Rozmowy i nagrania często trwają po kilka godzin. Kiedy podczas jednej wizyty nie zdołam nagrać wszystkiego, bo zbliża się noc albo rozmówca jest zmęczony – a moimi rozmówcami są przede wszystkim starsi ludzie – wracam w to miejsce po raz drugi, trzeci, kolejny. Bywa, że nawet po kilku spotkaniach repertuar śpiewaka nie zostaje wyczerpany – przyznaje Bartosz Gałązka. – Moi rozmówcy są niezwykle serdeczni, otwarci. Świadomi tego, jak ważne jest ocalenie tradycyjnego repertuaru dla następnych pokoleń. Często nie udaje im się znaleźć w swoim otoczeniu następców, którzy chcieliby od nich nauczyć się pieśni. Rozmowa z badaczem staje się dla nich jedyną szansą, by nie zabrać swej niezwykłej wiedzy do grobu.
Od Krosna przez Strzyżów i Dynów na pogranicze polsko-ruskie
W kolejnych latach badań Bartosz Gałązka koncentruje się na poszczególnych subregionach województwa podkarpackiego. W 2007 roku ukazał się pierwszy tom serii „Kolędy Podkarpacia” pt. „Pogórze I” jako drugie wydanie „Kolęd regionu krośnieńskiego” z 2004 roku. Znalazły się w niej zapisy tekstów i melodii pieśni zebranych w czasie wieloletnich badań terenowych w południowo-wschodniej Polsce, w okolicach Krosna, Brzozowa, Strzyżowa, częściowo Sanoka i Jasła. Ogółem antologia zawierała niemal 800 ludowych wariantów melodycznych trzystu dziesięciu pieśni związanych z okresem świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku oraz ponad 50 tekstów ludowych powinszowań świątecznych i noworocznych. W 2011 roku wyszedł drugi tom serii pt. „Pogórze II”, dotyczący tego samego obszaru, poszerzonego o okolice Dynowa po wschodniej, a Gorlic po zachodniej stronie regionu. Ta książka zawiera z kolei ponad 700 zapisów utworów wykonywanych w okresie bożonarodzeniowym i noworocznym.
W trzecim, jak dotąd najobszerniejszym tomie serii Kolędy Podkarpacia „Pogranicze polsko-ruskie” z 2012 roku, krośnianin udokumentował repertuar kolędniczy obszarów Pogranicza polsko-ruskiego, obejmujących powiaty: jarosławski, lubaczowski i przemyski, częściowo: przeworski oraz rzeszowski. Są to tereny posiadające do czasu wysiedleń lat 1945-1947 charakter dwujęzyczny i dwukulturowy. Zamieszkiwała je ludność polska i ruska (ukraińska); kultury i tradycje tych dwóch narodów przenikały się, co odzwierciedliło się także we współcześnie stwierdzonym bogactwie i różnorodności tekstów, melodii oraz form obrzędowych związanych z Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem. W książce znalazło się ponad 800 wariantów ponad dwustu kolęd. Większość z zapisów stanowią przekazy dotąd niepublikowane.
Kolejne tomy czekają na wydanie. Najbliższy, już gotowy, będzie dotyczył kolęd pochodzących „od Leżajska”, które w 2013 roku badał jako stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W 2014 roku wspólnie ze Stowarzyszeniem Muzyka Dawna w Jarosławiu eksplorował pogranicze polsko-ukraińskie w ramach projektu „Przemyskie 2014”, w ramach programu „Kolberg 2014. Promesa”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca. Badania dotyczyły nie tylko kolęd. Ich celem była szeroka dokumentacja i popularyzacja wszystkich przejawów folkloru słowno-muzycznego, a więc zarówno śpiewów, jak i tańców, podań, legend, przysłów itp. Owocem projektu jest płyta „Wschód bliski. Pieśni z Przemyskiego”, wkrótce ukażą się też dwie książki zawierające efekty tych badań.
Najstarsza podkarpacka kolęda pochodzi z XIV wieku
Choć Bartosz Gałązka nie jest pierwszą osobą badającą teren Podkarpacia – jego poprzednikami byli przecież m. in. Oskar Kolberg i Franciszek Kotula – materiału badawczego jest aż nadto. W badaniach etnomuzykologicznych natknął się na prawdziwe perełki, pochodzące sprzed kilku wieków. – Nawet niektóre znane kolędy występują w regionie z nienotowaną dotąd, archaiczną melodią i wtedy można mówić o wielkim odkryciu. Poza tym obok bożonarodzeniowych spotyka się kolędy życzące, noworoczne: wyrażające w sposób symboliczny i dosłowny życzenia urodzaju dla gospodarzy, a miłości dla panien czy kawalerów – tłumaczy Bartosz Gałązka. – Bo przecież, o czym dziś mało kto pamięta, słowo „calendae” (łacińskie, oznaczające „pierwszy dzień miesiąca”) oznaczało pierwotnie śpiewy niechrześcijańskie, związane z obchodzeniem domów i składaniem życzeń. I właśnie w grupie tych kolęd trafiają się prawdziwe skarby. Teksty nigdy wcześniej nie notowane, a pochodzące z wieków średnich, czy melodie o równie starej metryczce. Jedną z melodii, znaną w regionie z wielu wariantów, notowano w kancjonałach z XIV wieku!
Są na Podkarpaciu niewątpliwie stare kolędy odwołujące się do pogańskiej symboliki godnich świąt, pozbawione zupełnie motywów chrześcijańskich, są kolędy powierzchownie i głęboko schrystianizowane. Za szczególną kolędę badacz uważa jednak „modlitewkę” o magicznym zakończeniu, pochodzącą z terenów Beskidu Niskiego. Ludzie śpiewali ją w okresie Bożego Narodzenia wierząc, że jeśli wykona się ją trzy razy w ciągu dnia, zostaną im darowane grzechy i zyskają jeszcze szereg innych łask z niebios. Ta kolęda jest połączeniem przedchrześcijańskiego myślenia magicznego z chrześcijańskim przekazem:
Narodził nam się Pan Jezus na świat, śliczny jako kwiateczek.
Z białego kwiatu cudna lilija – Najświętszej Pannie imię Maryja.
Panna Maryja prosiła Syna, co Go pod swoim sercem nosiła.
Mateńko moja, nie bój się tego, nie zażyjesz Ty niczego złego.
Bo Ty se będziesz tak między nami, jako miesiączek między gwiazdami.
Będziesz się świecić jako pochodnia, jako słoneczko wśród białego dnia.
Kto tę piosneczkę trzy razy dnia śpiewa, temu Pan Jezus grzechów ubywa.
Bo ją śpiewają w niebie anieli – my ją śpiewajmy, grzeszni na ziemi.
W archiwum ma już ponad 20 tysięcy nagrań, ale woli ich nie liczyć dokładnie, bo – jak przyznaje – już trochę się tego „boi”. Mnóstwo nagrań dopiero czeka na transkrypcję, gdyż czas pracy badacza dzieli między wyjazdy w teren a zapisywanie melodii.
– To, co już skatalogowałem i opracowałem, zamyka się powoli w pewną całość, ale nadal nie mogę powiedzieć, że wiem wszystko o kolędach Podkarpacia. Przykład? W III tomie mojej antologii opublikowałem bardzo rzadką ruską kolędę gospodarską, w komentarzu podkreślając brak jej polskiego odpowiednika w dostępnych źródłach i w moich zbiorach. I dzień po oddaniu książki do druku, znalazłem ten odpowiednik w okolicach Leżajska!
Regionalne kolędy mają ogromną przewagę nad kolędami powszechnie znanymi i świątecznymi melodiami, którymi raczą nas stacje radiowe. – Szkoda, że nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Uważam, że zadaniem pedagogów, etnografów, regionalistów, a także dziennikarzy powinno być uświadamianie ludzi o bogactwie, jakie drzemie w naszych „małych ojczyznach”. Przewagą regionalnego repertuaru jest jego różnorodność i silne zakorzenienie. Tak zwane „nowe” pastorałki oraz współczesne piosenki świąteczne zaczerpnięte z kultury Zachodu są ładne i łatwiejsze w odbiorze, ale kolejne pokolenia nie będą o nich pamiętać – mówi krośnianin.
Co wspólnego mają ze sobą kolędy i motyle?
Praca Bartosza Gałązki nie jest tylko sztuką dla sztuki. Sam śpiewa odnalezione przez siebie kolędy, zapoznaje z nimi swoją rodzinę, która – jak twierdzi – „jest regularnie tymi kolędami katowana” i odczuwa już pewien przesyt. – Moja praca badawcza byłaby tylko pracą dla samej idei, gdyby nie osoby i instytucje, które ją aktualizują i ożywiają, wykonując te pieśni – przyznaje krośnianin. Z opublikowanych przez niego materiałów korzystają zespoły muzyczne i śpiewacze, np. rzeszowski Vox Angeli, szkoły i ośrodki kultury. Sam, jako nauczyciel języka polskiego i przedmiotów artystycznych w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Krośnie, popularnym „Szczepaniku”, stara się zaszczepić w swoich uczniach zamiłowanie do tradycji, do dawnych pieśni z ich rodzinnych stron. Robi to z powodzeniem, bo przez uczniów jest wręcz uwielbiany. – Lubimy się nawzajem – przyznaje, podkreślając, że dyrekcja szkoły akceptuje jego zainteresowania. – Plan zajęć mam ułożony tak, bym mógł raz czy dwa razy w tygodniu skończyć pracę nieco wcześniej i udać się w teren. Dla mnie jest to bardzo ważne.
Kolędy nie pochłonęły Bartosza Gałązki całkowicie. To człowiek wielu pasji. W szkole od kilku lat prowadzi Kabaret SSOK, odnoszący sukcesy na przeglądach wojewódzkich. Interesuje się również motylami – zajmuje się dokumentowaniem bioróżnorodności lepidopterologicznej Podkarpacia: fotografuje motyle, bada ich migracje i w tej dziedzinie również dokonał znaczących odkryć. Pasje stara się łączyć: jadąc w teren oprócz dyktafonu często bierze aparat fotograficzny i po nagraniu pieśni… fotografuje motyle, co musi się wydawać kontrowersyjne osobom obserwującym go z boku. – Teraz już jestem bardziej stateczny, bo tylko fotografuję motyle. Kiedyś chwytałem je do siatki – śmieje się. -Jakże groteskowo musiało to wyglądać, gdy przedstawiałem się jako poważny badacz, a po skończeniu wywiadu biegałem po pobliskich łąkach, łapiąc motyle.
Pracy nad kolędami starczy na co najmniej 20 lat!
Choć na Podkarpaciu repertuar kolęd i innych dawnych śpiewów ludowych i obrzędowych nie został jeszcze przez niego całkowicie udokumentowany, Bartosz Gałązka powoli zapuszcza się na tereny innych województw – lubelskiego, świętokrzyskiego i małopolskiego. W przyszłym roku planuje zająć się dokładniej polską częścią Spiszu. Wstępne badania, które przeprowadził, są bardzo obiecujące. – Finalizuję też pracę nad kolędami Łemkowszczyzny. Ogólnie pracy w terenie wystarczy mi jeszcze na jakieś 20 lat. Brzmi optymistycznie, prawda? – uśmiecha się.