Dwieście lat temu wyglądał jak biskup w ceremonialnych szatach. Dziś jest rumianym dziadkiem w czerwonym płaszczu i czapce z pomponem. Za to niezmiennie jest szczodry i sprawia cudowne niespodzianki. Słynie z dobroci. Nic dziwnego, że Mikołaj od wieków cieszy się sławą najlepszego wśród świętych. 6 grudnia znów wyruszy w świat z workiem pełnym prezentów!
Znają go pod każdą szerokością geograficzną, choć nie wiadomo, gdzie dokładnie mieszka. Wprawdzie w 1985 roku Ziemią Świętego Mikołaja oficjalnie ogłoszono Rovaniemi w Finlandii, ale legendy różne adresy mu przypisywały – była wśród nich i Laponia, i Szwecja, i Grenlandia, biegun północny i koło polarne, a także, a jakże – Niebo. Bo w końcu gdzie miał trafić święty, który za życia był bardzo dobrym człowiekiem?
Święty Mikołaj znany jest bowiem w religii chrześcijańskiej od ponad tysiąca lat. Co ciekawe wcale nie urodził się w zimnych podbiegunowych krajach, ale w ciepłej Lacji – należącej do Cesarstwa Rzymskiego krainie w Azji Mniejszej. Jego rodzinnym miastem była Patara, gdzie się wychował. Zmarł natomiast w Mirze – jako biskup tego miasta. Tam też go pochowano 6 grudnia i dlatego ten dzień z kalendarza jest dedykowany właśnie jemu. Po splądrowaniu Miry przez muzułmanów, relikwie św. Mikołaja zostały przeniesione do Bari nad Atlantykiem i to tam pielgrzymują dziś pątnicy, chcąc wyprosić dla siebie łaski.
Patron rozbitków i myszy
Czym Mikołaj zasłużył sobie za życia na godność świętego po śmierci? W niezliczonych legendach o jego postępowaniu odnajdujemy pierwowzór dzisiejszego szczodrego i jowialnego bohatera dziecięcych marzeń. Święty Mikołaj słynął z pomagania, swoim majątkiem chętnie się dzielił, biedakom ukradkiem podrzucał woreczki z pieniędzmi na próg domu. Był tak cnotliwy, że już za życia Bóg obdarował go mocą czynienia cudów. Jako święty orędował w niebie w wielu ludzkich sprawach. Za patrona mieli go żeglarze (bo ratował rozbitków), flisacy (bo potrafił poskramiać burze), więźniowie i mnisi, zdający egzaminy i literaci, nawet piwowarzy i młynarze. Ba, opiekował się nawet myszami.
Jak pisze Barbara Ogrodowska w książce „Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne”, w Polsce w XVIII wieku przy niektórych kościołach funkcjonowały tzw. skrzynki świętego Mikołaja. „Były to swego rodzaju fundacje tworzone z datków wiernych i zapisów testamentowych na posagi dla ubogich dziewcząt parafii”.
Stary jest również zwyczaj chodzenia Świętego Mikołaja po domach i obdarowywania dzieci upominkami. W Polsce znany był już w XIX wieku – głównie na Śląsku, ale także na ziemi krakowskiej, lubelskiej i na Mazurach, a potem rozszerzył się także na inne regiony kraju. Święty chodził wtedy zazwyczaj w towarzystwie diabła i anioła, pytał dzieci, czy znają pacierz, a rodziców – czy dzieci były grzeczne. W dawnych czasach prezentem były głównie łakocie albo rózgi dla niegrzecznych. Obecnie z worka potrafi wyciągnąć drogie towary.
A może przyjdzie w Wigilię?
Dziś polski Święty Mikołaj trochę się pogubił. Wciąż przychodzi tradycyjnie 6 grudnia, ale coraz częściej dywaguje się nad jego obecnością w Boże Narodzenie. To sprawka wierzeń skandynawskich, według których szczodry brodacz przybywa na Ziemię o zmierzchu, właśnie w Wigilię. Jedzie wtedy w saniach ciągniętych przez renifery.
Różnie dziś nazywają go na świecie – św. Mikołaj, Santa Claus (Ameryka), Saint Nicolaus (Wielka Brytania), Santa San (Japonia). I z każdego zakątka świata piszą do niego dzieci, prosząc o spełnienie jakiegoś marzenia. „Według legend skandynawskich chętnie przyjmowanych w Polsce, domem św. Mikołaja ma być chatka uszata, w której wyraźnie słychać płynące z całego świata prośby dziecięce o prezenty.
Kto nie ma jego adresu, podajemy najpopularniejszy ostatnio: Santa Claus Tähtikuja 1. Rovaniemi 96930, Arctic Circle Laponia, Finlandia.
****************************************
Podczas pisania artykułu korzystałam z książki Barbary Ogrodowskiej „Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne”, Muza, Warszawa 2009.