Reklama

Lifestyle

Maja Popielarska w dzikim ogrodzie prof. Łukasza Łuczaja

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 18.09.2021
56249_luczaj
Share
Udostępnij
Z warsztatów dzikiej kuchni organizowanych przez prof. Łukasza Łuczaja, botanika, etnobotanika, kierownika Zakładu Botaniki i profesora Instytutu Biotechnologii Stosowanej i Nauk Podstawowych Uniwersytetu Rzeszowskiego w Weryni; twórcy Dzikiego Ogrodu w Pietruszej Woli, masowo korzystają informatycy oraz mieszkańcy dużych miast. To odzwierciedla rosnący trend na powrót człowieka do natury. W mijającym tygodniu w dzikim ogrodzie prof. Łuczaja w okolicach Krosna gościła Maja Popielarska, znana z bardzo popularnego  programu "Nowa Maja w ogrodzie" w HGTV Home & Garden. Chwilę jednak potrwa, zanim odcinek będzie można zobaczyć na ekranach telewizora – w sierpniu 2022 roku.
 
Wokół domu znanego botanika i etnobotanika w Pietruszej Woli roztacza się 17-hektarowy teren, na którym założył dziki ogród. Teren kupił kilkanaście lat temu za pieniądze dla młodych naukowców (studiowanie biologii na Uniwersytecie Warszawskim rozpoczął w wieku 17 lat jako wybitnie zdolny uczeń, potem pracował w warszawskim Ogrodzie Botanicznym). Dla przeciętnego człowieka ogród wygląda całkiem zwyczajnie; dają się na to nabrać także grzybiarze, przekonani, że chodzą po nieużytkach. Teren podzielony jest na miejsca zadrzewione, otwarte oraz mozaikowe – sawannę. Najpiękniej jest tu wiosną, gdy dziki ogród rozkwita kolorami tysiąca różnych gatunków narcyzy.
 
 
– Opiekowanie się ogrodem wcale nie polega na tym, że przez sześć godzin dziennie w nim pracuję albo robi to za mnie służba. Idea ogrodu była taka, żeby zagospodarować teren, który jest nieużytkiem porolnym, ochronić występujące na nim gatunki i wzbogacić go w gatunki rodzime, wyjątek robię jedynie, sadząc np. obce drzewa. Obecnie mam 500 gatunków drzew. Przenoszę też z okolicznych lasów „potencjał” flory: np. po kilka, kilkadziesiąt kęp różnych gatunków wczesnowiosennych, takich które nie wymagają dużej opieki – opowiada. – Kiedyś bardzo lubiłem się chwalić i prowadziłem po ogrodzie każdego, kto do nas przyjeżdżał. Teraz tego jakoś nie robię, rośliny są dla mnie, obcuję z nimi, ale oczywiście cieszę się nimi i jestem poruszony, gdy ktoś chce je oglądnąć. 
 
 
Łukasz Łuczaj jest jednym z kilku etnobotaników w Polsce zajmujących się badaniem użytkowania roślin w tradycyjnych społecznościach.
To dziedzina trudna, w której potrzebna jest pewna dojrzałość i szeroka percepcja. Jest też słabo finansowana, z małymi możliwościami zatrudnienia, i niewielkim polem do prowadzenia badań. – Żeby się nią zająć, trzeba być wariatem albo fascynatem – tłumaczy.
 
Łuczaj na początku działalności przez kilka lat prowadził badania w Polsce, w terenie oraz w archiwach. Potem wyjeżdżał na Bałkany – do Bośni i Hercegowiny, Chorwacji, Rumunii. – Trzeba ratować wiedzę, która zanika. Dokumentując, dajemy szansę przyszłym pokoleniom na jej odtworzenie. To unikatowa wiedza, w której wcale nie chodzi tylko o rośliny jadalne. Także o lecznicze i interakcję roślin ze środowiskiem – wyjaśnia.
 
 
W przyrodzie zdumiewające jest to, że niezależnie od szerokości geograficznej można spotkać te same rośliny polne lub łąkowe. Dla Polski i Chin taką rośliną jest np. pięciornik gęsi, bardzo ważna roślina pokarmowa w tybetańskiej dolinie, którą badał. – Ma bardzo małe bulwy, jej zbieranie jest pracochłonne. W ciągu dnia udaje się zebrać od pół do jednego kilograma. Pięciornik gęsi był kiedyś pożywieniem umożliwiającym przeżycie, teraz Tybetańczycy serwują go od święta z masłem i cukrem lub miodem, a smak tej potrawy jest podobny do naszej kutii. Chińczycy jedzą też młode pędy paproci występujących także w naszych lasach – opowiada naukowiec.
 
Według założyciela dzikiego ogrodu, przeciętny mieszkaniec wsi w niewielkim stopniu wykorzystuje bogactwo przyrody, ograniczając się do zbierania kilku gatunków grzybów i owoców, ewentualnie polowań. – Najlepszym źródłem pożywienia w polskiej przyrodzie jest zwierzyna płowa. Gdybym nagle musiał się wyżywić się z przyrody, po prostu zacząłbym strzelać. Rośliny spożywałbym w drugiej kolejności, bo gęstość energetyczna składników odżywczych w mięsie zwierząt jest dużo większa niż w roślinach – tłumaczy etnbotanik. – Oczywiście, są rośliny, które zawierają trochę węglowodanów i białka, ale to nie zawsze wystarczy. Myślę, że w dzikiej przyrodzie w warunkach Polski maksymalnie do miliona ludzi mogłoby przeżyć bez rolnictwa, jednak trzydzieści parę milionów umarłoby z głodu. Dobrze żyć z dzikiej przyrody mogłoby sobie kilkaset tysięcy osób.
 
  
Zdaniem Łukasza Łuczaja, większość z nas nie korzysta z dostępnych dobrodziejstw przyrody, bo jesteśmy zajęci czymś innymi. Zachłysnęliśmy się nowoczesnością, ale z drugiej strony obserwuje się trend powrotu do natury i coraz większym zainteresowaniem cieszą się produkty ekologiczne oraz  kulinarne „eksperymenty” na bazie tego, co rośnie lub kwitnie. Takim jest np. napój z bławatków. Przepis na niego – uzyskany od swoich wiejskich informatorek –  Łukasz Łuczaj zamieścił na swoim blogu. Napój wygląda cudownie, i, jak mówi botanik, jeszcze lepiej smakuje. Podobno nie ma w nim nic oryginalnego, bo do lat 60. XX wieku było to bardzo popularny napój na wsi, który świetnie gasił pragnienie przy żniwach.
 
 
Naukowiec z Pietruszej Woli przyznaje, że na Podkarpaciu trend powrotu do natury robi się coraz popularniejszy. W instytucie w Weryni powstały studia podyplomowe z ziołoznawstwa, w Krośnie na PWSZ ogromnym zainteresowaniem cieszą się studia na kierunku towaroznawstwo ziołowe. 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy