Reklama

Lifestyle

Simone Moro, himalaista: Mam nadzieję, że K2 zimą zdobędą Polacy

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 30.12.2016
30620_morook
Share
Udostępnij
Historia himalaizmu jest jak książka. Wspinanie zimą jest jej ostatnim rozdziałem, a zdobycie K2 będzie ostatnią stroną tego rozdziału. Simone Moro, słynny włoski himalaista, który 26 lutego tego roku – wraz z Alexem Txikonem, hiszpańskim wspinaczem narodowości baskijskiej, i Pakistańczykiem Alim Sadparą – zapisał właśnie przedostatnią stronę, zdobywając szczyt Nanga Parbat (8126 m n.p.m.), ma nadzieję, że tę ostatnią stronę zapiszą ci, od których zaczęło się zimowe wspinanie – Polacy.
 
Nanga Parbat to dziewiąty co do wysokości szczyt Ziemi, a jednocześnie jedyny w Himalajach, z którym zimowa walka trwała tak długo – bezpośrednio przed Nangą zostały zdobyte trzy szczyty w Karakorum. Ale to, że na himalajskie kolosy wejść zimą było łatwiej, jest akurat zrozumiałe. Jak mi bowiem tłumaczył w 2013 r., niedługo po zdobyciu Broad Peaku, Adam Bielecki, wspinanie w Karakorum zimą nie da się porównać z Himalajami ze względu na o wiele ostrzejszy klimat – niższą temperaturę i mocniejsze wiatry. 
 
Ale wracajmy na Nagą Górę. Wspinacze nazywają ją „górą-mordercą”. Według statystyk, do 2005 r. odnotowano na nią „tylko” 263 wejścia, podczas zdobywania szczytu zginęło aż 62 wspinaczy. Choć trzeba też podkreślić, że, mimo wielu wypraw, Naga Góra zimą szczęśliwie oszczędzała śmiałków, co w jej przypadku było – jak widać – dużą łaskawością.
 
Jako pierwsza próbowała zdobyć Nangę zimą w sezonie 1992/93 francuska wyprawa w składzie: Eric Monier i Monique Loscos. W sumie, aż do szczęśliwego finału, próbowały tego 34 wyprawy, w tym aż 15 polskich. Zimą 2015/2016 działały tu – niestety, bez powodzenia – aż trzy polskie wyprawy: Nanga Light 2015/16 (Tomasz Mackiewicz, Francuzka Elisabeth Revol i Pakistańczyk Arsalan Ahmed Ansari), Nanga Stegu Revolution 2015/16 (Adam Bielecki  i Jacek Czech) oraz „Nanga Dream – Justice for All” pod kierownictwem Marka Klonowskiego. 
 
Tomasz Mackiewicz tak się „zakręcił” na punkcie Nangi, że spędził tu sześć ostatnich zimowych sezonów. – To koniec, więcej już tu nie przyjadę – stwierdził w styczniu br., po kolejnej nieudanej próbie.
 
Więcej szczęścia miał międzynarodowy zespół, w skład którego – oprócz Moro, Txikona i Sadpary – weszła także Włoszka Tamara Lunger. Panowie stanęli na szczycie, Lunger zabrakło niewiele. 
 
Warto podkreślić, że 49-letni Simone Moro jest obecnie liderem himalaizmu zimowego. Jako drugi – po Jerzym Kukuczce – zdobył zimą cztery ośmiotysięczniki, ale jednocześnie jest pierwszym i jedynym, który ma na koncie cztery pierwsze wejścia (Sziszapangma, Makalu, Gaszerbrum II  i Nanga Parbat). Po trzy pierwsze wejścia mają Jerzy Kukuczka, Krzysztof Wielicki i Maciej Berbeka, po dwa – Denis Urubko i Adam Bielecki.
 
Wewnętrzny głos rozsądku

Moro, Txikon i Sadpara stanęli na szczycie Nagiej Góry 26 lutego br. o godz. 15.37.  Siedem minut po czasie, który określili wcześniej jako graniczny. 
 
Byliśmy tam 10, maksymalnie 15 minut, po czym Alex i Ali zaczęli powtarzać: „schodzimy, schodzimy” – wspominał Simone Moro. – Patrzę, a oni naprawdę zaczęli schodzić. Zatrzymałem ich i mówię: „chłopaki, a jakieś zdjęcia?” A oni na to: „nie, żadnych zdjęć, jest zbyt zimno i niebezpiecznie”. No to mówię: „słuchajcie, jesteśmy pierwsi, którzy weszli zimą na Nanga Parbat i nie zrobimy sobie jednego pieprzonego zdjęcia?” „Nie, jak zdejmiemy rękawiczki, to potracimy palce”. „Dobra, to ja stracę palce”. Zrobiłem zdjęcie Alexowi i Aliemu, a oni od razu: „no to schodzimy”. Ja na to: „a mi nie zrobicie zdjęcia?” Ali zrobił mi zdjęcie z Alexem. Zażartowałem: „zrób jeszcze kilka, bo są darmowe”. Sprawdziłem potem; niestety, moje wszystkie zdjęcia były prześwietlone. Przeprowadziłem więc jeszcze z Alim krótki kurs fotografii na szczycie i potem udało mu się zrobić moje dobre zdjęcie.
 
Niespełna 100 metrów przed szczytem wycofała się bardzo wyczerpana Tamara Lunger, która zaczęła zostawać coraz bardziej z tyłu. – W pewnym momencie usłyszała wewnętrzny głos: albo zawrócisz, albo zostaniesz tu na zawsze. Postanowiła posłuchać tego wewnętrznego głosu – stwierdził Simone Moro. 
 
Odwrót Tamary był dramatyczny. Popełniła błąd przeskakując niewielką szczelinę i w rezultacie spadła 200 metrów, całkowicie tracąc kontrolę nad sytuacją. Starała się wprawdzie zatrzymać upadek czekanem, ale siła rozpędu była tak duża, że nie była w stanie nic zrobić. Na szczęście udało się jej zatrzymać w jedynym miejscu, gdzie był świeży śnieg, który wyhamował jej spadanie. Porozbijała się jednak solidnie. – Dzięki temu, że zawróciła, uratowała swoje życie i tak naprawdę uratowała nas – stwierdził Simone Moro. Gdyby bowiem zdecydowała się na pójście na szczyt, partnerzy musieliby jej pomagać w drodze powrotnej, a byli na to zbyt wyczerpani.
 
Włoski himalaista dodał też ważne i znamienne słowa: – Może nazwisko Tamary nie będzie ujęte w statystykach, ale my uważamy, że zdobyliśmy szczyt w cztery osoby. Szczególnie, że Tamara w ogóle nam nie powiedziała o tym upadku i o tym, że miała obrażenia. Zrozumiałem, że jest naprawdę niezwykłym wspinaczem, bo nie słyszałem, by w historii himalaizmu była druga taka osoba, która podczas historycznego wejścia zrezygnowała tak blisko szczytu, słuchając wewnętrznego głosu rozsądku. Mimo wszystko była naprawdę szczęśliwa i zadowolona.
 
Nie wspinamy się dla nagród

Moro i Txikona, pytany przez Piotra Pustelnika, co takiego atrakcyjnego jest w zimowym himalaizmie, skoro kojarzy się on przede wszystkim z tym, że jest „zimno i strasznie”, stwierdził, że lubi zimowe wspinanie, bo wtedy jest w górach wyłącznie ze swoim partnerem. – Zimą wspinanie jest inne – podkreślił Moro. – Nie chodzi tylko o to, żeby wejść na szczyt. Liczy się każdy krok, bo czasami jest to pierwszy krok zrobiony zimą na tej wysokości. W lecie, gdy się nie wejdzie na szczyt, uznaje się to za porażkę. W zimie natomiast czujemy się jak odkrywcy. Bo eksploracja to nie jest tylko osiągnięcie celu. To także podróż, droga, którą pokonujemy. 
 
Dla Alexa Txikona sprawa jest prosta: – Ja po prostu wolę zimę od lata. Ale też byłem całkowicie zafascynowany, kiedy zobaczyłem po raz pierwszy K2 zimą. To była zupełnie inna góra niż latem. 
 
Pierwsi zimowi zdobywcy Nanga Parbat nie spodziewają się, że za to osiągnięcie zostaną uhonorowani Złotym Czekanem, zwanym wspinaczkowym Oscarem (prestiżowa nagroda przyznawana od 1991 r. przez francuską organizację Groupe de Haute Montagne oraz magazyn „Montagne” – przyp. JK). Dlaczego? – Bo myślimy, że aby coś ocenić, trzeba wiedzieć, co się ocenia – tłumaczył Moro. – Tylko dwa razy z rzędu w historii Złotego Czekana było tak, że w jury zasiadali ludzie, którzy wiedzieli, o co chodzi w zimowym himalaizmie. Byli to Krzysztof Wielicki i Denis Urubko. 
 
Simone Moro wspominał, że po zdobyciu zimą 2010/2011 Gaszerbrumu II (8035 m n.p.m.), na uroczystości wręczania Złotych Czekanów usłyszał, że było to za łatwe przejście do takiej nagrody. Był tam wtedy Reinhold Messner, pierwszy zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, który skomentował to krótko: „nie wiecie, co mówicie”. – Czasami trzy miesiące w bazie zimą są dużo trudniejsze niż wspinanie latem na ośmiotysięczniki – stwierdził Włoch
 
Odpowiadając na pytanie Piotra Pustelnika o perspektywy zimowego wejścia na K2, Simone Moro wyraził nadzieję, że szczyt ten zostanie zdobyty przez Polaków. – Bo to wy otworzyliście tę historię w 1980 r., kiedy Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki zdobyli zimą pierwszy ośmiotysięczny szczyt – Mount Everest. Mieliście wtedy bardzo słaby sprzęt i nikt nie wierzył, że  będzie to w ogóle możliwe – tłumaczył.  
 
– Myślę, że aby zdobyć K2 zimą, potrzebne są na to trzy zimy. Po to, żeby zrozumieć tę górę. Podobnie jak Simone, mam nadzieję, że to wy, Polacy, zdobędziecie K2 zimą – dodał Alex Txikon.
 
– Podczas pierwszych moich wypraw zimowych popełniłem wiele błędów. Nie potrafiłem się dobrze ubrać, podejmowaliśmy złe decyzje, przyjmowaliśmy złą strategię. Po prostu w zimie jest zupełnie inaczej niż latem – stwierdził Alex Txikon. I dodał: – Najważniejsze jest to, żeby nie być zaślepionym chęcią zdobycia szczytu jako pierwszy, bo tak naprawdę najistotniejsze podczas tych wypraw jest to, by przeżyć. 
 
Simone Moro zimą nauczył się na ośmiotysięcznikach dwóch rzeczy. Pierwsza: trzeba być bardzo skutecznym, myśleć jak przeżyć i zawsze mieć plan B. – Nie można tracić czasu na niepotrzebną złość, bo to może nas kosztować życie – przekonywał włoski wspinacz.
 
Druga rzecz, której się nauczył, to bycie cierpliwym. – Najlepiej nie kupować biletu powrotnego z określoną datą, a jeżeli już, to powinien to być termin po 20 marca – tłumaczył. – Ludzie nas pytali, dlaczego to my weszliśmy na ten szczyt. Sprawa jest prosta. Po prostu tam byliśmy (inne wyprawy zrezygnowały wcześniej – przyp. JK). Kiedy nagle okazało się, że jest ładna pogoda, obejrzałem się, patrzę, a tu nikogo nie ma. Jestem tylko ja, Alex, Tamara i Ali…
 
 
Polacy byli pierwsi 

Himalaizm zimowy wymyślili Polacy. Za prekursora zimowej wspinaczki jest uważany wybitny wspinacz i kierownik wypraw, Andrzej Zawada (zmarł w 2000 r.) Przyczyna była prozaiczna: polscy wspinacze, z przyczyn politycznych (żelazna kurtyna!), zostali pozbawieni możliwości konkurowania o pierwsze letnie wejścia na ośmiotysięczniki. Kiedy już wyjazdy w Himalaje stały się możliwe, okazało się, że wspinacze zachodni zdobyli wcześniej wszystko, co było do zdobycia. Polacy rzucili im więc wyzwanie do konkurowania w niesamowicie ekstremalnej wspinaczce, jaką jest zdobywanie gór wysokich zimą. 
 
13 lutego 1973 r.  Andrzej Zawada z Tadeuszem Piotrowskim zdobyli Noszak w Hindukuszu (7492 m n.p.m.). Było to pierwsze wejście człowieka zimą na szczyt siedmiotysięczny. Prawie dokładnie 7 lat później, 17 lutego 1980 r., Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy, członkowie narodowej wyprawy kierowanej przez Andrzeja Zawadę, dokonali pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik – i to od razu na najwyższy szczyt Ziemi, Mount Everest (8848 m n.p.m.). Dziełem Polaków było osiem pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki – mówiąc ściśle, na Sziszapangmę (8027 m n.p.m.), zdobytą zimą (14 stycznia 2005 r.) jako ósmy w kolejności szczyt ośmiotysięczny, weszli razem Polak Piotr Morawski (zginął w 2009 r. na Dhaulagiri – 8167 m n.p.m.) i Włoch Simone Moro. Pierwsze wejście na Makalu (8463 m n.p.m.), zdobyte zimą jako dziewiąty szczyt, było jednocześnie pierwszym, które odbyło się bez udziału Polaków. Dokonali go 9 lutego 2009 r. Włoch Simone Moro i Kazach Denis Urubko.
 
Nanga Parbat została zdobyta zimą jako trzynasty z czternastu ośmiotysięczników. Na dziesięciu z nich jako pierwsi zameldowali się Polacy (w przypadku Sziszapangmy był to, jak napisałem, sukces polsko-włoski). Ostatni polski wyczyn to pierwsze zimowe wejście na Broad Peak (8047 m n.p.m.), na którym 5 marca 2013 r. stanęło aż czterech wspinaczy: Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Niestety, był to sukces okupiony wielką tragedią: dwaj ostatni zginęli w drodze powrotnej do bazy.
 
K2 dla Polaków?

Do zdobycia zimą został jeszcze największy kąsek – K2, drugi co do wysokości szczyt Ziemi (8611 m n.p.m. Niewątpliwie najtrudniejszy. Ekstremalny klimat panujący w Karakorum plus ogromne trudności techniczne i wysokość czynią z K2 górę szczególnie niebezpieczną, zwłaszcza zimą. To główna przyczyna tego, że jak dotąd, skutecznie opiera się ona zimowym śmiałkom.  
 
Miejmy nadzieję, że opinia Simone Moro okaże się prorocza i że to Polacy staną pierwsi na szczycie. Wydawało się, że taka szansa nadarzy się nadchodzącej zimy. Jednak komitet organizacyjny narodowej wyprawy na K2 odwołał ekspedycję. Himalaista i przedsiębiorca Janusz Majer, przewodniczący komitetu organizacyjnego, tłumaczył to „dużymi trudnościami logistycznymi”. Mówiąc prostszym językiem – zabrakło pieniędzy. Na początku września br. Krzysztof Wielicki, który miał pokierować wyprawą, przyznał, że brakuje 700 tysięcy złotych, a czas naglił, bo trzeba było opłacić tragarzy i wysłać ich ze sprzętem, zanim drogę do bazy pod K2 pokryją śniegi. Tych pieniędzy nie udało się "zorganizować", choć uczestnicy i członkowie komitetu organizacyjnego wyprawy do końca mieli nadzieję, że fundusze się znajdą.
 
Jak się dowiedziało Polskieradio.pl, wyprawa dojdzie do skutku, ale dopiero w kolejnym zimowym sezonie 2017/2018. Jest ona promowana hasłem "K2 dla Polaków”. Również Simone Moro uważa, że Polakom ten szczyt się po prostu należy. I pewnie nie jest to z jego strony wyłącznie kokieteria, bo Włoch przyznaje, że inspiracją do jego zimowego wspinania były wyczyny m.in. Kukuczki i Wielickiego. Dlatego już zapowiedział, że nie zamierza atakować K2 tej zimy.
 
Czy Polacy, którzy rozpoczęli zimowy wyścig w górach wysokich, również go zakończą, czy też sprawdzi się opinia Piotra Pustelnika, który swego czasu stwierdził, że – w jego mniemaniu – zimowe wejście na K2 nie nastąpi w tym stuleciu?!
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy