Reklama

Lifestyle

Andrzej Bargiel: Wojsko nie pozwoliło nam wyjść na poszukiwanie Olka

Z Andrzejem Bargielem, narciarzem wysokogórskim, biegaczem górskim i himalaistą, podczas 11. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 07.09.2015
21693_bargiel2
Share
Udostępnij
Pod koniec lipca br., podczas zjazdu na nartach z obozu II do I, zaginął na Gasherbrumie Olek Ostrowski z Wetliny w Bieszczadach. Jako jedyni w Polsce zajmowaliście się zjazdami narciarskimi z ośmiotysięczników. Znałeś Olka osobiście? Jak przyjąłeś wiadomość o jego śmierci?
 
To straszna tragedia. Nie mieliśmy okazji poznać się z Olkiem osobiście. Miałem natomiast kontakt z nim przed jego pierwszą wyprawą w Himalaje, kiedy przez Internet poprosił o parę rad, m.in. jakiego sprzętu używać. Jadąc na Broad Peak, byłem w Pakistanie, ale zajechałem tam jakieś 10 dni później niż Olek, który wybierał się na Gasherbrum II. O wypadku Olka dowiedziałem się tuż po swoim zjeździe. To był pierwszy telefon, który otrzymałem. Starałem się zrobić, co mogłem i od razu wyruszyliśmy z Darkiem Załuskim do bazy pod Gasherbrum II. Czekaliśmy na wyniki trwającej już akcji ratunkowej. Byłem przygotowany, by wyjść do góry. Niestety, kolejne akcje zostały zatrzymane; wojsko zakazało wyjścia do góry. Oficer łącznikowy próbował to jakoś załatwiać i nawet się w pewnym momencie popłakał, bo dowódca się nie zgodził. Wyjście nie było więc możliwe. Ja nie byłem tam nigdy i nie wiedziałem, gdzie mam iść. Potrzebowałem do pomocy Szerpów, żeby spróbować coś zrobić. Niestety, oni w takim układzie nie mogli nigdzie wyjść, ja również i to się po prostu tak zakończyło, z czego do końca dumny nie jestem.
 
(Andrzej Bargiel zjechał z Broad Peaku 25 lipca; Olek Ostrowski zaginął na Gasherbrumie II w tym samym dniu. Dzień później z bazy pod Gasherbrumem wyszła na poszukiwanie Olka grupa tragarzy wysokościowych , jednak wróciła nie znajdując żadnych śladów. Także 26 lipca do bazy dotarli Andrzej Bargiel i towarzyszący mu himalaista Darek Załuski z zamiarem wsparcia akcji poszukiwawczej, ale warunki terenowe i pogodowe zadecydowały o tym, że akcji tragarzy już nie powtórzono – przyp. JK).
 
Czy taki wypadek, jak Olka Ostrowskiego, powoduje, że masz z tyłu głowy myśl, iż podobna sytuacja może się zdarzyć także Tobie? Z tego co wiemy, Olek prawdopodobnie wywołał lawinę, która wepchnęła go do szczeliny.
 
Nie byłem tam na miejscu, więc nie wiem, jak było. Znam tę historię z opowiadań Piotra ((Piotr Śnigórski, towarzysz Olka podczas wyprawy na Gasherbrum II – przyp. JK) i z tego wynika, że były tam po prostu błędy. Generalnie, tamten teren nie jest taki trudny; to jeden z łatwiejszych ośmiotysięczników. Trzeba się jednak wystrzegać nawet najmniejszych błędów, bo one czasem powodują straszne konsekwencje. Na pewno to, co się stało, daje do myślenia. Ale wydaje mi się, że jeszcze większą wagę trzeba przykładać do zbierania jak największego doświadczenia. Trzeba robić bardzo trudne rzeczy w niższych górach, żeby mieć zapas i spokojną głowę.
 
Chcesz powiedzieć, że Olek porwał się na taką trudną rzecz z niewystarczającym doświadczeniem?
 
Czy trudną? Olek też był ratownikiem GOPR i świetnie jeździł na nartach. Generalnie, to wszystko się źle ułożyło. Jeżeli byłyby tam komercyjne wyprawy, tak jak zawsze to było, bo nieraz wchodziło tam na szczyt 100 osób w ciągu jednego sezonu, to Olek z Piotrem wyszliby po przetartej ścieżce i byłoby im łatwiej. A tutaj warunki były cięższe i oni musieli sami przecierać szlak. Nikt za nich nie robił tego, co zazwyczaj podczas wypraw komercyjnych robią Szerpowie. To na pewno było dużym wyzwaniem.  Tak naprawdę ciężko mi formułować tu jakąś stanowczą ocenę, bo mnie tam nie było. Jedyną osobą, która tam była, jest Piotr i tylko on wie, co się tam naprawdę działo.
 
 
Andrzej Bargiel, rocznik 1988, zakopiańczyk, narciarz wysokogórski (skialpinista), biegacz górski i himalaista, w 2010 r. ustanowił niepobity dotąd rekord w biegu na Elbrus (5642 m), trasę pokonał w 3 godz. i 23 min.  W 2013 r. rozpoczął realizację wieloletniego projektu „Hic sunt leones”. Wtedy wszedł i zjechał na nartach z centralnego wierzchołka Shisha Pangma (8013 m). Rok później w rekordowym czasie (14 godz. i 5 min.) zdobył Manaslu (8156 m), a następnie również rekordowo szybko zjechał na nartach do bazy (zmieścił się w czasie 21 godz. i 14 min). 25 lipca br. stanął na szczycie Broad Peak (8051 m) w Karakorum, a następnie w 3 godziny, jako pierwszy człowiek w historii, dokonał zjazdu na nartach z tego ośmiotysięcznika. 
 
Olek Ostrowski był o trzy miesiące starszy od Andrzeja Bargiela. Pochodził z Wetliny w Bieszczadach. Był ratownikiem GOPR, instruktorem narciarstwa. W 2012 r. samotnie zjechał północną ścianą Piku Lenina (7134 m), dwa lata później jako pierwszy Polak zjechał na nartach południowo-wschodnią ścianą Kazbeku (5047 m). W 2014 r. zorganizował jednoosobową wyprawę w Himalaje, podczas której samotnie i bez użycia dodatkowego tlenu zdobył szczyt Cho Oyu (8201 m), a następnie zjechał z niego na nartach. Był to pierwszy zjazd na nartach z tej góry dokonany przez Polaka, dodatkowo także polski rekord wysokości zjazdu na nartach. Za to osiągnięcie otrzymał wyróżnienie w kategorii alpinizm podczas „Kolosów” oraz nagrodę w konkursie TRAVELERY. 25 lipca br. zaginął podczas zjazdu na nartach z obozu II do I po próbie zdobycia w Karakorum sąsiada Broad Peaku – Gasherbruma II (8035 m).
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy