Reklama

Lifestyle

Aleksander Doba znów na Atlantyku. Chce go pokonać na 70. urodziny

Alina Bosak
Dodano: 30.05.2016
27461_aleksander_doba
Share
Udostępnij
W niedzielę, 29 maja br., o 13.07 czasu nowojorskiego, kiedy Polacy smacznie spali, Aleksander Doba, podróżnik-kajakarz po raz trzeci wyruszył w transatlantycki rejs na kajaku „OLO” na Atlantyk. Jak mówił podczas niedawnej wizyty w Rzeszowie to wyprawa trudniejsza niż poprzednia, ponieważ więcej może go spotkać sztormów. Nikt przed nim nie próbował pokonać Atlantyku trasa północną – z USA do Europy. 
 
 
Aleksander Doba zawodował kajak na rzece Hudson w Nowym Yorku (przystań Liberty Landing Marina) i w tej chwili już płynie przez Atlantyk. 
Ma już za sobą dwie udane transatlantyckie wyprawy kajakiem. Jako pierwszy w człowiek na świecie dwukrotnie przepłynął Atlantyk – najpierw w jego najwęższym miejscu (Senegal – Brazylia), a potem w jego najszerszej części z Europy do Ameryki Północnej.
 
– Nie mam go jeszcze dość i  ruszam na trzecią transatlantycką wyprawę kajakową. Ale tym razem popłynę z zachodu na wschód, z Nowego Jorku do Lizbony. Trasa wiedzie po wodach o wiele zimniejszych, na których jest znacznie większe prawdopodobieństwo wystąpienia częstszych i silniejszych sztormów. A to znaczy, że wyprawa będzie ciekawsza – mówił podczas marcowej wizyty w Rzeszowie podróżnik. – Podczas drugiej wprawy miałem 8 sztormów z falami do 9 metrów wysokości, a teraz może być ich znacznie więcej.  

Kajak, którym Aleksander Doba pływa po ma 7 metrów długości, 1 metr szerokości i razem z zapasami wazy ponad pół tony. Konstrukcja kadłuba na podróż transatlantycką została wykonana z przekładkowego laminatu węglowo-aramidowego.  
 
– Od początku planowałem, by moja transatlantycka ekspedycja składała się z trzech etapów – mówi Doba.  – Pierwszy i drugi już mam za sobą, teraz najważniejszy i najtrudniejszy jej etap, czyli przepłynięcie kajakiem z Ameryki Północnej do Europy. Nie ma dogodnego terminu na pokonanie tej trasy. Po prostu wybrałem najmniej niedogodny. Staram się dobrze przygotować. Bazując na tym co już zrobiłem i mając profesjonalny sprzęt, uważam, że dobry zdeterminowany kajakarz jest w stanie to zrobić. Realizuję mój dobrze opracowany plan.

Aleksander Doba chciałby dopłynąć do brzegu Europy we wrześniu, na swoje 70 urodziny. Chce tym samym udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych, konsekwentnym działaniem i uporem można pokonać czas i swoje słabości. Jak sam mówi: „Lepiej być tygrysem jeden dzień, niż owcą prze sto dni”.
 
Oto, co nam mówił o swojej przygodzie z kajakarstwem, podczas wspomnianego już spotkania w Rzeszowie:
 
„Pierwszy kajak, na którym płynąłem, to był kajak typu "San". Dwuosobowy, z dużym kokpitem, ale tzw. szklak, bo zrobiony z maty szklanej przesączonej żywicą. Miał 5 m długości i jakieś 70-80 cm szerokości. Wyprawa nim odbyła się w 1980 roku. Spływaliśmy Drawą, która do dziś jest moją ulubioną rzeką. Zaliczam ją do pierwszej piątki najciekawszych rzek szlaków nizinnych w Polsce. Od Zachodu: Drawa, Brda, Wda, Krutynia i Czarna Hańcza – opowiada Aleksander Doba. 
 
Wtedy pływało się z całym bagażem i wyposażeniem w kajaku. W dodatku były problemy z zakupem żywności w puszkach. Kompletowało się cały ekwipunek znacznie wcześniej. Teraz idzie się do sklepu i wszystko jest, a kiedyś trzeba było wszystko gromadzić przez dłuższy czas.” 
 
Tamten pierwszy spływ Aleksandra Doby trwał dwa tygodnie. Z Prostyni do Krzyża.  
 
– Płynąłem w kajaku razem z kolega, dla którego to również była pierwsza wyprawa kajakiem. Sterowałem ja. Pamiętam, jak na terenie dzisiejszego Drawieńskiego Parku Narodowego, ratowaliśmy koleżankę, której wywrócił się kajak. Brakowało nam wprawy, więc i nasz kajak zaczął się wywracać. My na pień, a kajaki nurt przepchnął i zaczęły odpływać. Wpław je goniliśmy. Potem postój suszenie rzeczy… Tak właśnie wpadłem w kajaki – uśmiecha się Doba. – Starałem się pływać na różnych kajakach. Byłem ciekawy, jak się będą spisywać. Po kilku latach zacząłem pływać jedynką. To już była wyższa szkoła jazdy. Jedynki uznałem za ciekawsze i starałem się takie kupić do klubu kajakowego, którego byłem już prezesem i organizowałem wyjazdy w Polskę, gdzie spotykaliśmy się z innymi  kajakarzami i wymienialiśmy się doświadczeniami. Zawsze miałem chęć poznawania czegoś nowego. Nasz klub szybko stał się najbardziej aktywny w województwie szczecińskim.  
 
Potem Aleksander Doba przerzucił się na indywidualne pływanie. Jako pierwszy przepłynął Polskę od Przemyśla do Świnoujścia. A kiedy wreszcie otwarto dla kajakarzy polskie morze, ruszył na głębsze wody.  
 
– Jako pierwszy wyruszyłem z Polic, gdzie mieszkam i opłynąłem całe wybrzeże, do Krynicy Morskiej, przepłynąłem Cieśninę Pilawską już na terenie Rosji, docierając do Elbląga. Pływanie morskie było dla mnie fascynujące.  
 
Wkrótce o tej fascynacji zaczęło być głośno. W  1999 r. podczas wyprawy "Kajakiem dookoła Bałtyku z Polic do Polic" samotnie opłynął Bałtyk. W 80 dni pokonał 4227 kilometrów. Dopłynąłem do Polic akurat w dniu moich urodzin, 9 września – wspomina. – Rok później znów samotnie ruszyłem z Polic za Koło Podbiegunowe – do Narwiku. To była moja najwspanialsza wyprawa, wzdłuż fiordów – ja na morzu, a obok wysokie, liczące po 1000 m, pionowe skały. Ośnieżone, bo pod koniec spadł śnieg. Podróżowałem 101 dni. Dopłynąłem do Narwiku 6 października 2000 r.  
 
W końcu jako kajakarz turysta postanowił dopłynąć do Ameryk. Do Ameryki Południowej dopłynął z Afryki, a do Północnej – z Europy, pokonując Ocean Atlantycki. Teraz chce pokonać go trzeci raz.  
 
Wyprawę Aleksandra Doby można śledzić na w Internecie, na stronie www.aleksanderdoba.pl
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy